czwartek, 14 lipca 2022


Choć w Rosji brak tradycji prężnego samorządu, nie znaczy to wcale, że żywa jest tam tradycja biurokratycznego centralizmu. Przed dojściem do władzy komunistów biurokracja rosyjska była stosunkowo nieliczna i mało sprawna. Biurokratyzację państwa ogromnie utrudniała rozległość kraju, niewielka gęstość zaludnienia, kiepska sieć komunikacyjna i chyba przede wszystkim brak funduszy. Władzom rosyjskim zawsze brakowało pieniędzy, a to, co miały, wolały wydać na wojsko. Za Piotra Wielkiego aparat administracyjny w Rosji – już wówczas największym państwie świata – pochłaniał 135.000 – 140.000 rubli rocznie, czyli 3–4 procent budżetu państwa. Jak skromna była to suma, świadczy następujący przykład. Pod wrażeniem porządku panującego w Inflantach, niedawno odebranych Szwedom, Piotr I nakazał w 1718 roku zbadać, jak funkcjonuje tam administracja. Dochodzenie wykazało, że rząd szwedzki przeznaczał na zarządzanie tą jedną prowincją, której powierzchnia liczyła może 50.000 kilometrów kwadratowych, tyle pieniędzy, ile car wydawał na całe imperium, obejmujące 15 milionów kilometrów kwadratowych. Zamiast jednak naśladować szwedzkie wzory, Piotr I kazał rozwiązać administrację w Inflantach.

Rosyjska biurokracja zajmowała mało miejsca nie tylko w budżecie państwa, była również niewielka w porównaniu z liczbą ludności. W połowie XIX wieku Rosja miała od 11 do 13 urzędników  państwowych na 10.000 mieszkańców. Było to trzy-, czterokrotnie mniej niż w ówczesnej Europie Zachodniej. Rosja moskiewska i Rosja imperialna, których biurokracja korzystała z wielkiej swobody działania i słynęła z samowoli, rozporządzały z pewnością zbyt szczupłym aparatem administracyjnym. Przeszkody na drodze do biurokratyzacji na pełną skalę usunięto dopiero w październiku 1917 roku, po zdobyciu władzy przez bolszewików. W tym czasie środki komunikacji i łączności były już tak nowoczesne, że ani odległość, ani klimat nie przeszkadzały centrali sprawować ścisłej kontroli nad odległymi guberniami. Pieniądze też nie były już problemem; przejęcie przez państwo całego majątku produkcyjnego zapewniło nowemu rządowi wszystkie środki, jakich potrzebował do celów  administracyjnych, a jednocześnie stanowiło świetny pretekst do zbudowania ogromnego aparatu  biurokratycznego.

Organizacja administracji rosyjskiej przed rokiem 1917 polegała na swoistym systemie dzierżawnym, który nie przypominał ani biurokratycznego centralizmu, ani samorządu. Jego prototypem była moskiewska instytucja kormlenija, która dawała służbie państwowej praktycznie wolną rękę w eksploatacji kraju, pod warunkiem jedynie, że w zamian przekaże ona państwu ustaloną część swoich dochodów. Reszta nie interesowała Korony. Katarzyna II z rozbrajającą szczerością objaśniła ten system – w takim zakresie, w jakim dotyczył on jej dworu – francuskiemu ambasadorowi:

Król Francji nigdy dokładnie nie wie, ile wydaje; nic nie jest zawczasu uregulowane ani ustalone. Ja robię inaczej: co roku ustalam kwotę, zawsze tę samą, na wydatki mojego stołu, na meble,  przedstawienia, stajnie, słowem, na całe gospodarstwo. Każę podawać na stoły w moim pałacu określoną ilość wina i określoną liczbę dań. To samo dotyczy wszystkich innych dziedzin administracji. Dopóki dostaję dokładnie tyle, pod względem jakości i ilości, ile żądałam, i nikt się nie skarży na zaniedbania w tej mierze, jestem zadowolona; jest mi zupełnie wszystko jedno, czy z ustalonej kwoty podkradną mi coś dzięki oszustwu bądź gospodarności...

Ten sam system panował w zasadzie w całym państwie, w każdym razie do drugiej połowy XIX wieku.

Słynna chciwość urzędników rosyjskich, zwłaszcza gubernialnych, szczególnie w guberniach oddalonych od stolicy, nie wynikała z jakichś osobliwych cech rosyjskiego charakteru narodowego ani nawet niskiego poziomu ludzi, którzy wybierali karierę urzędniczą. Jej przyczyną był system, w którym rząd, nie mając pieniędzy na administrację, nie tylko przez stulecia nie płacił urzędnikom pensji, ale wprost kazał im „żyć ze spraw urzędowych” (kormiatsia ot dieł). W państwie moskiewskim możliwości bogacenia się urzędników ograniczało do pewnego stopnia to, że sprawowali oni określone stanowisko na prowincji bardzo krótko. Aby wojewodowie mianowani na lukratywne stanowiska na Syberii nie przekraczali rozsądnego, w oczach władz, poziomu zdzierstwa, rząd wystawiał warty przy głównych drogach wiodących z Syberii do Moskwy, które rewidowały wracających wojewodów z rodzinami i konfiskowały nadwyżkę. W celu ich ominięcia obrotni dygnitarze wracali bocznymi drogami, przemykając się do domu jak złodzieje.

(...)

W Rosji carskiej zatem korupcja urzędników nie była aberracją, odstępstwem od przyjętej normy, jak to jest w większości krajów; była nieodłączną częścią systemu administracyjnego. Od czasu powstania Rusi Kijowskiej urzędnicy byli przyzwyczajeni do życia na koszt miejscowej ludności. Władzy  centralnej, choć się starała, brakowało środków, aby zmienić tę tradycję. I tak to trwało. W ciągu stuleci wykształcił się w Rosji cały łapówkarski savoir-vivre. Rozróżniano między „niewinnymi dochodami” (biezgriesznyje dochody) a „grzesznymi dochodami” (griesznyje dochody). Wszystko zależało od charakteru ofiary. „Grzeszne” były „dochody” osiągane kosztem Korony, takie jak defraudacja rządowych funduszy albo świadome fałszowanie danych żądanych przez jakiś urząd centralny. „Niewinne dochody” pochodziły z kieszeni społeczeństwa; były to pieniądze, które urzędnicy wymuszali od obywateli, opłaty pobierane przez sędziów za korzystny wyrok, a najczęściej napiwki za przyspieszenie załatwienia sprawy urzędowej. (...) Przyjmujący łapówkę często stosował się do niepisanego cennika i wydawał resztę. Inspektorzy rządowi nie patyczkowali się z urzędnikami szkodzącymi interesom państwa, zwłaszcza za Piotra Wielkiego i jego następców. Rzadko  interweniowali, gdy pokrzywdzonym był zwykły obywatel.

Richard Pipes — Rosja carów

Kreml jak się zdaje nakazał rosyjskim „podmiotom federalnym” (regionom) utworzenie batalionów ochotniczych do udziału w rosyjskiej inwazji na Ukrainę, zamiast ogłaszać częściową lub pełną mobilizację w Rosji. Rosyjski korespondent wojenny i milblogger Maksim Fomin stwierdził, że Rosja rozpoczęła „mobilizację ochotniczą”, w której każdy region musi wygenerować co najmniej jeden batalion ochotniczy. Termin „mobilizacja ochotników” prawdopodobnie sugeruje, że Kreml nakazał 85 „podmiotom federalnym” (regionom, w tym okupowanym Sewastopolowi i Krymowi) rekrutować i motywować finansowo ochotników do tworzenia nowych batalionów, zamiast odnosić się do dosłownej mobilizacji polegającej na poborze lub przymusowym naborze z pomocą wszystkich rezerwistów w Rosji. Rosyjskie media podały, że urzędnicy regionalni rekrutują mężczyzn w wieku do 50 lat (lub 60 w przypadku odrębnych specjalizacji wojskowych) na sześciomiesięczne kontrakty i oferują pensje w wysokości od 220.000 do 350.000 rubli miesięcznie (około 3.750 do 6.000 USD). Oddzielne regiony oferują natychmiastową premię za rekrutację, która wynosi średnio 200.000 rubli (około 3.400 dolarów) wydanych z budżetu regionu i świadczeń socjalnych dla żołnierzy i ich rodzin. Rosyjskie media już potwierdziły utworzenie lub rozmieszczenie batalionów ochotniczych w Kursku, Kraju Nadmorskim, Republice Baszkirii, Republice Czuwastycznej, Czeczenii, Republice Tatarstanu, Moskwie, Permie, Niżnym Nowogrodzie i obwodach Orenburg na przełomie czerwca i lipca. Urzędnicy obwodu tiumeńskiego ogłosili utworzenie jednostek ochotniczych (nie konkretnie batalionu) 7 lipca. Obwody Niżny Nowogród i Orenburg na przełomie czerwca i lipca.

Bataliony ochotnicze mogłyby do końca sierpnia wygenerować około 34.000 nowych żołnierzy, jeśli każdy podmiot federalny wyprodukuje co najmniej jedną jednostkę wojskową liczącą 400 żołnierzy. Niektóre rosyjskie raporty i dokumentacja sugerują, że Kreml dąży do rekrutacji około 400 żołnierzy na batalion, którzy odbędą miesięczne szkolenie przed rozmieszczeniem na Ukrainie. Liczba mężczyzn może się różnić, ponieważ niektóre podmioty federalne, takie jak Republika Tatarstanu czy Czeczenia, tworzą odpowiednio dwa i cztery bataliony ochotnicze. Możliwe, że niektóre podmioty federalne mogą opóźniać lub nie uczestniczyć w tworzeniu batalionów, a urzędnicy w Wołgogradzie podobno milczą na temat tworzenia nowych jednostek. Nowo sformowane bataliony wyjeżdżają obecnie na poligony i prawdopodobnie zakończą swoje miesięczne szkolenie do końca sierpnia, ale nie będą gotowe do walki w tak krótkim czasie. Nie będą stanowić poważnej siły bojowej.

12 lipca rosyjscy milibloggerzy skrytykowali rosyjskie wojsko za pozyskiwanie irańskich bezzałogowych statków powietrznych w celu usprawnienia namierzania artylerii na Ukrainie, nie rozwiązując przy tym kwestii dowodzenia, które dużo poważniej ogranicza skuteczność rosyjskiej artylerii. Rosyjski kanał Telegram Rybar pisze 12 lipca, że ​​rosyjskie prośby i zatwierdzenie ostrzału artyleryjskiego przechodzą przez zawiły łańcuch dowodzenia, co skutkuje opóźnieniem od kilku godzin do kilku dni między rosyjskimi siłami naziemnymi wnioskującymi o ostrzał artyleryjski, rosyjskimi celowaniem i przeprowadzaniem rzeczywistych ataków. Rybar stwierdził, że siły rosyjskie w Syrii skróciły czas między namierzeniem a uderzeniem do mniej niż godziny. Rybar pisze, że choć rosyjskie zapotrzebowanie na więcej UAV jest jasne, i że irańskie bezzałogowce pomogły osiągnąć 40-minutowy czas trafienia celu na syryjskich poligonach, dodatkowe UAV nie rozwiązują problemów związanych z nadmiernie scentralizowanym rosyjskim dowództwem i nadmiernym poleganiem na artylerii na Ukrainie. Rosyjski milblogger Wojennyj Oswiedomitel utrzymuje, że siły rosyjskie miały do ​​czynienia z tym samym nadmiernie scentralizowanym dowództwem podczas pierwszej wojny czeczeńskiej, w której niezdolność rosyjskich sił lądowych do otrzymania wsparcia artyleryjskiego, bez przechodzenia przez łańcuch dowodzenia, hamowała reakcje na działania ofensywne wroga. Milblogger Yuzhnyi Veter wykazał, że czas reakcji ukraińskich sił artyleryjskich na cel nie przekracza 40 sekund.

understandingwar.org