Rada Bezpieczeństwa, powołana w 1992 roku na wzór zachodnich demokracji, w systemie putinowskim bywa najczęściej porównywana do Biura Politycznego Komitetu Centralnego, a więc ścisłego kierownictwa państwa, gdzie strategiczne decyzje zapadają w gronie kilku najważniejszych osób czy stałych członków Rady. Większość z nich to tak zwane siłowiki, czyli przedstawiciele struktur siłowych w randze generała. W skład Rady wchodzą także niestali członkowie, czyli ci, którzy dostali od Putina szansę na wejście do elitarnego klubu.
Dotychczas większość posiedzeń Rady Bezpieczeństwa wyglądała w sposób następujący: najpierw kilkominutowa pokazucha dla mediów. Putin pytał, kto jest tego dnia obecny, następnie uczestnicy, pełni dostojeństwa, pochylali głowy nad problemami ojczyzny. Panie prezydencie, to, panie ministrze, tamto. Klub dżentelmenów w pagonach i garniturach. Następnie dziennikarze opuszczali salę, kurtyna opadała, a Rada przyjmowała formę spotkań zamkniętych, co pozwalało na większą swobodę wypowiedzi, kamuflowało nieporozumienia wewnętrzne oraz zakrywało przed zagranicą podział wpływów, proces decyzyjny, a często i same decyzje. Jedyne, co mogliśmy odczytać z posiedzeń, to to, że człowiek nominowany na stałego członka Rady stawał się osobą uprzywilejowaną w pionie władzy. Rosyjscy dziennikarze bazujący na swoich źródłach pisali, że przez długie lata Putin działał wewnątrz Rady jako arbiter, wsłuchujący się w opinię przybyłych członków i nierzadko na tej podstawie podejmował decyzje.
Posiedzenie Rady z 21 lutego pokazało jednak, że dotychczasowy modus operandi jest martwy oraz że od pewnego czasu Putin słucha wyłącznie samego siebie, a podwładni - zamiast być doradcami, sprawczymi ogniwami systemu - stali się żołnierzami posłusznie wykonującymi rozkazy. Co więcej, najważniejsze osoby w państwie weszły w rolę potwierdzaczy, którzy choć nie podejmują decyzji, muszą wygłosić jej publiczne poparcie, a tym samym wziąć za nią część odpowiedzialności. Jednak w ramach spektaklu ponurej monarchii zobaczyć można było, że część wywołanych do odpowiedzi nie paliła się do uznania niepodległości obu republik, a zatem można podejrzewać, że tym bardziej nie paliła się do wojny z Ukrainą.
To bardzo niewdzięczna rola analizować posiedzenia Rady Bezpieczeństwa - kto lubi Putina, a kto nie; kto jest za, a kto przeciw; kto z kim zawiera sojusze, a kto prowadzi konflikty, bo przecież to czysta spekulacja. Można jednak, jak z kamerą wśród zwierząt, poprzyglądać się najważniejszym figurom na rosyjskiej szachownicy władzy, spekulując who is who, oraz komu spieszno zabijać Ukraińców i maszerować w zwartym pochodzie swojego wodza.
tvn24.pl