Rosja nie potwierdza ani nie zaprzecza. Sekretarz prasowy Kremla oświadczył: „informacje o obecności wojskowych z KRL-D na Ukrainie należy traktować jako sprzeczne”. I odesłał zainteresowanych dziennikarzy do rosyjskiego ministerstwa obrony, czyli znanej krynicy prawdomówności. Podobnie rzeczniczka MSZ udzieliła na pytanie o obecność żołnierzy Kima w Rosji mętnej odpowiedzi.
(...)
„The Wall Street Journal” 23 października, powołując się na byłego funkcjonariusza rosyjskiego wywiadu, napisała, że traktat o strategicznym partnerstwie zawiera tajny punkt. Mowa jest w nim o możliwości wysłania północnokoreańskich żołnierzy do walki z Ukrainą. Moskwa zaprzeczyła, że w traktacie są jakieś sekretne protokoły. Ale jeśli są, to przecież nie po to są utajnione, żeby o nich publicznie mówić. Do tajnych protokołów paktu Ribbentrop-Mołotow Moskwa nie przyznawała się przez dziesięciolecia.
Po podpisaniu przez Putina i Kima traktatu Korea Północna zaczęła dostarczać Rosji broń i pociski, w tym rakietowe. W raporcie „Nordkoreas Ruestungpolitik als indirekte Sicherheitbedrohung für Europa” analitycy berlińskiego ośrodka SWP piszą: Pjongjang stał się dla Rosji najważniejszym dostawcą broni. Tym samym północnokoreański reżim wpływa na stan bezpieczeństwa w całej Europie i nie wolno tego lekceważyć.
(...)
W tej rozgrywce jest jeszcze jeden ważny aktor. Najważniejszy. To Pekin. Politolog Konstantin Eggert mówi: „Jeżeli Moskwa idzie po pomoc do Korei Północnej, może to oznaczać jedno: takie posunięcie zostało skonsultowane z Chinami. Korea Północna nie może istnieć bez wsparcia Chin. Dla Pekinu ważne jest, aby Putin nie przegrał wojny [z Ukrainą]. To wzmacnia uzależnienie Moskwy od ChRL. Gdyby Pekin powiedział »nie«, to Kim nikogo by do Rosji nie wysłał”.
tygodnikpowszechny.pl