wtorek, 21 marca 2023


– Próby aktów terrorystycznych na terytorium Białorusi to dla nas nowość. Nie dlatego, że nie spodziewaliśmy się tego. Myśmy się tego spodziewali. Zarówno ja, jak i wojskowi. (…) Chciałbym, żeby ludzie jakoś się zjednoczyli. Ludzie widzą wszystko. Wy dajcie nam w porę jakąś wskazówkę: jakiś obcy człowiek, jakiś człowiek w peruce i tak dalej. Dajcie nam sygnał – apelował Łukaszenka.

(...)

– Nie powinniśmy się rozluźniać. Tak, wygraliśmy w 2020 roku, Bóg nam pomógł. Nie przygotowywaliśmy się do tego. Myśleliśmy: czy coś takiego może się zdarzyć na naszej świętej ziemi? I się stało. (…) Ani my, ani Rosjanie nie powinniśmy się rozluźniać. To jest teraz sprawa najważniejsza – powiedział.

(...)

– Wiecie, faszyzm nie ma ludzkiej twarzy, ale ma nazwiska. Nazwiska morderców i zdrajców. I my je znamy – powiedział.

(...)

– Zastąpili aryjskie standardy wartościami liberalnymi i demokratycznymi. Filtrowanie ludzi, by spełnić nowy standard, trwało długo. Poprzez kolorowe rewolucje, zamieszki, wojny hybrydowe, sankcje, szantaż. Wiemy też, do czego to może doprowadzić – mówił Łukaszenka.

(...)

– Widzimy budzenie się instynktów naszych przodków – ukraińskich, łotewskich, litewskich i polskich katów, którzy wrzucali do ognia nasze dzieci, starców i kobiety – podsumował białoruski dyktator.

belsat.eu/BiełTA/east24.info

Koncepcja wojny informacyjnej jako sposób rozumienia historii od dawna zajmowała pewną grupę rosyjskich analityków geopolityki, którzy chcieli wyjaśnić, jak doszło do upadku Związku Radzieckiego. Agenci tajnych służb zostali naukowcami i dziś przekonują, że Związek Radziecki nie runął z powodu słabej polityki gospodarczej, łamania praw człowieka i kłamstw, ale z winy „wirusów informacyjnych”, wypuszczanych przez zachodnie służby w ideologicznych koniach trojańskich, takich jak wolność słowa i reformy gospodarcze (czyli operacji pierestrojka). Za rozprowadzanie tych wirusów odpowiedzialni byli oczywiście tajni agenci, którzy rzekomo przeniknęli do rosyjskiego establishmentu i udawali tak zwanych reformatorów, sprzymierzeni z dowodzoną przez Waszyngton piątą kolumną antyradzieckich dysydentów.

Przez długi czas takie teorie nie pojawiały się w rosyjskim mainstreamie. Jednak kiedy Kreml zaczął szukać sposobu na wyjaśnienie kolorowych rewolucji i rosnącego w kraju niezadowolenia, które przerodziło się w stutysięczne protesty przeciwko rządom Władimira Putina w latach 2011 i 2012, taka dominująca filozofia wojny informacyjnej była coraz bardziej nagłaśniana przez telewizję i spin doktorów. Dzisiaj obowiązuje teoria mówiąca, że Zachód prowadzi wojnę informacyjną z Rosją, chytrze posługując się BBC i organizacjami pozarządowymi działającymi na rzecz praw człowieka, biurami fact-checkingu i śledztwami antykorupcyjnymi.

(...)

Eksperci zgadzają się jednak najczęściej co do kilku kwestii. Po pierwsze, że rosyjskie podejście zaciera granicę między wojną a pokojem, prowadząc do stanu permanentnego konfliktu, który nigdy nie jest ani w pełni czynny, ani całkowicie wygasły. Bardzo istotną rolę odgrywają w nim kampanie informacyjne. Janis Berzinš z Łotewskiej Akademii Wojskowej, podsumowując cele rosyjskiej „wojskowości nowej generacji”, opisuje przejście od bezpośredniego niszczenia wroga do jego wewnętrznego rozkładu; od wojny środkami konwencjonalnymi do nieregularnych ugrupowań; od bezpośredniego starcia do wojny bezkontaktowej; od materialnego otoczenia do ludzkiej świadomości; od wojny w zdefiniowanym okresie do stanu wojny permanentnej jako naturalnej kondycji życia narodu.

Dochodzi do paradoksu. Z jednej strony konieczne jest rozpoznanie i ujawnienie, jak Kreml ze swoim militarnym nastawieniem wykorzystuje informacje, by dezorientować, zastraszać, dzielić i opóźniać. Z drugiej strony wszelka odpowiedź na ten stan rzeczy grozi wzmocnieniem kremlowskiej wizji świata.

Peter Pomerantsev - To nie jest propaganda