sobota, 13 lipca 2024



Dlaczego Rosjanie tracą tak wielu żołnierzy?

Przyczyną masowych strat są nowe ataki na region Charkowa w ciągu ostatnich kilku tygodni. Jednocześnie armia rosyjska atakuje również inne odcinki frontu. Według brytyjskiego wywiadu taktyka ta zwiększyła presję na froncie.

Jest jednak także dobra wiadomość dla Ukrainy.

"Skuteczna ukraińska obrona i brak rosyjskiego wyszkolenia ograniczają zdolność Rosji do osiągnięcia sukcesu taktycznego, pomimo prób dalszego przedłużenia linii frontu" — pisze brytyjski wywiad.

Putin zrobi wszystko, co w jego mocy, aby w końcu osiągnąć sukces. Dlatego ponawia ataki ukraińskich pozycji masami żołnierzy. Według brytyjskiego wywiadu oznacza to, że rosyjskie straty będą nadal wynosić średnio ponad 1 tys. zabitych i rannych dziennie również przez co najmniej następne dwa miesiące.

Pod koniec maja brytyjski rząd opublikował dane dotyczące rosyjskich ofiar od początku wojny. Według tych danych od lutego 2022 r. zginęło lub zostało rannych już ponad 465 tys. rosyjskich żołnierzy.

onet.pl


Nieustannie największe postępy Rosjanie notują na kierunku Pokrowskim, gdzie Ukraińcy ciągle się cofają od upadku Awdijiwki w lutym. Praktycznie dzień w dzień donoszą o około 40 rosyjskich atakach w tym rejonie, co stanowi 1/3-1/4 wszystkich na całym froncie. Ewidentnie tam skupiony jest aktualnie główny wysiłek Rosjan, którzy starają się wykorzystać problemy Ukraińców z ustabilizowaniem frontu. Sytuacja nie jest jednak krytyczna, ponieważ póki co nie powtarzają się takie nagłe włamania Rosjan jak to w Oczeretyne w połowie kwietnia.  Ukraińcy raczej w sposób zorganizowany oddają teren, starając się wyrządzić maksymalne szkody napastnikom przy jednoczesnym ograniczeniu własnych. Można przypuszczać, że bardziej uporczywą obronę będą prowadzić na domyślnej drugiej ufortyfikowanej linii obrony w tym rejonie, do której właśnie dociera front. Ciągnie się ona po linii wsi, strumieni i stawów z północy na południe. Ukraińcy wręcz mieli się wycofać w ostatnich dniach z kilku miejscowości leżących tuż przed nią.

(...)

Kolejny trudny dla Ukraińców odcinek to rejon miasta Toreck, 30 kilometrów na wschód. Do połowy czerwca był najspokojniejszy w obwodzie Donieckim. Front nie ruszył się tam od początku wojny. Później stało się jednak coś, co pozwoliło Rosjanom skoczyć naprzód. Ze strony Ukraińców pojawiły się sugestie, że tak jak wiele razy w przeszłości na innych odcinkach, zawiodło wykonanie rotacji oddziałów trzymających front. Zmęczeni weterani z pododdziałów dwóch brygad mieli być wymieniani w niemal tym samym momencie na świeżych, ale nie znających tak dobrze tego odcinka zastępców. Rosjanie mieli to sprawnie wykorzystać. Z ich strony pojawiły się dodatkowo twierdzenia o powtórce z Awdijiwki, czyli odnalezieniu i wykorzystaniu starego tunelu kanalizacyjnego, lub jakiegoś innego prowadzącego rury, przez który udało im się przejść pod frontem i zaskoczyć od tyłu wysunięte ukraińskie pozycje, po czym wykorzystując zaskoczenie lokalnie przełamać obronę Ukraińców. Krążą jednak dwie sprzeczne wersje co do lokalizacji tej podziemnej drogi ataku.

Jakakolwiek by nie była, faktem jest, że na tym do niedawna stabilnym odcinku frontu Rosjanie mają istotne postępy. To tylko 3-4 kilometry w linii prostej, ale zmiana jest istotna. Aktualnie z jednej strony dotarli w ciągu tygodnia do obrzeży miasta Nowy Jork (Nju-Jork), którego okolice od lat były określane jako silnie umocniona "forteca" i ważny punkt oporu. Kilka kilometrów dalej udało im się wedrzeć do miejscowości Piwniczne, która jest przedmieściem Torecka. Udało im się uchwycić kilka bloków w centrum. Choć w czerwcu po początkowych atakach sytuacja wydawała się na chwilę ustabilizowana, to teraz trudno ją taką nazwać.

20 kilometrów na północ Rosjanie odnieśli natomiast na początku lipca istotny sukces w postaci zajęcia resztek ruin osiedla Kanał, będącego najdalej wysuniętą na wschód częścią Czasiw Jaru. Po trzech miesiącach walk obronnych Ukraińcy ostatecznie wycofali się na zachód za kanał Doniec-Donbas. Teraz nadchodzi czas walk o samo miasto Czasiw Jar. Sam kanał nie jest jakąś ogromną przeszkodą. W centrum miejsca biegnie po powierzchni i może stanowić istotne wyzwanie, ale po obu jego stronach jest puszczony rurami przez pagórkowate i zalesione tereny. Według Ukraińców właśnie tam teraz będą nacierać Rosjanie. 

(...)

Ukraińcy właściwie przestali już narzekać na braki w amunicji, co często robili zimą i wczesną wiosną. Rosjanie niezmiennie strzelają więcej, zwłaszcza na kluczowych kierunkach, ale miejscami intensywność ognia artylerii ma się już wyrównywać. Ukraińcy mają też przewagę w użyciu dronów FPV, zwłaszcza ze względu na większą liczbę lepiej wyszkolonych operatorów, oraz masową produkcję. Rosjanie mają natomiast dominować w zakresie rozpoznania przy użyciu dronów na zapleczu frontu. Ukraińcom krytycznie brakuje środków obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu. Przekłada się to na dość regularne ataki na ukraińskie zaplecze, oraz ciągłe zagrożenie ze strony dronów uderzeniowych w rodzaju Lancet, które zwłaszcza dają się w znaki ukraińskim artylerzystom. Dodatkowo Ukraińcy niezmiennie nie mają lekarstwa na bomby szybujące UMPK, które Rosjanie używają już masowo w tysiącach miesięcznie. Głównie do ataków na zaplecze frontu i punkty umocnione.

Wszystko to przekłada się na ciągłą przewagę Rosjan. Choć Ukraińcy nie mają już krytycznego braku amunicji, to ciągle mają poważny problem z ludźmi, który zacznie się rozwiązywać najpewniej dopiero wczesną jesienią. Rosjanom najpewniej zostało jeszcze kilkumiesięczne okienko, kiedy będą mieli tak wyraźną przewagę i możliwość osiągnięcia większych sukcesów. Co jednak istotne, w okresie kiedy ta przewaga była jeszcze większa, nie osiągnęli większych sukcesów poza zajęciem Awdijiwki. Nie udało im się przeprowadzić ofensywy zmieniającej obraz wojny w skali strategicznej. Teraz wydaje się ona jeszcze mniej realna.

gazeta.pl


„W ZSRR PKB rósł do samego końca, dopóki kraj się nie zawalił. W sklepach już nic nie było, ale PKB rósł. Dlaczego on rośnie teraz? Władze wzięły pieniądze z rezerw i włożyły je w kompleks zbrojeniowy. Wojskowa część gospodarki, owszem, wykazuje szybki wzrost, ale właśnie dzięki tym pieniądzom. Wszystko pozostałe – albo w ogóle nie rośnie, albo się zmniejsza. W sumie wychodzi 3 proc. wzrostu. Trzeba jednak pamiętać, że gospodarka wojenna to jest 5-7 mln ludzi, mniej niż 10 proc. siły roboczej. Wydatki na armię to 6-7 proc. PKB, ale jest jeszcze przecież 93-94 proc., czyli cała reszta” – wyliczył Miłow.

Jak zauważył, „w warunkach ogólnej stagnacji ta +dokładka+ zbrojeniowa może stworzyć wrażenie, że gospodarka rośnie". „Problem z nią jest taki, że ona zależy wyłącznie od pieniędzy w budżecie, a te się kończą. To jest model na krótki okres” – ocenił ekonomista.

(...)

Makarow to jeden z najbardziej „szczerych” przedstawicieli rosyjskiej władzy, choć nie jedyny. Rosyjską gospodarkę ironicznie opisał jako „gospodarkę cyklu zamkniętego”.

„Najpierw dajemy pieniądze na wyprodukowanie towaru, a potem dajemy pieniądze, żeby państwo go kupiło. Następnie płacimy za to, żeby zbudować magazyn, by ten towar przechować, bo nikt go nie potrzebuje. Potem jest czwarty etap: dajemy pieniądze na to, żeby go zutylizować”- powiedział Makarow w Petersburgu.

(...)

„Płynne rezerwy Funduszu Dobrobytu Narodowego (FNB), czyli realne pieniądze, którymi dysponuje ministerstwo finansów, zmniejszyły się niemal dwukrotnie od agresji na Ukrainę, przy czym deficyt budżetu jest ciągle podwyższany (a właśnie z tych środków jest finansowany deficyt – PAP). Oni teraz przyjęli poprawki do budżetu, deficyt ma wzrosnąć do ponad 2 bln rubli, a to jest przynajmniej 40 proc. pieniędzy, które zostały w Funduszu” – wyliczył Miłow.

Rosyjski FNB, nagromadzony w tłustych latach rządów Putina dzięki roztropnym ekonomistom, jest, jak wyjaśniają ekonomiści, stopniowo tracony na wspieranie gospodarki. Ta studnia ma jednak dno. Tymczasem według Miłowa konieczne jest kolejne zwiększenie budżetu na armię.

„Wydatki na wojsko trzeba zwiększać, już to widać. Trzeba mocno zwiększać pieniądze na personel i na wyposażenie armii. Ostatnio nawet rosyjski emerytowany generał Siergiej Stiepaszyn, były premier i szef FSB publicznie oświadczył, że +rosyjscy żołnierze żebrzą+! Potrzebne są też podwyżki dla wojskowych” – wyliczył Miłow.

„Przy obecnej inflacji konieczna jest indeksacja pensji wojskowych. Poza tym do armii nikt nie chce iść. To także bardzo dobrze widać na liczbach. Dwa lata temu za podpisanie kontraktu władze oferowały jednorazową wypłatę w wysokości 200 tys. rubli. Już dawno kwota ta przekroczyła 1 mln, a w niektórych regionach doszła do 1,6 mln!” – podkreślił ekspert. Oficjalnie władze mówią, że rekrutują miesięcznie 30 tys. nowych „ochotników”. W opinii Miłowa, „działają tu te same zasady, co wszędzie – cena rośnie, gdy podaż jest mała”. „A to oznacza, że władze mają ogromne problemy z naborem ludzi na wojnę” – dodał.

Jego zdaniem „w tej sytuacji Putin nieprzypadkowo mówi o rozmowach pokojowych”. „Bo on widzi ten moment, kiedy pieniądze się skończą” – skonstatował Miłow.

(...)

„Gospodarka wojenna jest czasowa i jest możliwa, dopóki są pieniądze. Szefowa BC Nabiullina postawiła na kartę bardzo dużo, bo wszyscy oprócz niej są przeciwko twardej polityce pieniężnej. Wszyscy chcą jej złagodzenia i tanich pieniędzy. Na obniżenie stopy procentowej naciskają lobbyści, wojskowi, zbrojeniówka, biznes” – oświadczył Miłow.

Siergiej Czemiezow, szef czołowego rosyjskiego zbrojeniowego giganta Rostec w majowym wywiadzie dla RBK oznajmił wprost, że rosyjska zbrojeniówka funkcjonuje z krytycznie niską rentownością (2,28 proc.), czyli na poziomie „absolutnie niewystarczającym dla rozwoju”, a przedsiębiorstwa Rostecu działają „w trybie przetrwania”. Przy obecnej stopie procentowej przedsiębiorstwa zbrojeniowe nie mogą sobie pozwolić na wzięcie kredytów, chyba że otrzymają dotacje od państwa. Poza tym ok. 25 proc. transakcji odbywa się barterem.

PAP