Pochodzący ze stanu Iowa 35-latek, który służył w Afganistanie i Iraku, jest jednym z setek zagranicznych ochotników, którzy zaciągnęli się do ukraińskiej Legii Cudzoziemskiej zaraz po inwazji Rosji. Mówi, że zrobił to, aby "wspierać demokrację".
Dotarł do Kijowa 1 marca i w ciągu kilku godzin został wysłany wraz z kilkunastoma amerykańskimi i brytyjskimi weteranami do wsi Moszczun w pobliżu Buczy, będącej częścią nierównej linii osiedli blokujących Rosjanom wejście do stolicy Ukrainy od północy i zachodu.
O'Leary przez miesiąc brał udział w rzadko przerywanych walkach, a następnie w sobotę otrzymał rozkaz udania się do Buczy, w tym samym dniu, w którym Ukraina ogłosiła, że to niegdyś spokojne podmiejskie miasteczko zostało wyzwolone od rosyjskich wojsk.
(...)
– Siedem lat spędziłem w strefach walk, walcząc z ISIS i talibami i to, co Rosjanie zrobili tu z cywilami, jest szaleństwem – mówi O'Leary. – Zabijali wszystkich, nie tylko mężczyzn, jak podają teraz media. Zabijali także kobiety. To coś, czego nigdy nie zapomnę. Kiedy wchodzisz do niektórych wiosek, widzisz martwych cywilów z rękami związanymi na plecach.
– Zdjęcia i filmy, które teraz oglądacie, mówią tylko połowę prawdy – mówi. – Weszliśmy do jednego z domów, oczyściliśmy go z min, a na podwórku z tyłu stała furgonetka, a w środku pięć martwych kobiet. Zostały zastrzelone, a potem ktoś próbował je spalić.
Pojawiły się też inne doniesienia o nadpalonych i na wpół zwęglonych ciałach kobiet, co nasuwa podejrzenia, że ten, kto to zrobił, chciał w ten sposób zniszczyć dowody gwałtu.
– Schwytaliśmy siedmiu rosyjskich żołnierzy, którzy zostali w tyle; ukrywali się na polu golfowym – dodaje O'Leary. – Nie wiem, co się z nimi stało.
O'Leary wyraża jednak zawodowe współczucie dla beznadziejnej sytuacji niektórych rosyjskich poborowych, z którymi walczył. – Oni nie wiedzą, co robią – mówi. – Niektórzy z nich to dzieciaki, które ćwiczą dopiero od kilku miesięcy. W tak krótkim czasie nie da się nikogo niczego nauczyć.
– Nasz snajper, inny Amerykanin, postrzelił jednego z nich w klatkę piersiową. Upadł i wykrwawił się. Inny Rosjanin próbował złapać jego sprzęt. Zastrzeliliśmy go. Następnego dnia zajęli budynek około 200 metrów od nas i zaczęli strzelać. Odpowiedzieliśmy rakietą, celując w najwyższe piętro, a oni zaczęli uciekać z budynku. To było jak strzelanie do kaczek. Po prostu ich załatwiliśmy – opowiada O'Leary.
Współczucie dla losu rosyjskich żołnierzy jest jednak w Ukrainie bardzo ograniczone z powodu narastających oskarżeń o mordowanie i torturowanie cywilów w miastach i wsiach zajmowanych nawet na krótko przez siły rosyjskie.
Ukraińskie władze opisują te zabójstwa jako "egzekucje", twierdząc, że wielu z zabitych mogło znajdować się na rosyjskich listach proskrypcyjnych, sporządzonych przed inwazją. Jednak mieszkańcy, którzy uciekli z tych miejsc, przedstawiają inny obraz – opisują przypadkowe rozstrzeliwania zwykłych ludzi bez żadnego powodu.
– Kiedy wyjeżdżałam, na niektórych ulicach Buczy leżały martwe ciała cywilów – mówi Weronika. – Ojciec jednego z moich sąsiadów został zastrzelony, gdy wracał do domu. Czasami zabijali ludzi bez powodu, nie podawali żadnego powodu. Nie wiem dlaczego. Po prostu nie chcieli, żeby żyli albo coś w tym rodzaju i po prostu ich zabijali.
Weronika, która opuściła Ukrainę i obecnie przebywa w Hiszpanii, mówi, że zna jedną dziewczynę, która została zgwałcona, ale ta nie chce o tym mówić. – Palili domy tylko po to, żeby się zabawić. Jakby było im to obojętne – dodaje.
onet.pl