środa, 9 marca 2022


Trzynasta doba rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie nie przyniosła znaczących zmian w obrazie walk. Armia ukraińska prowadziła obronę w ramach wyznaczonych kierunków operacyjnych, powstrzymując ofensywę lądową i przeciwdziałając uderzeniom rakietowo-powietrznym na obiekty cywilne i infrastruktury krytycznej. Według Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy armia rosyjska miała zacząć wycofywać jednostki z największymi stratami na własne terytorium i boryka się z coraz większymi problemami logistycznymi. Ma też rozważać kwestię wykorzystania lokalnych stacji i magazynów paliw na terenach zajętych oraz rozwinięcia na nich polowej sieci rurociągowej (paliwa mają pochodzić z Białorusi). Agresor ma prowadzić skrytą mobilizację w Kraju Krasnodarskim, na okupowanym Krymie i w części Donbasu, a także podejmować działania na rzecz zaangażowania na Ukrainie jednostek Sił Zbrojnych Białorusi i nieuznanego Naddniestrza. W rejonie Brześcia w gotowości do wkroczenia na Ukrainę pozostaje po jednej batalionowej grupie taktycznej (BGT) z 38. Brygady Desantowo-Szturmowej z Brześcia i 103. Brygady Powietrzno-Desantowej z Witebska, a w przygranicznych rejonach Białorusi na północ od Kijowa – po dwie BGT z wymienionych jednostek.

Na kierunku poleskim wojska agresora mają zacieśniać pierścień okrążenia wokół ukraińskiej stolicy, a także poszerzać go w kierunku południowym i zachodnim. Na północ i zachód od Kijowa Rosjanie mają koncentrować wojska i utrzymywać rubież natarcia w rejonach m. Demydiw, Bucza i Borodzianka. Po zewnętrznej stronie pierścienia okrążenia najcięższe walki toczą się w rejonie Borodzianki i Makarowa, a na granicach Kijowa – w Irpieniu i Hostomelu. Na południe od trasy M06 trwały starcia w rejonie miejscowości Buzowa (30 km na zachód od centrum Kijowa). Siłami do 4 BGT wojska rosyjskie przesunęły się 8 km na południe od Buzowej, do m. Jasnohorodka. Dodatkowe siły agresora miały przybyć do Fastowa (60 km na południowy zachód od stolicy), skąd spodziewane jest kolejne uderzenie.

Na kierunku siewierskim jednostki rosyjskie nieznacznie przesunęły się w stronę Kijowa, zajmując miejscowości Bohdaniwka i Szewczenkowe (30–40 km od centrum stolicy), gdzie agresor ostrzelał pojazdy z ewakuującą się ludnością cywilną. Rosjanie postawili most pontonowy na rzece Desna w rejonie m. Kozielec (50 km na północny wschód od Browarów). Kontynuowana jest obrona Czernihowa, a w obwodzie czernihowskim siły ukraińskie bronią m. Nieżyn, Iwanycia i Trostianieć (w pasie 65–125 km na południowy wschód od Czernihowa).

Na kierunku słobodzkim najcięższe walki trwają wokół Charkowa, gdzie obrońcy mieli przeprowadzić skuteczne uderzenie na bazę rosyjską w położonych na północnych obrzeżach stolicy obwodu Dergaczach. W okrążeniu broni się Izium. Główne siły agresora kierują się na zachód.

Na kierunku donieckim walki toczą się po południowej stronie Siewierodoniecka. W ciągu ostatniej doby pod ostrzałem agresora znalazły się także graniczące z nim Lisiczańsk, Rubiżne i Metolkine. Wojska rosyjskie miały też kontynuować działania na północ i południe od Siewierodoniecka – ostrzeliwane były Kreminna i Popasna. Na północy obwodu ługańskiego rejonem walk jest m. Trojićke nieopodal granicy z Rosją. W okrążeniu cały czas bronią się Mariupol (od kilku dni atakowany również siłami rosyjskimi z Krymu), a także Wołnowacha.

We wschodniej części kierunku taurydzkiego wojska agresora umocniły się na południu obwodu zaporoskiego i przygotowują się do dalszego natarcia na Zaporoże. Przed południem 8 marca siły ukraińskie miały powstrzymać uderzenie na linii Orichiw–Hulajpołe (65–120 km na południowy wschód od Zaporoża). Trwa obrona Mikołajowa, jednak – w odróżnieniu od poprzedniej doby – walki o miasto nie miały ciężkiego przebiegu. Do jego centrum mają przenikać rosyjskie grupy dywersyjno-rozpoznawcze w cywilu. Od 24 godzin strona ukraińska nie podała żadnej informacji na temat sytuacji w okolicach Odessy, gdzie w rejonie Białogrodu nad Dniestrem Sztab Generalny Ukrainy potwierdził obecność rosyjskiej batalionowej grupy taktycznej.

(...)

9 marca strony zgodziły się na zawieszenie broni w godzinach 9.00–21.00 i utworzenie sześciu korytarzy humanitarnych: Enerhodar – Zaporoże, Sumy – w kierunku Połtawy, z Mariupola w kierunku Zaporoża, Wołnowacha w kierunku miasta Pokrowsk, Izium – Łozowa, z miast Bucza, Worzel, Irpień, Borodzianka, Hostomel do Kijowa. Najtrudniejsza sytuacja humanitarna panuje w otoczonym i odciętym od energii elektrycznej, wody oraz ogrzewania Mariupolu. W ciągu dwóch tygodni działań wojennych zniszczonych bądź uszkodzonych zostało 61 szpitali.

Według ONZ do 8 marca Ukrainę opuściło 2 mln osób, a spośród nich ponad 1,2 mln trafiło do Polski. Jednocześnie od początku wojny powróciło 167 tys. osób, z czego 80% stanowili mężczyźni, którzy w większości zgłosili się do służby wojskowej. ONZ szacuje, że od początku rosyjskiej agresji do 7 marca wojna na Ukrainie spowodowała 1335 ofiar wśród ludności cywilnej, w tym 474 śmiertelnych, jednak wydaje się, że liczba ta jest znacząco zaniżona. Ukraińskie koleje kontynuują ewakuację mieszkańców z dużych miast wschodniej i centralnej Ukrainy (Dniepr, Charków, Krzywy Róg i Kijów) do zachodniej części kraju (głównie do Lwowa).

Z powodu niepowodzeń na ziemi i w powietrzu siły rosyjskie, chcąc osłabić wolę dalszego oporu, zintensyfikowały operacje informacyjne i psychologiczne wobec ludności cywilnej. Przykładem takich działań jest dystrybuowanie w okupowanym Berdiańsku ulotek (ich zdjęcia przekazała SBU). W ich tekście pojawia się wzmianka o możliwych dalszych krokach, które podejmie Rosja – są nimi przeprowadzenie referendum oraz stworzenie warunków do stopniowego zjednoczenia Ukrainy z Federacją Rosyjską.

Zastępca szefa Biura Prezydenta Ihor Żowkwa stwierdził, że strona ukraińska nie wyklucza negocjacji z Moskwą o ewentualnej neutralności w przypadku spotkania na szczeblu prezydenckim (Kreml odrzuca taki format). Szef MSZ Dmytro Kułeba negatywnie wypowiedział się o perspektywach członkostwa Ukrainy w NATO, położył natomiast nacisk na potrzebę uzyskania przez Kijów skutecznych gwarancji bezpieczeństwa od stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ.

Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji przy Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy poinformowało o utracie bądź zakłóceniu sygnału telewizyjnego i radiowego w niektórych miastach (Berdiańsk, Melitopol, Bucza, Żytomierz, Chersoń i Charków). W ich okolicach siły FR rozstawiają polowe przekaźniki telewizyjne i radiowe transmitujące jedynie media rosyjskie.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy rozpatrzy 9 marca możliwość przyznania Ukrainie wsparcia w wysokości 1,4 mld dolarów – środki mogą być przeznaczone na zarządzanie kryzysowe. Ponadto Kongres USA ma rozpatrzyć w tym tygodniu pakiet na kwotę 12 mld dolarów na wsparcie wojskowe i pomoc humanitarną dla uchodźców. 8 marca miała miejsce druga emisja obligacji wojennych, dzięki której Ministerstwo Finansów otrzymało ok. 230 mln dolarów.

osw.waw.pl

Rozmówczyni Jakuba Janiszewskiego zastrzegła jednak, że problemem Zachodu jest to, iż bardzo niewiele wie o tym, jakie procesy myślowe zachodzą na Kremlu. Właśnie m.in. dlatego popełnił błąd, gdy przewidywał, co się stanie w Ukrainie, jeszcze zanim wybuchła wojna. - Zakładaliśmy pewną logikę w myśleniu Kremla, czyli że weźmie pod uwagę, że wojna bardzo niekorzystnie się odbije na Rosji i Rosjanach, na kondycji gospodarczej tego państwa. Okazało się jednak, że to miało mniejsze znaczenie niż myślenie o tym, że koniecznie trzeba wygrać z Zachodem - wyjaśniała.

Przyznała, że aby zrozumieć, co "roi się w głowach polityków na Kremlu, dokonuje dużego psychicznego wysiłku", oglądając rosyjską telewizję. - To jest niestety stek rzygowin, który się stamtąd wylewa. Niesamowite, w jaki sposób propaganda zohydza Ukrainę i Ukraińców. Niesamowite, w jaki sposób Rosjanie próbują zdehumanizować stronę, która się broni - ubolewała.

Na pytanie prowadzącego audycję, kto poza Putinem podejmuje na Kremlu decyzje, ekspertka odpowiedziała, że raczej robi on to samodzielnie. - Podejrzewam, że ma bardzo ograniczony kontakt ze swoim otoczeniem i swoimi doradcami. Stało się to widoczne w ostatnich 2-3 miesiącach. Wcześniej można było wskazać, kto mu doradza, a ostatnio Kreml się zrobił twierdzą. To też wskazuje na to, jak bardzo oderwany od rzeczywistości może być włodarz Rosji - podkreśliła.

W jej ocenie dostęp do ucha Putina mogą mieć co najwyżej wojskowi i wywiad, choć ten ostatni skompromitował się i "zawalił". - Przez to Putin nie docenił oporu społecznego Ukraińców, jaki spowodowała ta wojna. Nie przewidział, że oni do ostatka będą chcieli bronić swojej ziemi. Jemu się pewnie wydawało, że przyjdzie, zajmie i będzie jak z Krymem, gdzie poparcie dla Rosji jest wysokie.

tokfm.pl

Piotr Olejarczyk, Onet: Panie profesorze, w co teraz grają Chiny? Jak należy rozumieć ich politykę wobec ataku Rosji na Ukrainę?

Prof. Dominik Mierzejewski, pracownik w Katedrze Studiów Azjatyckich Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politologicznych UŁ, kierownik Ośrodka Spraw Azjatyckich UŁ: Chińska dyplomacja wysyła różne sygnały do różnych odbiorców. Na poziomie rzecznika prasowego MSZ Chiny operują językiem w otwarty sposób atakującym Zachód i obarczającym go za wywołanie wojny.

Dlaczego?

Bo to przekaz do opinii wewnętrznej. Z kolei opinia międzynarodowa słucha tego, co mówi minister spraw zagranicznych Wang Yi oraz przewodniczący Xi Jinping. I tu dochodzi do niuansowania komunikatów.

O ile jeszcze czwartego lutego (kiedy Rosja i Chiny podpisały wspólny komunikat negujący świat zachodni, a Chiny wsparły nowe koncepcje architektury bezpieczeństwa w Europie) narracja była inna, o tyle w czasie przedłużającej się wojny widzimy, że sygnały wysyłane do Stanów Zjednoczonych, które są najważniejszym punktem odniesienia do Chin, są bardziej wyważone. Wygląda na to, że pewne scenariusze się nie sprawdziły.

Podczas gdy my, co naturalne, skupiamy się na wymiarze europejskim, dyplomacja toczy się też między Pekinem a Waszyngtonem. Paradoksalnie przysłużyła się temu rocznica wizyty Richarda Nixona w Chinach. 50 lat temu Nixon rozmawiał z Mao. I teraz w lutym "Dziennik Ludowy" zamiast krytykować USA, chwalił tamtą postawę. Takie sygnały w dyplomacji są istotne, a Chiny starają się ustawić w przyszłym rozmowach odnośnie architektury układu międzynarodowego. Chcą też uniknąć brania odpowiedzialności za działania Putina – bo w narracji globalnej pojawiają się głosy, że Chiny mają wpływ na sytuację i powinny być bardziej aktywne. Stąd taka strategiczna dwuznaczność.

Czy w interesie Chin leży osłabienie Rosji, które powoli zaczyna mieć miejsce?

Biedny "młodszy brat" będzie prosił o więcej, a "starszy brat" stawiał warunki… Ale co jeżeli ten "młodszy" nie będzie w stanie tych warunków spełniać? Wtedy w rodzinie dojdzie do przepychanek.

Ten "młodszy brat" to dla Chin Rosja?

W tym układzie tak. Koszty jakie trzeba będzie zainwestować w izolowaną gospodarczo i politycznie Rosję mogą się nie zwrócić. Bo na przykład na forach międzynarodowych, co widać po głosowaniach w ONZ, Rosja nie będzie miała siły przebicia. Już teraz jest i będzie izolowana.

W głosowaniu Zgromadzenia Ogólnego na temat wezwania Rosji do zakończenia wojny, Chiny wstrzymały się od głosu.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to standard. Tak, ale to było na forum szerszym, gdzie Chiny chcą mieć dobre kontakty z państwami rozwijającymi się. Ponadto Chiny zdają sobie sprawę, że osłabienie partnera w tandemie będzie miało wpływ na ich politykę wobec Stanów Zjednoczonych. A potencjalna "przewaga konkurencyjna", jak sugerował to komunikat z czwartego lutego, może nie mieć takiego jak zakładano znaczenia. Izolowana międzynarodowo Rosja, pod ostrzałem sankcji gospodarczych ze sprawami o ludobójstwo w sądach międzynarodowych a może związana wieloletnią wojną na Ukrainie będzie balastem a nie wzmocnieniem. Co będzie znaczyło stanowisko Rosji w sprawie Tajwanu? A Stany Zjednoczone nie tylko dysponują sojusznikami w Europie, ale też w Azji.

Jak się wydaje, te kalkulacje są brane w Pekinie pod uwagę, a do tego "wojna handlowa" USA i ChRL nie zniknęła.

Czy gospodarczo Chiny dużo tracą na obecnej wojnie w Ukrainie?

Podejrzewam, że w Pekinie uznano, że po rozpoczęciu konfliktu, wojna Rosji w Ukrainie będzie "blitzkriegiem". Stało się inaczej. Należy pamiętać, że chińska gospodarka jest globalna. Surowce importowane drożeją, współpraca w dziedzinie rolniczej z Ukrainą została przerwana. Rosja i Ukraina to najwięksi producenci pszenicy, która wczoraj (tj. 7 marca) na rynkach międzynarodowych drożała o 14 proc.

Wewnętrzna władza w Chinach kreuje się jako gwarant bezpieczeństwa, stabilizacji i przede wszystkim rozwoju gospodarczego Państwa Środka. To jest priorytet, a każda większa destabilizacja w Europie zakłóci łańcuchy dostaw. Topniejąca siła nabywcza rynków europejskich spowoduje limitowanie eksportowego modelu gospodarki chińskiej. Zatem chińskie stanowisko jest silnie związana z wewnętrzną sytuacją społeczno-gospodarczą Państwa Środka.

onet.pl

To Putin wepchnął Stany Zjednoczone, UE i Niemcy na ścieżkę szybkich zmian politycznych. Dlatego powinniśmy więc trzymać naszą dumę na wodzy. Niektórzy politycy głoszą już, że Putin przekalkulował i że na pewno przegra tę wojnę. Jedna z zasad polityki mówi, że nie należy okazywać wątpliwości i słabości, zwłaszcza w tak dramatycznej sytuacji jak obecna. W tym kontekście podobne słowa mają pewien sens i uzasadnienie. Nie powinny nam one jednak przeszkadzać w realistycznym spojrzeniu na sytuację.

Przykładem mogą być sankcje wobec Rosji i ich zakres. Z perspektywy czasu widać wyraźnie, że od co najmniej 15 lat Putin konsekwentnie dąży do celu, jakim jest przekształcenie Rosji w nowe imperium, podobne do ZSRR, przynajmniej jeżeli chodzi o zakres terytorialny. W tym kontekście nałożone właśnie sankcje są zdecydowanie spóźnione. Co więcej, mają one jedną "wadę fabryczną", która zdecydowanie zmniejsza ich skuteczność.

Sankcje są bowiem tak skonstruowane, że choć szkodzą wielu instytucjom i osobom w Rosji, to nie zagrażają poważnie dostawom rosyjskiej ropy i gazu ziemnego do Niemiec i innych państw europejskich. Państwa europejskie nie tylko nadal pomagają napełniać wojenną kasę Putina, ale wysyłają również rosyjskiemu prezydentowi jednoznaczny komunikat, że ich wyborcy nie chcą akceptować drastycznych niedogodności, które wiązałyby się z ograniczeniami w dostawach gazu.

Dlatego Putin odczyta to jako zachętę do kontynuowania wojny. Pozostaje mieć nadzieję, że sankcje mimo wszystko zadziałają. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że w tej chwili bardziej pomagają one Zachodowi w ratowaniu twarzy niż Ukrainie w obronie przed Rosją.

Do tego wszystkiego minister gospodarki i ochrony klimatu Robert Habeck chce coraz mocniej stawiać na energię odnawialną. Byłoby to w porządku, gdyby Niemcy były już na nieco dalszym etapie transformacji energetycznej. A to właśnie powszechnie chwalony zwrot w polityce energetycznej po raz kolejny znacznie zwiększył zależność Niemiec od energii z Rosji.

Zwrot ten, który był uzasadniony przez awarię elektrowni w Fukushimie, został zatwierdzony z dnia na dzień przez Angelę Merkel w 2011 r. — cztery lata po tym, jak Władimir Putin otwarcie oświadczył na monachijskiej konferencji bezpieczeństwa, że Rosja widzi zagrożenie ze strony NATO i Zachodu jako całości i będzie na nie reagować.

Mimo tego wyraźnego zagrożenia Niemcy nie podjęły wystarczających wysiłków, aby zmniejszyć swoją zależność od rosyjskiego gazu i ropy. Wręcz przeciwnie, dążyły do szybkiego wygaszania elektrowni jądrowych i węglowych bez zapewnienia odpowiednich zastępczych źródeł energii. To właśnie motyw ochrony klimatu sprawił, że Niemcy popadły w jeszcze większą zależność od Rosji.

Zależność ta ma zresztą w Niemczech długą tradycję. Od końca lat 50. firmy takie jak Mannesmann, Ferrostahl i Hoesch dostarczały rury do Rosji, która właśnie zaczynała eksploatować swoje złoża ropy i gazu na Syberii. Wkrótce rury te zaczęły doprowadzać surowce najpierw do krajów socjalistycznych, a potem także do Niemiec.

Wszystko to odbywało się za wyraźną zgodą i zachętą wszystkich rządów federalnych, zarówno tych kierowanych przez CDU, jak i SPD. Z wyjątkiem krótkiej przerwy po kubańskim kryzysie rakietowym w 1961 r., który spowodował krótkotrwały zakaz eksportu rur, transakcje z ZSRR miały miejsce nieprzerwanie do 1989 r. Prawie wszystkie próby USA, aby przekonać rząd niemiecki do bojkotu rosyjskiego gazu, kończyły się niepowodzeniem ze względu na uporczywy opór wszystkich rządów federalnych.

W szczególności socjaldemokratyczna Ostpolitik, często gloryfikowana jako polityka odprężenia motywowana chęcią ochrony praw człowieka, służyła zabezpieczeniu dostaw energii dla Niemiec ze Związku Radzieckiego. Ale Ostpolitik to nie tylko wzniosłe idee, tylko również właśnie polityka naftowa.

"Zmiana poprzez handel": ten frazes, którym koalicja socjalliberalna posługiwała się równie chętnie jak później Helmut Kohl, był podyktowany również niemieckimi interesami energetycznymi. Strukturalna zależność energetyczna Niemiec od Rosji nie jest więc tylko prezentem, jaki Gerhard Schröder podarował swoim obywatelom, ale ma głębsze korzenie.

Właściwie jest to część ekonomicznego i politycznego DNA Niemiec. A przede wszystkim obecnie rządzącej SPD. Nie należy zapominać, że Olaf Scholz, który jest obecnie uznawany za odważnego człowieka czynu, do samego końca nazywał Nord Stream 2 projektem czysto ekonomicznym. Przez wiele tygodni Scholz bagatelizował sytuację zagrożenia. Co prawda wygłosił ostatnio w Bundestagu ważne przemówienie, które miało być zapowiedzią zmiany w polityce bezpieczeństwa Niemiec. Przemówienie to nie było jednak wynikiem przemyśleń Scholza. Za jego autorów można raczej uznać ludzi związanych z Zielonymi i CDU. Jest to kolejny powód, dla którego reorientacja polityki energetycznej, którą rząd niemiecki przyspiesza, jest przedsięwzięciem dość długofalowym.

onet.pl

Rosja jest trzecim producentem (po USA i Arabii Saudyjskiej) i największym na świecie eksporterem ropy. Przy tak dużym jej udziale w globalnym rynku niepewność polityczna w pierwszych dniach po rosyjskiej inwazji na Ukrainę przyniosła natychmiastowy wzrost cen surowca o ok. 15%, do 110 dol. za baryłkę referencyjnej ropy Brent (z Morza Północnego). By złagodzić skok cen, kraje Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) zadecydowały o interwencyjnym uwolnieniu 61,7 mln baryłek z rezerw strategicznych (połowa ma pochodzić z USA), co stanowi 3% ich zapasów. Uczestnicy rynku zaczęli także szukać na rynku europejskim i na Bliskim Wschodzie dostaw alternatywnych wobec rosyjskiej ropy Urals. Rosja zaoferowała równocześnie zniżki w wysokości 15–20 dol. za baryłkę Urals, dzięki czemu znalazła odbiorców na większość swojej produkcji – ropę zakupił m.in. Shell.

Jeszcze przed inwazją państwa-producenci ropy zrzeszeni w formacie OPEC+ (którego członkiem jest Rosja) wytwarzały mniej ropy, niż zakładały ich oficjalne cele, co windowało ceny na rynku tego surowca. Nie zareagowały także na prośbę IEA o zwiększenie podaży. W trakcie wirtualnego szczytu 2 marca br. państwa te uznały, że wahania cen na rynku nie mają fundamentalnego charakteru, a jedynie odzwierciedlają „aktualne wydarzenia geopolityczne”. W związku z tym nie zmieniły zaplanowanego na marzec schematu stopniowego zwiększania wydobycia ropy (o 0,4 mln baryłek ropy dziennie). Arabia Saudyjska, faktyczny lider OPEC+, ma możliwość znacznego podniesienia produkcji (podobnie jak Iran i Zjednoczone Emiraty Arabskie). Prawdopodobnie nie zdecyduje się szybko na taki ruch ze względów politycznych (stawiając z trudem wypracowane porozumienie z Rosją w ramach OPEC+ ponad relacje z USA i Ukrainą) oraz finansowych (by zyskać na wysokich cenach). Kolejny szczyt OPEC+ zaplanowany jest na koniec marca.

pism.pl

Doniesienia o tym, że podczas wojny w Ukrainie w walkach uczestniczą poborowi pojawiły się już kilka dni temu. Rosjanie zaprzeczali. Ale prawda wyszła na jaw, gdy Ukraińcom udało się pojmać kolejnych żołnierzy rosyjskiej armii. Niektórzy młodzi chłopcy nie wiedzieli, że jadą na wojnę, bo powiedziano im, że będą uczestniczyli w ćwiczeniach. Teraz te informacje potwierdził rosyjski Departament Obrony. 

Rosyjska stacja telewizyjna NTV należąca do koncernu Gazprom-media, opublikowała oświadczenie Departamentu Obrony, który potwierdził udział poborowych podczas wojny w Ukrainie. "Niestety odkryto kilka faktów obecności poborowych w jednostkach Sił Zbrojnych Rosji biorących udział w specjalnej operacji wojskowej na terytorium Ukrainy".

Jednocześnie podkreślono, iż zostały już rozpoczęte działania mające na celu odbicie schwytanych przez Ukraińców mężczyzn i zawrócenie wszystkich poborowych z pola walki. "Obecnie podejmowane są kompleksowe działania mające na celu zapobieżenie rozmieszczeniu poborowych na terenach bojowych i uwolnieniu pojmanych żołnierzy. Prawie wszyscy tacy żołnierze zostali już wycofani na terytorium Rosji" - czytamy na Twitterze rosyjskiej telewizji. 

Rosjanie sami siebie przekonują, że nie powinno dojść do takiej sytuacji, dlatego sprawa zostanie zbadana, a śledztwo prokuraturze wojskowej zlecił sam nie mający rzekomo o niczym pojęcia Władimir Putin.

gazeta.pl

Pierwszych sto dni, okres miodowy dla każdego rządu, jeszcze się nie skończyło, gdy w sondażach partyjnych konserwatywna CDU/CSU ponownie wyprzedziła SPD. Z samego Scholza zadowolonych jest tylko 32 proc. ankietowanych Niemców, a niezadowolonych — aż 46 proc. Prawie dwie trzecie stwierdziło, że Scholz nie podejmował wystarczająco zdecydowanych działań w związku z pandemią i kryzysem ukraińskim.

Zjednoczony Zachód próbował odwieść prezydenta Rosji od ataku na Ukrainę, podczas gdy ten gromadził coraz więcej wojska na granicy. Prezydent USA Joe Biden rozmawiał z Putinem za pośrednictwem wideokonferencji. Do Moskwy przyleciał Emmanuel Macron. A Scholz? Przez dłuższą chwilę nie mówił nic. Przynajmniej nic nie było słychać. Nawet na pytanie, czy Niemcy pozostaną przy gazociągu Nord Stream 2, którego budowę zainicjował jego poprzednik i partyjny kolega Gerhard Schröder, Scholz milczał. Odmówił nawet wypowiedzenia słów "Nord Stream 2".

Scholz tak bardzo się ukrywał ze swoją opinią, że alianci z niepokojem pytali, czy Niemcy rzeczywiście stoją po stronie Zachodu. To robiło fatalne wrażenie.

Za kulisami Scholz już dawno opracował swoją politykę wobec Rosji. W żadnym wypadku nie chciał przyłączyć się do Schrödera, lobbysty gazowego, który dostaje dużo pieniędzy od Putina i nazywa go "przyjacielem" i "nieskazitelnym demokratą". Scholz odbył długą rozmowę z Angelą Merkel o władcy Kremla na długo przed tym, jak przejął po niej urząd kanclerza: 30 października 2021 r. w Rzymie. W Hotelu Rosyjskim, ze wszystkich miejsc.

Podczas pobytu w Wiecznym Mieście Merkel regularnie nocuje w tym stylowym, eleganckim hotelu w pobliżu Piazza del Popolo. Tym razem przebywał tam również Scholz. To tam, podczas szczytu G20, Merkel przedstawiła go m.in. Joe Bidenowi jako swojego następcę.

Z drugiej strony, Putin pozwolił sobie na udział w tym szczycie tylko za pośrednictwem wideo, z powodu, jak mówiono, epidemii. Niemniej jednak, przy czerwonym winie, podczas balsamicznej włoskiej jesieni, wszystko kręciło się wokół niego. Merkel przez długi czas nie miała złudzeń co do Putina, ale była też sceptyczna wobec skorumpowanych polityków w Kijowie.

Wołodymyr Zełenski, dziś bohater całego świata, wydawał się jej wtedy niepewnym partnerem. W nowym roku, kiedy Scholz został już zaprzysiężony, ponownie zatelefonował do Merkel i ponownie głównym tematem rozmowy był Putin. Rozmawiał także z prezydentem RFN Frankiem-Walterem Steinmeierem. Jako minister spraw zagranicznych Steinmeier był prawdziwym architektem niemieckiej polityki wobec Rosji, która historycznie zakończyła się fiaskiem po inwazji Putina na Ukrainę.

Podobnie jak Merkel i Steinmeier, Scholz przez długi czas sądził, że uda mu się powstrzymać Putina przed najgorszym. Przy użyciu tych samych środków, które Merkel i Steinmeier stosowali przez lata, próbując udobruchać despotę.

Ponieważ Rosjanie obrazili się w styczniu, gdy minister spraw zagranicznych Baerbock poleciała do Moskwy z Kijowa ze swoją inauguracyjną wizytą, Scholz najpierw odwiedził Ukrainę w lutym, ale wrócił wieczorem, spędził noc w domu w Poczdamie, a dopiero następnego dnia rano wyruszył do Moskwy.

Próbował wznowić proces miński, który Merkel wynegocjowała wiele lat temu, i wymusił od Zełenskiego obietnicę wprowadzenia do parlamentu projektów ustaw, które uwzględniałyby chronionych przez Rosję separatystów w Donbasie. Scholz skłonił nawet Zełenskiego do stwierdzenia, że przystąpienie jego kraju do NATO, czego rzekomo obawia się Putin, to tylko "marzenie". Dzień później Scholz oświadczył na Kremlu, że trwałe bezpieczeństwo w Europie może istnieć tylko z Rosją, nigdy bez Rosji. Rzekome obawy Putina nie mogły być potraktowane bardziej poważnie.

Scholz przez cztery godziny siedział z Putinem przy jego absurdalnie długim stole na Kremlu. Zdjęcie to wielokrotnie obiegało świat jako symbol różnic między obydwoma krajami. Na późniejszej konferencji prasowej Scholz mówił wprost: — Nienaruszalność granic w Europie oraz suwerenność i integralność terytorialna wszystkich państw, w tym Ukrainy, nie podlegają dla nas negocjacjom.

Kiedy Putin na pożegnanie poczęstował go kieliszkiem szampana (a może krymskiego wina musującego?) i uprzejmie zaproponował po niemiecku, że w razie problemów zawsze może do niego bezpośrednio zadzwonić, Scholz pomyślał, że to możliwe, że coś udało mu się osiągnąć.

Putin powiedział mu, że nie chce wojny, ale nie powiedział, że nie zaatakuje Ukrainy. Scholz zdawał sobie sprawę z tej zasadniczej różnicy. Mimo to, podczas lotu powrotnego z Moskwy, uważał, że inwazja jest nadal możliwa, ale po tym dniu będzie zaskakująca.

Scholz ponownie czerpał swoją ostrożną pewność z bogatego, ale niemieckiego doświadczenia w trudnych negocjacjach. Czy właśnie nie przekształcił ogromnych różnic ideologicznych między FDP a Zielonymi w ogólną życzliwość w rozmowach koalicyjnych? Czyż nie udało mu się już w czasach, gdy był burmistrzem Hamburga, zawrzeć z rządem federalnym nowego, korzystnego dla wszystkich krajów związkowych porozumienia o wyrównaniu podatków?

Dobre przygotowanie i uporczywe atakowanie przeciwnika, aż do momentu, gdy znajdzie się punkt, w którym można zrobić interes: to jest jego metoda. Z pewnością Putin jest szczególnie twardym orzechem do zgryzienia. Ale czy nie mówiono tego również o Wolfgangu Schäuble jako ministrze finansów?

Jednak już następnego dnia ogłoszone przez Putina częściowe wycofanie wojsk rosyjskich okazało się kłamstwem. Jego czołgi posuwały się naprzód. Scholz uważał, że jest na to przygotowany. Wraz z Bidenem i Europejczykami Niemcy przygotowali sankcje.

Miały one wejść w życie, jeśli Putin zaatakuje Ukrainę. Scholz uwielbia plany. Jeszcze bardziej niż z zaskakującego zwycięstwa w wyborach jesienią ub.r. jest dumny z tego, że udało mu się zrealizować swój skrupulatnie przygotowany scenariusz kampanii wyborczej zgodnie z planem.

Polityka światowa nie potoczyła się jednak zgodnie z planem. Po tym, jak Putin uznał separatystyczne republiki w Donbasie, kanclerz ogłosił we wtorek w zeszłym tygodniu, że gazociąg Nord Stream 2 zostanie zamrożony. Wcześniej tę decyzję uzgodnił z sojusznikami.

Fakt, że dwa dni później Putin dokonał inwazji na Ukrainę, nie był przewidziany w planie Scholza, choć przewidywały to amerykańskie służby wywiadowcze. Żołnierze posuwali się naprzód tak brutalnie, że cała Europa zażądała najostrzejszych sankcji. Oraz uzgodniła, że będzie dostarczać broń Ukrainie. Tego również nie było w scenariuszu Scholza.

Przez dwa dni rząd niemiecki zmagał się ze swoimi sojusznikami. Chciał pozostawić Rosję w systemie bankowym Swift, który jest wykorzystywany do fakturowania handlu z Rosją. W latach Merkel Niemcy uzależniły się od rosyjskiego państwowego koncernu Gazprom, wycofując się z węgla i zamykając elektrownie atomowe. Deutsche Bank wyliczył, że gdyby Putin zakręcił kurek, inflacja w UE wzrosłaby do 6,7 proc., a wzrost gospodarczy załamałby się.

Unieważnione zostałyby również ambitne cele klimatyczne rządu Scholza. Ministerstwo Gospodarki przewidywało w wewnętrznych analizach, że Niemcy nie będą w stanie nabyć potrzebnych im surowców na rynku światowym za żadne pieniądze. Ich sprowadzenie byłoby bowiem technicznie niemożliwe.

Przez dziesięciolecia celem niemieckiej polityki zagranicznej było uniemożliwienie prowadzenia wojny poprzez współzależność gospodarczą. Obecnie osiągnięto odwrotny skutek: niemiecka gospodarka jest tak ściśle powiązana z rosyjskimi korporacjami państwowymi, że rząd niemiecki nie jest już w stanie przerwać obiegu gazu i pieniędzy, który finansuje wojnę Putina.

Najważniejszy doradca Scholza, Jörg Kukies, opracował więc plan ataku na rosyjskie rezerwy pieniężne wspólnie z urzędnikami Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen i prezydenta Francji Emmanuela Macrona. To ci sami pracownicy, którzy dwa lata temu wymyślili fundusz unijny, dzięki któremu Bruksela po raz pierwszy mogłaby sama pożyczać pieniądze i przekazywać je Włochom, Hiszpanii oraz innym krajom południowym na mądre inwestycje.

Była to innowacja finansowa, która miała zapobiec kolejnemu kryzysowi euro. W tym czasie zespół Scholza nadal działał w Ministerstwie Finansów, a w jego skład wchodzili ci sami międzynarodowi partnerzy z Urzędu Kanclerskiego. Tak więc Scholz po raz kolejny próbował skopiować starą receptę na sukces do swojej polityki globalnej. Tym razem z powodzeniem.

Atak na rosyjski bank centralny wywarł tak duże wrażenie na Europejczykach, że na razie przestali oni interesować się handlem gazem. Bank Gazpromu może nadal prowadzić działalność w Europie. Federalny minister gospodarki Robert Habeck, Zielony, również podtrzymuje to stanowisko. Habeck natychmiast wstrzymał również budowę gazociągu Nord Stream 2, gdy Scholz w końcu mu na to pozwolił.

To właśnie Habeck chciał zarżnąć kolejną świętą krowę: odmowę dostarczania Ukrainie broni. Powiedział, że kraj zaatakowany ma prawo do samoobrony i że kwestia ta musi zostać przedyskutowana na następnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Niemiec. Habeck kazał jednemu ze swoich sekretarzy stanowych zażądać tego drogą mailową od innych członków rządu federalnego. Krąg adresatów był tak duży, że inicjatywa Habecka musiała stać się publiczna. Chodziło oczywiście o to, by wywrzeć presję na Scholza.

I presja rosła. Presja opinii publicznej, ale przede wszystkim presja sojuszników.

Scholz zaś grał na czas. W zeszłym tygodniu poprosił rząd o przygotowanie deklaracji w sprawie eksportu broni do niedzieli. To był sygnał, że do niedzieli coś się wydarzy. Ale co? W sobotę, gdy Scholz siedział w dżinsach w Urzędzie Kanclerskim, Holendrzy dali do zrozumienia, że czekają na niemiecką zgodę na przekazanie ukraińskiej armii broni wyprodukowanej w Niemczech. Rząd federalny odrzucił jednak podobny wniosek Estonii. "Zardzewiałe haubice z NRD" nie mają decydującego znaczenia dla tej wojny — tak brzmiał lekceważący komentarz rządu federalnego.

W rzeczywistości Scholz pomylił się w obliczeniach: Berlin uważał, że opór armii ukraińskiej załamie się w ciągu kilku godzin. Wówczas kwestia dostaw broni przestałaby być istotna. Jednak odwaga żołnierzy Zełenskiego powstrzymywała Rosjan dłużej, niż się spodziewano.

W sobotę prezydent Litwy i premier Polski przylecieli do Berlina, by przekonać Scholza do swoich racji. Scholz zdjął dżinsy i włożył garnitur na ich przyjęcie. I nagle okazało się, że nie tylko Holendrzy mogli pomagać. Również Bundeswehra miała przewieźć bazooki i rakiety Stinger na lotnisko na wschodzie Polski, skąd miała je odebrać armia ukraińska.

W urzędzie kanclerskim mówi się, że Scholz podjął decyzję w sprawie przekazania broni Ukraińcom już w sobotę rano. Naciski ze strony sojuszników nie były tu czynnikiem decydującym. Dotyczy to również faktycznego przewrotu, którego w polityce zagranicznej Niemiec Scholz dokonał w niedzielę.

— Potrzebujemy samolotów, które latają, statków, które wypływają w rejs, i żołnierzy, którzy są optymalnie wyposażeni do swoich misji — powiedział Scholz w Bundestagu. Posłowie z SPD, FDP, CDU/CSU i części Zielonych bili brawo na stojąco. Kraje zachodnie również wiwatowały. Oto Putin obudził Niemcy, Scholz wreszcie poważnie potraktował zobowiązanie sojusznicze. Teraz już nikt nie pyta: gdzie jest Scholz.

Pomysł zebrania 100 mld euro na specjalny fundusz odbudowy Bundeswehry i zabezpieczenia go w ustawie zasadniczej był sprytny. Pozwalał FDP utrzymać resztę budżetu w ramach limitu zadłużenia.

Dwa tygodnie temu Scholz odbył w Urzędzie Kanclerskim długą rozmowę z Friedrichem Merzem, liderem CDU. W sobotę poinformował go o szczegółach swych pomysłów w rozmowie telefonicznej. Z drugiej strony, kierownictwo Zielonych rozpowszechniało informację, że Scholz nie poinformował ich wcześniej o wysokości funduszu specjalnego. Scholz zachował się sprytnie, bo wciągnął opozycję w swój plan, pozbawiając Zielonych możliwości zablokowania go.

Na temat tego, jak doszło do realizacji tego planu, krążą dwie różne narracje, ale prawdziwa jest ta trzecia. Pierwsza z nich brzmi następująco: Pomysłodawcą był minister finansów Christian Lindner. Scholz zaproponował pierwotnie inną zmianę w ustawie zasadniczej, polegającą na zasadniczym wyłączeniu wydatków na obronność z mechanizmu hamulca zadłużenia. Ale wówczas Zieloni chcieliby tego samego w przypadku wydatków na walkę ze zmianami klimatycznymi.

Niemcy nienawidzili ambasadora Ukrainy za prawdę o Putinie – dziś robią mu owację na stojąco
Druga narracja jest następująca: Scholz już jako minister finansów przeforsował plan tzw. aktywów specjalnych, kiedy ówczesny prezydent USA Donald Trump wywierał na Niemcy ogromną presję, by wreszcie zainwestowały 2 proc. PKB w obronność, zgodnie z ustaleniami NATO.

Trzecia wersja jest bardziej niebezpieczna dla rządu federalnego z politycznego punktu widzenia. W tej wersji bowiem pomysł uzbrojenia armii wyszedł od CDU. A dokładniej — od Annegret Kramp-Karrenbauer, wówczas jeszcze minister obrony.

W październiku 2021 r., zaledwie kilka dni po wyborach federalnych, powstał tajny dokument, w którym opisany był "uzupełniający, ustawowy fundusz specjalny" jako "niezbędny" "dla budowy gotowej operacyjnie, nowoczesnej Bundeswehry. Kramp-Karrenbauer chciała wykorzystać to jako podstawę do ewentualnych negocjacji koalicyjnych z nową koalicją. Gdy negocjacje nie doszły do skutku, pomysł ten znalazł się w poufnych materiałach, które urzędnicy ministerstwa przekazali posłom z SPD, Zielonych i FDP — politykom, którzy negocjowali właśnie odpowiedni rozdział umowy koalicyjnej.

Powstał już nawet w pełni sformułowany projekt ustawy o utworzeniu specjalnego funduszu Bundeswehry. Według naszych informacji wszystko, co obecnie wprowadza Scholz, zostało opracowane przez Kramp-Karrenbauer. Jedyną nowością jest konkretna kwota 100 mld euro. W projekcie kwota pozostaje otwarta, mówi się tam o "XX mld euro".

onet.pl