Jako założyciel firmy technologicznej, Mark jest częścią społeczności startupów w Bay Area i uważa, że jego polityka jest dość umiarkowana. Rozumie chęć zmian w administracji. Ale podejście Muska w DOGE — które postrzegał jako szał cięć i zwolnień urzędników federalnych — wydawało mu się "absurdalne".
Na internetowym forum dla założycieli firm technologicznych napisał odpowiedź na entuzjastyczny post na temat Departamentu Wydajności Rządu (DOGE) Elona Muska, argumentując, że DOGE jest przykrywką do oczyszczania przeciwników politycznych. Doszedł bowiem do wniosku, że przynajmniej niektórzy z pozostałych założycieli na forum się z tym zgodzą.
Ależ się zdziwił. Zamiast tego Mark — któremu pozwoliliśmy użyć pseudonimu, aby nie narazić go na ewentualne kłopoty — został zaatakowany. — Byłem po prostu zdumiony ilością zjadliwości, która do mnie wróciła — mówi. A potem stało się coś jeszcze. Równie zadziwającego.
Zaczęły napływać bezpośrednie wiadomości od ludzi, którzy dziękowali mu za powiedzenie tego, czego sami bali się powiedzieć. Jeden z nich poprosił nawet o rozmowę telefoniczną, pod warunkiem, że Mark zgodzi się nigdy nikomu nie wspominać jego imienia, ani nawet nie wprowadzać ich rozmowy do swojego Kalendarza Google.
Zarówno w Waszyngtonie, jak i w Kalifornii szybko pojawiła się narracja o ataku Muska na rząd federalny. Gdy młodzi lokaje Muska przeszukują wrażliwe bazy danych i patroszą całe agencje, wydaje się, że tak to się robi w świecie technologii. I oczywiście istnieje bardzo głośny zakątek sektora technologicznego, który się z tym zgadza.
Ale w branży, której pracownicy w przeważającej mierze przekazali darowizny na rzecz Demokratów, w regionie, którego wyborcy w przeważającej mierze poparli Kamalę Harris, jest też wielu ludzi w branży technologicznej, którzy postrzegają dzieło Muska nie tylko jako niebezpieczne, ale całkowicie sprzeczne z prowadzeniem zdrowego biznesu, nie mówiąc już o rządzie.
Są po prostu coraz bardziej przerażeni, by powiedzieć to głośno.
— Nie wszyscy w branży technologicznej wspierają Elona Muska — kontynuuje Mark. — Po prostu nie słyszysz ich strony, ponieważ boją się zabrać głos — dodaje.
— Nienawidzę być ostrożny w ten sposób. Nie jestem tego rodzaju osobą — mówi anonimowo jeden z wieloletnich specjalistów do spraw komunikacji technologicznej, który początkowo planował użyć swojego nazwiska w tym artykule, ale kierownictwo jego firmy powiedziało mu, że nie mogą ryzykować ujawnienia. — Zapewniamy utrzymanie ponad 100 osobom i wszystkim osobom pozostającym na ich utrzymaniu — tłumaczy.
POLITICO rozmawia z inwestorami, inżynierami, założycielami startupów i specjalistami do spraw public relations pracujących w branży technologicznej. Wielu z nich wypowiada się anonimowo, aby uniknąć reakcji zawodowej lub osobistej. Wszyscy opisują branżę znaną z otwartości i pewności siebie, która nagle została opanowana przez powszechną kulturę strachu, jeśli chodzi o krytykowanie Muska lub DOGE.
Ten mrożący krew w żyłach efekt jest oczywiście odczuwalny wszędzie w amerykańskim establishmencie i poza nim, od kampusów uniwersyteckich po potężne kancelarie prawne i sale Kongresu. Ale wypowiadanie się może być szczególnie ryzykowne w branży technologicznej teraz, gdy niektórzy z najpotężniejszych inwestorów i kadry kierowniczej w branży — ludzie, którzy mają moc decydowania o tym, czyj start-up technologiczny zostanie sfinansowany lub którzy pracownicy zostaną zwolnieni — przytulają się do administracji Trumpa.
(...)
Ta powściągliwość wśród bardzo dużego liberalnego kontyngentu Doliny Krzemowej jest ostrym zwrotem od tego, jak zawsze było. Jeszcze niedawno to Republikanie bali się ujawnić jako konserwatyści.
Kiedy Niki Christoff rozpoczęła pracę w Google świeżo po stażu w kampanii prezydenckiej senatora Johna McCaina w 2008 r., mówi, że była traktowana "jak studentka z wymiany zagranicznej".
W tamtych czasach koszt braku zgodności z dominującą ideologią polityczną był kosztem społecznym. Teraz liderzy technologiczni obawiają się utraty środków do życia lub publicznego nękania przez jednego z najpotężniejszych ludzi w swojej branży, odrzucenia przez jego sojuszników i zaatakowania przez całą jego armię online.
— To prawdziwy terror — ocenia Christoff, która obecnie konsultuje się z liderami branży technologicznej za pośrednictwem swojej firmy Christoff & Co, zajmującej się komunikacją kryzysową i strategią polityczną.
Dla pracowników branży technologicznej poczucie bycia zakutym w kaganiec jest szczególnie dotkliwe, biorąc pod uwagę, jak wiele swobody mieli wcześniej zamożni, uprzywilejowani pracownicy tej branży.
Przez lata, gdy firmy technologiczne deklarowały swoje zaangażowanie w różnorodność w miejscu pracy, wspierały postępowe kwestie polityczne, takie jak reforma imigracyjna i prawa osób LGBTQ +, i twierdziły, że priorytetem jest wolność słowa, pracownicy technologiczni cieszyli się dużą swobodą wypowiadania się na temat niesprawiedliwości, które widzieli na świecie i w pracy.
Podczas pierwszej administracji Trumpa pracownicy Google masowo odeszli z pracy, aby zaprotestować przeciwko zakazowi administracji dla osób pochodzących z krajów muzułmańskich, ośmieleni faktem, że zarówno ich CEO Sundar Pichai, jak i współzałożyciel Google Sergey Brin byli tuż obok nich. W tym roku obaj mężczyźni stanęli posłusznie na podium za Trumpem, gdy ten został zaprzysiężony na urząd.
Zmienili się nie tylko ich szefowie miliarderzy. To sam rynek pracy w branży technologicznej. Jednym z powodów, dla których liderzy technologiczni tolerowali sprzeciw podczas pierwszej kadencji Trumpa, jest fakt, że rynek rekrutacyjny był tak konkurencyjny, że firmy nie mogły sobie pozwolić na alienację talentów. Obecnie szacuje się, że od 2022 r. zwolnionych zostało ponad pół miliona pracowników branży technologicznej, a dobre miejsca pracy w branży są coraz trudniejsze do znalezienia.
— Poświęcenie swojej pozycji wiąże się z większymi kosztami osobistymi — mówi jeden z obecnych pracowników Tesli.
Dodaje, że przeszedł od bycia dumnym z tego, gdzie pracuje, do przepraszania za to — ale tylko prywatnie.
— W tym momencie wszyscy jesteśmy zażenowani [Muskiem], ale to tylko ciche pomruki podczas lunchu — przekonuje pracownik, z którym rozmawia POLITICO.
Nie chodzi tylko o to, że znaczna część świata technologii jest przeciwna polityce Muska. Są również zbulwersowani pomysłem, że jego podejście jest przedstawiane jako odzwierciedlenie tego, jak działa ich branża. Niektórzy, którzy dla niego pracowali, twierdzą, że nie jest to nawet dobry przykład szorstkiego, ale skutecznego stylu zarządzania Muska, który pomógł mu zbudować więcej niż jedną firmę wartą wiele miliardów dolarów.
Istnieją oczywiście aspekty strategii DOGE Muska, które wydają się znajome. Jego retoryka dnia zagłady, mikrozarządzanie, organizacja spania w biurze i zwolnienia, po których następują ponowne zatrudnienia, są częścią dobrze udokumentowanego podręcznika, który Musk wdrożył w swoich własnych firmach.
Obecni i byli pracownicy twierdzą jednak, że pod innymi względami jego podejście w Tesli było inne. Po pierwsze, mówi Nathan Murthy, który pracował jako inżynier w Tesli przez prawie siedem lat, zatrudniał ludzi z doświadczeniem.
— Kiedy zaufasz ludziom i zaufasz, że wiedzą pewne rzeczy, mogą udzielić odpowiedzi na temat tego, jak budować rzeczy — lub burzyć rzeczy — w twojej firmie, które są zgodne z systemami, które zbudowałeś — przekonuje Murthy, który jest obecnie szefem inżynierii w startupie technologicznym Verse. Murthy porównuje operacje DOGE do "ogrodzenia Chestertona", filozoficznej zasady, że nigdy nie należy burzyć ogrodzenia, dopóki nie dowiemy się, dlaczego zostało tam postawione. — Robią coś zupełnie odwrotnego — ocenia.
Zwalnianie ekspertów i dawanie rządowym neofitom tak dużej władzy prowadzi do niechlujnych błędów, które nigdy nie miałyby miejsca w świecie biznesu — nawet w świecie szybko rozwijających się, zwycięskich startupów technologicznych, przekonują rozmówcy POLITICO.
Już teraz twierdzenia DOGE dotyczące 150-latków pobierających świadczenia z Ubezpieczeń Społecznych upadły po tym, jak pełniący obowiązki komisarza Administracji Ubezpieczeń Społecznych poprawił zapis. A "Ściana wpływów" grupy, której używa do śledzenia cięć wydatków, została najeżona błędami, w tym jedną pozycją, która pomyliła kontrakt ICE o wartości 8 mln dol. (ponad 31 mln zł) z kontraktem o wartości 8 mld dol. (ponad 31 mld zł) W ciągu pierwszego miesiąca istnienia, każde z największych cięć kosztów wymienionych na stronie zostało później ujawnione jako błąd.
— Gdyby Elizabeth Holmes to zrobiła, zostałaby wyrzucona z miasta — mówi jeden z inwestorów na wczesnym etapie, odnosząc się do założycielki Theranos, która obecnie odsiaduje 11-letni wyrok więzienia za oszukanie inwestorów. — Kiedy masz do czynienia z życiem i śmiercią ludzi, błędy, oszustwa i oszustwa lądują w więzieniu, a nie w Gabinecie Owalnym.
Nagłe wypatroszenie organizacji przy założeniu, że w ten sposób stanie się ona bardziej wydajna, jest również "katastrofalnie ryzykowną rzeczą", mówi inwestor. — Zrobiłbyś to tylko wtedy, gdyby ryzyko upadku firmy było niskie.
I choć istnieją pewne wyjątki, dodał, "ogólnie rzecz biorąc, po cięciu kosztów nie następuje sukces. Następuje powolna spirala pogorszenia".
onet.pl/Politico