sobota, 23 kwietnia 2022


Rosjanie finalizują rozśrodkowanie sił w Donbasie, przygotowując się do zmasowanego uderzenia. Rzecznik ukraińskiego resortu obrony stwierdził, że agresor prowadzi szeroko zakrojone działania rozpoznawcze – identyfikuje dogodne miejsca głównych uderzeń. Świadczy o tym zmasowany ogień artyleryjski połączony z wypadami wojsk o charakterze rozpoznania bojem. Największą aktywność najeźdźców obserwuje się na kierunku Izium–Barwinkowe, w rejonie węzła kolejowego Popasna, nieopodal Siewierodoniecka oraz na rubieży Zaporoże – granica obwodu donieckiego. Siły ukraińskie w Donbasie odparły osiem ataków wroga. Szczególnie intensywne walki trwają w okolicach Słowiańska i Rubiżnego.

Agresor wzmocnił zgrupowanie, wprowadzając z terytorium Rosji kolejne jednostki 41. Armii Ogólnowojskowej (AO) Centralnego Okręgu Wojskowego (OW). W starciach nieopodal Iziumu bierze udział 64. Samodzielna Brygada Strzelców Zmotoryzowanych, współodpowiedzialna za masakrę mieszkańców Buczy. Do rejonu Nowobachmutiwki (30 km od Gorłówki) Rosjanie skierowali również ok. 200 najemników z tzw. grupy Wagnera.

W Mariupolu agresor kontynuował naloty i ostrzał zakładów Azowstal, gdzie chronią się obrońcy i cywile. Ukraiński wywiad wojskowy zaprzeczył słowom prezydenta Władimira Putina, który polecił wstrzymać szturm – poinformowano, że wróg planuje natarcie na kombinat siłami Rosgwardii i FSB.

W rejonie Zaporoża wojska rosyjskie zostały wzmocnione jednostkami 19. Dywizji Piechoty Zmechanizowanej 58. AO Południowego OW. W okolicach Chersonia najeźdźcy kontynuują działania mające doprowadzić do wyjścia na granice administracyjne obwodu. W pobliżu miasta miał zostać zniszczony wysunięty punkt dowodzenia agresora, w którym przebywało ok. 50 wyższych rangą oficerów. Aby stworzyć warunki do ofensywy w kierunku Mikołajowa, Rosjanie prowadzą intensywny ostrzał pozycji przeciwnika.

W rosyjskich obwodach kurskim i briańskim trwa przegrupowanie wojsk kierujących się na wschód Ukrainy. Strona ukraińska nie wyklucza, że w tym rejonie wróg może dokonać prowokacji umożliwiającej oskarżenie Ukraińców o ostrzeliwanie rosyjskiej ludności cywilnej.

Według ukraińskiego wywiadu wojskowego po zniszczeniu krążownika rakietowego „Moskwa” trwa czystka we Flocie Czarnomorskiej. Jej dowódca – admirał Igor Osipow – miał zostać zdymisjonowany i aresztowany, a przeciwko jego zastępcy prowadzone jest śledztwo. Ze względu na niezadowalające przygotowanie do działań wojennych i wysokie straty mieli zostać odwołani dowódcy 6. Armii i 1. Armii Pancernej Zachodniego OW oraz 22. Korpusu Armijnego Południowego OW.

W okupowanym Enerhodarze (obwód zaporoski) wojska najeźdźcze rozpoczęły wydawanie mieszkańcom zapomóg w wysokości 10 tys. rubli (550 złotych). Według Kijowa chcą w ten sposób uzyskać ich dane osobowe, aby móc przeprowadzić pseudoreferendum służące legitymizacji rosyjskiej administracji. Wcześniej prezydent Wołodymyr Zełenski zwrócił się do Ukraińców z terenów okupowanych o nieprzekazywanie agresorowi żadnych informacji.

W ostatnich dniach miały się zaaktywizować rosyjskie grupy dywersyjno-wywiadowcze. Podobno policja ukraińska codziennie zatrzymuje osoby podejrzewane o kolaborację z okupantem. Dywersanci mają być rekrutowani wśród tzw. grupy Wagnera, a ich cel to sprawdzanie możliwości dokonywania w kraju aktów dywersji i terroru.

Rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denysowa powiadomiła o utworzeniu przez agresora w Kachowce (obwód chersoński) więzienia, w którym katuje się mieszkańcy miasta. Rosyjscy wojskowi mają zatrzymywać ich pod dowolnym pretekstem, a następnie przesłuchiwać, stosując przemoc i tortury.

Ukraina powołała specjalną instytucję, która zajmie się odnajdywaniem rosyjskich zbrodniarzy wojennych. Według szefa Rady Narodowego Bezpieczeństwa i Obrony Ołeksija Daniłowa poszukiwania będą prowadzone na całym świecie do momentu, gdy każdy żołnierz, który brał udział w zbrodniach, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej.

Doradca prezydenta Zełenskiego Mychajło Podolak zapowiedział, że rozmowy na temat gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy zakończą się w najbliższych dniach. Obecnie mają się toczyć negocjacje z państwami, które wstępnie zgodziły się na ich udzielenie. Podolak doprecyzował, że rozmowy, prowadzone oddzielnie z każdym krajem, dotyczą zakresu współpracy wojskowej. Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson stwierdził, że gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy nie będą identyczne z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, lecz mają dotyczyć zobowiązań w zakresie dostaw broni, szkolenia wojsk i dostarczania danych wywiadowczych. Podobną deklarację złożył szef tureckiej dyplomacji Mevlüt Çavuşoğlu, który udział Ankary w gwarancjach uzależnił od rezygnacji z zapisów analogicznych do art. 5.

W związku z brakiem gwarancji bezpieczeństwa ze strony Rosjan 22 kwietnia nie działały żadne korytarze humanitarne. Istnieje możliwość, że 23 kwietnia zostanie otworzony korytarz z Mariupola w kierunku Berdiańska i Zaporoża. W obwodzie ługańskim zapowiedziano ewakuację cywilów z pięciu miast.

Prezydent Zełenski oznajmił, że Ukraina otrzyma od Banku Światowego 4,8 mld dolarów kredytu na odbudowę kraju. Ponadto Waszyngton udzieli Kijowowi 500 mln dolarów bezzwrotnej pożyczki – suma ta zostanie przeznaczona na bieżące potrzeby budżetowe.

Według danych Straży Granicznej RP od początku wojny z Ukrainy do Polski wyjechało 2,92 mln osób, a tylko 22 kwietnia – 17,7 tys. (spadek o 11% względem poprzedniego dnia) Tego samego dnia w przeciwnym kierunku odprawiono 23,8 tys. ludzi, a od 24 lutego – 824 tys. Coraz większa liczba powracających sprawia, że na przejściach w Dorohusku, Medyce i Korczowej tworzą się korki.

Komentarz

Intensywne walki w Donbasie wskazują na to, że siły agresora rozpoczną tam w najbliższym czasie zmasowaną ofensywę. Obecnie najeźdźcy szturmują i ostrzeliwują pozycje przeciwnika, wyszukując słabe miejsca obrony. Siły ukraińskie nie rezygnują z utrzymania kontrolowanych miejscowości i umacniają punkty oporu. Zniszczenie rosyjskiego punktu dowodzenia pod Chersoniem potwierdza, że obrońcy dysponują precyzyjnymi danymi rozpoznania powietrznego.

Informacje wywiadu ukraińskiego dotyczące zmian kadrowych we wrogim dowództwie sygnalizują, że trwa tam poszukiwanie winnych fiaska pierwszego etapu agresji. Kontrwywiad wojskowy FSB skupia się m.in. na znalezieniu odpowiedzialnych za złe przygotowanie zaplecza operacji i niewystarczające zabezpieczenie logistyczne.

Gwarancje bezpieczeństwa analogiczne do zapisów art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego stanowiły dla Kijowa jeden z kluczowych warunków ewentualnego porozumienia pokojowego z Rosją, gdyż dawały nadzieję na trwałość ewentualnego kompromisu. Dystansowanie się przedstawicieli kluczowych państw od zobowiązań w tej formie pozbawia stronę ukraińską pola manewru i zmusza ją do uznania, że powstrzymanie najeźdźcy i zachowanie suwerenności będzie możliwe wyłącznie dzięki zwycięstwu militarnemu.

osw.waw.pl

Zgodnie z doniesieniami medialnymi (Politico) prawdopodobnie w przyszłym tygodniu UE przyjmie szósty pakiet sankcji przeciwko Rosji. Może on obejmować m.in. restrykcje dotyczące ropy, odłączenie kolejnych banków od systemu SWIFT oraz ograniczenie działalności kolejnych mediów. Według agencji Bloomberg w odniesieniu do sektora naftowego rozważa się różne warianty sankcji: embargo na import ropy, ustanowienie pułapu cenowego na nią czy wdrożenie mechanizmu mającego na celu utrzymanie wielkości wpływów, jakie Rosja uzyskuje z eksportu tego surowca.

Szef unijnej dyplomacji Josep Borrell oświadczył zarazem, że część państw członkowskich sprzeciwia się embargu na import rosyjskiej ropy. Według dziennika „Le Figaro” stanowisko takie zajmują Austria, Niemcy i Węgry. Z kolei wśród orędowników nałożenia takiego zakazu znajdują się Francja i Polska.

Kilka krajów członkowskich UE jednoznacznie występuje również przeciwko wprowadzaniu embarga na dostawy rosyjskiego gazu. Prezydent Francji Emmanuel Macron oświadczył w wywiadzie dla „Ouest-France”, że rezygnacja z zakupów surowca z Rosji oznaczałaby dla Europy poważne problemy w kolejnym okresie zimowym. Z kolei kanclerz Niemiec Olaf Scholz stwierdził w wywiadzie dla magazynu „Spiegel”, że wdrożenie tego ograniczenia jest niedopuszczalne i nie doprowadziłoby do wstrzymania działań wojennych na Ukrainie, lecz wywołałoby poważne konsekwencje dla Niemiec i całego Starego Kontynentu. Oświadczył też, że w tym przypadku nie chodzi o zarabianie pieniędzy, ale o chęć uniknięcia dramatycznego kryzysu ekonomicznego oraz utraty milionów miejsc pracy i fabryk, które mogłyby się ponownie nie otworzyć. Austriacki minister finansów Magnus Brunner oznajmił natomiast, że Wiedeń nie zamierza wprowadzać embarga na rosyjski gaz, gdyż Austria jest od niego zbyt uzależniona. Dodał, że zakaz mocniej niż w Rosję uderzy w gospodarkę kraju nakładającego to ograniczenie.

Do grona krajów zapowiadających rezygnację z zakupów rosyjskich surowców energetycznych dołączyła Holandia. Tamtejszy minister ds. klimatu i energetyki Rob Jetten oświadczył w wywiadzie dla „Algemeen Dagblad”, że Amsterdam zamierza całkowicie zaprzestać importu gazu, ropy i węgla z Rosji przed końcem 2022 r.

22 kwietnia media informowały, że dzień wcześniej Komisja Europejska skierowała do państw członkowskich UE pismo zawierające wytyczne dotyczące mechanizmów rozliczeniowych w dostawach za rosyjski gaz (treści dokumentu, który nie jest prawnie wiążący, nie upubliczniono). Z doniesień wynika, że KE uznała, iż nowe rosyjskie wymagania dotyczące płatności za gaz w rublach wydają się nie naruszać wprost prawa europejskiego, w szczególności przyjętych sankcji, lecz jednocześnie podkreśliła, iż firmy importujące surowiec powinny rozliczać się w walutach wynikających z kontraktu i domagać się, by po ich zdeponowaniu na właściwym koncie rosyjski kontrahent uznawał płatność za dokonaną.

21 kwietnia Novatek, największy po Gazpromie producent gazu w Rosji, powiadomił, że ze względu na „bezprecedensowe nowe wyzwania” pracuje nad korektą terminów realizacji i innych parametrów projektu „Arktyczny LNG 2”. Inwestycja przewiduje budowę największego jak dotąd zakładu skraplania gazu w Rosji – jego łączna moc produkcyjna ma wynieść 19,8 mln ton. Poza Novatekiem w projekcie biorą udział: francuski koncern TotalEnergies (10%), chińskie spółki CNPC i CNOOC (po 10%) i japońskie konsorcjum składające się z firm Mitsui i JOGMEC (10%), a sumaryczna wartość inwestycji ma wynosić ok. 21,3 mld dolarów. Według informacji podawanych przez spółkę pierwsza linia jest gotowa w 85%, a cały projekt – w 65%. 21 kwietnia wiceminister energetyki Rosji Paweł Sorokin oświadczył, że rząd jest gotów rozważyć udzielenie Novatekowi wsparcia umożliwiającego terminowe uruchomienie zakładu skraplania gazu budowanego w ramach projektu (pierwotnie planowane na przełom 2023 i 2024 r.).

22 kwietnia Federalna Agencja ds. Transportu Morskiego i Rzecznego poinformowała o tymczasowym wstrzymaniu publikowania statystyk dotyczących przepływów towarowych w rosyjskich portach morskich.

Komitet ds. rynku finansowego Dumy Państwowej (izba niższa parlamentu) poparł przyjęcie w pierwszym czytaniu projektu ustawy o zewnętrznym zarządzaniu w firmach, których udziałowcami są podmioty zagraniczne ogłaszające zamiar wycofania się z działalności w Rosji.

22 kwietnia rosyjskie indeksy giełdowe odnotowały spadki. Indeks rublowy moskiewskiej giełdy IMOEX zmniejszył się o 1,7%, do 2232,2 pkt, a dolarowy RTS – o 3,5%, do 928,3 pkt. Rosyjska waluta nieznacznie straciła na wartości – na koniec dnia za dolara trzeba było zapłacić 75,5 rubla (poprzedniego dnia – 74,8). Niewielkie spadki odnotowały też ceny ropy naftowej – za baryłkę surowca marki Brent na koniec dnia trzeba było zapłacić 106,5 dolara. Znacząco zmieniały się natomiast ceny gazu – w ciągu dnia na holenderskim hubie TTF wahały się one od 1044 do 1173 dolarów za 1000 m3. Ostatecznie na koniec sesji cena gazu ziemnego w kontraktach na maj spadła do 1063 dolarów za 1000 m3, czyli o ok. 5% w stosunku do ceny zamknięcia z dnia poprzedniego.

Komentarz

Oświadczenie Novateku nt. możliwych zmian terminów uruchomienia zakładu skraplania gazu stawianego w ramach projektu „Arktyczny LNG 2” potwierdza skuteczność sankcji nałożonych na Rosję. Szczególne znaczenie miał w tym kontekście piąty, ostatni dotąd pakiet unijnych restrykcji, który wprowadził m.in. ograniczenia w zakresie eksportu technologii wykorzystywanych przy realizacji rosyjskich przedsięwzięć energetycznych. Firmy wdrażające w tym kraju projekty LNG dużej skali (o mocy produkcyjnej powyżej 2 mln ton rocznie) są całkowicie uzależnione od importu technologicznego z zagranicy. We wszystkich działających obecnie w Rosji terminalach tego typu wykorzystuje się technologie zachodnich firm: amerykańskiej APCI, niemieckiej Linde, brytyjsko-holenderskiego Shella, francuskiej Air Liquide. Choć Rosja opracowała własną technologię „Arkticzeskij kaskad”, którą wykorzystano przy czwartej linii produkcyjnej projektu „Jamał LNG”, to z doniesień branżowych wynika, że jej jakość okazała się bardzo niska i wiele wskazuje na to, że nie będzie ona stosowana w podobnych przedsięwzięciach. Choć wprowadzone restrykcje wpłyną co najwyżej na opóźnienie ukończenia pierwszej linii produkcyjnej „Arktycznego LNG 2”, to mogą znacząco odsunąć w czasie lub nawet uniemożliwić budowę dwóch pozostałych. Zgodnie z doniesieniami dziennika „Kommiersant” druga linia jest gotowa w 40%, a prace w ramach trzeciej jeszcze się nie zaczęły.

W horyzoncie długofalowym zarówno sankcje technologiczne, jak i wycofywanie się z Rosji zagranicznych koncernów (Shell, ExxonMobil) mogą znacząco utrudnić lub nawet uniemożliwić realizację ambitnych planów dotyczących LNG. Przyjęty w 2021 r. Długoterminowy program rozwoju produkcji gazu skroplonego w Federacji Rosyjskiej przewidywał wytwarzanie w 2035 r. od 80 do 140 mln ton gazu skroplonego. Kraj zamierzał zwiększyć swój udział w globalnym rynku LNG do kilkunastu lub nawet 20–30%. Wzrost mocy produkcyjnych miały zapewnić przede wszystkim projekty Novateku. Poza „Arktycznym LNG 2”, koncern planował w najbliższej dekadzie postawić w Rosji kilka innych zakładów skraplania gazu: „Arktyczny LNG 1” i „Arktyczny LNG 3” (każdy o mocy 19,8 mln ton) oraz „Obski LNG” – zakład przetwórstwa gazu przewidujący także wytwarzanie gazu skroplonego (moc produkcyjna: 5–6 mln ton). Gazprom zakładał uruchomienie produkcji LNG w planowanym zakładzie przetwórstwa gazu w Ust-Łudze oraz budowę trzeciej linii produkcyjnej projektu Sachalin 2, gdzie partnerował mu m.in. wycofujący się z Rosji Shell. Duże przedsięwzięcia LNG zamierzała także realizować jakucka firma JaTEK (zakład o mocy 17,7 mln ton) oraz Rosnieftʹ („Dalekowschodni LNG” o mocy produkcyjnej ok. 6 mln ton). To ostatnie miało powstać we współpracy z koncernem ExxonMobil (zapowiedział wycofanie się z kraju do 24 czerwca br.).

Przyjęte przez Komisję Europejską wytyczne trudno ocenić jednoznacznie. Po pierwsze ich dokładna treść nie jest znana, gdyż organ nie opublikował oficjalnego komunikatu w tej kwestii. Po drugie uznanie, że realizacja płatności za gaz według nowych warunków nie musi oznaczać naruszania reżimu sankcyjnego, przerzuca de facto podjęcie ostatecznej decyzji w sprawie rozliczania dostaw na państwa członkowskie i importerów. Nie można przy tym wykluczyć, że Bruksela sugeruje jednocześnie wypracowanie swego rodzaju kompromisu w tej kwestii między Moskwą a odbiorcami europejskimi. Z jednej strony wskazanie, by kupujący gaz, rozliczając dostawy, przelewali należności w walucie wynikającej z kontraktu, oznacza milczącą akceptację dla części wymogów wynikających z dekretu podpisanego przez Władimira Putina – dokument zakłada, że importerzy powinni przekazywać środki w pierwszej kolejności w walutach obcych, na specjalne konta walutowe w Gazprombanku. Z drugiej zaś strony sugerowanie, by importerzy domagali się od Moskwy akceptacji, że płatność uznaje się dokonaną z chwilą zaksięgowania na koncie walutowym, to próba wskazania pola do ustępstw po stronie Rosji – zgodnie z dekretem płatność uznaje się za dokonaną dopiero wówczas, gdy środki walutowe zostaną zamienione na ruble i zaksięgowane na specjalnym koncie rublowym importera, założonym uprzednio w Gazprombanku. Po trzecie wreszcie: nie wiadomo, jak wytyczne Komisji mają się do treści listów wysyłanych przez Gazprom do kontrahentów po wejściu w życie dekretu. Zawierały one wyjaśnienia dotyczące stosowania nowych zasad rozliczeniowych przyjętych przez Rosję, lecz ich treść również nie jest znana, gdyż stanowi tajemnicę handlową.

osw.waw.pl

Ukraińscy żołnierze niemal codziennie znajdują na ulicach miast ciała zmarłych mieszkańców lub odkrywają masowe groby. Rodziny ofiar chcą godnie pochować swoich bliskich. Olena Zhezhera-Szaposznikowa publikuje w mediach społecznościowych historie ofiar, które poniosły śmierć podczas wojny w Ukrainie. Kilka dni temu opisała śmierć koleżanki, którą rosyjski żołnierz zabił strzałem w głowę na oczach 20-letniej córki. Nie pozwolono jej zabrać ciała matki. Leżała na drodze. Rodzina zabrała ją w nocy i pochowała w ogrodzie, bo na pochówek na cmentarzu rosyjscy żołnierze się nie godzą.

Olena właśnie się dowiedziała, że mąż jej koleżanki z Buczy nie żyje. - Rosjanie zabili go na oczach żony. Jej nie zabili, pewnie po to, by cierpiała. Gdy zabili męża, spalili jej dom. Ot tak, po prostu - komentuje Olena.

Zhezhera-Szaposznikowa wspomina też o śmierci sąsiadki, która zginęła we własnym samochodzie, bo został ostrzelany. - Wyjeżdżała z Buczy, w samochodzie były z nią trzy kobiety: 14-letnia córka, babcia i koleżanka. Rozmawiała z mężem przez telefon, on usłyszał strzały. "Jedzie na nas czołg!" - to były ostatnie słowa kobiety.

- Najstraszniejsze, gdy słucham tych historii, są te o dzieciach. Gdy kolejna z kobiet, z którymi rozmawiałam, opowiadała mi, że Rosjanie strzelali do dzieci, że one nie giną przypadkowo. I że ludzie, opuszczając domy, wieszają na samochodach białe flagi, a na karoseriach robią napisy "DZIECI" wielkimi literami. I gdy auta zatrzymują rosyjskie patrole i każą wszystkim wysiąść, rodzice wysiadają z tymi dziećmi na rękach. A wtedy żołnierze strzelają prosto w dzieci. Tych opowieści nie umiem zapomnieć - wyznaje.

gazeta.pl

Mariia Tsiptsiura: Co się teraz dzieje w obwodzie ługańskim? Czy Rosja jest w ofensywie?

Siergiej Hajdaj: Liczba ostrzałów wzrosła wielokrotnie. Liczba ludzi i sprzętu, które Rosja rzuca na front także. Działania wojenne są prowadzone jednocześnie w wielu kierunkach w obwodzie ługańskim, a także w obwodach charkowskim i donieckim. Nie zapominajmy, że psychopatyczny Putin ma maniakalny stosunek do symbolicznych dat. A oto dwie z nich: Wielkanoc i 9 maja, czyli święto zakończenia II wojny światowej. Wielkanoc ma już za sobą, ale dołoży wszelkich starań, aby do 9 maja pochwalić się przed Rosjanami jakimiś zwycięstwami. Ale w tym przypadku czas działa na korzyść Ukrainy. Im dłużej się utrzymamy, tym więcej środków dostaniemy. I tym mniej czasu zostaje Rosji na realizację planu do 9 maja.

- Wspomniałeś, że teraz ofensywa idzie we wszystkich kierunkach. Czym różni się to od taktyki, którą Rosjanie stosowali od pierwszego dnia wojny?

Przez długi czas gromadzili sprzęt i ludzi. Ich kontyngent w Donbasie to obecnie około 70 tysięcy żołnierzy, którzy jednocześnie w ciągu jednej nocy rozpoczęli ofensywę. Teoretycznie mogą ponownie spróbować się przegrupować. Ale teraz Rosja rzuca wszystkich ludzi na front. Próbują nas zmiażdżyć liczbami.

Ale są taktyki i strategie walki, o których w Rosji nie słyszano. Jeśli grupa jest w ofensywie, musi mieć dwie rezerwy. Pierwsza rezerwa uzupełnia linię frontu, na której giną żołnierze. A druga rezerwa powinna zajmować okupowane terytoria.

W przeciwnym razie, kolumny zaopatrujące front w paliwo i amunicję, zostaną zniszczone przez dywersantów i partyzantów. Rosjanie natomiast zgromadzili siły i rozpoczynają ofensywę bez wsparcia. Otrzymujemy informacje od miejscowych, że kontyngent okupanta jest pozbawiony tego zaplecza, tych rezerw na terenach okupowanych. W przypadku kontrataku po prostu nie będą mieli nikogo do obrony, aż do granicy z Rosją.

- Niedawno pojawiła się informacja, że wojska ukraińskie wycofały się z miasta Kreminna. Gdzie jeszcze są wyłomy w linii frontu?

Nigdzie indziej. Wszystkie próby wejścia do Popasny i Rubiżnego przez Rosjan zakończyły się niepowodzeniem. Opuściliśmy Kreminnę. Ale najpierw udało nam się zastrzelić słynnego i okrutnego przywódcę z Ługańskiej Republiki Ludowej Miszę Czeczena, który walczył od 2014 r.

Po drugie, obrona Kreminny trwała dwa miesiące. Jest to płaski obszar, na którym trudno jest zdobyć przyczółek. Cały czas wszystko było tam pod ostrzałem. Rosjanie znają już każde drzewo i każde wzgórze. Nie miało sensu trzymanie się małego kawałka ziemi, aby tam bohatersko zginąć. Dlatego nasze oddziały wycofały się i umocniły w nowym miejscu.

- Powiedziałeś, że Rosja do tej pory zgromadziła w Donbasie 70 tys. żołnierzy. Czy mogą przerzucić tam jeszcze więcej sił?

Rosja to 140 mln ludzi. Oczywiście, że mogą. Ale oceńmy skuteczność bojową ich sił. Nawet ogromna liczba mrówek nie może zabić byka. Zbierają ludzi z całego kraju, którzy nigdy wcześniej nie strzelali, nie brali udziału w bitwach, nigdy nie walczyli. I, dzięki Bogu, wszystko jest w Rosji rozkradane. Podczas ćwiczeń żołnierze przybywali na strzelnicę, oddawali trzy strzały, po czym amunicja się kończyła. I to nie są moje fantazje, to są fakty.

Teraz wyobraź sobie, że mamy do czynienia z nowymi żołnierzami. Nie wiedzą, jak walczyć, nie mają ducha walki. Nie znają okolicy. Takie siły szybko giną lub się wycofują. Są jeszcze kadyrowcy, którzy przychodzą po bitwie, aby "posprzątać" miasto i zrobić sobie zdjęcia. Ich "obowiązki" to tortury i grabieże. Żołnierzy najemników było w sumie nie więcej niż 5 tys., teraz już jest ich znacznie mniej.

- Eksperci zauważają, że armia rosyjska ma ogromny problem z komunikacją między jednostkami. Próbowano go rozwiązać, mianując nowego dowódcę Aleksandra Dwornikowa. Jak zmieniła się taktyka od czasu tej nominacji?

Tak, mają ogromny problem z komunikacją między oddziałami. Cała ich operacja opierała się na fałszywych założeniach wywiadowczych. Ktoś dał się przekonać, że ​​armia ukraińska nie jest w stanie walczyć, a miejscowa ludność przywita ich kwiatami. Myśleli, że przemaszerują przez Ukrainę. To było kolosalne złudzenie.

Po kilku dniach inwazji zdali sobie sprawę, jak bardzo się mylili. Teraz mają w sumie pięć różnych struktur wojskowych, które należy zorganizować, aby mogły prowadzić ofensywę na jednolitym froncie. Nie wierzę, że zastąpienie kogoś w kierownictwie może znacząco wpłynąć na proces koordynacji.

- Przez kilka dni z rzędu władze ukraińskie nakłaniały ludność cywilną do opuszczenia Donbasu. Jak dużo osób wyjechało?

Na terytoriach kontrolowanych przez Ukrainę mieszkało ok. 350 tys. osób. Do tej pory zostało około 70 tys. To jest 20 proc. Wszyscy inni uciekli. Nie zatrzymaliśmy ewakuacji. Trwa bez względu na to, ile osób ucieknie.

- Dlaczego pozostałe osoby nie chcą uciec?

Zawsze znajdą się ludzie, którzy są pewni, że pocisk nie trafi w ich dom. I oczywiście są emeryci, którzy mówią, że tu się urodzili, tu umrą. Przekonujemy. Ale mamy ewakuację, a nie deportację. Nie możemy nikogo zmusić. W ostatnich dniach wywozimy dziennie około 100 osób z różnych miast. Wcześniej to były tysiące osób.

- A jak wygląda sytuacja ze zniszczeniami infrastruktury w regionie? Czy da się przeprowadzać jakieś prace naprawcze tam, gdzie np. odcięło prąd?

W niektórych miejscach naprawa może być możliwa. Może kilka wsi zostanie podłączonych do prądu. Ale to duże wyzwanie, bo ostrzał trwa nieprzerwanie od dwóch miesięcy. Odbudowa sieci komunikacyjnych ruszy dopiero po zwycięstwie.

Ostrzelano też wszystkie szpitale, ale dwa z nich nadal działają. Zapewniamy im wszystko, czego potrzebują. Generalnie zniszczenia są katastrofalne. Infrastruktura krytyczna jest całkowicie zniszczona. Niektóre miasta zostały zmiecione z powierzchni ziemi.

onet.pl

Nadbrzeżny kompleks rakietowy „Bał" to typowy system uzbrojenie przeznaczony do zwalczania nawodnych jednostek pływających. Jego efektorem są rakiety przeciwokrętowe Ch-35 „Uran", które poruszając się z prędkością poddźwiękową 0,85 Mach mają zasięg od 120 do 260 km. Pociski te są montowane na pojazdach kołowych w liczbie maksymalnie ośmiu sztuk. Ponieważ bateria uzbrojona jest wyposażona w 4 wyrzutnie, oznacza to, że ma ona do dyspozycji 32 pociski gotowe do strzału.

Zaatakowanie celów lądowych przez system nadbrzeżny „Bał" było możliwe, ponieważ nowoczesne rakiety przeciwokrętowe, podobnie jak manewrujące, posiadają również system naprowadzania oparty o odbiornik nawigacji satelitarnej. Jest to jednak opcja dodatkowa, ponieważ najważniejszym zadaniem takich pocisków jak Ch-35 'Uran" jest zwalczanie ruchomych obiektów nawodnych. Rakiety przeciwokrętowe musza więc nie tylko dolecieć nad wskazany akwen, ale również wyszukać na nim poszukiwaną,szybko poruszającą się, jednostkę pływającą.

Pozwala na to głowica naprowadzająca, która wykorzystuje: albo aktywną stację radiolokacyjną (tak jak w przypadku rosyjskich pocisków „Uran), albo pasywną głowicą naprowadzaną na podczerwień (tak jak w przypadku pocisków NSM, wykorzystywanych w polskich bateriach nadbrzeżnych). Rakiety przeciwokrętowe są dodatkowo wyposażone w specjalistyczny radiowysokościomierz dający możliwość lotu na wysokości 2-3 m nad falami.

Wszystkich tych drogich i specjalistycznych systemów nie posiadają rakiety manewrujące, których zadaniem jest jedynie wystartować i lecąc na określonej wysokości oraz po wyznaczonej trasie, ostatecznie uderzyć w stacjonarny obiekt o dokładnie znanym położeniu. Brak przeciwokrętowej głowicy naprowadzającej (a więc tak naprawdę zminiaturyzowanego radaru z systemem zasilania) oraz lot na większej wysokości pozwala nie tylko na zaoszczędzenie miejsca i paliwa, ale również na znaczące zmniejszenie ceny rakiety. Pocisk „Bał" najprawdopodobniej kosztuje więc około trzech razy drożej niż pocisk manewrujący systemu „Kalibr".

Rosjanie wykorzystali jednak pocisk droższy, który dodatkowo ma dziesięciokrotnie mniejszy zasięg (260 km w porównaniu do 2500 km) i przenosi mniejszą głowicę bojową (200 kg w porównaniu do 450 kg). Może to być dowodem na to, że rosyjskim siłom zbrojnym zaczyna po prostu brakować klasycznego uzbrojenia rakietowego dalekiego zasięgu i muszą się posiłkować systemami przeznaczonymi zasadniczo do innych celów.

Jest to zresztą zauważalne również w przypadku rakiet manewrujących. Rosjanie mają tego rodzaju pociski np. w bateriach systemu Iskander. Ich wyrzutnie na podwoziu kołowym typu 9P78-1 przenoszą bowiem: albo dwie rakiety aerobalistyczne 9M723 „Iskander-M", albo dwie rakiety manewrujące 9M728 „Iskander-K". Są one łatwe do użycia na lądzie, ale jednak Rosjanie muszą korzystać z o wiele trudniejszych do zorganizowania startu, pocisków okrętowych 3M-14 systemu „Kalibr".

„Kalibry" był zresztą strzelane nie tylko z okrętów nawodnych Floty Czarnomorskiej i Flotylli Kaspijskiej, ale również z zanurzonych okrętów podwodnych. Być może teraz liczba tych pocisków zmniejszyła się na tyle, że trzeba było sięgnąć do zapasu rakiet „Uran". Problem polega na tym, że są one stosunkowo łatwym celem do zwalczania przez systemy przeciwlotnicze lecąc z prędkością poddźwiękową i wyżej (ze względu na przeszkody terenowe) niż to jest możliwe podczas ataku nad wodą. Dodatkowo rosyjska technologia „stealth" jest ... po prostu – rosyjska.

defence24.pl


W czwartek hiszpański kanał telewizyjny Telecinco poinformował , że w mieście Lloret de Mar znaleziono ciała byłego najwyższego menedżera Novatek Siergieja Protosieni, jego żony i córki. Według dziennikarzy rodzina przyjechała do Hiszpanii na Święta Wielkanocne z Francji, gdzie niedawno mieszkała. Majątek Protosieni szacuje się na około 400 milionów euro. Według wstępnych danych były szef Novateku mógł zabić siekierą żonę i córkę, po czym popełnił samobójstwo.

(...)

Wcześniej, 18 kwietnia, w Moskwie znaleziono zwłoki byłego wiceprezesa Gazprombanku Władisława Awajewa oraz ciała jego sparaliżowanej córki i żony w ciąży. Policja uważa, że mężczyzna najpierw zastrzelił swoją rodzinę, a potem siebie. Ma świadczyć o tym fakt, że w rękach Awajewa znaleziono broń, a drzwi do mieszkania były zamknięte od wewnątrz. Motyw rzekomego samobójstwa nie jest znany. Biznesmen był właścicielem firmy produkującej implanty chirurgiczne zastępujące kości i stawy. Przed pracą w Gazpromie na początku lat 2000 Awajew pracował jako wyższy urzędnik w Administracji Prezydenta FR i w Radzie Ministrów.

Wcześniej, 25 lutego, w domu pod Petersburgiem znaleziono ciało 61-letniego Aleksandra Tiulakowa, który pełnił funkcję zastępcy dyrektora generalnego Zunifikowanego Centrum Rozliczeniowego Gazpromu ds. bezpieczeństwa korporacyjnego. Obok niego leżał list pożegnalny, który policja uznała za dowód samobójstwa.

Na początku tego roku, ale jeszcze przed inwazją Kremla na Ukrainę, w tej samej wsi, w której mieszkał Tiuliakow, znaleziono martwego Leonida Szulmana, 60-letniego wysokiego menedżera Gazpromu, który również miał sam odebrał sobie życie.

belsat.eu

Nikita Syromiasow został powołany do wojska latem ubiegłego roku – zaraz po ukończeniu szkoły. Najpierw, jak mówi jego ojciec Aleksiej, trafił do centrum przydziału w Murmańsku, a następnie został wysłany na służbę we Flocie Czarnomorskiej, ponieważ jego matka mieszka niedaleko, w krymskim Sewastopolu.

– W styczniu Nikita skończył 20 lat. 18 czerwca został powołany do wojska. Podstępem. Przysłali mu pismo, że musi podać jakieś dodatkowe dane, a kiedy przyszedł, okazało się, że wystawiają wezwania do wojska – opowiada matka Syromiasowa, Olga Dubinina.

Ostatni raz Nikita kontaktował się z matką 13 marca, po rozpoczęciu wojny z Ukrainą. Zadzwonił z obcego numeru i powiedział, że u wszystkich żołnierzy zabrano telefony komórkowe. Syromiasow poprosił o przesłanie pieniędzy na jego konto, aby mógł “wyjść i kupić sobie jakieś słodycze” – z tej rozmowy rodzina wywnioskowała, że do tego czasu był jeszcze na lądzie. Nikita nie chciał powiedzieć, gdzie jest, mówiąc, że wszystkie ich rozmowy są podsłuchiwane. Po tym połączenie zostało przerwane, a numer, z którego dzwonił żołnierz, jest nadal niedostępny.

– Bardzo mu się nie podobało na krążowniku. Kiedy ostatni raz odwiedziłam go w lutym, był bardzo zmęczony, wyczerpany – ciągle dyżurował. Zdziwiłam się, zapytałam dlaczego. Odpowiedział, że brakuje osób, które mogłyby pełnić dyżur. Albo nie było tam wystarczającej liczby żołnierzy kontraktowych i wszystko robili poborowi. Na krążowniku znajdowało się wielu poborowych. Mówił, że w ich kajucie – około 20 osób, a na całym okręcie było ich bardzo dużo. Domyśliłam się, że było niewielu żołnierzy kontraktowych również po tym, że poborowych wypuszczali na zewnątrz tylko w towarzystwie kontraktowych, a mój syn często mówił mi, że nie może się z nami spotkać, bo nie ma nikogo, kto mógłby z nim wyjść – mówi matka żołnierza.

Rodzina Syromiasowa jest pewna, że w nocy z 13 na 14 kwietnia przebywał on na pokładzie krążownika “Moskwa”. Strona ukraińska twierdzi, że trafiła statek pociskami Neptun, natomiast rosyjskie Ministerstwo Obrony oświadczyło, że był to przypadkowy wybuch amunicji, który rzekomo spowodował zatonięcie statku podczas sztormu.

– W telewizji mówili, że wszyscy z “Moskwy” zostali ewakuowani, ale nam nikt nic takiego nie przekazał. Putin zapewniał, że poborowi nie będą walczyć, na to też liczyliśmy. Nikita służył w maszynowni, w najniższej części statku – mówi ojciec Syromiasowa, Aleksiej.

Rodzice Nikity są teraz członkami czatu, na którym bliscy “zaginionych” marynarzy z krążownika “Moskwa” próbują dowiedzieć się, co naprawdę stało się z ich dziećmi. Jak mówi Anna, macocha Syromiasowa, żadna oficjalna rosyjska instytucja nie była w stanie do tej pory udzielić im żadnych informacji.

– Próbujemy się teraz czegoś dowiedzieć, ponieważ Ministerstwo Obrony milczy: wszystkie drogi są zamknięte, nie wpuszczają do szpitali, nie mówią właściwie nic. Po prostu nie ma ich na listach. Albo mówią, że są na listach zaginionych – wyjaśnia macocha Nikity.

Matce Syromiasowa udało się dotrzeć do trzech szpitali w Sewastopolu – w żadnym z nich nie udało się odnaleźć syna.

– W sobotę, 16 kwietnia, miła dziewczyna (w szpitalu – belsat.eu.) sprawdziła listy i powiedziała, że go nie ma. A wczoraj widziałam, że w kierunku szpitala z dużą prędkością jechały karetki. Byłam tam dzisiaj. Wyczytali dla mnie nazwiska na literę “S”, ponieważ nasze nazwisko zaczyna się od tej litery. Pod “S” widniało około 20 nazwisk. Nie wiem, może pod niektórymi literami nie ma nikogo, a pod niektórymi literami jest dużo. Zapytałam, czy może przywieziono go wczoraj, a oni powiedzieli mi, że wczoraj przywieźli tylko rannych z Donbasu – powiedziała Dubinina.

(...)

Matce Nikity udostępniono kilka numerów, w tym oficera Pawła Wakuły, który był zastępcą dowódcy krążownika “Moskwa”. Na pytanie, dlaczego poborowi zostali wysłani do walki, Wakuła, według relacji matki, odpowiedział, że nie będzie wysłuchiwać żadnych histerii.

– Nie wykonywaliśmy żadnej misji bojowej, staliśmy na wodach neutralnych – powiedział w rozmowie z matką Syromiasowa.

Redakcja Vot Tak również skontaktowała się z Wakułą.

– Po ch**, do mnie dzwonisz, człowieku– powiedział zastępca dowódcy, gdy usłyszał pytanie reportera o to, co stało się z marynarzami na krążowniku.

18 kwietnia, na swoim profilu na portalu VKontakte Kristina Isajewa umieściła post, że jej brat Artiom Miszustin również pełnił służbę w maszynowni krążownika “Moskwa” w nocy z 13 na 14 kwietnia. Według Isajewej figuruje on obecnie jako zaginiony, ale ona sama jest pewna, że nie żyje. Post siostry żołnierza zniknął z jej profilu.

Reporterom Vot Tak udało się skontaktować z ciotką Artioma, jego kolegami z klasy i znajomymi. Jeden z przyjaciół Miszustina pokazał zrzut ekranu z ich korespondencji: Artiom dzieli się z przyjacielem informacją, że wkrótce zostanie marynarzem na krążowniku “Moskwa”.

Ciotka Miszustina, Nina Nagornaja, powiedziała naszym korespondentom, że rodzina nie ma żadnych informacji o tym, co stało się z Artiomem. – Jest żywy lub zaginiony – podsumowała, nie chcąc kontynuować rozmowy.

(...)

Fakt zaginięcia bliskich, którzy służyli na krążowniku “Moskwa” zgłosiło już wiele osób. Mieszkaniec Jałty Dmitrij Szkriebiec nie może skontaktować się ze swoim 20-letnim synem Jegorem. Powiedział, że zgłosiły się do niego trzy inne rodziny marynarzy, którzy byli na statku i zaginęli.

Zaginięcie swojego syna Marka po eksplozji na statku zgłosiła też Uliana Tarasova z Sankt Petersburga. Tarasow został wcielony do wojska pod koniec ubiegłego roku i rozpoczął służbę 15 grudnia.

Także rosyjska Nowaja Gazieta. Europa opublikowała rozmowę z matką jednego z poborowych, który służył na krążowniku. Kobieta nie podała swojej tożsamości, ale powiedziała, że zginęło około 40 członków załogi. Jak podają media, na statku znajdowało się około 500 osób.

Inny żołnierz poborowy z krążownika został zidentyfikowany przez Radio Swoboda: dziennikarze podali, że był to Iwan Wachruszew.

belsat.eu

Mieszkam w obwodzie kijowskim, w miejscowości Wyszogród. Rankiem 24 lutego wraz z mężem i synem usłyszeliśmy eksplozje i zdaliśmy sobie sprawę, że w Ukrainie rozpoczęła się wojna.

Wiedziałam, że tu, w Borodziance, znajdują się obiekty strategiczne. Ale wtedy jeszcze myślałam, że jesteśmy bratnimi narodami. Pomyślałam, że może Rosja chce tylko nastraszyć Ukrainę.

Kiedy przyszłam do pracy, około godz. 7.30, helikoptery zaczęły atakować lotnisko Hostomel w pobliżu Borodzianki. Zdałam sobie sprawę, że nie będzie tak, jak się spodziewaliśmy.

W tym czasie był jeszcze dostęp do internetu i telefonii komórkowej. Mój mąż zadzwonił i powiedział: "Marina, Hostomel się pali, jest wojna". Zapytał, czy wracam do domu. Moi pracownicy nie przyszli do pracy, na 250 osób przyszło sześć. Jeśli ja opuszczę miejsce pracy, oni również odejdą. A gdzie miałbym umieścić 350 podopiecznych?

Postanowiłam zostać. Od 24 lutego do 13 marca nie opuściłam internatu ani na chwilę. Jestem wdzięczna moim pracownikom, którzy nie bali się wojny i byli ze mną przez całą dobę, niezależnie od tego, czy są księgowymi, czy pielęgniarkami. Spali po kilka godzin. Nie było czasu na płacz ani na myślenie o tym, że jesteśmy na wojnie. Po prostu wykonywaliśmy swoją pracę.

Kiedy pod koniec lutego Borodzianka została zbombardowana, przyszło do nas więcej ludzi, cywile szukali schronienia. Wszystkich serdecznie witaliśmy. W pewnym momencie było u nas 800 osób.

Nie działała kanalizacja, nie było światła ani gazu. W magazynach mieliśmy jedzenie, ale niewiele, a gotować nie było jak. Od godz. 5 rano stawialiśmy na ogniu trzy duże garnki, aby do godz. 8 wszystko było gotowe. Gotowaliśmy kaszę, zupę. Nie było chleba. Czerpaliśmy wodę ze starej studni za budynkiem internatu – ludzie zachorowali na infekcję jelitową, wszyscy mieli biegunkę w nocy, zarówno osoby przykute do łóżka, jak i te chodzące.

Gdy mieliśmy zasięg, pisaliśmy do wojska, ile wjechało pojazdów wroga. A potem do Borodzianki przyjechały straszne urządzenia z antenami i zasięg zniknął.

6 marca wydarzyła się najstraszniejsza rzecz, jaka mogła się nam przytrafić. Wcześniej wróg chodził po naszym terenie – podkładał wokół nas miny. Patrzyliśmy, jak kopią okopy. A 6 marca przyjechał do nas pułk Kadyrowa. Wyłamali bramę, wjechały pojazdy i około 80 wojskowych. Wyprowadzili nas wszystkich, nawet tych, którzy nie mogą chodzić. Powiedzieli: "Przyprowadźcie tu dyrektora".

Zostałam wyprowadzona na przód. Przede mną stanął wojskowy. Podał się za Daniła Martynowa, pułkownika armii rosyjskiej (to to samo nazwisko, co zastępcy szefa Federalnej Służby Ochrony w Republice Czeczeńskiej, który obecnie walczy w Ukrainie – red.). Powiedział, że jeśli będziemy się dobrze zachowywać, to będziemy żyć, nie zabiją nas, nie skrzywdzą i ani jedna szyba nie wypadnie z naszych okien. Powiedzieli, że przybyli, aby nas wyzwolić od nazistowskiego rządu, chcieli go zniszczyć.

Oficer powiedział: "Nagramy teraz krótki filmik, podziękujecie nam i będziecie wolni, będziecie pod ochroną prezydenta Rosji Władimira Putina". Zapytałam go, za co mam mu podziękować. Pochylił się ku mojej twarzy, spojrzał mi w oczy i powiedział: "Za to, że żyjesz". To było przerażające. Nie krzyczał na mnie, nie. Powiedział, że może nas wszystkich wysadzić w powietrze w ciągu dwóch minut, ale jeśli nagramy wideo, nic nam nie będzie.

Wtedy pomyślałam, że nie wrócę żywa, że nagrają film i po prostu nas wszystkich zabiją. Żołnierz włączył kamerę, a pułkownik zaczął mówić: "Jestem Danił Martynow, pułkownik armii rosyjskiej. Przybyliśmy, aby wyzwolić was spod władzy nazistów. Teraz będziecie mogli swobodnie świętować 9 maja i nosić wstążkę św. Jerzego (symbol noszony przez Rosjan dla upamiętnienia zwycięstwa w II wojnie światowej – red.)". Ci, którzy stali przede mną, za kamerą, wycelowali swoją broń we mnie i w innych ludzi. A ci wojskowi, którzy byli wśród ludzi, za moimi plecami stali i się uśmiechali. Wszyscy mieli brody, bardzo przerażające, jak oddziały specjalne z filmu. Tylko że to nie był film, to była rzeczywistość.

Szczerze mówiąc, byłam zszokowana. Przyjechaliście, zabiliście nasze dzieci, kwiat naszego narodu, żeby nagrać film? Jak długo w Rosji będzie trwało to kłamstwo? I jak długo jeszcze rosyjskie matki będą wysyłać swoich synów na śmierć? Aby ukraść nasze, przepraszam, spodnie? Moi sąsiedzi powiedzieli mi, że ukradli im nie tylko pralkę i mikrofalówkę, ale także sześć par butów i damskie spodnie.

onet.pl

Girkin cieszy się w Rosji sporą popularnością i zaufaniem. Jego wpisy na Telegramie czytują setki tysięcy osób. Regularnie pojawia się w telewizji i występuje jako ekspert w programach internetowych. Równie regularnie krytykuje politykę władz. Jest neoimperialistą, który chciałby Rosji wielkiej jak z okresu caratu, która wchłonęłaby między innymi Ukrainę. Po odegraniu roli separatysty próbował nawet z kolegami sił w polityce, ale Kreml przywłaszczył sobie ideologię neoimperialną i sam Girkin oraz podobnie mu myślący zostali zepchnięci na margines. Z tego powodu żywi do obecnej władzy urazę. Dodatkowo za fakt, że został zmuszony do wycofania się z dowodzenia separatystami latem 2014 roku, kiedy wobec niepowodzeń w walkach z Ukrainą jego wizja tego co należy zrobić, stała się odmienna do tego, co chciał zrobić Kreml. On wolałby zdecydowanego wkroczenia rosyjskiego wojska i "rozwiązania kwestii ukraińskiej", Kreml wolał wówczas półśrodki. Do dzisiaj Girkin krytykuje jego zdaniem zbyt niezdecydowane działania wobec Ukrainy.

- Moim zdaniem powody, dla których on nadal żyje i może wygłaszać tę krytykę, są dwa. Po pierwsze to popularność i spore zaufanie, jakim cieszy się wśród Rosjan. Jednak to samo by nie wystarczyło. Znacznie ważniejszym osobom w Rosji przytrafiały się śmiertelne "wypadki". On musi mieć silną kryszę (red. - z rosyjskiego dosłownie dach, w przenośni ochronę) ze strony kogoś w Federalnej Służbie Bezpieczeństwa. Innego wytłumaczenia nie widzę - mówi dr Materniak.

Być może jest wykorzystywany przez starych kolegów (sam najpewniej wiele lat służył w FSB i doszedł do stopnia pułkownika), jako narzędzie wyrażania opinii, których oni sami nie mogą wprost przedstawić bez narażania się na koniec kariery. W środę Girkin zamieścił na swoim kanale na Telegramie serię długich wpisów, w której zrecenzował nową ofensywę rosyjską w Donbasie. W skrócie ma ona jego zdaniem sporą szansę na zakończenie się krwawą porażką.

- Obiecałem koledze, który wrócił z frontu na reorganizację, że spiszę swoje pesymistyczne przemyślenia, bo może ktoś uzna to za użyteczne. Osobiście nie wierzę, aby ktoś z osób podejmujących decyzję wziął to pod uwagę, ale obiecałem, więc oto co uważam - napisał Girkin.

Po pierwsze Rosjanin podkreśla, że po wycofaniu (podkreślając, że to nie było nic innego) się z północy Ukrainy, rosyjskie wojsko ewidentnie chce skupić wszystkie dostępne siły w Donbasie. Stworzyć z nich 2-3 grupy uderzeniowe i przy silnym wsparciu artylerii oraz lotnictwa, przełamać ukraińską obronę i zniszczyć wrogie wojsko w jednej decydującej bitwie. - Z jakiegoś powodu nadal nie doceniając wojska przeciwnika - stwierdza Girkin.

Dodaje, że te zamiary rosyjskiego dowództwa musiały być oczywiste dla Ukraińców, którzy ewidentnie nie czują się skazani na porażkę. - Planują bronić się, używając silnych fortyfikacji polowych, zarówno starych jak i nowych, na których budowę nasze wojsko dało im dużo czasu. Postawili je na oczywistych trasach rosyjskich natarć, bo aby je przewidzieć, wystarczy spojrzeć na mapę - pisze Rosjanin.

 - Pozostaje kluczowe pytanie. Czy przewaga naszego wojska w lotnictwie i ciężkim uzbrojeniu wystarczy do zapewnienia zwycięstwa nad przygotowanym do obrony, znającym nasze zamiary i mającym wysokie morale przeciwnikiem? Niekoniecznie - stwierdza Girkin.

Zdaniem rosyjskiego nacjonalisty przewaga w artylerii i lotnictwie po stronie Rosji jest złudna. Samoloty bojowe nie mogą skutecznie wspierać oddziałów lądowych, ponieważ Ukraińcy mają w Donbasie "liczne" i różne systemy przeciwlotnicze. Wobec tego ich efektywność jest ograniczona. - Natomiast jeśli chodzi o artylerię, to Ukraińcy mają tak naprawdę przewagę, w tym jeśli chodzi o rozpoznanie przy pomocy dronów. Mają świetne uzbrojenie i wybitnie przeszkolonych ludzi - stwierdza Rosjanin. Przewaga w ciężkich pojazdach opancerzonych ma być też względna, bo broniący się na umocnionych pozycjach Ukraińcy mogą je skutecznie zwalczać, dysponując "ogromnymi" ilościami różnych systemów przeciwpancernych.

- W warunkach, w których nasze siły będą musiały raz po razie szturmować obszary zabudowane, kluczowa staje się kwestia odpowiedniej ilości zwykłej piechoty. I w tej kwestii ani wojsko rosyjskie, ani siły separatystów, niestety nie mają istotnej przewagi - pisze Rosjanin.

Girkin koncentruje się następnie na podkreślaniu, że Rosja nie skierowała do walki wystarczająco dużych sił. Jego zdaniem, nawet gdyby udało się teraz szybko przełamać w jakimś miejscu ukraińskie pozycje i zacząć szeroko zakrojony manewr zamykania Donbasu w okrążeniu, to nie byłoby dość sił, aby to okrążenie skutecznie utrzymać. Ukraińcy będą w stanie kontratakować i nawet próbować odcinać rosyjskie oddziały próbujące zamknąć okrążenie. Tak jak to miało miejsce w rejonie Kijowa miesiąc temu. Wobec tego jego zdaniem nie będzie próby jakiegoś wielkiego okrążania Donbasu, tylko mniej ambitne uderzenia w jego obrębie, obliczone na zajęcie centrum ukraińskiego oporu w miastach Kramatorsk i Sławiańsk. Tylko będzie to oznaczało konieczność zajęcia szeregu miejscowości i silnie ufortyfikowanych obszarów, które Ukraińcy mogli przez lata przygotowywać "podczas gdy nasi genialni politycy marnowali czas na dyplomację".

Czym kończy się atakowanie tych pozycji widać od początku wojny. - Bardzo powolne postępy za cenę ogromnych strat, zwłaszcza piechoty, albo wręcz zerowe postępy i ogromne straty - pisze Girkin.

Zdaniem Rosjanina prowadzenie takiej wojny odpowiada Ukraińcom, ponieważ oznacza bardzo korzystną dla nich relację strat po obu stronach. Po czym przechodzi do istoty swojego wywodu: Ukraińcy od prawie dwóch miesięcy prowadzą szeroko zakrojoną mobilizację, szkolą nowe oddziały i uzbrajają je przy pomocy Zachodu. Dzięki temu mogą jego zdaniem efektywnie uzupełniać straty na froncie, a w perspektywie 2-3 miesięcy będą mogli wystawić zupełnie nowe, znaczne siły. - I co zrobi nasze genialne dowództwo, kiedy Ukraińcy zgromadzą za kilka miesięcy te oddziały na granicy w rejonie Kurska i Bełgorodu (rosyjskie miasta blisko wschodniej granicy Ukrainy - red.)? Jak będzie chciało je odeprzeć, jeśli przeciwnik zdecyduje się przejść do ofensywy? Policją? Alko-kozakami (ironiczna uwaga pod adresem paramilitarnych organizacji Kozaków, znanych z pijaństwa i brutalności - red.)? Obroną terytorialną, której nikt nie zaczął jeszcze tworzyć? - pisze sarkastycznie Rosjanin.

Rosja żadnej realnej mobilizacji nie prowadzi, bo przecież to nie jest wojna, tylko tak zwana operacja specjalna. - Rekrutujemy ludzi do organizacji najemniczych i zachęcamy do podpisywania kontraktów na służbę zawodową, i to by było na tyle. Zasoby republik separatystycznych są już całkowicie wyczerpane. Kogo jeszcze uda się złapać (w Doniecku i Ługańsku separatyści prowadzą przymusowy pobór - red.), to w najlepszym wypadku uzupełni już poniesione straty. Załóżmy, że dzięki najemnikom uda się wystawić 10, no nawet 20, batalionów. I co z tego? Tyle to będzie potrzebne do uzupełnienia ciężkich strat po atakach na umocnionych Ukraińców - pisze Girkin.

Podsumowując swój wywód, były oficer FSB wyraźnie daje do zrozumienia, czego by chciał i jakie ma poglądy. - Bez przynajmniej częściowej mobilizacji w Rosji będzie niemożliwe przeprowadzenie poważnej ofensywy w tak zwanej "ukrainie" Niemożliwe i skrajnie groźne. Musimy się przygotować na długą i trudną wojnę, która będzie wymagała wszystkich naszych sił, które teraz bezsensownie marnujemy. Chciałbym się mylić, jednak bufonada, z jaką ci hedoniści, którzy już tyle razy podkulili ogony, te kłamliwe gaduły, te zera, prezentują tę operację, nie daje mi optymizmu. Nie wyciągnięto ŻADNYCH wniosków z porażek pierwszych dwóch miesięcy - podsumowuje Girkin.

gazeta.pl