poniedziałek, 25 kwietnia 2022


Anna Filipowa: Jednym z głównych mechanizmów psychiki sowieckiej, opisanym w twojej książce, jest "niepodmiotowość". Miał on zapewniać ochronę przed autorytarnym dyskursem, przed propagandą. Wielu Rosjan do 24 lutego 2022 r. uważało, że propaganda tak naprawdę nie działa, choćby dlatego, że jest zbyt dosadnie robiona. Dlaczego Rosjanie nie byli chronieni przez to wcześniejsze, radzieckie doświadczenie?

Aleksiej Jurczak: Idea, którą opisujesz, jest bardziej odpowiednia dla takich pojęć jak eskapizm czy emigracja wewnętrzna. To nie jest dokładnie to, o co chodzi w nieangażowaniu się. Ogromna większość ludzi w Związku Radzieckim uczyła się w szkołach, pracowała w radzieckich fabrykach i żyła jak normalni ludzie. Jednocześnie jednak większość w takim czy innym stopniu stosowała zasadę niezaangażowania — to znaczy, choć uczestniczyła w instytucjach, praktykach, rytuałach i wypowiedziach politycznych systemu, interpretowała je w swoim życiu w sposób nieco odmienny od tego, co chciało państwo.

Oznacza to, że większość ludzi w późnym okresie istnienia Związku Radzieckiego żyła jednocześnie wewnątrz i na zewnątrz systemu politycznego. Ten stan nie oznacza, że ci ludzie nie przejmowali się ideologią sowiecką lub że postrzegali ideologię jedynie jako szum. Wcale nie. Wiele z wartości socjalizmu, które były deklarowane w retoryce politycznej państwa, było w zasadzie im bliskich, jak na przykład pogarda dla pieniędzy i bogactwa materialnego.

- Rosjanie z klasy twórczej w ostatnich dwóch dekadach często przyłapywali się nawzajem na współpracy z państwem: kto dostał jakie dotacje, dlaczego reżyser Andriej Zwiagincew ma w swoim dorobku pracę dla Ministerstwa Kultury itd. Wielu ludzi próbowało zrobić coś porządnego w ramach systemu i wielu się to udało. Teraz okazuje się, że wszyscy ci ludzie, którzy pracowali w instytucjach państwowych, również w jakimś stopniu praktykowali nieangażowanie się?

Rzeczywiście, ideologia państwa [w ciągu ostatnich 20 lat] nie była tak jednostronna. Było wiele różnych sposobów myślenia o tym, czym jest Rosja, także takich, które były zgodne z retoryką państwową lub były finansowane przez państwo.

W państwie byli różni ludzie, którzy mogli odnieść się do tego w bardziej liberalny sposób — w dziedzinie sztuki, edukacji. Jeśli weźmiesz pod uwagę świat akademicki, który jest mi bliższy, to przez wiele lat istniały w Rosji wspaniałe i dość niezależne uniwersytety, np. Uniwersytet Europejski w St. Petersburgu, czy Wyższa Szkoła Ekonomiczna. Ukazywało się kilka czasopism, otwarto dobre wydawnictwa książkowe, powstały nowe księgarnie, miejsca publicznych wykładów. Do pewnego stopnia te przestrzenie można postrzegać jako przestrzenie, które funkcjonowały zgodnie z zasadą pomocniczości: państwo wspierało je w taki czy inny sposób, czasem bezpośrednio je dotując.

Oznacza to, że państwo ułatwiało pojawienie się nowych znaczeń, praktyk i postaw, które niekoniecznie były zbieżne z ideologią państwową. Rzeczywiście, powszechne doświadczenie radzieckiego niezaangażowania — możliwość istnienia w symbiozie z państwem, otrzymywania od niego wsparcia, ale robienia rzeczy, które nie są zbieżne z deklarowanymi celami ideologicznymi — pomogło w ciągu ostatnich 20 lat. Inna sprawa, że paralela z systemem sowieckim i z sowiecką zasadą pomocniczości sprawdza się tylko częściowo.

W końcu, w przeciwieństwie do ZSRR, w postsowieckiej Rosji, przynajmniej do niedawna, nie było totalitarnej kontroli. Istniały stosunkowo niezależne media, nawet jeśli były ograniczone, uczelnie pozarządowe, opozycyjne grupy polityczne, ruch Memoriał i tak dalej. Nie zabrakło inicjatyw i wydarzeń liberalnych, lewicowych i po prostu demokratycznych.

Było jasne, że państwo wywierało na nich presję, ale oni działali. W całym kraju odbyło się wiele zorganizowanych protestów przy różnych okazjach, sztab Aleksieja Nawalnego działał w wielu miastach.

Mówię to, żeby podkreślić, że pojęcie alienacji — przynajmniej w sposób, w jaki je opisałem — dotyczy właśnie kontekstu totalitarnej kontroli. Niechęć pozwala ci zachować lojalność wobec systemu na pokaz — bo w systemie totalitarnym nie ma innej drogi. Ale na poziomie znaczeń możesz stworzyć nieco inny świat, nieustannie zmieniając od wewnątrz ideologiczną zawartość totalitarnego świata.

Jeśli mówimy o obecnej sytuacji, to z pewnością mamy do czynienia ze zwrotem w kierunku kontroli totalitarnej, choć nie została ona jeszcze całkiem osiągnięta. Zamknięto wszystkie niezależne media w kraju, uchwalono nowe, straszne prawo dotyczące dezinformacji.

Teraz trudniej będzie realizować projekty, które istniały od wielu lat, czy robić wystawy, które były możliwe jeszcze do niedawna. Niezależne księgarnie nadal istnieją, ale sprzedaż niektórych książek czy organizowanie dyskusji z czytelnikami stanie się najwyraźniej niemożliwe.

- Teraz wielu z tych, którzy współpracowali z państwem, próbuje się dowiedzieć, czy zrobili wystarczająco dużo, czy też byli "kolaborantami" z reżimem.

Myślę, że błędem jest nazywanie tych ludzi kolaborantami. Wszystko robili dobrze. To prawda, że w Rosji istniała ogromna liczba różnych działań, które nie pokrywały się z ogólną linią reżimu. Najważniejsze jest to, że reżim stopniowo zawężał przestrzeń, w której duże grupy ludzi mogły się wspólnie organizować. Dziś liczba osób, które nie popierają reżimu, a jednocześnie od dawna nie chodziły na wybory, jest ogromna.

Nic dziwnego, że reżim szybko pozbył się sposobów niezależnej samoorganizacji, niszcząc resztki niezależnych mediów i zamykając internet. Oczywiście, jedynym celem tych działań jest niedopuszczenie do tego, by duża liczba osób stała się jednym społeczeństwem, częścią wspólnoty o podobnych poglądach, pragnieniach i języku politycznym. Bez takiej organizacji publicznej nie da się działać wspólnie.

- Ale jednocześnie widzimy bardzo mocne przykłady organizacji poziomej w sieciach społecznościowych. Na przykład Feministyczny Opór Antywojenny, który istnieje jako rozproszona struktura horyzontalna.

Oczywiście, że będzie tego dużo.

- Czy uważasz, że państwo przegra walkę z samoorganizacją poziomą?

Po pierwsze, naturalnie, państwo próbuje ograniczyć internet. Próbują nawet uniemożliwić korzystanie z VPN. Wyłączenie wszystkiego jest technicznie niewykonalne. Ale oczywiście mniej osób będzie miało dostęp do niezależnych źródeł informacji — podczas gdy masowa propaganda telewizyjna będzie kontynuowana.

Myślę, że głównym problemem dla reżimu nie będzie teraz horyzontalna organizacja obywateli w sieciach, choć jest to ważne, ale fakt, że wojna na Ukrainie nie przebiega tak, jak oczekiwał tego reżim. W zasadzie mogłoby to doprowadzić do zmian na górze, w kręgach mających władzę polityczną i finansową. Może to doprowadzić do sytuacji przypominającej nieco ostatnie lata istnienia Związku Radzieckiego. W tamtych czasach zmiany zaczynały się na górze; bez reformy z góry nic się nie wydarzy.

Kiedy Gorbaczow ogłosił reformy głasnosti i pierestrojki, miał zamiar zliberalizować socjalizm, jego planem nie było zniszczenie systemu socjalistycznego i Związku Radzieckiego. W rzeczywistości jednak to właśnie demokratyczne reformy doprowadziły do upadku systemu sowieckiego. Stało się tak, ponieważ ówczesny system bardzo się zmutował i był gotowy do upadku, jeśli tylko zostanie popchnięty w odpowiedni sposób.

Nie można było jednak ocenić poziomu tej wewnętrznej mutacji z wnętrza systemu. Gorbaczow słabo rozumiał system, który próbował zreformować, i jego wewnętrzną gotowość do zmian. Myślę, że tym razem może stać się coś podobnego. Kiedy reformy zaczną się na górze — a zaczną się, bo ta wojna nie może zakończyć się "zwycięstwem" — reżim upadnie. Jak i kiedy to się stanie? Trudno powiedzieć. Z naszej najnowszej historii wiemy jednak, że takie zmiany zachodzą szybko i niespodziewanie.

- Co daje ci nadzieję, by tak myśleć?

Większość z tych, którzy teraz wydają się popierać istniejący porządek rzeczy, tak naprawdę nie ma aktywnej postawy proreżimowej. Ludzie popierają system nie z powodu głębokiego przywiązania do jego wartości, ale dlatego, że postrzegają dzisiejszy rząd jako absolutny i nieusuwalny, co oznacza, że jedynym sposobem porozumienia się z nim jest bierne poparcie i chęć odparcia go. Ale kiedy władza i propaganda przestaną być postrzegane jako niemające alternatywy, ich poparcie okaże się dość ulotne.

Często słyszymy o badaniach opinii publicznej sugerujących, że większość Rosjan popiera rząd i wojnę. Jak zauważa wielu komentatorów, takie sondaże niewiele nam mówią, ponieważ ludzie postrzegają je jako bezpośrednią komunikację z represyjnym państwem i naturalnie boją się nie okazywać swojego poparcia dla niego. Ale myślę, że ważniejszy jest inny fakt: większość ludzi, do których zwracają się ankieterzy, w ogóle odmawia odpowiedzi. Pytasz się kogoś: "czy popierasz, czy nie popierasz", a on nic nie odpowiada.

Wraz z wybuchem wojny ta odmawiająca większość powiększyła się. Dlaczego? Jest to próba uniknięcia poważnej relacji z rzeczywistością, niechęć do postawienia się w sytuacji kogoś, kto aktywnie uczestniczy w systemie, oraz niechęć do dokonywania wyborów na warunkach narzuconych przez system. Przyspieszenie tej tendencji jest przyspieszeniem pozycji wyobcowania.

W historii Związku Radzieckiego tak właśnie było. Bardzo wielu ludzi uczestniczyło w ideologicznych instytucjach i praktykach systemu: chodzili na demonstracje, brali udział w wyborach, pracowali w związkach zawodowych czy Komsomole. Byli to dość sowieccy ludzie, którzy postrzegali system jako niezmienny. Ale kiedy zaczęły się reformy pierestrojki, okazało się, że bardzo wielu ludzi było gotowych uczestniczyć w tym nowym procesie politycznym, którego się nie spodziewali i o którym wcześniej nie myśleli.

Ludzie zaczęli czytać, słuchać, oglądać i dyskutować na nowe, krytyczne tematy. Zmieniło się ich postrzeganie otaczającej rzeczywistości. I stało się to niesamowicie szybko. Oznacza to, że ludzie podświadomie byli gotowi na zmiany, choć mogli o tym nie wiedzieć.

- To oczywiste, że Rosja będzie musiała zrozumieć, że nie jest imperium. Teraz nawet na poziomie gramatyki ludzie wciąż się spierają, czy mówić "na Ukrainie", czy "w Ukrainie". Wielu zaprzecza, że Rosja była i nadal jest państwem kolonialnym.

Niewątpliwie w relacjach radzieckiej Rosji i ZSRR z republikami związkowymi było wiele elementów kolonializmu. Przejawiały się one także w odniesieniu do Ukrainy, a zwłaszcza do Azji Środkowej, Kaukazu i krajów bałtyckich.

Nie powinniśmy jednak zapominać o drugiej stronie tego związku — projekt socjalistyczny opierał się na idei antykolonialnej. Ta idea nie była pustą propagandą; w niektórych przejawach sowieckiego projektu była szczera i prawdziwa. Sprowadzanie projektu sowieckiego do kolonializmu na wzór kolonializmu brytyjskiego, hiszpańskiego czy francuskiego jest błędem. Na tym polega specyfika państwa radzieckiego: elementy kolonializmu i antykolonializmu paradoksalnie splatały się ze sobą, a czasami Związek Radziecki prowadził swoją politykę antykolonialną całkiem szczerze, używając metod kolonialnych.

Rosja potrzebuje nie tyle trybunału nad przeszłością czy rytuału "powszechnej pokuty", jak mówią niektórzy, lecz otwartej publicznej dyskusji o dekolonizacji naszej historii. Czym jest nasza przeszłość, jakie są jej pozytywne i negatywne spuścizny, jak pracować z pamięcią, jakie były relacje w Związku Radzieckim z innymi republikami, jak działał autorytarny system Putina itd.

(...)

- Napisałeś kiedyś artykuł o Leninie i o świętości jego ciała. Jak myślisz, dlaczego Lenin pojawił się w przedwojennym przemówieniu Putina jako twórca państwa ukraińskiego i dlaczego to właśnie on stał się celem krytyki Putina?

Putin zawsze był przeciwny projektowi sowieckiemu. Jest politykiem antysowieckim. Imperializm, który głosi, nie ma nic wspólnego ze Związkiem Radzieckim czy ideologią komunistyczną.

- A co z jego zdaniem o tym, że "kto nie żałuje upadku Związku Radzieckiego, ten nie ma serca"?

To zdanie znaczy dla niego coś innego. Faktem jest, że ogromna liczba ludzi, naszych współobywateli, naszych krewnych i przodków żyła w Związku Radzieckim. Ich racja bytu była zakorzeniona w sowietyzmie, w sowieckiej rzeczywistości. Dla wielu, zwłaszcza osób starszych, całkowite odrzucenie projektu sowieckiego oznaczało, że ich życie wydaje się daremne. Ale dla imperialnego Putina ta tragedia miała nieco inne konotacje: dla niego była to utrata wielkiej wspólnej przestrzeni, wielkiego jednoczącego celu, statusu światowego lidera, po który sięga wielu ludzi na świecie.

Dla niego nie liczy się komunistyczny element sowieckiej przeszłości — traktuje go z pogardą — ale rola światowego lidera, jaką odegrał ZSRR. To, że Putin uważa upadek ZSRR za tragedię, nie oznacza, że chce powrotu do społeczeństwa komunistycznego lub że interesują go idee leninowskie.

Putin krytykuje publicznie Lenina, ponieważ Lenin podkreślał, że narody mają prawo do samostanowienia. Jedną z głównych idei w budowie państwa radzieckiego było to, że narody w nim zjednoczone były dobrowolnie i miały prawo do dobrowolnego wystąpienia. Oczywiście, w praktyce teza o dobrowolnej secesji z ZSRR była całkowicie nierealna. Gdyby Ukraina powiedziała "wychodzimy z ZSRR", doszłoby do represji i oskarżeń o nacjonalizm. Jednak zasada suwerenności każdego narodu pozostała zapisana w radzieckiej konstytucji.

Co więcej, zgodnie z zasadą samostanowienia narodów, wiele narodowości i terytoriów narodowych zostało sztucznie stworzonych przez bolszewików. W regionie Doliny Fergany w Azji Środkowej etnografowie państwowi rozdrabniali terytoria i wymyślali granice tam, gdzie nigdy nie istniały.

Ponieważ w praktyce nie było możliwości odłączenia się od ZSRR, terytoria były wymieniane między sąsiadami bez większych problemów. Ale kiedy pod koniec pierestrojki ZSRR zaczął się rozpadać, fikcyjne prawo do suwerenności zostało nagle użyte jako realny mechanizm secesji ze Związku.

W tym momencie, zgodnie z logiką Putina, Lenin był winny dwóch przestępstw. Po pierwsze, jego abstrakcyjna idea prawa narodów do samostanowienia doprowadziła teraz do ich rzeczywistego wystąpienia z ZSRR. Po drugie, bolszewickie podejście, zgodnie z którym narody i terytoria były tworzone w sposób przypadkowy i czasem obejmowały dawne terytoria sąsiadów, oznaczało, że takie terytoria trafiały do nowych, niepodległych państw.

W ten sposób, poprzez zagarnięcie rosyjskich ziem z rosyjskimi mieszkańcami, powstała, zdaniem Putina, niepodległa Ukraina. W tej logice terytoria zostały zabrane Rosji, a Rosja nic nie dostała w zamian.

Ciało Lenina nie jest usuwane z kremlowskiego mauzoleum nie dlatego, że Putin troszczy się o Lenina. Nie chce jednak podjąć decyzji, która byłaby postrzegana w Rosji i poza nią jako przyznanie się do tego, że historia Związku Radzieckiego była wielkim błędem.

Jest pewna racjonalność w pozostawieniu ciała Lenina nietkniętego. Ale zajmując się tą historią dzisiaj, można nadać ciału nowe znaczenie. Często tak się dzieje z problematycznymi zabytkami. Można na przykład zaproponować przekształcenie mauzoleum w główne muzeum historii Związku Radzieckiego, ze wszystkimi jego osiągnięciami i zbrodniami, nadziejami i rozczarowaniami. Ciało Lenina byłoby tam bardzo na miejscu, bo tam przecina się cała paradoksalna historia ZSRR.

- Wielu postrzega obecny kryzys nie tylko jako kryzys prawicowych idei i prawicowych polityków, ale jako kryzys modelu kapitalistycznego jako całości. Czy nadchodzące zmiany pociągną za sobą nie tylko restrukturyzację pionów władzy, ale także restrukturyzację formacji?

Z pewnością istnieje zapotrzebowanie na sprawiedliwość i solidarność, które przez długi czas były zagubione. W dzisiejszym społeczeństwie rosyjskim, podobnie jak w amerykańskim, panuje niespotykana dotąd polaryzacja — lwia część zasobów jest w posiadaniu mniejszości. Jest to sytuacja bardzo antydemokratyczna. W rosyjskim społeczeństwie istnieje zapotrzebowanie na zmiany społeczne, które można nazwać bardziej lewicowymi, ale trafniej byłoby nazwać je demokratycznymi w szerszym sensie.

Część winy za powstanie reżimu Putina niewątpliwie ponoszą elity finansowe i polityczne na Zachodzie. Ich zachłanność przyczyniła się do powstania putinowskiej klasy państwowo-oligarchicznej. Uczestniczyli w jego kontraktach, pomnażając swoje i jego fortuny, kupując jego gaz i ropę, sprzedając mu luksusowe nieruchomości i kluby piłkarskie, trzymając jego fundusze w bankach.

Pomogli stworzyć warunki, w których ten dyktatorski reżim wzrastał i nadal to robią, nawet wtedy, gdy zniknęły już wszelkie wątpliwości co do kanibalistycznej natury reżimu. Główna odpowiedzialność za to, co się dzieje, za tę wojnę, bez wątpienia spoczywa na Putinie i jego otoczeniu. Ale zachodnie elity już zbyt długo im ulegały, zarabiając na tym pieniądze.

onet.pl

Kiedy świat obiegły zdjęcia obrazujące masakrę w Buczy, Rosja bardzo szybko obrała strategię popisowego zaprzeczania tym krwawym wydarzeniom, nazywając materiały "sfabrykowanymi" i twierdząc, że to fake newsy ukierunkowane na zniszczenie dobrego wizerunku Moskwy.

Chiny szybko podchwyciły narrację Kremla na temat Buczy, która w oczywisty sposób nie miała nic wspólnego z prawdą, broniąc tez rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych w ściśle kontrolowanej przez państwo prasie.

Jedna z gazet, będąca organem Komunistycznej Partii Chin, stwierdziła nawet, że Rosjanie przedstawili dostatecznie dużo dowodów, aby uznać, iż zdjęcia z Buczy są fałszywe.

Dziennik "New York Times" cytuje również telewizję z Szanghaju, według której dowody na to, że Bucza to fake news, "oczywiście nie mogłyby zostać uznane przez sąd" ze względu na prozachodnie skrzywienie wymiaru sprawiedliwości.

(...)

Celem Chin według wielu analityków jest nie tylko zmanipulować opinię publiczną w kraju, który od dawna z Rosją pozostaje w cichym, choć coraz częściej otwarcie komunikowanym sojuszu.

Chińska propaganda chce przekonać cały niezachodni świat o tym, że w trwającym konflikcie to właśnie Władimir Putin ma rację.

O tym, jak dużym problemem jest oddziaływanie propagandy Putina w niezachodnich regionach geograficzno-kulturowych, również można przeczytać w CyberDefence24.pl w tej analizie.

Chiny wraz z Rosją tworzą alternatywną rzeczywistość, w której Rosja jest izolowana dyplomatycznie i gospodarczo przez Zachód w sposób całkowicie niezasłużony. Uzasadnieniu tego stanu służą liczne teorie spiskowe, a także podsycanie nieufności wobec instytucji NATO oraz Stanów Zjednoczonych jako światowego mocarstwa.

Celem oddziaływania Chin są przede wszystkim kraje Bliskiego Wschodu, Afryka, a także państwa Ameryki Łacińskiej, które - jak zaznacza "NYT" - od dawna były podatnym gruntem dla rozmaitych teorii spiskowych.

Cytowany przez gazetę analityk, który zajmuje się monitorowaniem chińskiej i rosyjskiej dezinformacji na potrzeby think-tanku Alliance for Securing Democracy, uważa, że chińska propaganda w kwestii Ukrainy osiąga wcześniej nieznany poziom wyrafinowania, oparty przede wszystkim na powtarzaniu rosyjskich narracji.

Chiny jednocześnie wciąż próbują przedstawiać się jako kraj, który jest neutralny względem toczącej się wojny, a jednocześnie orędownik pokoju. Dziennikarze i dyplomacji ChRL opierają się tutaj na promocji rosyjskich narracji propagandowych, legitymizując działania Władimira Putina, a także dyskredytując opinie Zachodu, m.in. o tym, że Rosja na terytorium Ukrainy dopuszcza się zbrodni wojennych.

cyberdefence24.pl

Według specjalistów z firmy Flashpoint, obecnie zażartym tematem dyskusji wśród grup cyberprzestępczych, działających w Rosji jest to, jak wypłacać wyprane pieniądze, bądź gdzie je przechowywać, by nie zostały skonfiskowane przez organy ścigania.

Pierwszym i podstawowym problemem, z jakim zetknęły się rosyjskie gangi, było obłożenie sankcjami rosyjskich banków oraz zablokowanie dostępu Rosji do systemu obsługi transakcji elektronicznych SWIFT.

Następnie kraj stracił dostęp do usług takich jak Western Union i MoneyGram, co kolejny raz utrudniło cyberprzestępcom robotę w zakresie możliwości przekazywania sobie i wypłacania wcześniej zrabowanych np. w wyniku cyberataków ransomware środków.

W tym miesiącu informowaliśmy, że 5 kwietnia niemiecka policja doprowadziła do zamknięcia największej rosyjskiej platformy darkwebowej Hydra , a razem z nią na dno poszedł szereg usług, z których cyberprzestępcy korzystali w celu obsługi finansowej swoich działań.

Sankcjami został objęty również Garantex - jedna z najważniejszych - jak pisze serwis Bleeping Computer - platform, pozwalających cyberprzestępcom prać skradzione pieniądze.

Rosjanie mają również problem z obchodzeniem sankcji przez giełdy kryptowalutowe - największa z nich - Binance, postanowiła zbanować wszystkich użytkowników z Rosji i zablokować im możliwość obsługi transakcji oraz inwestycji.

Według Flashpointu, cyberprzestępcy z Rosji pozbawieni dostępu do zachodnich usług pomocnych w prowadzeniu ich procederu, postanowili przerzucić się na usługi z Chin, taki jak np. Union Pay.

Pieniądze transferowane są również przez kraje, które nie zdecydowały się objąć Rosji sankcjami, takie jak np. Armenia, Wietnam czy właśnie Chiny.

cyberdefence24.pl

Zakłady Azowstal pozostają jedynym bronionym jeszcze przez Ukraińców obszarem Mariupola. Reszta miasta od ponad miesiąca jest odizolowana od świata. Oleksandr i Olena w ubiegłym tygodniu uciekli z Mariupola do względnie bezpiecznego Lwowa.

Małżeństwo w rozmowie z BBC opowiedziało, jak trafili do tzw. obozu filtracyjnego utworzonego przez Rosjan. Znaleźli się tam, gdy próbowali uciec z miasta. Po przejściu 3 km od domu do punktu ewakuacyjnego zostali przewiezieni do rosyjskiego obozu dla uchodźców w dawnej szkole we wsi Nikolśke, na północny zachód od Mariupola.

Od Oleksandra i Oleny pobrano odciski palców i sfotografowano ich ze wszystkich stron. Małżeństwo Ukraińców było też przez kilka godzin przesłuchiwane przez rosyjskich funkcjonariuszy bezpieczeństwa. Obawiali się, że Rosjanie sprawdzą ich telefony, więc usunęli ze swoich urządzeń wszelkie dowody, które mają jakikolwiek związek z Ukrainą – w tym zdjęcia ich córki z ukraińską flagą.

Oleksandr powiedział, że podczas przesłuchania rosyjscy funkcjonariusze bezpieczeństwa sprawdzali zdjęcia, historię rozmów telefonicznych i numery kontaktowe na swoich urządzeniach pod kątem powiązań z dziennikarzami lub urzędnikami rządowymi i wojskowymi.

— Jeśli ktoś był podejrzany o to, że jest "ukraińskim nazistą", zabierano go do Doniecka, żeby go dalej przesłuchiwać, albo zabić — mówił Oleksandr, cytowany przez BBC.

— To było bardzo niebezpieczne i ryzykowne. Każda wątpliwość, każdy najmniejszy opór, a oni mogli zabrać cię do piwnicy na przesłuchanie i tortury. Wszyscy bali się, że zostaną zabrani do Doniecka — wspomina Ukrainiec.

— Nie wyobrażacie sobie, jak okropne były warunki w tym obozie filtracyjnym – opowiada Olena w rozmowie z BBC. Osoby starsze spały na korytarzach bez materacy i koców. Była tylko jedna toaleta i jedna umywalka na tysiące ludzi. Nie było jak się umyć, przeprać. Mydło i środek dezynfekujący skończyły się drugiego dnia pobytu. Wkrótce też zabrakło papieru toaletowego i podpasek. Wkrótce zaczęła się rozprzestrzeniać czerwonka. Unosił się tam okropny zapach, opowiada Ukrainka.

Po przesłuchaniu Rosjanie pozwolili Olenie i Oleksandrowi na wyjazd 148. autobusem ewakuacyjnym. Jednak tydzień później z obiektu wyjechało zaledwie 20 autobusów. Za to dostępnych było wiele autobusów jadących do Rosji. Małżeństwo twierdzi, że próbowano ich zmusić do wsiadania do autokaru jadącego na wschód. W końcu jednak Olena i Oleksandr zdecydowali się szukać pomocy u prywatnych kierowców, którzy potajemnie zaoferowali im transport.

— Nie mieliśmy żadnego wyboru – albo zostać przymusowo deportowanym do Rosji, albo zaryzykować ucieczkę z prywatnymi kierowcami – mówi Olena. Jeden z kierowców zabrał ich najpierw do okupowanego przez Rosjan Berdiańska bocznymi drogami tak, by ominąć rosyjskie punkty kontrolne, bo małżeństwo nie miało odpowiednich dokumentów, by je przekroczyć. Tam po trzech dniach znaleźli drugiego kierowcę, który ryzykując życie zawiózł ich do kontrolowanego przez Ukraińców Zaporoża. Stamtąd pojechali nocnym pociągiem do Lwowa.

onet.pl

— Gerhard Schröder przez wiele lat zachowywał się jedynie jak biznesmen i powinniśmy przestać postrzegać go jako męża stanu i byłego kanclerza — powiedziała Saskia Esken, jedna z dwójki współprzewodniczących socjaldemokratycznej partii SPD, do której należy kanclerz Olaf Scholz.

Esken powiedziała dziś w wywiadzie dla niemieckiego radia, że jest za odejściem Schrödera z partii, dodając, że kilka wniosków w tej sprawie jest już w toku. — Te postępowania są prowadzone zgodnie ze statutem SPD — powiedziała.

Schröder, który pełnił funkcję kanclerza Niemiec w latach 1998-2005, był pod presją, by zrezygnował ze wszystkich lukratywnych stanowisk w rosyjskich firmach energetycznych, i publicznie potępił Putina. Jak dotąd nie udało mu się zrobić ani jednego, ani drugiego.

Powszechna wściekłość z powodu postawy Schrödera rozgorzała na nowo w weekend, gdy "New York Times" opublikował wywiad z byłym kanclerzem, w którym powiedział on, że nie przeprosi za swe związki z Moskwą, a jednocześnie odrzucił tezę, że to Putin stoi za masakrą Ukraińców w Buczy.

— Szczerze mówiąc, na tym etapie historii można się opowiedzieć tylko po stronie Ukraińców i tragiczne jest to, że Gerhard Schröder opowiedział się po drugiej stronie — powiedział w niedzielę Lars Klingbeil, drugi współprzewodniczący SPD.

Dziś rano Michelle Müntefering, kolejna członkini ścisłego kierownictwa SPD, wezwała do wydalenia Schrödera i powiedziała, że SPD nie powinna przyjmować jego składek członkowskich, ponieważ są to "brudne pieniądze".

onet.pl

Grzegorz Sroczyński: "Globalna polityka przeszła z fazy statycznej do dynamicznej" - napisałeś ostatnio. Co to znaczy?

Robert Kuraszkiewicz: Że wojna niesamowicie przyspieszyła budowę nowego świata. Rosja zaczęła inwazję głównie po to, żeby wzmocnić swoją pozycję w zmieniającej się międzynarodowej układance. Uznali, że nie mogą czekać, bo za dziesięć lat będą tylko słabsi.

- Słabsi?

Kierownictwo na Kremlu to są ludzie źli, podli, być może psychopaci, ale to nie są głupcy. Pewne rzeczy wiedzą. Rosja siedzi na złożach surowców, które wraz z zieloną rewolucją energetyczną będą tracić na znaczeniu. I oni uznali, że albo teraz uzyskają status imperium w tworzącym się nowym świecie, albo nigdy. Pięćdziesiąt milionów dodatkowych Słowian - Ukraińców i Białorusinów - to dla potencjału demograficzno-industrialnego Rosji rzecz decydująca.

- No ale takie myślenie, że trzeba mieć większe terytorium, więcej ludzi i wtedy się stajesz silnym państwem, to jest jakiś totalny anachronizm. Pachnie XIX wiekiem. 

Nie do końca. Można mówić, że to podejście - im więcej ludzi, tym lepiej - jest anachroniczne. Ale Rosja przechodzi przez zapaść demograficzną, starzeje się i kurczy w zastraszającym tempie. Jeśli ma w garści Białoruś i Ukrainę, to ze 150 mln ludzi robi się 200 mln. Poza tym Białorusini i Ukraińcy są nieźle wykształceni i mogą uczestniczyć w nowoczesnej gospodarce. Rosja potrzebuje ich głów i rąk do pracy. Moskwa dotąd uzupełniała braki siły roboczej emigracją z Azji Centralnej, ale - mówiąc wprost - to nie są ludzie, którzy mogą budować sektor IT. Putin uznał, że XIX-wiecznymi metodami, czyli tradycyjną wojną, jest w stanie rozbudować potencjał Rosji. Soft power zastąpił siłą militarną: tam gdzie stoi stopa żołnierza rosyjskiego, tam nasza władza jest bezpieczna.

- Czyli Putin i elity rosyjskie wiedzą, że w perspektywie 30 lat po zielonej rewolucji OZE Rosja będzie trzy razy słabsza? 

Albo pięć razy słabsza. Wiedzą to. A żadnego innego pomysłu na siebie - poza byciem imperium - nie znaleźli. "Nie mamy czasu". "Teraz albo nigdy". Po dwóch miesiącach wojny rozumieją, że się pomylili, bo nie docenili siły Zachodu. 

- Ale punkt wyjściowy zdiagnozowali trafnie? 

Owszem. Dlatego uważam, że Putin nie jest szalony. Wyczuł, że światowy układ sił się zmienia i uznał, że czas na wojnę. Putin w ten sposób nam bardzo dużo uświadomił. 

- Co na przykład?

Przede wszystkim to, że Zachód wcale się nie kończy i nie zdycha. Przez ostatnie lata narzekaliśmy na kondycję Zachodu w tysiącach esejów i setkach książek. Teraz widzimy, że mimo wszystkich problemów mamy wspólne wartości i chcemy ich bronić. Na nowo dowiedzieliśmy się, kim jesteśmy.

- Dowiedzieliśmy się, kim jesteśmy, dzięki tej wojnie?

Tak. Skonfrontowaliśmy wartości Zachodu z realnym punktem odniesienia - czyli z "ruskim mirem" - i zobaczyliśmy, czego na pewno nie chcemy. Może te nasze liberalne demokracje nie są idealne, a politycy mają sporo za uszami, ale tamto to dopiero realne piekło. 

My cały czas nie doceniamy administracji Bidena. Przecież punkt, w którym się obecnie znaleźliśmy - nie taki znowu najgorszy - to nie jest prosta matematyka, że inaczej być nie mogło. 

- W jakim sensie? 

To nie jest tak, że Zachód w tej wojnie jest tylko reaktywny. Ameryka weszła do gry dużo wcześniej. Krytykujemy Zachód i USA za ślamazarność, niedostateczną odpowiedź na rosyjskie zbrodnie, a moim zdaniem ewidentnie widać, że od listopada zeszłego roku Amerykanie prowadzili konsekwentną robotę, która polegała na prowokowaniu Rosji do wojny. 

- Prowokowaniu? 

"Rosjanie na pewno wejdą na Ukrainę". "Zaraz zacznie się inwazja". Takie były komunikaty Pentagonu. Chodzi mi też o te wszystkie wizyty szefów służb amerykańskich w Europie i organizowanie opinii publicznej, oswajanie jej, że wojna będzie. Amerykanie ujawniali informacje wywiadowcze, co było krytykowane: "Co oni odstawiają? Ciągle powtarzają, że Ruscy wejdą, a Ruscy nie wchodzą i się śmieją". A to była taktyka. 

- Żeby wojna w końcu wybuchła?

Tak. Amerykanie, podobnie jak Kreml, uznali, że teraz albo nigdy. Wysłali komunikat Putinowi: "Zrób to, proszę bardzo. My jesteśmy gotowi". Zachowanie Amerykanów w ostatnich tygodniach przed wybuchem wojny było nastawione na zachęcanie Rosji do ataku. Rosjanie przecież postawili postulaty bezpieczeństwa związane z ich pozycją w Europie, a Amerykanie nie podjęli żadnej poważnej rozmowy. I potrafili uzgodnić z Niemcami i Francuzami czerwoną linię, której nikt nie przekroczył w rozmowach z Putinem. Patrzyłem na te dyplomatyczne tańce tuż przed atakiem i zastanawiałem się, jak Macron znosi taką pulę upokorzeń ze strony Rosjan, to były niemal publiczne zniewagi: po co z nami rozmawiasz, skoro nie masz nic do zaproponowania. Macron to znosił. I nie odpuścił ani na milimetr. 

- Czyli Amerykanie też dostrzegli, że ta wojna to jakaś okazja?

Dostrzegli, że otwiera się niepowtarzalne okno możliwości, żeby Rosję osłabić. I jeśli Kreml chce iść na wojnę i własnymi rękami zrobić sobie krzywdę, to proszę bardzo, nie będziemy zniechęcać. Amerykanie prawdopodobnie podjęli tę decyzję już w listopadzie zeszłego roku, posiadali jakąś wiedzę wywiadowczą i zdecydowali, że nic Rosji nie dadzą. Żądanie Putina było konkretne: odpuśćcie Ukrainę, dajcie nam kontrolę strategiczną nad Kijowem. Amerykanie mogli na to machnąć ręką, ale odmówili. I parli do wojny. 

- No dobrze, ale przecież gdyby Putin w tydzień zajął Kijów, to byłby zwycięzcą. Amerykanie wiedzieli, że Ukraina odeprze inwazję?

Nie. Tego nikt się nie spodziewał. Amerykańskie służby podawały komunikaty, że Kijów może paść w 72 godziny. 

- To dlaczego Amerykanie prowokowali wojnę, w której Putin mógł wygrać?

Bo tak czy inaczej to byłaby okazja do osłabienia Rosji. Nawet jeżeli Kreml osiągnąłby cele militarne w Ukrainie, to i tak na Rosję spadłby cały komplet morderczych sankcji. Te sankcje nie są słabe! Putin nawet to mówi: "Zachód poprzez sankcje wypowiedział wojnę Rosji". I ma rację w tym sensie, że w ekonomii użyto odpowiednika bomby atomowej. W dodatku Ameryka była na to świetnie przygotowana. 

- Namówiła też do tego Europę. 

Nakłoniła. 

Skala oporu ukraińskiego jest zaskoczeniem nawet dla amerykańskiego wywiadu. Najpierw Ukraińcy pokazali światu, że są gotowi walczyć, a potem w ciągu następnych dni inwazji pokazali, że są gotowi ginąć za niepodległość i za wolność. A to coś więcej, niż tylko walczyć. Amerykanie zobaczyli, że każda nowa sztuka broni ma użytkowników i wtedy fala dostaw uzbrojenia ruszyła. 

- Właściwie po co Amerykanom osłabienie Rosji?

Bo traktują Rosję jako wasala Chin. Od jesieni zeszłego roku zaczęli stosować w swojej opowieści o geopolityce prostą dychotomię między światem demokracji i światem autorytarnym. Sojusz Kremla z Chinami uznali za niebezpieczny. Dla Stanów to jest wojna zastępcza, oni na przykładzie Rosji pokazują Chinom, co je może czekać, jeśli też zaczną się zachowywać nieodpowiedzialnie jak Putin. 

- A z kolei Chińczycy przy pomocy Putina postanowili przetestować spójność Zachodu?

Tak. I test wyszedł na naszą korzyść. Na razie. 

- Czyli Putin dla obu stron jest taką marionetką?

Owszem. Nie o niego chodzi w tej rozgrywce, tylko o rywalizację USA-Chiny.

- Umiałbyś opisać kształt tego nowego świata, którego ruchy porodowe odczuwamy? 

Z punktu widzenia Kremla jego pożądany kształt miał wyglądać tak, że Rosja jest częścią nowego koncertu mocarstw. Staje się jednym z imperiów, które ma tyle samo do powiedzenia, co Chiny i USA, mimo braku realnej siły gospodarczej, braku nowoczesnych technologii, braku soft power i tego wszystkiego, co we współczesnym świecie decyduje o sile państwa.

- Nie mamy tego wszystkiego, ale za to jesteśmy imperium? 

Mniej więcej o to chodziło. 

(...)

- Czyli przez najbliższe dekady czeka nas walka o to, czy powstaną dwa bloki, trzy czy pięć?

Trochę inaczej. Stany Zjednoczone cały czas chcą tworzyć taką rzeczywistość, w której blok pod ich przewodnictwem będzie jednak ponad innymi blokami. Uważają, że mają taką misję i obowiązek - blok demokracji i wolności. A Chińczycy odpowiadają na to, że tak być nie może, że oni mają swoje uzasadnione roszczenia do pozycji globalnej i żadne państwo nie może wystawać ponad inne, czyli ponad Chiny. I szukają innych chętnych do zakwestionowania prymatu Zachodu. Zobaczymy, jakie będą przemyślenia Chińczyków po wojnie w Ukrainie. Chyba jeszcze nie wiedzą, jakie wnioski wyciągnąć. Zresztą inni też intensywnie myślą.

- Kto najbardziej? 

Niemcy. To ostateczny koniec świata, jaki znali. Byli największymi beneficjentami porządku międzynarodowego, który funkcjonował od upadku Muru Berlińskiego aż do wczoraj. Dlatego tak ciężko im się z tym pożegnać. Mieli parasol bezpieczeństwa rozpostarty przez Amerykanów, a z drugiej strony budowali własną gospodarkę w oparciu o Chiny, czyli systemowego rywala Zachodu. Żyć nie umierać. 

- Nie musisz marnować kasy budżetowej na zbrojenia, bo masz pełne gwarancje USA, a jednocześnie sobie handlujesz z głównym konkurentem Ameryki?

I do tego bierzesz tanie surowce od dawnego rywala z czasu zimnej wojny, czyli od Rosji. Przez 30 lat Niemcy byli wielkimi zwycięzcami globalizacji. I to się skończyło. Czy teraz Niemcy jako najsilniejsza gospodarka postawią na przekształcenie Europy w mocny regionalny blok? Czy może dalej będą jechać na gapę i robić wspaniałe deale z Chinami? To jest najważniejsze pytanie, które musi się rozstrzygnąć wewnątrz Europy. Wydaje mi się, że sprawy idą w dobrym kierunku. Takie decyzje jak inwestycja Intela w Niemczech - w Magdeburgu powstanie ośrodek badawczy i fabryka półprzewodników - to znak, że Europa zaczyna myśleć o byciu samodzielnym regionalnym blokiem, który będzie uzgadniał sprawy geopolityczne z Amerykanami. Tak czy inaczej taka Unia, jaka istniała jeszcze niedawno, już nie istnieje. Po pandemii i po inwazji Rosji na Ukrainę odeszła do historii i musi przekształcić się w coś nowego. Jeśli Europa będzie chciała odgrywać rolę istotniejszą w nowym świecie, to będzie musiała się mocniej zintegrować. I Putin absolutnie nas do tego zbliża. Bo wojna zmusiła Europę do postawienia podstawowych pytań: gdzie jesteśmy i kim jesteśmy. 

- To kim?

Niemcy jeszcze tego wszystkiego nie przetrawili, potrzebują czasu. Ale wiele wskazuje na to, że nie prześpią tej okazji. Decyzje Scholza - 100 mld na wojsko - są bez precedensu. W niemieckich głowach bardzo dużo się dzieje, chociaż narzekamy, że robią dla Ukrainy za mało i za wolno. 

Jak dotąd w tej wojnie Amerykanie odnoszą same sukcesy: namówili wszystkich partnerów do zamrożenia aktywów rosyjskiego banku centralnego, co wcześniej byłoby nie do wyobrażenia, bo to łamie wszystkie święte prawa globalizacji kapitału, następuje też szybki wzrost budżetów militarnych państw Europy, co oznacza, że kiedyś sami będziemy mogli przejąć część obowiązków USA na wschodniej flance, co jest celem Amerykanów, bo oni chcą się skupić na Chinach. Przyspieszają też prace europejsko-amerykańskiej rady do spraw inwestycji i technologii, to niezmiernie ważne, bo o sile przyszłych bloków rozstrzygną kwestie nowej gospodarki cyfrowej.

- Putin jako pożyteczny idiota Bidena?

Zrobił coś, co spowodowało, że Zachód nie ma wyboru - musi podjąć decyzje i stanąć w obronie własnych wartości. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to Zachód się zintegruje. Bardziej zjednoczy wobec Rosji i wobec Chin. 

- Bo skoro wasal Chin - czyli Rosja - robi straszne rzeczy w Buczy, to tego samego możemy się kiedyś spodziewać po Pekinie?

Tak. Nie teraz, ale za 5 czy 10 lat, bo jeśli Putinowi wojna ujdzie na sucho, to Chiny poczują się ośmielone. Amerykanie peregrynują teraz po świecie i wahającym się krajom mogą mówić: zobaczcie, oto macie nasz blok i macie blok chińsko-rosyjski, który najeżdża sąsiadów, bombarduje, kopie masowe groby. Wybierajcie. 

Chiny mają ogromy zgryz, czy się przyznawać, że dali zgodę Putinowi. Strategicznie ta wojna dla Rosji już jest klęską - niezależnie od wyniku bitwy o Donbas. I pośrednio jest też klęską Chin. Rosjanie próbowali zbudować własną strefę wpływów, sięgając w pierwszej kolejności po dawne państwa Związku Sowieckiego. To się nie powiodło. Pytanie, czy uda się przekształcić obecną klęskę Kremla w trwałe strukturalne osłabienie Rosji. 

(...)

- Powiedziałeś, że według Amerykanów w Ukrainie toczy się wojna zastępcza.
 
Tak. Bo Ameryka pośrednio walczy z Chinami. Na przykładzie Rosji pokazuje Pekinowi, na co sobie może pozwolić. Bez potencjalnego zagrożenia chińskiego, Amerykanie być może wcale by się nie zdecydowali na tę całą operację osłabiania Rosji. To jest ewidentnie zakreślanie granic dla Chin.

- Czegoś się jeszcze dowiedzieliśmy dzięki tej wojnie?

Że niesamowicie rośnie znaczenie broni jądrowej. W nowym świecie będzie tej broni więcej. 

- Dlaczego?

Bo dla każdego reżimu jest oczywiste, że Rosja może sobie pozwolić na to, co robi, tylko dlatego, że ma potężny arsenał atomowy. Inne kraje to obserwują i widzą, że broń atomowa gwarantuje ci bezpieczeństwo, a często bezkarność. Moim zdaniem to jeden z głównych wniosków, które z tej wojny wynikają dla polityki światowej. Chiny już przyspieszają rozbudowę swojego arsenału, bo ich obecny potencjał jest defensywny, nie gwarantuje - tak jak arsenał Rosji - wzajemnego zniszczenia. Dane wywiadowcze amerykańskie mówią, że obecnie Chiny budują ponad dwieście nowych silosów z rakietami międzykontynentalnymi i wkrótce będą dysponowały potencjałem bojowym ponad tysiąca głowic nuklearnych.

gazeta.pl

Zdaniem "Mitteldeutsche Zeitung" z Halle: "Stwierdzenie Schroedera, że uważa tę wojnę za błąd, wypada nad wyraz blado i niewyraźnie, zwłaszcza w ustach polityka słynącego ze swojego 'basta'. Schroeder powiedział także coś, czego wielu od dawna od niego oczekiwało. Zapowiedział, że ustąpi, ale nie wiadomo, czy miał na myśli zrezygnowanie z roli lobbysty. Tak się jednak stanie dopiero wtedy, gdy Rosja przestanie dostarczać gaz do Niemiec i innych państw UE. Dla byłego kanclerza Niemiec dopiero to jest powodem i miarą, by zademonstrować swoje oburzenie. Być może postrzega siebie jako strażnika zaopatrzenia Niemiec w energię i uważa, że Niemcy powinny dziękować mu na kolanach za to, co dla nich robi. Jeśli naprawdę tak sądzi, jest w błędzie".

(...)

"Muenchner Merkur" podsumowuje: "Coraz wyraźniej widać, że kanclerz Scholz jest więźniem przyjaznego wobec Moskwy skrzydła w swojej partii, skupionego wokół byłego kanclerza Schroedera i szefa klubu poselskiego SPD w Bundestagu Muetzenicha, którzy także teraz bronią się wszelkimi sposobami przed wyciągnięciem wniosków z popełnionych przez siebie historycznych błędów. 'Stwierdzenie mea culpa nie jest w moim stylu' - powiedział Schroeder, nie zważając na tysiące osób zamordowanych w Ukrainie. Trudno doprawdy o większy cynizm. Nie tylko zachodni sojusznicy Niemiec i Zieloni nie są dłużej gotowi akceptować polityki SPD. Także w FDP narasta poirytowanie z jej powodu. Na zjeździe FDP największą owację zgotowano dla Marie-Agnes Strack-Zimmermann, najbardziej znanej zwolenniczki zwiększenia dostaw niemieckiej broni dla Ukrainy. Jeśli Scholz w dalszym ciągu będzie bagatelizował błędy popełnione przez Schroedera i Muetzenicha, jego autorytet, a także urząd mogą zostać zagrożone. Scholz musi się zdecydować, po której stronie historii chce stanąć. I musi uczynić to szybko".

gazeta.pl

BMP-1AM Basurmanin to niskokosztowy program, obejmujący przede wszystkim zastąpienie starej wieży z archaiczną armatą 2A28 Grom kalibru 73 mm bezzałogowym modułem bojowym BPPU-1, stosowanym na standardowych obecnie w rosyjskiej armii kołowych transporterach BTR-82A. Jest on wyposażony w dzienno-nocny przyrząd celowniczy TKN-4GA-01 (z termowizorem i systemem automatycznego śledzenia celów) i uzbrojony w stabilizowaną 30 mm armatę automatyczną 2A72 i sprzężony z nią 7,62 mm karabin maszynowy PKTM. Prócz uzbrojenia zastosowano nową radiostację, system nawigacji oraz produkowany w Rosji silnik UTD-20S1 produkowany przez zakłady Barnaultransmasz z Barnał właśnie, którym zastąpiono dostarczane wcześniej z Ukrainy UTD-20.

Nowe uzbrojenie i dzienno-nocny celownik pozwalają na zwalczanie pojazdów i siły żywej przeciwnika, jak też celów powietrznych, na odległościach do 2,5 km a nie jak armata 2A28, na dystansie kilkuset metrów. Instalacja wieży z BTR-82A na BMP-1 stanowi tanią modyfikację istotnie podnoszącą możliwości pojazdu. Masa wieży BPPU-1 wynosi około 1700 kg, co powoduje, że zachowana jest zarówno zdolność do pływania jak i inne osiągi pojazdu. Problemem nadal pozostaje jednak słabe opancerzenie pojazdu, które nie zostało poprawione.

Pojazdy te trafiają do nowo formowanych jednostek, m.in. tak zwanej Rosgwardii (Rosyjskiej Gwardii Narodowej) oraz pododdziałów rozlokowanych w mniej kluczowych rejonach. Trafiały one do jednostek w rejonie granicy z Kazachstanem lub Mongolią. Może to oznaczać, że wóz widziany na zdjęciu świadczącym o ich dyslokacji do rejonu walk został przetransportowany na Ukrainę właśnie ze wspominanych wcześniej miejsc. Oznacza to, że Rosjanie naprawdę ściągają w rejon walk pojazdy z całego kraju. Może to wskazywać, że kończą się gotowe do przerzutu nowocześniejsze wozy wojsk zmechanizowanych takich jak BMP-2M, z systemem wieżowym Biereżok czy najpotężniejsze obecnie bojowe wozy piechoty Rosji, czyli BMP-3. Nie oznacza to jednak, że zmodernizowane BMP-1 są przestarzałe i nie mogą pełnić powierzonych im zadań. Dzięki nowemu systemowi wieżowemu mogą one razić pojazdy przeciwnika na znacznie większej odległości, z lepszą celnością względem starego uzbrojenia głównego. Armata 2A72 pozwala na eliminację każdego ukraińskiego bwp czy transportera opancerzonego.

defence24.pl