piątek, 30 sierpnia 2024



Tymczasem z frontu napływają trwożne dla Ukraińców informacje. Jeden z żołnierzy na wczorajszym nagraniu opisuje, że sytuacja pod Pokrowskiem  jest nie tyle krytyczna, ale już wręcz „straszliwa”. Rosjanie według niego posuwają się o kilometr w ciągu doby. I wkrótce mogą wkroczyć do miasteczka Sełydowe, leżącego na skrzyżowaniu dróg w stronę Pokrowska i Kurachowa. Wojskowy skarży się na brak umocnień i żołnierzy dla zatrzymania wroga. Opowiada też, że ukraińscy żołnierze masowo opuszczają pozycje, co naraża na otoczenie sąsiednie oddziały, które wciąż je utrzymują.

Według amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) siły rosyjskie mają dwa cele taktyczne przed atakiem na Pokrowsk.

ISW podkreśla, że siły rosyjskie chcą po pierwsze frontalnie zbliżyć się do Pokrowska i zająć leżący na na przedmieściach miasta Myrnohrad. Druga akcja taktyczna to atak wzdłuż linii Sełydowe-Ukrajinsk-Hirnyk na południowy wschód od Pokrowska w celu poszerzenia rosyjskiego klina w kierunku tego miasta i wyeliminowanie słabych punktów pod kątem ukraińskich kontrataków.

Analitycy amerykańskiego think tanku piszą, że w ostatnich dniach siły rosyjskie mają nowe zdobycze terytorialne w okolicach Hrodiwki na wschód od Pokrowska oraz na wschód od miasteczka Sełydowe. Rosyjscy tzw. blogerzy wojskowi twierdzą jednak, że siły rosyjskie przesunęły się dalej na południowo-wschodnie obrzeża Myrnohradu, zajęły część Sełydowego i dotarły do jego centrum, a także walczą już na przedmieściach Ukrajinska.

ISW twierdzi, że siły rosyjskie otoczyły niedawno pozycje ukraińskie na południowy wschód od Pokrowska wzdłuż zbiornika karliwskiego i zmusiły siły ukraińskie do wycofania się.

Według Instytutu parcie sił rosyjskich na Sełydowe oraz Ukrajinsk i Hirnyk prawdopodobnie ma na celu usunięcie stosunkowo dużego klina ukraińskiego na południowym krańcu większego rosyjskiego klina w kierunku Pokrowska, który mógłby zagrozić rosyjskiej ofensywie w tym rejonie.

ISW wyraził przy tym opinię, że choć siły rosyjskie chcą zapewne osiągnąć oba wspomniane wyżej cele taktyczne przed przypuszczeniem ataku na Pokrowsk, to jeśli ich postępy utkną, mimo wszystko możliwy jest szturm na miasto.

Przy tym według Instytutu nie jest jasne, czy dowództwo rosyjskie zamierza zaatakować Pokrowsk frontalnie i zająć całe miasto, czy też je otoczyć. To, w jaki sposób siły rosyjskie spróbują zdobyć miasto, „prawdopodobnie będzie zależeć od tego, w którym miejscu siły ukraińskie postanowią podjąć istotne działania defensywne” – czytamy w raporcie.

Belsat.eu/PAP


Najważniejszym z trendów jest zanik lub całkowity brak świadomości obywatelskiej w rosyjskim społeczeństwie. A co ważniejsze, brak nawet tożsamości regionalnej w regionach, w których etniczni Rosjanie stanowią absolutną większość.

W tych częściach Federacji Rosyjskiej, w których inne narodowości stanowią większość lub znaczną część (przede wszystkim republiki Kaukazu Północnego), tożsamość regionalna jest bardzo silna.

Reakcja Rosjan na wydarzenia w obwodzie kurskim jest bardzo podobna do reakcji na bunt Jewgienija Prigożyna sprzed roku. To kompletna apatia i przerzucanie odpowiedzialności za rozwiązanie problemu na władze federalne i organy ścigania. Jak na ironię, do takiej właśnie reakcji społeczeństwa dążył sam Kreml wszystkimi swoimi działaniami przez 25 lat, a zwłaszcza w ciągu ostatnich 3 lat.

Wysiłki władz doprowadziły do tego, że przeciętny Rosjanin jest całkowicie pozbawiony podmiotowości obywatelskiej, a wszelkie jej przejawy są natychmiast karane realnymi wyrokami karnymi lub wypędzeniem z kraju pod groźbą więzienia.

Wszelkie więzi poziome, a tym bardziej zinstytucjonalizowane (organizacje pozarządowe, stowarzyszenia itp.) są pod ścisłą kontrolą. Najłagodniejszą reakcją na odstępstwo od ideologicznej normy ustanowionej przez reżim było uznanie organizacji za "zagranicznego agenta" ze wszystkimi licznymi ograniczeniami, które towarzyszą temu statusowi w Federacji Rosyjskiej i które są stale dodawane.

Tak więc operacja kurska pokazała formalność tożsamości obywatelskiej Rosjan i to, że nie umacnia się ona pod wpływem kryzysu. Innymi słowy, po 6 sierpnia nawet mieszkańcy obwodu kurskiego nie ustawiali się w kolejkach do wojskowych biur werbunkowych. Byłoby dziwne oczekiwać, że mieszkańcy, na przykład, regionu transbajkalskiego ustawią się w kolejce do biur poboru wojskowego, aby bronić obwodu kurskiego.

(...)

Obojętność Putina wobec własnych obywateli, a jednocześnie jego nieodparta chęć wtrącania się w sprawy innych ludzi zostały również zademonstrowane w jego działaniach po operacji kurskiej: pojechał do Azerbejdżanu, aby spotkać się z Ilhamem Alijewem, zwiedził Kaukaz Północny, łzawo pochwalił Czeczenów ("jeśli weźmiesz udział, już wygrałeś" — doskonałe hasło dla wojowników z TikToka) i przyjął palestyńskiego prezydenta Mahmuda Abbasa.

Przedwczesna wizyta Putina w Biesłanie była jedyną pośrednią reakcją na fakt, że region Kurska jest coraz bardziej pod kontrolą Ukrainy: rocznica strasznego ataku terrorystycznego wypadała dopiero za trzy tygodnie, ale Kreml postanowił powiązać te tragiczne wydarzenia z "operacją antyterrorystyczną" w obwodzie kurskim.

(...)

Kreml już odczuwa presję społeczną, na razie umiarkowaną, i najwyraźniej nie wie, co zrobić z ludźmi, którzy musieli opuścić swoje domy i ustalone źródła utrzymania. Zaskakująco nieprzemyślana propozycja przesiedlenia ludzi z obwodu kurskiego do okupowanej części obwodu zaporoskiego jest tego kolejnym potwierdzeniem.

(...)

Dotychczasowa kalkulacja Kremla polegała na kontrolowaniu ogólnego tempa walk po stronie Rosji: jej armia naciska, ponosi straty, ale posuwa się naprzód na Donbasie. Czysta kalkulacja i nic więcej: zdobyte terytoria są wymieniane na życie żołnierzy, które z kolei jest kupowane za petrodolary — w formie płatności za podpisanie kontraktu.

W planie Kremla Ukraina musiała się bronić i powoli oddawać terytorium. Niezbędnym warunkiem utrzymania tej dynamiki w wymiarze politycznym był brak nowej jednoetapowej fali mobilizacyjnej i poważnych niepowodzeń operacyjnych rosyjskiej armii.

Wydarzenia w Kursku wyraźnie pokazały wszystkim — a przede wszystkim Kremlowi — że wybrana strategia uzupełniania rosyjskich sił zbrojnych, głównie poprzez zachęty finansowe, nie pozwala na posiadanie wystarczających rezerw strategicznych i stworzenie wielokrotnej przewagi kadrowej w porównaniu z ukraińskimi siłami zbrojnymi.

Wielopoziomowa rekrutacja — prowadzona poprzez zachęty finansowe, anulowanie wyroków karnych, zmuszanie poborowych do podpisywania kontraktów, nadawanie obywatelstwa rosyjskiego cudzoziemcom — zapewnia jedynie uzupełnienie dużych strat dziennych (tzw. mięsne szturmy) i pozwala utrzymać liczebność rosyjskich sił zbrojnych na mniej więcej tym samym poziomie.

onet.pl/The Moscow Times


Po zatrzymaniu Durowa zrobiło się wielkie zamieszanie. Wypowiadali się obficie zwolennicy wolności internetu, wielbiciele Durowa, jego przeciwnicy, wyznawcy teorii spiskowych. I użytkownicy komunikatora Telegram – przeciętni i nieprzeciętni. Bodaj najwięcej głosów odezwało się w Rosji. 

Oficjele, kapłani propagandy państwowej, weterani wojen (dez)informacyjnych jeden przez drugiego krzyczeli: uwięzienie Durowa to zamach na wolność słowa. Przejęci troską o dalsze funkcjonowanie komunikatora okazali się rosyjscy wojskowi, którzy używają Telegrama do przesyłania sobie wiadomości operacyjnych (bardzo ciekawa i ważna okoliczność). Niektórzy syrenim głosem przyzywali Durowa, aby zostawił zgniły Zachód i powrócił do Rosji, która wszystko mu wybaczy i przytuli do łona.

Komentatorzy gubili się w domysłach, próbując zrozumieć, dlaczego Durow przed przylotem do Francji przebywał w Azerbejdżanie (na dodatek w czasie, gdy był tam z wizytą Władimir Putin), dlaczego nie wrócił z Baku do Dubaju, a poleciał do Francji, gdzie czekała go przeprawa z prokuraturą.

Do powtarzanych w wielu komentarzach supozycji, że celem wyprawy Durowa do Baku było spotkanie z Putinem, spróbował odnieść się dobrze poinformowany politolog Abbas Gallamow: 

„Historia z zatrzymaniem Durowa nadal nie daje spokoju rosyjskiemu establishmentowi. W kręgach, które zwalczają Igora Sieczina (bliski współpracownik Putina, szef koncernu Rosnieft’), rozpowszechniana jest taka wersja. Badające okoliczności napaści Hamasu na Izrael amerykańskie służby specjalne stwierdziły, że część pieniędzy wykorzystywanych podczas przygotowań do ataku islamiści otrzymali za pośrednictwem kryptogiełdy jednego ze współpracowników Sieczina, generała Fieoktistowa. 

Amerykanie zaczęli naciskać na Durowa, aby udostępnił korespondencję Sieczina z Fieoktistowem. Sieczin dowiedział się o tym i przestraszył się. A to dlatego, że część pieniędzy, które miały trafić do Hamasu, poszła na lewo. Amerykanie przy tym mogli dotrzeć do informacji o tych pieniądzach, które Sieczin ukrywa przed Putinem (które „skręcił” podczas operacji przejmowania Rosniefti). A zatem Sieczin najbardziej obawiał się tego, że ujawnione informacje zdyskredytują go w oczach Putina. Postanowił obłaskawić Durowa, obiecał mu zorganizowanie spotkania z Putinem w Baku. 

Ale takiego spotkania nie zorganizował, natomiast spotkał się z miliarderem sam. Po tej rozmowie Durow postanowił co prędzej poddać się Francuzom i dlatego poleciał do Paryża. Nie mam możliwości, aby sprawdzić tę informację i za nią nie ręczę. Opowiadam ją po prostu jako ilustrację tego, czym żyją rosyjskie elity. Szkic z natury”. 

(...)

Socjolog Igor Ejdman widzi sprawę tak: „Nie lękajcie się, wszystko z Durowem i jego Telegramem będzie OK. Po prostu przejdzie na właściwą stronę w hybrydowej wojnie. (…) Telegram to informacyjna bomba atomowa. Odpowiedzialność twórców podobnych platform i producentów broni jest porównywalna. Kiedy sądzą handlarza bronią za sprzedaż towaru mafii lub agresorowi z obejściem sankcji, to nikt się nie oburza. Dlaczego zatem budzą zdziwienie problemy z prawem szefa Telegrama, który pozwala na wykorzystanie swojej platformy jako instrumentu wojny przeciw Ukrainie?

Durow uważał, że ma prawo swobodnie dysponować swoją bronią informacyjną, w tym udostępniać ją rosyjskim okupantom albo europejskim grupom przestępczym. Ale we współczesnym świecie to nie do pomyślenia. Toczy się wojna hybrydowa pomiędzy Zachodem i putinowską Rosją, każda ze stron stara się wziąć pod kontrolę technologie informacyjne i wykorzystać je w walce. Są uzasadnione podejrzenia, że w pewnym stopniu Rosja miała kontrolę nad Telegramem. Natomiast pewne jest, że korzystała zeń w swoich wojennych celach.

Prawdopodobnie skutkiem zatrzymania Durowa będzie ustanowienie zgodnej z prawem kontroli nad Telegramem ze strony europejskich instytucji. A to byłby cios wymierzony w informacyjne możliwości putinowskiego reżimu w wojnie przeciw Ukrainie i w hybrydowym konflikcie z Zachodem. Tylko tak można wytłumaczyć kolektywną histerię rosyjskich propagandystów i władz, które wystraszyły się takiej perspektywy”.

tygodnikpowszechny.pl


Sankcje wprowadzane przez Zachód po 2020 r. oraz współudział reżimu Alaksandra Łukaszenki w agresji na Ukrainę znacząco podważyły stan białoruskiego sektora petrochemicznego. Wdrażane od czerwca 2021 r. unijne embargo na import produktów naftowych odcięło eksporterom z Białorusi dostęp do rentownych rynków zachodnich, a następnie w wyniku działań wojennych zablokowana została również sprzedaż na kierunku ukraińskim – wcześniej jednym z najważniejszych.

Przynoszący wysokie dochody sektor naftowy stanął przed koniecznością reorganizacji logistyki dostaw i reorientacji eksportu. Po trudnym 2022 r. dzięki wsparciu ze strony Moskwy rafinerie częściowo odrobiły straty, korzystając z korzystnych trendów cenowych na rosyjskim rynku paliwowym. Jednocześnie branża dołączyła do innych sektorów gospodarki i stała się w pełni zależna od współpracy z Federacją Rosyjską (FR). Pomimo adaptacji do nowych warunków oba miejscowe zakłady musiały o około jedną trzecią zmniejszyć przerób ropy, co wpłynęło na ich rentowność i – co za tym idzie – doprowadziło do spadku ich znaczenia w gospodarce państwa.

(...)

Preferencyjne warunki dostaw ropy z FR (białoruscy odbiorcy m.in. nie płacili cła eksportowego) sprawiały, że miejscowe rafinerie przez lata były konkurencyjne na rynkach międzynarodowych zarówno pod względem ceny, jak i jakości produktów ropopochodnych. Pozwoliło to na stopniowe poprawianie jakości dzięki prowadzonym w obu obiektach wieloletnim programom modernizacyjnym. Do 2020 r. ok. 90% białoruskich produktów naftowych trafiało do Holandii i Wielkiej Brytanii – gdzie znajdowały nabywców (również z innych państw) na giełdach w Rotterdamie i Londynie – oraz na Ukrainę. Oba zakłady, dysponujące wówczas łączną mocą przerobową na poziomie ok. 20 mln ton ropy rocznie, zapewniały – zgodnie z danymi z lat 2010–2020 – ze sprzedaży zagranicznej rzędu 10–17 mln ton paliw dochody w wysokości od ponad 5 mld do 14 mld dolarów. Kwota ta stanowiła wtedy 15–34% wpływów eksportowych. Ponadto sektor generował średnio 30–35% produkcji przemysłowej oraz ok. 25% dochodów budżetowych.

(...)

Załamanie relacji z Zachodem w wyniku represji po wyborach prezydenckich na Białorusi w 2020 r. i wprowadzane restrykcje postawiły krajowe rafinerie w niekorzystnej sytuacji. W reakcji na krytykę i sankcje ze strony władz Litwy i Łotwy władze w Mińsku zdecydowały się na reorientację przeładunków paliw z portów w tych państwach, tradycyjnie stanowiących główną trasę eksportu, do portów rosyjskich. Krok ten zatwierdziło bilateralne porozumienie międzyrządowe z lutego 2021 r. W rezultacie w 2021 r. przez rosyjskie porty wywieziono ponad 2 mln ton białoruskich paliw, a w roku następnym – już przeszło 3 mln ton.

Najbardziej dotkliwym ciosem dla petrochemii było jednak pełne embargo na paliwa, przyjęte przez UE w czerwcu 2021 r., a następnie poparte przez państwa zachodnie nienależące do niej. W wyniku zakazu RB utraciła m.in. intratne rynki unijne i brytyjski. Dodatkowo odłożona w czasie (w przypadku większości kontraktów – do końca 2021 r.) pełna implementacja sankcji zbiegła się z – dokonaną przy współudziale Białorusi – agresją Rosji na Ukrainę. Dla miejscowych producentów paliw oznaczało to całkowitą blokadę sprzedaży na rynku ukraińskim – ostatnim z dostępnych dochodowych kierunków eksportowych.

W 2022 r. białoruska petrochemia stanęła przed koniecznością zupełnej reorientacji kierunków zbytu zagranicznego, co wiązało się m.in. z reorganizacją logistyki dostaw. Jedynym rozwiązaniem dla Mińska było rozwijanie współpracy z Rosją, będącą od tej pory nie tylko dostawcą surowca, lecz także de facto wyłącznym partnerem tranzytowym i – po części – końcowym odbiorcą. W rezultacie stale rośnie zarówno wartość, jak i objętość transportowanych przez FR towarów. Według najnowszych danych z I kwartału 2024 r. produkty naftowe stanowiły niemal 33% z 4,6 mln ton przewiezionych w tym czasie białoruskich ładunków, kierowanych głównie do portów w północno-zachodniej części kraju, zwłaszcza do obwodu leningradzkiego.

Nastąpiło też przekierowanie części eksportu paliw na rynek rosyjski, co potwierdzają (niepełne) dane dotyczące koncernu Biełnieftiechim, który w 2022 r. zwiększył sprzedaż do FR o 55%, do 1,1 mld dolarów, a część tej kwoty przypadła na ropopochodne. Mimo to białoruskie zakłady w 2022 r. były zmuszone ograniczyć przerób – wyniósł on zaledwie 12 mln ton (spadek o ok. 30% w porównaniu do dwóch poprzednich lat), czyli znacznie poniżej ich mocy produkcyjnych. Odpowiednio (czyli również o ok. 30%, do nie więcej niż 5,6 mln ton) skurczył się eksport.

Zarazem, zgodnie z wyliczeniami ekonomistów z niezależnego białoruskiego ośrodka BEROC, w latach 2022–2023 krajowi wytwórcy paliw korzystali z niskich cen rosyjskiego surowca, co zapewniło im w tym okresie dodatkowy (w porównaniu z poprzednimi latami) zysk w wysokości 3,6 mld dolarów, z czego na 2023 r. przypadło 1,9 mld dolarów, czyli 2,6% PKB państwa. W konsekwencji sektor naftowy odrobił część strat spowodowanych utratą kluczowych rynków zewnętrznych oraz wzrostem kosztów transportu do bardziej odległych – w porównaniu do litewskich i łotewskich – portów rosyjskich. Co więcej, według szacunków BEROC w 2023 r. w obu rafineriach przetworzono łącznie ok. 16 mln ton ropy (14 mln pochodziło z FR, a reszta – z krajowego wydobycia), z czego na eksport przeznaczono do 9 mln ton. Tym samym przerób zwiększył się o 4 mln ton r/r, co oznacza przynajmniej częściowy powrót do poziomów sprzed 2020 r., kiedy to nie spadał poniżej 18 mln ton rocznie.

Pozytywna tendencja w sektorze paliw była również jednym z czynników wzrostu białoruskiego PKB w 2023 r. o 3,9%, odnotowanego po recesji w roku poprzednim (-4,7%). Jednocześnie otwarte pozostaje pytanie o utrzymanie poziomu produkcji rafineryjnej. Tegoroczne trendy cenowe na rosyjskim rynku naftowym już teraz wskazują na redukcję zysków strony białoruskiej o 0,5–1 mld dolarów. Popyt FR na paliwa z RB – niestabilny i zarazem niewielki – najwyższe wartości osiągał w momentach spadku krajowej produkcji po ukraińskich atakach powietrznych na rosyjskie rafinerie w pierwszych miesiącach 2024 r., lecz nawet wtedy nie przekraczał kilku tysięcy ton miesięcznie (dla porównania w 2023 r. Rosja sprowadziła z Białorusi zaledwie 45 tys. ton benzyny). Ograniczone zapotrzebowanie wynika m.in. z preferencji dla rosyjskich wytwórców paliw, którzy dodatkowo lobbują za blokowaniem importu ropopochodnych, aby nie utracić uprzywilejowanej pozycji na rynku krajowym. Warto też nadmienić, że przejściowe braki dotyczyły wybranych produktów, w tym cieszącej się stosunkowo niskim popytem benzyny wysokooktanowej.

W latach 2022–2023 w obu białoruskich zakładach ukończono wspomniane już wieloletnie programy modernizacyjne, na co zapewne wpłynęły także korzystne ceny surowców. W Mozyrzu zrealizowano projekt instalacji i wdrażania technologii H-Oil, polegającej na wodorowym uszlachetnianiu pozostałości ropnych, dzięki czemu głębokość przerobu ropy ma się podnieść z 74 do 90%. Z kolei w Naftanie sfinalizowano prace przy infrastrukturze do koksowania – w ten sposób produkcja paliw zwiększy się, a efektywność przerobu wzrośnie do 92–93%. Ponadto w oparciu o nowe technologie uruchomiono wytwarzanie 400 tys. ton rocznie koksu naftowego, stosowanego m.in. w hutnictwie.

Zgodnie z szacunkami łączne moce przerobowe obu podmiotów powinny obecnie wynosić 24 mln ton, czyli o 4 mln więcej niż przed modernizacją. Wypowiedzi przedstawicieli sektora naftowego wskazują jednak, że pełne wykorzystanie potencjału zakładów w warunkach reżimu sankcyjnego i niedostępności rynku ukraińskiego jest niemożliwe. Z dostępnych danych z ostatnich trzech lat wynika, że poziom przerobu nie przekraczał 70% mocy.

Strona białoruska zdaje sobie sprawę z ograniczonego popytu na paliwa z RB zarówno w samej Rosji, jak i w państwach trzecich (trudnych do zidentyfikowania z powodu braku danych). Istotną rolę odgrywa również kosztowna logistyka dostaw. W obu rafineriach podjęto więc prace nad rozwojem produkcji substancji chemicznych znajdujących zastosowanie w przemyśle krajowym i zagranicznym, takich jak propylen, polipropylen, benzol czy poliwęglan.

Białoruski sektor paliw ma kłopoty z rentownością, o czym świadczą pośrednio wyniki finansowe firm z rejonu mozyrskiego i miasta Nowopołocka z pierwszych dwóch miesięcy 2024 r. W obu jednostkach terytorialnych największymi płatnikami są właśnie rafinerie. Odnotowane straty – rzędu odpowiednio 0,9 mln i 0,5 mln dolarów – z pewnością zostały wygenerowane głównie przez nie.

osw.waw.pl