sobota, 31 sierpnia 2024



Podobieństwa z Japonią z końca lat 80. stają się coraz wyraźniejsze. Tam nastąpiły co najmniej dwie stracone dekady. Konsekwencje trwałego kryzysu w Chinach byłyby jednak znacznie bardziej drastyczne, także dla Europy.

Grupa Evergrande, zadłużona na równowartość ok. 1,2 bln zł, nie jest w stanie obsługiwać swoich zobowiązań od końca 2021 r. Pekin nie chce jednak, aby firma oficjalnie zbankrutowała i została postawiona w stan likwidacji. Zamiast tego od lat negocjuje restrukturyzację jej zadłużenia. Jednak dla Lindy Chan, sędzi Sądu Najwyższego w Hongkongu, to już przesada. — Podczas ostatniego przesłuchania oświadczyłam, że oczekuję w pełni sformułowanej propozycji. Firma zaakceptowała warunki oraz obiecała, że przedyskutuje je z wierzycielami i uzgodni z władzami nową propozycję — mówi sędzia. Nic takiego się nie stało.

Ponieważ Evergrande jest notowane na giełdzie w Hongkongu, sąd uważa się za właściwy, choć oczywiście nie ma uprawnień do interweniowania u władz Chińśkiej Republiki Ludowej. Zarządcy masy upadłościowej nie mają tam żadnych pełnomocnictw. Dyrektor generalny Evergrande, Shawn Siu, zapowiedział jedynie, że firma będzie "aktywnie komunikować się z syndykiem masy upadłościowej i dążyć do rozwiązania problemu zadłużenia".

Jest więc mało prawdopodobne, by wyrok miał ostatecznie jakiekolwiek bezpośrednie konsekwencje dla Evergrande. Gary Ng, starszy ekonomista w firmie inwestycyjnej Natixis, również uważa, że wpływ orzeczenia na makroekonomię będzie ograniczony. Ważne jest coś innego.

Pogorszy to nastroje, ponieważ inwestorzy obawiają się, że nastąpi efekt kuli śnieżnej w innych toczących się sprawach — mówi ekspert.

Krajowy sektor nieruchomości od ponad dwóch lat przeżywa rosnący stopniowo krach, a deweloperzy, jeden po drugim, stają się niewypłacalni. Wszystko to jest wynikiem gigantycznej bańki, która powstała w poprzednich latach.

Setki milionów Chińczyków przez wiele lat inwestowało swoje pieniądze w mieszkania, gdyż alternatywy dla lokowania oszczędności były mocno ograniczone. Ceny nieruchomości rosły, więc coraz więcej osób kupowało drugi lub trzeci dom i spekulowało na wysokich zyskach. Napędzało to wzrost gospodarczy. Początek pandemii pokrzyżował jednak plany i wkrótce domek z kart zaczął się walić.

Według szacunków ekonomistów Kennetha Rogoffa i Yuanchen Yang sektor nieruchomości stanowi ok. 30 proc. całej gospodarki. Przede wszystkim zaś Chińczycy zainwestowali tam aż 78 proc. swoich aktywów — w Stanach Zjednoczonych jest to ok. 35 proc. A teraz chińskie nieruchomości gwałtownie tracą na wartości.

Według oficjalnych danych spadek cen jest niewielki. Zdaniem Ronalda Temple'a, głównego stratega rynkowego w firmie inwestycyjnej Lazard, dane te wprowadzają w błąd. Deweloperzy często nie mogą chociażby obniżać cen:

Zamiast tego władze dają kupującym bonusy, takie jak czeki na zakup mebli. Dlatego też szacuję, że rzeczywisty spadek cen w największych metropoliach wyniesie co najmniej 15, a w mniej centralnych miastach nawet 30 proc.

W wyniku utraty dużej części swojego bogactwa ludzie konsumują mniej i niemal nie podróżują już za granicę. Chińskie grupy turystyczne, które kiedyś można było zobaczyć w każdej atrakcji turystycznej w Europie, są obecnie rzadkością.

onet.pl/Die Welt


Raport niemal rządowego ośrodka Centrum Analiz Makroekonomicznych i Krótkoterminowych (CMACP) pojawił się w samą porę. Jaki inny moment mógłby być bardziej odpowiedni na wydanie dokumentu zatytułowanego "Dobrobyt ludności: Nierównomierny wzrost" ("Population Welfare: Uneven Growth")?

Od teraz wszystko będzie wyglądało inaczej.

Ten ośrodek ekspercki słynie ze swojej względnej uczciwości. A teraz oszukał tylko trochę — przesunął podstawę porównań i porównał dane dotyczące obecnego dobrobytu Rosjan z rokiem 2015, a nie z przedwojennym rokiem 2013.

Era wojen rosyjsko-ukraińskich rozpoczęła się w 2014 r., a naturalnym punktem odniesienia do pomiaru kolejnych krzywych dobrobytu Rosjan jest ostatni rok pokoju — tak jak rok 1913 służył kiedyś sowieckim statystykom. Jeśli chodzi o rok 2015, był to czas głębokiego spadku produkcji i dochodów pod każdym względem. Branie go do porównań jest wygodne z propagandowego punktu widzenia, ale nielogiczne dla obiektywnych analiz.

Dlatego uzupełnijmy bogaty materiał Centrum Współpracy Międzynarodowej i Analiz o dane za brakujące lata i porównajmy obecne sprawy finansowe Rosjan z tymi z 2013 r.

Putin wzywa kolejne siły do obrony Kurska. Rosyjscy najemnicy z Afryki mają powstrzymać ukraińską ofensywę
Zacznijmy od najszerszego wskaźnika — realnego dochodu rozporządzalnego ludności. Czternaście lat z rzędu, od 2000 do 2013 r., dochody te rosły nieprzerwanie i w tym czasie zwiększyły się ponad dwukrotnie. W 2014 r. po raz pierwszy spadły i od tego czasu poruszają się zygzakiem.

W 2021 r. dochody rozporządzalne były nadal dalekie od osiągnięć z 2013 r. Wynosiły zaledwie 93 proc. poziomu sprzed wojny. Jednak inwazja w 2022 r. wyraźnie wyszła im na dobre i w 2023 r. po raz pierwszy od dekady przekroczyły poziom z 2013 r. (103 proc.).

A w 2024 r. wzrost zaczął przypominać cud — w ostatnich miesiącach realne dochody były o 10 proc. wyższe niż w ostatnim roku pokoju. Ten przyspieszający dobrobyt przypomina magiczną sztuczkę i rzeczywiście nią jest.

(...)

Nie ma powodu, by traktować rządowe statystyki dotyczące ubóstwa zbyt poważnie. Jednak fakt, że subiektywne postrzeganie własnej sytuacji materialnej przez Rosjan poprawiło się w ostatnich latach, potwierdzają badania przeprowadzone przez sondażownię InFOM LLC na zlecenie rosyjskiego banku centralnego.

Odsetek osób, które uważają się za biedne ("za mało pieniędzy nawet na jedzenie" + "wystarczająco dużo na jedzenie, ale za mało na ubrania i buty") przez długi czas zygzakował, ale w ciągu ostatnich kilku lat spadł z 37 proc. do 27 proc. (według oficjalnych danych — red.).

Pojawiła się nawet grupa, która otwarcie nazywa siebie zamożną ("nie mamy trudności, w razie potrzeby możemy kupić mieszkanie lub dom"). Na początku 2014 r., w przededniu wojny, była prawie niewidoczna, ale obecnie 4-5 proc. respondentów identyfikuje się jako taka.

I tylko w przypadku emerytów sytuacja nie jest zmienna. Realne emerytury zarówno w 2023, jak i 2024 r. pozostają na mniej więcej tym samym poziomie co w 2013 r. Można więc bez argumentów zgodzić się z koncepcją CMACP, że "wzrost nierówności dochodowych został wznowiony".

Jak również z tezą o "tworzeniu się warunków wstępnych dla pojawienia się nowych grup w klasie średniej". Szeregi tej klasy są obecnie wypełnione milionami beneficjentów wojny — "bezpośrednimi uczestnikami specjalnej operacji wojskowej (tak Rosjanie nazywają inwazję na Ukrainę — red.), których pensje są ponad dwukrotnie wyższe od przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w kraju; pracownikami w obszarach, w których aktywnie odbywa się substytucja importu, a produkcja szybko rośnie (w tym w przemyśle maszynowym, chemicznym, IT)...".

(...)

Tymczasem rosyjska gospodarka cywilna znajduje się w stagnacji. W zasadzie nie jest ona w stanie zaspokoić rosnącego popytu "nierównomiernie bogacących się" Rosjan na towary i usługi. Jak więc działa ta cała machina rzekomo rosnącego bogactwa?

Działa tak długo, jak długo szybkiemu wzrostowi płac i płatności nie towarzyszy szybki wzrost konsumpcji. A jeśli chodzi o konsumpcję, to naprawdę w Rosji nie było żadnych cudów. Nawet teraz jest ona na poziomie niewiele wyższym niż przedwojenny.

Większość z tych, którzy mówią, że "mają dość" na drogie rzeczy, samochód i dom, tak naprawdę ich ostatnio nie kupiła. Ma na myśli tylko to, że ma pieniądze i jak będzie chciał, to wyjmie je z konta i kupi. W międzyczasie po prostu odkłada je w banku.

Przez ostatnie kilka lat do 2022 r. kwartalna stopa oszczędności na kontach (wyłączona sezonowo) wynosiła średnio 3 proc. dochodu rozporządzalnego. Od połowy 2022 r. do połowy 2023 r. oscylowała już wokół 7 proc. A potem ponownie podskoczyła i w pierwszym kwartale 2024 r. osiągnęła 14,2 proc. (obliczenia Rosstatu, rosyjskiego państwowego urzędu statystycznego, odpowiednik polskiego GUS-u, i CMACP — red.).

Porównajmy to z podanymi tutaj danymi dotyczącymi realnego wzrostu dochodów i zobaczmy, że cały lub prawie cały wzrost zarobków po prostu poszedł na oszczędności. Jeśli beneficjenci wojny zaczęli konsumować więcej usług i towarów, to tylko dlatego, że inni zaczęli konsumować ich mniej.

onet.pl/The Moscow Times


Jaką taktykę wybierze wróg? Na ile przypomina to np. bitwę o Bachmut, kiedy Rosjanie stosowali taktykę "mięsnych szturmów" (ataków piechoty bez względu na poniesione straty - red.)?

Z tego, co widziałem i gdzie byłem, powiedziałbym, że skala jest teraz znacznie większa. Wszystko wygląda dużo groźniej niż w Bachmucie. Wygląda to dość podobnie, ale siły, które pędzą do szturmu w kierunku Pokrowska, są większe niż w pobliżu Bachmutu. Dlatego posuwają się tak szybko.

Jak przygotowane są oddziały wroga na tym obszarze? Czy są to siły zmobilizowane czy specjalne?

Jest tu wszystko. Nie zagłębiam się zbytnio w tę kwestię. W końcu naszym zadaniem jest zniszczenie wszystkiego, co się pojawi. I tak naprawdę nie zastanawiamy się, czy jest to żołnierz zawodowy, żołnierz zmobilizowany, czy ktokolwiek inny. Często widzę, że działają całkiem profesjonalnie. Z drugiej strony widzę innych ściganych przez otwarte pole pod ostrzałem. Są też tacy, którzy uciekli, którzy mieli szczęście. To rodzi pytania do ich dowódców. W końcu, z taktycznego punktu widzenia, poruszanie się w dużych grupach po otwartym terenie w biały dzień, przy czystym niebie, jest absolutnym nonsensem, w końcu takie grupy natychmiast stają się celem ostrzału dronów i artylerii. Dlatego wydaje mi się, że jest to mieszanka zarówno profesjonalnych jednostek, jak i mniej wartościowego personelu, za pomocą którego próbują przełamać obronę i uszczuplić zapasy wojska i amunicji.

Czy po rozpoczęciu operacji kurskiej odczułeś jakieś zmiany? Może nastąpiło pewne przesunięcie wojsk wroga z waszego obszaru?

Nie stało się to łatwiejsze. Intensywność się nie zmniejszyła, a może nawet wzrosła. Ale to subiektywna ocena. Pracuję w swoim rejonie i nie mogę oszacować liczebności sił wroga na całym obszarze. Ogólnie rzecz biorąc, operacja kurska może być omawiana tylko przez najwyższe dowództwo wojskowe. My nie mamy takich uprawnień. Udział w operacjach bojowych nie czyni cię ekspertem wojskowym.

(...)

Na początku roku był ogromny niedobór broni i amunicji. Czy teraz jest lepiej?

Coś się pojawiło, coś jeszcze musi nadejść. To też nie jest szybki proces. Nie walczę amerykańską bronią, więc trudno mi odpowiedzieć.

W jakim stopniu sytuację można nazwać krytyczną?

Do pewnego stopnia na pewno. Myślę, że jest gdzieś pomiędzy bardzo trudną a krytyczną.

onet.pl