dr Robert Czulda: Jak w ostatnich latach zmieniło się środowisko bezpieczeństwa wokół Norwegii?
dr Paalem Hilde: Bez wątpienia wojna na Ukrainie wiele zmieniła, ale jednocześnie tych zmian jest mniej, niż mogłoby się wydawać. Większość konsekwencji, w tym decyzje NATO, odnoszą się do Europy Środkowej i Wschodniej. Dotyczy to chociażby utworzenia wielonarodowych grup batalionowych dla Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Bułgarii, Węgier, Rumunii i Słowacji. Północ Europy, w tym miejsce, w którym Norwegia graniczy z Rosją, pozostaje spokojna. Potwierdził to kilkukrotnie szef obrony Królestwa Norwegii – nie notujemy żadnych nietypowych form aktywności.
Paradoksalnie, w porównaniu z poprzednimi latami aktywność Rosjan nawet spadła, bowiem wiele jednostek, które stacjonują na Półwyspie Kolskim, została wysłana na Morze Czarne. To zarówno okręty desantowe jak i jednostki lądowe. Nie ma więc bezpośredniego pogorszenia sytuacji, chociaż jednocześnie Norwegię dotykają niewątpliwe zmiany w europejskiej architekturze bezpieczeństwa.
A relacje z Rosją? Jak one się zmieniły?
Po 2014 roku zawieszono współpracę wojskową, a teraz Norwegia włączyła się w pakiet sankcji przeciwko Rosji. Trzeba mieć na uwadze, że w strefie przygranicznej kwitło wiele form współpracy na poziomie społecznym. Te w dużym stopniu zostały zamrożone, chociaż utrzymujemy ze stroną rosyjską kontakt w wybranych aspektach, chociażby w zakresie operacji poszukiwawczo-ratunkowych, czy też pomiędzy służbami kontroli granicznej.
Dodajmy, że ciągle działa gorąca linia między dowództwem Floty Północnej a Połączonym Sztabem Norwegii. Minister spraw zagranicznych Norwegii Anniken Huitfeldt wyraziła gotowość Norwegii do dalszych kontaktów w ramach Rady Arktycznej i na poziomie relacji dwustronnych, by w ten sposób „uniknąć nieporozumień w sytuacji napięć" i by „utrzymać niski poziom napięć na Dalekiej Północy". A zbrojenia Norwegii? Czy będą większe?
Procentowy udział wydatków na zbrojenia w odniesieniu do PKB w tym roku spadnie. Trend ten zapewne utrzyma się w przyszłym roku. Nie jest to jednak efekt redukcji wydatków, ale dla nas korzystnego efektu wojny. Ceny ropy naftowej i gazu ziemnego poszły w górę, co przekłada się na nasz budżet – Norwegia zarabia na tym krocie. To powoduje pewne niezadowolenie i głosy krytyczne, jak chociażby swego czasu z Polski.
Nie ma jednak przekonania co do konieczności drastycznego zwiększenia wydatków na zbrojenia. Nie spodziewałbym się, aby Oslo poszło drogą Polski i państw bałtyckich. Nie sądzę, aby Norwegia zwiększyła wydatki powyżej 2% PKB, ani nawet, aby w najbliższej przyszłości osiągnęła taki poziom. Nie ma bowiem powszechnego poczucia nieuchronnego zagrożenia, a politycy mają ważniejsze sprawy niż obrona. Nie wygrywają oni wszak wyborów kupowaniem czołgów, lecz dzięki nowym szpitalom, drogom i szkołom.
W jak dużym stopniu wojna na Ukrainie zmieniała podejście do Rosji w norweskich kręgach wojskowych?
Norweska polityka bezpieczeństwa uległa zmianie w latach 2007-2008. Wcześniej Rosja była oczywiście brana pod uwagę w kalkulacjach nad bezpieczeństwem, ale nie uznawano jej za bezpośrednie zagrożenie. W tamtym okresie Norwegia skoncentrowana była na misji w Afganistanie i działaniach poza obszarem traktatowym NATO. Rosyjska interwencja w Gruzji stała się czynnikiem zmian. Norwegia, razem z Polską i państwami nadbałtyckimi, zaczęła wtedy naciskać na sojuszników, by zwiększyć koncentrację na zagrożeniach i wyzwaniach u naszych granic. W tym sensie początek wojny w 2014 roku nie doprowadził do jakiegoś gruntowego przeorientowania norweskiego podejścia wobec Rosji.
Oslo w pewnym momencie dostrzegło, że NATO koncentruje się praktycznie tylko wyłącznie na Wschodniej Flance i na Morzu Bałtyckim. Dlatego też około 2016 roku zaczęto czynić starania, by zwiększyć zainteresowanie również północnym wymiarem i działaniami na akwenach. Owocem norweskich zabiegów było utworzenie w 2018 roku Dowództwa Sił Połączonych Norfolk, które przejęło na siebie odpowiedzialność w NATO za działania morskie. To ten wymiar jest dla Norwegii najważniejszy.
Co do obecnej fazy wojny, rozpoczętej w lutym 2022 roku, to jeszcze pod koniec ubiegłego roku, a nawet na początku bieżącego, nie brak było pojawiających się w mediach znaczących w Norwegii polityków, którzy przestrzegali przed prowokowaniem Rosji i postulowali pozostanie na uboczu. Teraz takie głosy ucichły. Nie ma ich w debacie publicznej.
(...)
W ostatnim czasie pojawiło się sporo artykułów, z których niektóre brzmiały sensacyjnie – Norwegia porzuca zimnowojenną politykę, wedle której Oslo nie pozwala żadnym obcym siłom na stałą obecność w czasie pokoju. Teraz jednak pojawiły się doniesienia o wydzieleniu bazy na potrzeby sił NATO oraz zgodzie na obecność Amerykanów w czterech innych bazach. A jak sprawa ta wygląda w rzeczywistości?
Co do ograniczeń to Norwegia sama je sobie narzuciła, gdy wchodziła do NATO w 1949 roku. Żadne obce jednostki bojowe nie mogą być na stałe rozmieszczone na jej terytorium w czasie pokoju. W latach 2017-2020 mieliśmy u siebie kilkuset US Marines, ale ich obecność była przedstawiana jako rotacyjna. Ich wycofanie potwierdza słuszność takiej narracji. Teraz, w obliczu wojny na Ukrainie, pojawiają się głosy, by politykę zrewidować, ale nie dostrzegam żadnej politycznej siły, która byłaby gotowa to zmienić. Norwegia niezmiennie uznaje, że oczekiwałaby wsparcia w momencie pojawienia się kryzysu. Jednocześnie Oslo uważa, że gromadzenie na swoim terytorium baz materiałowych i realizowanie regularnych ćwiczeń to działania wystarczające.
(...)
A jakie miejsce w norweskich analizach zajmuje Arktyka?
Od dawna Norwegia to jedno z tych państw NATO, które mówi o Arktyce i zachęca Sojusz, by przykładał do tego obszaru większą uwagę. Przez długi czas przyjęta narracja wynikała z faktu, iż Oslo nie chciało jednoznacznie mówić o Rosji jako zagrożeniu. Podnoszono więc kwestię Arktyki jako takiej. Po 2014 roku takie ograniczenia znikły. Obecnie NATO w swych dokumentach pisze więcej o Dalekiej Północy, przez którą rozumie się Atlantyk Północny i europejską część Arktyki. Ta ostatnia pokrywa się z obronnymi zainteresowaniami Norwegii.
W ostatnich latach nie brak artykułów i komentatorów alarmujących o nowej zimnej wojnie na obszarze Arktyki. Mowa o nieuchronnej rywalizacji o surowce, a nawet o konfliktach zbrojnych. Czy taki obraz jest prawdziwy z perspektywy państwa bezpośrednio obecnego w tym regionie?
Wiele w tym medialnego szukania sensacji. Dotyczy to także amerykańskiej obsesji zwalczania chińskich wpływów w Arktyce. Gdzie niby są Chiny w Arktyce? Pekin wyraża zainteresowanie, szuka szans na inwestycje, ale w porównaniu z chińskimi aktywnościami w Afryce, czy Ameryce Południowej to ich obecność w Arktyce jest niewielka.
Media od dawna piszą o arktycznych pokładach ropy naftowej i gazu ziemnego. Aż do wojny na Ukrainie ceny surowców były relatywnie niskie, przez co ich eksploatacja po prostu była nieopłacalna. Mówimy o bardzo skomplikowanym procesie wydobycia, z dala od brzegu. Nie jest przypadkiem, że komercyjne zainteresowanie pozostaje niewielkie. To samo tyczy się linii tranzytowych – kolejnego medialnego tematu. Być może w przyszłości będzie to opłacalne, ale póki co zainteresowanie jest małe. Niewiele statków decyduje się przechodzić szlakami arktycznymi.
Inny medialny temat to odbudowa przez Rosję baz w Arktyce. To prawda – mowa jest zarówno o konstruowaniu nowych jak i remontach tych z czasów Związku Sowieckiego. Ich cel to zarówno ochrona surowców i obszarów na północy jak i zabezpieczenie północnych przejść. Jeśli Rosja chce zwiększyć ich przepustowość to musi mieć na całym szlaku instalacje, także do działań poszukiwawczo-ratunkowych. Przed kim Rosja miałaby się bronić w Arktyce? Kto napadnie tam Rosję? Nikt. Im więcej Rosja wydaje pieniędzy w Arktyce, tym mniej ma ich na inne obszary. Niech więc wydają.
defence24.pl