środa, 29 maja 2024



Ostatecznie najdłuższa bitwa I wojny światowej przyniosła nie więcej niż cztery kilometry zdobytego terenu. Jednak w 300-dniowej bitwie o fortyfikacje Verdun poległo około 300 tys. Niemców i Francuzów, a ponad 700 tys. z nich zostało rannych lub zaginęło, przy prawie równych stratach obu armii.

To, dlaczego Verdun, jedna z najsilniejszych francuskich fortec, stała się celem głównej niemieckiej ofensywy ("Unternehmen Gericht"), jest nadal kontrowersyjne. W swoich wspomnieniach niemiecki szef sztabu generalnego Erich von Falkenhayn mówił o "krwawiącej" bitwie, w której chciał zniszczyć francuskie rezerwy poprzez "białe wykrwawienie" i odniósł się do memorandum, w którym twierdzi, że przedstawił swoją strategię cesarzowi Wilhelmowi na Boże Narodzenie 1915 r.

(...)

Sporo historyków interpretuje to obecnie jako kamuflaż mający na celu przypisanie wyższego celu "Operacji Court" z perspektywy czasu, po tym, jak po kilku dniach stało się jasne, że pierwotny cel nie mógł zostać osiągnięty. Była to najwyraźniej próba ponownego poruszenia frontu zachodniego, który tkwił w martwym punkcie od jesieni 1914 r., poprzez ukierunkowane uderzenie w newralgiczny punkt, aby osiągnąć przełom operacyjny i zmusić Francję do negocjacji.

Kiedy ofensywa zatrzymała się po zaledwie kilku dniach, niemieckie dowództwo nie znalazło siły, by odwołać operację, ale zamiast tego rzuciło do walki coraz więcej żołnierzy. Po tym, jak Falkenhayn został zastąpiony pod koniec sierpnia, jego następcy Paul von Hindenburg i Erich Ludendorff przeszli na czysto defensywne podejście, ponieważ główna ofensywa angielsko-francuska nad Sommą i rosyjska ofensywa Brusiłowa w Galicji wyczerpały wszystkie rezerwy. Od tego momentu francuskie dowództwo robiło wszystko, co w jego mocy, aby odzyskać utracony teren. Do połowy grudnia udało się to w dużej mierze osiągnąć, przynajmniej na wschodnim brzegu Mozy.

(...)

Procedura logistyczna tłumaczy odmienne spojrzenie na bitwę pod Verdun we Francji i w Niemczech. Francuskie dowództwo wysyłało na front rotacyjnie części niemal wszystkich francuskich dywizji, by po kilku dniach je zwolnić. Po udanej obronie pod koniec bitwy większość żołnierzy mogła więc poczuć się bohaterami narodu, a przede wszystkim głównodowodzący Philippe Pétain, który urósł do miana "zbawcy Verdun" (co dało mu "prestiż" przewodzenia kolaboracyjnemu rządowi Vichy z III Rzeszą w 1940 r.).

Niemcy natomiast pozostawili na froncie swoją piątą armię i tylko sporadycznie zastępowali poległych świeżymi rekrutami. Doprowadziło to do "wykrwawienia" i "szkieletyzacji" całych jednostek, których ocaleni postrzegali siebie jako "ofiary" pozostawione same sobie przez "ojczyznę". — Ten negatywny mit był już prefiguracją późniejszej legendy dźgnięcia w plecy — mówi historyk i specjalista od II wojny światowej Gerd Krumeich.

onet.pl/Die Welt