piątek, 23 grudnia 2022


Ukraina zużywa amunicję w tempie "niespotykanym od czasów II wojny światowej", produkując około sześciu tys. pocisków artyleryjskich dziennie. To prowokuje "wyścig zbrojeń" między Rosją a NATO — pisze "The Wall Street Journal".

— Kraje UE nie mają jednak ani potencjału przemysłowego, ani wystarczających zapasów broni, by w dłuższym okresie utrzymać walki artyleryjskie na wielką skalę — mówi Nico Lange, były szef sztabu niemieckiego ministerstwa obrony.

— Rządy od dziesięcioleci tną kontrakty, więc firmy tną linie produkcyjne i ograniczają liczbę pracowników — powiedział Lange. Zdaniem Mortena Brandtzaega, szefa producenta broni Nammo AS, niedobór pocisków związany jest ze zmianą doktryny wojennej NATO. — Zamiast planować bitwy lądowe w stylu II wojny światowej, skupili się na ukierunkowanej wojnie asymetrycznej przeciwko niewyszukanym przeciwnikom — wyjaśnił.

Ukraina zużywa miesięcznie do 40 tys. pocisków artyleryjskich kalibru 155 mm. Tymczasem kraje UE produkują tylko około 300 tys. takich pocisków rocznie — mówi Michal Strnad, właściciel Czechoslovak Group AS, którego firma produkuje około jednej trzeciej wszystkich pocisków artyleryjskich w Europie.

— Nawet gdyby teraz wojna w Ukrainie się skończyła, Europa będzie potrzebowała nawet 15 lat, aby uzupełnić zapasy przy obecnym tempie produkcji — podkreśla Strnad.

NATO wymaga od państw członkowskich posiadania zapasów amunicji na co najmniej 30 dni działań wojennych. Ale Niemcy mają teraz tylko dwutygodniowy zapas — mówią urzędnicy. Berlin musi wydać 20 mld euro po to, by spełnić wymagania Sojuszu Północnoatlantyckiego. Niemieckie ministerstwo obrony zauważa jednak, że w 2023 r. ma na ten cel tylko nieco ponad 1 mld euro.

Mimo to kilka europejskich firm zamierza w przyszłym roku zwiększyć produkcję pocisków artyleryjskich. Nammo zamierza wyprodukować 10 razy więcej pocisków niż w tym roku, a Czechoslovak Group podwoi produkcję pocisków 155 mm i będzie ich produkować do 100 tys. rocznie. Również niemiecka firma Rheinmetall AG zbuduje nową linię produkcyjną do wytwarzania 35-mm pocisków do systemów obrony powietrznej Gepard, które trafiły do Ukrainy.

Wcześniej analitycy z Royal United Weapons Institute (RUSI) — brytyjskiego think tanku zajmującego się kwestiami bezpieczeństwa — zauważyli, że sukces w wojnie między Rosją a Ukrainą stał się bezpośrednio zależny od zapasów broni i amunicji. — Tempo ostrzału artyleryjskiego było jednak wyższe niż możliwości sił zbrojnych NATO — powiedział ekspert RUSI Nick Reynolds.

Według niego USA tylko do wiosny 2023 r. zwiększą produkcję 155-milimetrowych pocisków artyleryjskich z 14 do 20 tys. Zapotrzebowanie Ukrainy na nie może jednak sięgnąć nawet 100 tys. miesięcznie.

onet.pl

Prezydent Rosji Władimir Putin w ostatniej chwili odwołał swoją pierwszą od 2019 r. wizytę na Uralu, piszą E1.ru i TagilCity, powołując się na źródła w departamencie bezpieczeństwa. Putin miał polecieć do Jekaterynburga 23 grudnia i odwiedzić Urałwagonzawod w Niżnym Tagile, gdzie produkowane są czołgi.

Według TagilCity, prezydent planował zorganizować spotkanie rządu i porozmawiać z pracownikami największej rosyjskiej fabryki czołgów. Przygotowania do wizyty Putina trwały od początku tygodnia: do Jekaterynburga dostarczono prezydencki orszak pięciu sedanów Aurus, z których dwie były limuzynami.

Konwój ćwiczył przejazd ulicami Jekaterynburga, co spowodowało utrudnienia w ruchu w mieście. Teraz, według źródeł E1.ru, samochody są na lotnisku Kolcowo i czekają na odesłanie do Moskwy.

W oczekiwaniu na przyjazd Putina lokalne władze wprowadziły szereg zakazów. 23 grudnia kierowcom komunikacji miejskiej w Jekaterynburgu zabroniono wypuszczania pasażerów, gdy zbliżał się konwój Putina. W Niżnym Tagile zakazano wjeżdżania na ulice wozów szkoleniowych, a w rejonie Dzierżyńskiego, gdzie znajduje się Urałwagonzawod, zlikwidowano choinki. Z kolei pracownikom zakładu zabroniono przemieszczania się między sklepami podczas wizyty Putina.

Od 22 do 24 grudnia nad samym Niżnym Tagilem wprowadzono strefę zakazu lotów. Według agencji informacyjnej Wsie Nowosti prezydent miał odwiedzić tajny hangar nr 130, w którym montowane są czołgi. "Czekiści idą zapanować nad tłumem, organizują imprezę. Lądowisko dla helikopterów jest w przygotowaniu. W samym przedsiębiorstwie śnieg jest usuwany, wszystko jest myte i czyszczone"— podało źródło.

Wcześniej, w związku z wojną w Ukrainie, pracownicy Urałwagonzawodu zostali zobligowani do 12-godzinnego dnia pracy w sześć dni tygodnia, co wywołało niezadowolenie. Pod koniec października na polecenie Putina do zakładu przyjechał wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew. Przeprowadził kontrolę produkcji czołgów i zażądał przyspieszenia wysyłki sprzętu na front, grożąc odpowiedzialnością karną za niewykonanie rozkazu obronnego państwa.

Putin odwołał wszystkie ważne wydarzenia z jego udziałem do końca roku: odmówił dużej konferencji prasowej pod koniec roku, orędzia do Zgromadzenia Federalnego, a także corocznego spotkania z przedstawicielami wielkiego biznesu.

onet.pl

Pod koniec lutego, w rocznicę rosyjskiej inwazji na Ukrainę, władze w Kijowie zamierzają przedstawić swoją propozycję pokojową; będzie to rozwinięcie wcześniejszej 10-punktowej "formuły pokoju", nakreślonej w listopadzie przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego - poinformował dziennik "Wall Street Journal".

Ukraina chciałaby przystąpić do ewentualnych rozmów z Rosją jako państwo, które osiągnęło znaczące sukcesy na froncie. Umożliwiłoby to Kijowowi domaganie się poważnych ustępstw ze strony Moskwy. Dlatego ukraińskie władze zamierzają w najbliższych miesiącach wzmocnić swoją pozycję negocjacyjną i uzyskać jak najwięcej na polu walki - przekazał w czwartek wieczorem "WSJ" za "oficjelami z USA, Ukrainy i krajów NATO".

Dziesięciopunktowa ukraińska "formuła pokoju" została przedstawiona przez Zełenskiego w listopadzie w wystąpieniu online podczas szczytu G20 na Bali w Indonezji.

Wśród ogólnych postulatów Kijowa znalazły się wówczas: bezpieczeństwo jądrowe, żywnościowe i energetyczne, uwolnienie wszystkich jeńców i deportowanych, realizacja Karty Narodów Zjednoczonych, przywrócenie integralności terytorialnej Ukrainy i ładu światowego, zakończenie działań bojowych, wycofanie rosyjskich wojsk, przywrócenie sprawiedliwości, przeciwdziałanie zbrodniom przeciwko środowisku, niedopuszczenie do eskalacji, a także podpisanie dokumentu o zakończeniu wojny.

Obecnie, pod koniec roku, zarówno Ukraina, jak i Rosja nie stawiają jednak na rozwiązania dyplomatyczne. Przeciwnie - starają się uzyskać zewnętrzne wsparcie przed kolejnymi miesiącami działań zbrojnych. Świadczy o tym nie tylko środowa wizyta Zełenskiego w Waszyngtonie, ale także zrealizowana niemal w tym samym czasie podróż byłego rosyjskiego prezydenta i premiera Dmitrija Miedwiediewa do Pekinu. Wysłannik Putina spotkał się tam z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem - przypomniał "WSJ".

W okresie pomiędzy lutym i kwietniem Moskwa spróbuje przeprowadzić nową ofensywę na Ukrainie. Kreml nie będzie zainteresowany negocjacjami, dopóki nie zaatakuje ponownie i nie sprawdzi, ile może osiągnąć środkami militarnymi - podkreślił amerykański dziennik, powołując się na źródła w "europejskich kręgach dyplomatycznych".

onet.pl

Niemcy, największa gospodarka Europy, odnotowały spadek udziału rosyjskiego gazu w swoim miksie gazowym do ok. 20% w tym roku z 55% w ubiegłym - wynika z danych grupy lobbystów energetycznych BDEW cytowanych przez Bloomberga .

Rosja zaczęła stopniowo ograniczać dostawy gazu przez gazociąg Nord Stream do Niemiec w czerwcu, aż zamknęła gazociąg na początku września, powołując się na niemożność naprawy turbin gazowych dla pompowni z powodu zachodnich sankcji. Później doszło do pamiętnych eksplozji, które uszkodziły oba Nord Streamy.

Niemcy zaczęły się przyglądać importowi LNG i rozpoczęły budowę terminali regazyfikacyjnych, aby móc przyjmować gaz skroplony i zastąpić rosyjski import. Pierwszy taki terminal, pływający terminal importowy LNG, został oficjalnie otwarty w zeszłym tygodniu w Wilhelmshaven na niemieckim wybrzeżu Morza Północnego. Inne terminale LNG są również planowane w Niemczech, które przed inwazją Rosji na Ukrainę niechętnie angażowały się w instalacje do importu LNG – nie posiadały ani jednego mimo powszechności gazoportów w Europie. Po wybuchu wojny Niemcy, Holandia, Finlandia i kraje Europy Południowej pospieszyły z realizacją lub odkurzyły plany budowy pływających terminali LNG, aby mieć wystarczającą zdolność regazyfikacyjną do zastąpienia utraconych ilości gazu z rosyjskich gazociągów. 

Niemcy podpisały również w zeszłym miesiącu umowę z Katarem i ConocoPhillips, na mocy której Katar będzie dostarczał Niemcom skroplony gaz ziemny przez co najmniej 15 lat, począwszy od 2026 roku. Zgodnie z dwoma umowami pomiędzy ConocoPhillips i QatarEnergy, do 2 milionów ton rocznie LNG z Kataru będzie dostarczane do Niemiec przez spółkę zależną będącą w całości własnością ConocoPhillips, która będzie kupować gaz i dostarczać go do terminalu importowego LNG w Brunsbüttel w północnych Niemczech.

Pomimo szybkiej budowy instalacji do importu LNG, Niemcy muszą oszczędzać gaz, jeśli chcą przejść przez tegoroczną zimę bez nadzwyczajnych środków, takich jak racjonowanie - ostrzegał od miesięcy regulator sieci Bundesnetzagentur i inne władze.

Niemcy mogą być zmuszone do podjęcia drastycznych środków, takich jak racjonowanie gazu, jeśli poziom gazu w magazynach spadnie poniżej 40% do 1 lutego przyszłego roku. Niemieckie gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa zostały wezwane do ograniczenia ogrzewania, aby zaoszczędzić więcej gazu w związku z nadchodzącą zimą i odcięciem dopływu gazu z Rosji.

energetyka24.com

Jeden miliarder bliski Kremlowi mówi, że potencjalny zysk z przemycanych przedmiotów jest tak wysoki, że towary luksusowe zawsze będą trafiać do kraju, niezależnie od sankcji. Mówi, że latem kupił dwa Maybachy zamiast mercedesa, którego chciał, ale nie mógł go zdobyć. Dodaje, że jeśli pierwszy się zepsuje, drugi może wykorzystać na części.

Inni już dostrzegli nowe możliwości. „Będzie ciężko przez dwa, trzy, cztery lata. Potem się dostosujemy – mówi inny oligarcha objęty sankcjami. „Spójrz na Iran. Wszystko robią sami (...) mają własne łańcuchy dostaw, a jeśli nie mają części zamiennej, to kupują ją na czarnym rynku. Mogą zrobić wszystko. Uczymy się teraz naszych lekcji i ostatecznie tacy będziemy. ”

(...)

W lipcu Putin mianował wieloletniego ministra handlu Denisa Manturowa na wysokie stanowisko w rządzie z mandatem przywrócenia łańcuchów dostaw. Manturow obiecał stać na straży „suwerenności technologicznej” Rosji i uczynić zastąpienie importu „kwestią bezpieczeństwa narodowego”.

Chociaż Manturow później upierał się, że nie oznaczałoby to „całkowitego porzucenia zasad gospodarki rynkowej”, dążenie do zwiększenia produkcji krajowej nieuchronnie doprowadzi do znacznie bardziej brutalnej interwencji państwa, która ograniczy konkurencję, według innego rosyjskiego oligarchy objętego sankcjami.

„Jeśli masz 10 firm produkujących płyty, to nie zadziała. Masz nadmiar podaży i niewystarczającą jakość. Nikt tego nie potrzebuje – mówi oligarcha.

„Zamiast tego musisz upewnić się, że masz tylko kilku producentów. Muszą nadal ze sobą konkurować i wytwarzać produkt wysokiej jakości, ale chcesz uniknąć nadmiernej produkcji. Trzeba być wrażliwym na wielkość i siłę rynku”.

ft.com

Fortyfikacje dorobiły się już przeróżnych nazw. Od linii Putina, przez linię Szojgu (od ministra obrony Sergieja Szojgu), linię Surowikina (generał Siergiej Surowikin, generalny dowódca sił rosyjskich w Ukrainie) po linię Wagnera (od organizacji najemniczej Wanger). Są też mniej pochlebne określenia, przy czym najbardziej parlamentarne to "Gucci linia", co jest ironią pod adresem jej wysokich kosztów budowy i dyskusyjnej praktycznej wartości.

Słowo "linia", choć używane powszechnie na określenie pośpiesznie wznoszonych rosyjskich fortyfikacji, tak naprawdę nie opisuje precyzyjnie rzeczywistości. Nie ma dowodów na istnienie jakiejś wielkiej ciągłej linii umocnień długiej na setki kilometrów. To raczej odniesienie do przykładów historycznych budowli w rodzaju linii Maginota we Francji, Zygfryda w Niemczech czy Stalina w ZSRR (wszystkie zdały się na niewiele). Rosjanie budują teraz raczej liczne punkty umocnione, które na mapie owszem układają się w linie, ale w terenie praktycznie nie stanowią ciągłości. Chodzi o próbę blokowania najbardziej dogodnych kierunków ukraińskich uderzeń, wzdłuż dróg czy pomiędzy jakimiś naturalnymi barierami jak na przykład rzeki. Taka przerywania linia ciągnie się setkami kilometrów.

Idąc po mapie zgodnie ze wskazówkami zegara, pierwsze fortyfikacje są budowane na terytorium Rosji, w obwodach Briańskim, Biełgorodzkim i Kurskim, które graniczą z Ukrainą i gdzie linia kontaktu obu stron stoi na granicy państwowej. Nie toczą się tam żadne intensywne walki, a obie strony trzymają tam symboliczne siły. Rosjanie najwyraźniej wolą się jednak zabezpieczyć albo przynajmniej jakoś uspokoić lokalną ludność, która regularnie jest świadkiem ukraińskich ataków artyleryjskich i działania grup dywersyjnych.

Dalej na godzinie 2-3 mamy już aktywną linię frontu w ukraińskim obwodzie ługańskim. Od granicy z Rosją do rejonu Bachmutu w Donbasie ciągnie się pośpiesznie budowana siłami wojska linia obronna, na której udało się Rosjanom zatrzymać Ukraińców w październiku. Ma kilka warstw, przy czym główna ma się ciągnąć na wschodnim brzegu niewielkiej rzeki Krasna. Obecnie front stoi na wcześniejszej warstwie na zachodnim brzegu, opartej o pasmo niewielkich wzgórz i lasów.

Idąc dalej jesteśmy już w Donbasie. Na zapleczu nieustannie intensywnych walk w rejonie Bachmutu i ciągłej rosyjskiej ofensywy trwa budowa linii obronnych. Ma ona być prowadzona głównie siłami organizacji Wagner, czym ta się otwarcie chwali. Tak jakby obawiano się, że obecna ofensywa na Bachmut i obrona w rejonie Swatowego mogą się skończyć porażką, wobec czego jest tworzona zapasowa linia obronna, na którą można by się w razie czego wycofać. Biegnie daleko na wschód wzdłuż rzeki Doniec, aż po granicę z Rosją. To daleko na za obecną linią frontu, nawet dalej niż linia zawieszenia broni z lat 2015-2022.

Patrząc dalej w Donbasie, od rejonu Bachmutu aż po Donieck, istnieją dobrze rozbudowane fortyfikacje wzniesione podczas zamrożonego konfliktu po 2015 roku. Nic nowego nie trzeba więc budować.

Na godzinie 5-6 jest Zaporoże, gdzie żadnych umocnień wcześniej nie było, więc Rosjanie budują je od początku jesieni na potęgę. W tym rejonie spodziewają się dużej ukraińskiej ofensywy, więc robią co mogą, aby wgryźć się w ziemię. Opisywaliśmy to częściowo we wcześniejszym tekście na temat wydarzeń w tym rejonie. Fortyfikacje są oparte głównie o miejscowości położone do około 50 kilometrów za obecną linią frontu.

Ostatnie miejsce, gdzie Rosjanie budują swoją "linię", to Krym i resztki okupowanego obwodu Chersońskiego. Tak jakby mieli zdecydowanie pesymistyczne prognozy co do swojej możliwości obrony Zaporoża i linii Dniepru. Umocnienia są wznoszone nawet na terenach zagarniętych w 2014 roku, za przesmykami łączącymi Krym z Ukrainą. Pojawiły się zdjęcia bardzo prowizorycznych umocnień stawianych na plażach półwyspu, jakby Rosjanie obawiali się operacji desantowej ukraińskiej floty, która według Kremlowskiej propagandy nie istnieje od pierwszych momentów wojny.

Wszystkie te rosyjskie fortyfikacje łączny jedno: prowizoryczność. Daleko im do przywoływanych na początku linii Maginota czy Zygfryda, które składały się z miejscami wręcz ogromnych podziemnych bunkrów i które wymagały ogromnych ilości betonu, stali, siły roboczej, pieniędzy i lat. Na ich tle te obecne rosyjskie to pośpieszna polowa prowizorka, stawiana na poły siłami wojska, a na poły zmobilizowanych firm cywilnych. Te drugie nawet publicznie ogłaszają nabór chętnych do pracy czy budowie fortyfikacji na terenie tak Rosji, jak i Ukrainy. Jedną z nich jest StrojKom, której nabór został zauważony przez rosyjskie, a potem światowe media w połowie grudnia. Za kilka miesięcy pracy jako kopacz okopów, stawiacz prefabrykowanych "smoczych zębów" i bunkrów, można teoretycznie zarobić równowartość kilku tysięcy dolarów. Żadne doświadczenie nie jest wymagane, tylko znośna forma fizyczna, choć nawet i dla niepełnosprawnych ma się znaleźć zajęcie.

gazeta.pl