sobota, 28 grudnia 2024



W jaki sposób Władimir Putin zdołał przekształcić się z niczym niewyróżniającego się aparatczyka w jednego z najważniejszych władców XXI w.? Prawdopodobnie nigdy nie był demokratą, więc nie ma potrzeby szukać rewolucyjnych doświadczeń w zakresie jego podstawowych przekonań politycznych. Ale w pierwszych latach swojej prezydentury umiejętnie udało mu się stworzyć wrażenie, że jest demokratą, ale przez to, że nie było mu łatwo zawsze przestrzegać demokratycznych reguł gry w gigantycznym imperium rosyjskim, czasami musiał uciekać się do metod autorytarnych.

Putin prawdopodobnie nauczył się, jak się maskować i oszukiwać innych w czasie, gdy był agentem KGB. A zachodni politycy, którym zależało na pokoju i przyjaźni, chętnie dali się zwieść. Widzieli tylko to, co chcieli zobaczyć: wybory, w których Putin zwyciężał raz za razem. To było wszystko, co chcieli zobaczyć.

Na Zachodzie ludzie byli szczęśliwi i zadowoleni, że czas konfrontacji blokowej dobiegł końca. Nie chcieli tracić czasu na myślenie o tym, że Rosja, jako największe i najpotężniejsze państwo będące następcą Związku Radzieckiego, jest na drodze do odbudowy upadłego imperium. Było to aż nazbyt zrozumiałe po stresie zimnej wojny.

Putin wiedział o tym i działał w odpowiedni sposób. Najwyraźniej wcześnie rozpoznał dwa decydujące warunki pozostania u władzy. Po pierwsze, większość ludzi, przynajmniej tych w europejskiej części Rosji, mogła polegać na umiarkowanym poziomie dobrobytu, co było raczej łatwym celem do osiągnięcia po czasach niepewności gospodarczej i zubożenia ludzi w późnej fazie Związku Radzieckiego i w Rosji Jelcyna. Po drugie, po utracie przez ZSRR pozycji światowego mocarstwa pod koniec XX w. ludzie ponownie znaleźli sposób na identyfikowanie się ze swoim krajem i bycie z niego dumnym. Zbiorowa tożsamość Rosjan musiała być kultywowana, a było to możliwe raczej w dziedzinie polityki zagranicznej niż wewnętrznej.

onet.pl


Ujawnieniu dwóch futurystycznie wyglądających chińskich maszyn towarzyszy zwyczajowy zalew alarmistycznych informacji o tym jak to "Chiny prześcignęły Zachód", albo że są to maszyny "6-tej generacji, jakich jeszcze nie ma na Zachodzie". Nie wspominając o nieco absurdalnych sugestiach, że J-36 jest hybrydą samolotu i wahadłowca kosmicznego zdolnego działać poza atmosferą. To co można powiedzieć, to że Chińczycy ewidentnie intensywnie rozwijają cały szereg samolotów wyglądających bardzo nowocześnie i wykorzystujących technologię stealth. Nie sposób jednak powiedzieć jakie dokładniej mają możliwości. W nowoczesnych samolotach wygląd zewnętrzny, aerodynamika, prędkość czy zwrotność mają coraz mniejsze znaczenie w ocenie ich wartości na polu walki. Na przód wysuwa się elektronika umożliwiająca widzieć więcej, rozumieć więcej i przekazywać więcej informacji innym samolotom, okrętom czy dronom. Najlepiej pozostając samemu niewykrytym. Dlatego też na razie trudno jeszcze określić czym tak naprawdę będzie 6 generacja myśliwców. Bo technologia stealth i zaawansowana elektronika to już była wyznacznikiem 5-tej. Następna najpewniej będzie oznaczać między innymi zdolność do płynnej współpracy całych zespołów samolotów, dronów i rakiet. Takich zdolności nie sposób jednak zauważyć na kilku niewyraźnych zdjęciach i filmikach, a nawet być ich pewnym po oficjalnych deklaracjach twórców.

Twierdzenia o jakim prześcignięciu Zachodu przez Chiny w dziedzinie myśliwców kolejnej generacji należy więc na razie odłożyć na półkę. Tym bardziej, że Amerykanie już od dekady pracują nad swoim demonstratorem maszyny nowej generacji – NGAD. Do dzisiaj miały już wzbić się w powietrze trzy różne prototypy i przejść wstępne testy, ale aktualnie prace nad samymi samolotami są zawieszone. Trwają za to prace nad innymi elementami NGAD, który Pentagon rozumie jako cały system "dominacji powietrznej" nowego pokolenia. Samolot załogowy ma finalnie powstać i być wprowadzany do służby w latach 30., ale na razie główne prace mają trwać nad między innymi elektroniką, oprogramowaniem czy maszynami bezzałogowymi. Cały program jest bardzo płynny i trudno powiedzieć co z niego wyniknie, bo Amerykanie ewidentnie sami jeszcze nie są pewni jak konkretnie ma wyglądać ta 6-ta generacja. Jej realizacja to i tak gdzieś w latach 30.

gazeta.pl


W okresie transformacji rynkowej nie wyeliminowano całkowicie elementów centralnego planowania. Kluczowe znaczenie miało utrzymanie oficjalnie ogłoszonych celów rocznej dynamiki wzrostu realnego PKB. Aby osiągnąć zaplanowane tempo wzrostu, wykorzystywano aktywną politykę gospodarczą. W szczególności dotyczyło to wspierania sektorów uznanych przez władze za priorytetowe. Od lat 90. XX w. wzrost gospodarczy napędzany był przez wyjątkowo wysokie inwestycje, w szczególności w przemyśle. Rosnąca produkcja absorbowana była przez eksporterów, co doprowadziło do rosnącej zależności od popytu zewnętrznego jako motoru wzrostu gospodarczego. Po 2010 r. charakterystyczny był wzrost inwestycji w infrastrukturę i w sektorze nieruchomości. Przedsięwzięcia te były finansowane w znaczącej mierze kredytami bankowymi. Z perspektywy czasu uważa się, że były to inwestycje nadmierne, a wzrost gospodarczy w zbyt dużym stopniu oparty był na inwestycjach w sektorze eksportowym. Ponadto wskazuje się na istotną rolę ogłaszanych przez władze ambitnych celów w zakresie tempa wzrostu, które prowadziły do zbyt wysokich nakładów i powodowały powstanie nadmiernych mocy produkcyjnych (overcapacity). Ponadto ukierunkowanie inwestycji przede wszystkim na rozwój sektora produkującego dobra wymienialne uważane jest za nieoptymalną alokację zasobów.

Wzrost gospodarczy w Chinach ma zatem charakter niezrównoważony. Wyjątkowo wysokim inwestycjom i rozbudowie przemysłu towarzyszył spadek konsumpcji prywatnej, która obniżyła się z 45 proc. PKB w 2001 r. do 34 proc. PKB w 2010 r. i następnie wzrosła jedynie nieznacznie do 37,4 proc. PKB w 2022 r. Udział konsumpcji prywatnej w PKB pozostaje w Chinach na znacznie niższym poziomie niż w wielu gospodarkach zarówno wschodzących, jak i wysoko rozwiniętych. Dla przykładu, w 2023 r. konsumpcja prywatna w relacji do PKB stanowiła 67 proc. w Stanach Zjednoczonych, 65 proc. – w Brazylii, 58 proc. – w Indiach i 53 proc. – w Japonii. Gospodarkę Chin cechuje ponadto uporczywie wysoka stopa oszczędności. Spadła ona, co prawda, z poziomu 51 proc. PKB w 2010 r., jednak nadal utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie. Wyniosła 43 proc. PKB w 2023 r. i zgodnie z prognozami Międzynarodowego Funduszu Walutowego utrzyma się na praktycznie niezmienionym poziomie w nadchodzących latach i w 2029 r. wynosić będzie 42,7 proc. PKB. Wysoka stopa oszczędności jest rezultatem niedorozwoju infrastruktury społecznej oraz znacznej niepewności, która wynika w szczególności z braku efektywnego systemu opieki zdrowotnej i systemu emerytalnego, co skłania społeczeństwo chińskie do utrzymywania znacznych oszczędności.

Warto zaznaczyć, iż w okresie dynamicznego wzrostu gospodarczego Chin stopa oszczędności rosła, podczas gdy konsumpcja spadała. Wynikało to również z funkcjonującego w Państwie Środka systemu meldunkowego hukou, który pozbawiał migrantów ze wsi pracujących w sektorze eksportowym w miastach praw posiadanych przez ludność miejską, przez co koszt siły roboczej pozostawał niski, jednak brak dostępu do sieci zabezpieczenia społecznego generował wysokie oszczędności. Istotną rolę odegrała również koncentracja w polityce ekonomicznej na stronie podażowej. Wsparcie państwa skierowane było przede wszystkim na rozwój przemysłu i infrastruktury. Formami tego wsparcia pozostają m.in. bezpośrednie subwencjonowanie, preferencyjne kredyty, finansowanie badań i zwolnienia podatkowe. Nie podejmowano natomiast większych działań mających na celu stymulowanie krajowego popytu.

obserwatorfinansowy.pl


Aby zrozumieć niedawne obawy dotyczące możliwej eskalacji wojny Rosji z Ukrainą w konflikt nuklearny, musimy powrócić do jej początków, gdzie położono podwaliny pod ten kryzys. Dmitrij Miedwiediew, były prezydent Rosji, a obecnie wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji, sformułował zakład leżący u podstaw rosyjskiej agresji na początku 2023 r.:

„Uważam, że NATO nie ingerowałoby bezpośrednio w konflikt nawet w tym scenariuszu” – powiedział Miedwiediew, odnosząc się do możliwości użycia przez Rosję broni jądrowej na Ukrainie. „Demagogowie za oceanem i w Europie nie zginą w nuklearnej apokalipsie”.

Oświadczenie Medvedeva zakłada fundamentalną zasadę: pełna suwerenność państwa zależy od gotowości jego obywateli do oddania za nią życia. W tym ujęciu społeczeństwa zachodnie, pochłonięte komercjalizacją i hedonizmem, porzuciły tę zasadę. Z kolei prezydent Rosji Władimir Putin stwierdził, że prawdziwa suwerenność wymaga takiego zaangażowania:

„Aby móc rościć sobie prawo do jakiegoś rodzaju przywództwa — nie mówię nawet o globalnym przywództwie. Mam na myśli przywództwo w dowolnym obszarze — każdy kraj, każdy naród, każda grupa etniczna powinna zapewnić sobie suwerenność” — powiedział Putin. „Ponieważ nie ma niczego pomiędzy, żadnego państwa pośredniego: albo kraj jest suwerenny, albo jest kolonią, bez względu na to, jak nazywają się kolonie”.

Dla Putina Ukraina należy do tej drugiej kategorii — jest pseudo-tworem nieistniejącego narodu, niezasługującym na suwerenność.

Ta perspektywa zaprasza do nieoczekiwanej paraleli filozoficznej. Retoryka Putina i Miedwiediewa nawiązuje do „Fenomenologii ducha” Hegla, a konkretnie do dialektyki pana i sługi. W ramach Hegla, gdy dwie samoświadomości angażują się w walkę na śmierć i życie, jeśli obie są gotowe zaryzykować wszystko, nie wyłania się żaden zwycięzca — jeden umiera, a ocalały nie otrzymuje uznania. Historia i kultura ludzka zależą od początkowego kompromisu: jedna strona „odwraca wzrok” i staje się sługą. Miedwiediew zakłada, że ​​„dekadencki, hedonistyczny” Zachód odwróci wzrok. Jednak, jak nauczyła nas zimna wojna, w konfrontacji nuklearnej nie ma zwycięzców — obie strony giną.

Trwający konflikt między Rosją a Zachodem ma zatem głębokie wymiary filozoficzne. Anton Alikhanov, gubernator rosyjskiej eksklawy Kaliningradu, niedawno stwierdził, że Immanuel Kant, który mieszkał w tym regionie, ma „bezpośredni związek” z wojną na Ukrainie. Alikhanov obwinił „bezbożność i brak wyższych wartości” Kanta o stworzenie warunków społeczno-kulturowych, które doprowadziły do ​​I wojny światowej i obecnego konfliktu:

„Dziś, w 2024 roku, jesteśmy na tyle odważni, by twierdzić, że nie tylko pierwsza wojna światowa zaczęła się od dzieła Kanta, ale także obecny konflikt na Ukrainie. Tutaj, w Kaliningradzie, ośmielamy się zaproponować — choć jesteśmy tego niemal pewni — że to właśnie w „Krytyce czystego rozumu” Kanta i jego „Podstawach metafizyki moralności”... ustanowiono etyczne, oparte na wartościach podstawy obecnego konfliktu”.

Alikhanov opisał Kanta jako „duchowego twórcę nowoczesnego Zachodu”, odpowiedzialnego za idee takie jak wolność, rządy prawa, liberalizm i Unia Europejska. Jeśli Ukraina stawia opór Rosji w obronie tych wartości, filozofia Kanta pośrednio wspiera ukraiński opór. Takie stwierdzenia, jakkolwiek dziwaczne, podkreślają metafizyczne stawki wojny.

Patriarcha Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego Cyryl w podobny sposób powołał się na duchową retorykę, odrzucając obawy przed nuklearną apokalipsą. W szokującym wystąpieniu Cyryl pochwalił rosyjskich naukowców za opracowanie „niesamowitej broni” i stwierdził, że troska o takie kwestie „nie jest dobra dla zdrowia duchowego”:

„Oczekujemy Pana Jezusa Chrystusa, który przyjdzie w wielkiej chwale, zniszczy zło i osądzi wszystkie narody”.

Słowo „duch” powinno być użyte tutaj bez ironii: trwająca wojna nie jest jedynie walką o kontrolę terytorialną lub władzę ekonomiczną. Jest to również coś więcej niż próba unicestwienia narodu, choć ma wyraźny wymiar ludobójczy — nie w dosłownym sensie zabijania każdego członka narodu, ale w pozbawianiu ocalałych ich tożsamości etnicznej i asymilacji jako Rosjan.

kyivindependent.com