A właśnie do Tajlandii przyjechała w styczniu 2024 r. na występy grupa rockowa Bi-2. Zespół zdobył popularność na początku lat XXI wieku dzięki nagraniu piosenki „Nikt nie pisze do pułkownika”, która została wykorzystana jako ścieżka dźwiękowa w kultowym filmie Aleksieja Bałabanowa „Brat 2”. Potem były liczne koncerty, nagrania, płyty, nagrody, wywiady, tournée. Po rozpoczęciu agresji na Ukrainę grupa odmawiała występów w Rosji, jeśli odbywały się one pod hasłem popierającym wojnę. Według nieoficjalnych danych zespół znalazł się na liście zakazanych wykonawców. A w 2023 r. podczas koncertu w USA lider grupy Lowa Bi-2 (Jegor Bortnik) wystąpił z antywojennym przesłaniem i zapowiedział, że nie zamierza wracać do Rosji. W mediach społecznościowych napisał, zwracając się do zwolenników Putina: „Jesteście zabójcami. Putin i jego umysłowo niedorozwinięci poplecznicy zniszczyli kraj. Jedyne, co budzi we mnie teraz putinowska Rosja, to obrzydzenie i pogarda”. Cała kapela zdecydowała o emigracji do Izraela.
Pod koniec stycznia grupa wystąpiła w tajlandzkim kurorcie Patong w prowincji Phuket, miejscu chętnie odwiedzanym przez rosyjskich turystów (...).
I tu następuje trzęsienie ziemi zwiastujące burzliwy ciąg dalszy. Zaraz po koncercie siedmiu członków kapeli zostało aresztowanych – powodem był brak zgody na zarobkowanie. Artyści stanęli przed sądem, który skazał ich na grzywny w wysokości 80 dolarów, a także wydał nakaz deportacji. Rozprawa przed sądem odbywała się w języku tajskim, kapela nie miała wówczas adwokata.
Co teraz? Ekstradycja do Rosji? Putinowski Lewiatan już rozdziawiał paszczę, aby połknąć marnotrawnych niewdzięczników. Deputowany Andriej Ługowoj, znany z udanego stosowania izotopów promieniotwórczych w herbacie podawanej wrogom reżimu, z niecierpliwością czekał na muzyków: „Za to, czego się dopuścili, weźmie ich w obroty prokuratura. Będą potem mogli grać do woli dla kolegów w celi”.
Z pomocą muzykom ruszył mieszkający w Izraelu opozycyjny polityk i bloger Maksim Kac (Maxim Katz), który zaalarmował prawników i obrońców praw człowieka. Powołując się na swoje źródła, Kac poinformował, że dziwne zachowanie władz Tajlandii związane jest z naciskami wywieranymi przez rosyjski konsulat, by zatrzymanych artystów odesłać do Rosji. Jego zdaniem takie nieistotne uchybienia w papierach zwykle załatwiano przez wniesienie nieformalnych opłat. Tym razem z igły zrobiono widły, a nieformalnych opłat dokonał rosyjski konsul, by przekonać tajlandzkie władze do deportacji muzyków. Słowa Kaca potwierdziła agencja Bloomberg, która wręcz napisała, że MSZ Rosji zalecił dyplomatom zatruwanie za granicą życia rosyjskim obywatelom – szczególnie tym znanym – którzy potępili napaść na Ukrainę. Rzeczniczka ministerstwa Maria Zacharowa kategorycznie odrzuciła te zarzuty: to kłamstwo, rzekła, a cała sytuacja z grupą Bi-2 była zaaranżowana, aby Rosjanie za granicą wyrobili sobie negatywną opinię o pracy rodzimych placówek dyplomatycznych. Niemniej – widocznie w ramach ocieplania wizerunku resortu – nazwała członków zespołu Bi-2 sponsorami terroryzmu i „toksycznymi działaczami antykultury”.
Zaczęła się intensywna batalia o wyciągnięcie Bi-2 z tajskiego więzienia i nieprzekazywanie ich w ręce rosyjskiego wymiaru niesprawiedliwości. Tajlandzka służba migracyjna próbowała (zgodnie z życzeniem rosyjskiego konsulatu) wyprawić muzyków samolotem bezpośrednio z Bangkoku do Moskwy. W ostatniej chwili udało się ten zamiar udaremnić. Kac napisał, że najbardziej dramatyczne chwile członkowie Bi-2 przeżyli w trakcie przewożenia ich z prowincji Phuket do Bangkoku, gdy nie mieli łączności z nikim, byli przekonani, że klamka zapadła i rosyjskim władzom udało się dopiąć swego: zostaną deportowani do kraju.
Tymczasem do negocjacji włączyli się dyplomaci Izraela i Australii, którzy wstrzymali również wysłanie członków Bi-2 do Moskwy z przesiadką w Stambule.
Wokół deportacji rosyjskich rockmanów robiło się coraz goręcej. Rosja nie spuszczała z tonu, dowodząc, że muzycy muszą być dostarczeni do kraju, ich obrońcy z kolei starali się o wysłanie ich do Izraela lub Australii. Rozmowy ze stroną tajską trwały wiele godzin. Został do nich zaangażowany nawet niegdysiejszy magnat medialny Władimir Gusinski (b. właściciel TV NTW, od lat na emigracji w Izraelu), który użył swoich wpływów. Do kampanii na rzecz uwolnienia muzyków włączyli się dyplomaci kilku państw, m.in. Litwy, Polski i Niemiec.
Sprawą zajął się też osobiście premier Tajlandii, który początkowo nie chciał przeciwstawiać się naciskom rosyjskich dyplomatów, stawiał dodatkowe warunki.
Wreszcie nastąpił przełom – 30 stycznia wypuszczono z więzienia i zezwolono na wylot do Tel Awiwu frontmanowi grupy, Jegorowi Bortnikowi, obywatelowi Izraela. W Rosji został on uznany za „agenta zagranicznego”, groziła mu odpowiedzialność karna za antywojenne wypowiedzi, które rosyjskie prawo klasyfikuje jako rozpowszechnianie fejków (grozi za to kilka lat łagru). Dzień później śladem lidera pomknęli również pozostali członkowie Bi-2. W pozyskiwanie biletów na samolot do Izraela zaangażował się cały sztab ludzi (wszystkie bilety były wykupione, trzeba było uzyskać zgodę pasażerów na ich odstąpienie, co ostatecznie się powiodło). Mimo czynionych przez rosyjskich dyplomatów przeszkód operacja się udała.
Z wyratowanym z opresji zespołem spotkał się w Tel Awiwie izraelski minister spraw zagranicznych Jisra’el Kac, który osobiście przyczynił się do uwolnienia muzyków. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Zacharowa zareagowała w swoim stylu, sugerując, że Izrael, udzielając pomocy rosyjskim wywrotowcom, naraża się na zerwanie negocjacji w sprawie uwolnienia izraelskich zakładników, w czym uczestniczy strona rosyjska.
A deputowany Andriej Ługowoj mściwie podsumował: „Uciekli do Izraela, niech się cieszą. I tak kiedyś wpadną i zostaną przywiezieni do Rosji”. Obiecał, że kolacja w Butyrkach (areszt śledczy w Moskwie) i tak będzie na nich zawsze czekać. „Zdrajcy wcześniej czy później tutaj trafią”.
tygodnikpowszechny.pl