środa, 18 października 2023


Była połowa lipca. Jake Sullivan, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA, wyglądał na mocno zaniepokojonego. Ukraińskie siły walczyły o przebicie się przez rosyjskie linie frontu w ramach powoli postępującej kontrofensywy. Większych postępów nie było widać, a czas na to, by odzyskać znaczące terytoria przed wznowieniem rosyjskiej ofensywy jesienią, uciekał niemiłosiernie.

Jake Sullivan polecił więc swojemu zespołowi, aby opracował możliwe opcje dodatkowej dostawy broni, którą USA mogłyby wysłać do Kijowa, by pomóc ukraińskim siłom w uderzeniu we wrażliwe rosyjskie cele zlokalizowane głęboko za liniami obrony. Nad zadaniem pochylili się pracownicy Pentagonu, Departamentu Stanu i Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Tak zrodził się pomysł, który uratował ukraińską obronę.

Amerykańskie zapasy systemu rakietowego dalekiego zasięgu były niewystarczające, by jeszcze przekazywać go Ukrainie. USA mogły jednak wysłać jej coś innego — uboższą wersję rakiet o średnim zasięgu, przenoszącą głowice zawierające setki bomb kasetowych, które są w stanie trafiać w cele oddalone o 160 km.

Według dwóch amerykańskich urzędników decyzja administracji o wysłaniu pocisków Anti-Personnel/Anti-Materiel (APAM) — starszej wersji ATACMS, o którą od dawna zabiegała Ukraina — była utrzymywana w tajemnicy przez kilka tygodni po tym, jak prezydent Joe Biden podjął ostateczną decyzję.

Ich dostawa i użycie oznaczają poważny postęp w obronie Ukrainy — zapewniają jej siłom nową, poważną zdolność do uderzania w rosyjskie cele daleko za linią frontu. Dokładnie taki scenariusz rozegrał się we wtorek rano /17.10 - red./ — ukraińskie media poinformowały, że siły Ukrainy zniszczyły dziewięć rosyjskich helikopterów we wschodnich miastach Berdiańsk i Ługańsk.

Amerykańscy urzędnicy utrzymywali decyzję o wysłaniu wsparcia i faktycznym transporcie w tajemnicy. Waszyngton i Kijów obawiały się, że ogłoszenie transferu skłoni Rosję do przeniesienia sprzętu i składów amunicji dalej za linię frontu i poza zasięg pocisków.

Droga do wysłania broni była długa — ATACMS znajdował się na szczycie listy życzeń Kijowa od początku wojny. Kulisy procesu decyzyjnego odsłania dziś dwóch amerykańskich urzędników, rozmawiających z POILTICO pod warunkiem zachowania anonimowości.

Joe Biden podjął decyzję o wysłaniu pocisków do Ukrainy po miesiącach debat swoich doradców ds. bezpieczeństwa narodowego. W lipcu Jake Sullivan powiedział publiczności w Aspen, że administracja jest gotowa podjąć ryzyko w celu wsparcia obrony Ukrainy. W ten sposób najprawdopodobniej chciał dać do zrozumienia, że naciska na wysłanie broni.

Jednak w Pentagonie sekretarz obrony Lloyd Austin i ówczesny przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów gen. Mark Milley długo sprzeciwiali się w wysłaniu ATACMS. Argumentowali, że Stany Zjednoczone mają ograniczone zapasy tej broni. Chcieli mieć pewność, że Departament Obrony zatrzyma wystarczającą liczbę pocisków w kraju na wypadek sytuacji awaryjnych, które mogą pojawić się w innym miejscu na świecie.

Rada Bezpieczeństwa Narodowego chciała rozwiązania, które zachowałoby równowagę między potrzebami Ukrainy na polu bitwy a obawami Departamentu Obrony. Dyplomaci wiedzieli, że siły rosyjskie — choć potężne — były źle wyposażone i nierozważne, a kolumny pancerne blisko linii frontu były podatne na ataki.

Administracja Joe Bidena już w lipcu zaczęła wysyłać 155-milimetrowe pociski kasetowe, które były używane do uderzania w okopane rosyjskie pozycje.

Amunicja kasetowa eksploduje w powietrzu nad celem, rozrzucając bomby na dużym obszarze, co zwiększa niszczycielski zasięg broni. Budzi jednak kontrowersje — niewybuchy mogą okaleczać lub zabijać ludność cywilną, przez co broń jest zakazana w ponad 100 krajach na świecie.

Decyzja administracji o wysłaniu pocisku APAM, starszej wersji ATACMS, była utrzymywana w tajemnicy przez kilka tygodni — informacja o tym nie pojawiała się w żadnych wojennych planach Pentagonu.

Biorąc pod uwagę ogromną koncentrację sił Rosji — wraz z ich składami uzbrojenia i amunicji, które wciąż znajdują się stosunkowo blisko linii frontu — możemy oczekiwać, że nowa broń mocno uderzy w rosyjskie centra logistyczne oraz ośrodki dowodzenia i kontroli.

23 sierpnia zespół przedstawił propozycję o wysyłce APAM Jake'owi Sullivanowi. Kilka dni później, 28 sierpnia, doradca polecił dodanie jej do porządku obrad nadchodzącego spotkania najwyższych urzędników ds. bezpieczeństwa narodowego administracji prezydenta Bidena.

Na posiedzeniu 30 sierpnia komitet jednogłośnie zatwierdził decyzję o wysłaniu broni. Lloyd Austin, Mark Milley i sekretarz stanu Antony Blinken poparli propozycję. Joe Biden przekazał tę wiadomość prezydentowi Wołodymyrowi Zełenskiemu podczas spotkania w Białym Domu 21 września: Ukraina otrzyma ATACMS — czyli broń, o którą Kijów zabiegał od dawna — ale w wariancie o mniejszym zasięgu.

Amerykańscy urzędnicy potajemnie zatwierdzili wysłanie APAM w pakiecie pomocy ogłoszonym 21 września. Administracja poinformowała o tym wielu członków Kongresu w sposób niejawny, aby zapobiec przeciekom.

Decyzja o wysłaniu broni ujrzała światło dzienne w obliczu rosnących obaw USA związanych z gromadzeniem się rosyjskich wojsk i sprzętu przed jesienną ofensywą. Waszyngton obawia się, że może ona okazać się najpoważniejszym ruchem Moskwy od miesięcy.

W ciągu ostatniego tygodnia siły rosyjskie przeprowadziły serię (w większości nieudanych) ataków na ukraińskie pozycje w Awdijiwce we wschodnim regionie Doniecka, jednak wiązały się one z dużymi stratami. Rosjanie uciekli się do stosunkowo prymitywnej taktyki z pierwszych działań w lutym 2022 r. — ich lekko wyposażone siły zostały rzucone przeciwko ukraińskim oddziałom, które odparły ataki.

W nadchodzących tygodniach eksperci spodziewają się kolejnych ataków wzdłuż kilkuset kilometrów ukraińskich linii. W świetle tego ATACMS o większym zasięgu są dziś dla Ukrainy niezwykle ważne, ponieważ mogą uderzać w lotniska i składy amunicji i zniwelować logistyczną przewagę Rosji.

Przedstawiciele administracji Joe Bidena nie sądzą, by Ukraina mogła osiągnąć swój cel — jakim jest odcięcie mostu lądowego do Krymu przed nadejściem zimy i zatrzymanie ofensywy Rosjan. Mimo to mają nadzieję, że APAM może pomóc w zneutralizowaniu rosyjskiej przewagi i dać siłom Kijowa trochę czasu na odzyskanie dodatkowego terytorium.

Amerykańscy urzędnicy nadal wymagają, aby Ukraina powstrzymała się od używania broni otrzymanej od USA do ataków na cele zlokalizowane wewnątrz Rosji. Nie ma jednak żadnych ograniczeń dotyczących wykorzystywania jej do uderzeń w cele zlokalizowane na terytorium ukraińskim i okupowanym Krymie.

onet.pl/Politico


W listopadzie 2012 r. Hamas wycelował rakiety w Jerozolimę i Tel Awiw, miasta oddalone o około 80 km od Strefy Gazy. Dla Izraelczyków było to całkowitym zaskoczeniem. Nikt nigdy nawet nie pomyślał, że Gaza może mieć broń tak dalekiego zasięgu. Wcześniej Hamas mógł uderzyć tylko 40 km w głąb terytorium Izraela, mają w swoim arsenale jedynie pociski dostarczane przez Iran — Fadżr-5 o ograniczonym zasięgu.

Tych irańskich pocisków nigdy nie było pod dostatkiem. Od czasu wprowadzenia blokady Strefy Gazy w 2007 r., Hamas musiał przemycać je przy pomocy złożonych łańcuchów dostaw obejmujących pośredników z Libii, Syrii, Czadu i kilku innych państw (w tym wysokich rangą urzędników państwowych). Kluczowymi uczestnikami tego złożonego układu byli Beduini z półwyspu Synaj w Egipcie. To oni odpowiadali za ostatni etap trasy rakiet podróżujących z Egiptu do Strefy Gazy podziemnymi tunelami wykopanymi przez Hamas.

Pojedyncza rakieta Fadżr-5 waży tonę, co sprawia, że jej potajemne dostarczenie jest bardzo trudne. Zwłaszcza że Izrael i Egipt — który dołączyły do blokady Strefy Gazy — stale monitorowały wszystkie możliwe szlaki przemytnicze i niszczyły każdy znaleziony ładunek.

Po ataku z 2012 r. izraelskie służby bezpieczeństwa zorganizowały śledztwo, aby dowiedzieć się, jak mogły przegapić dostawę nowych rakiet o znacznie większym zasięgu.

Ku ich zaskoczeniu, Hamas zmontował rakiety wewnątrz Strefy Gazy, używając jedynie ograniczonej liczby przemyconych podzespołów, które były bardzo trudne lub niemożliwe do złożenia w całkowicie odizolowanej enklawie. Hamas wierzył, że ta rakieta, zwana M-75, stanie się "gamechangerem" — bronią, która zmieni bieg konfliktu. Dzięki M-75 Hamas mógł teraz zagrozić nie tylko miastom w pobliżu Strefy Gazy, ale także największym izraelskim aglomeracjom w centrum kraju.

Dowódcy Hamasu byli tak zachwyceni tym przełomem, że upamiętnili go pomnikiem własnej rakiety na placu w Gazie.

Wstrzelenie M-75 nie wyrządziło Izraelowi poważnych szkód. Większość rakiet została przechwycona przez "Żelazną Kopułę", a te, które dotarły do izraelskich miast, spadły na puste domy, których mieszkańcy zdążyli ukryć się w schronach przeciwlotniczych. Nie jest więc przesadą stwierdzenie, że M-75 zabił więcej Palestyńczyków niż Izraelczyków. I nie jest to przenośnia. Program rakietowy Hamasu, podobnie jak prawie wszystko związane z tą organizacją, spowodował ogromne straty w ludziach.

Po pierwsze, sama budowa warsztatów, w których montowano rakiety, była bardzo ryzykownym przedsięwzięciem. Hamas był na tyle roztropny, że nie zdecydował się na ich budowę na powierzchni, gdzie izraelski wywiad natychmiast wykryłby podejrzane obiekty nawet z kosmosu i zniszczył je, zanim zdążyłyby zacząć działać. Zamiast tego terroryści wykopali ogromne bunkry pod Gazą, łącząc bunkry z systemem rozległych podziemnych tuneli znanych jako "Gaza Metro".

Dzieci w wieku szkolnym, w tym uczniowie szkół podstawowych, były wykorzystywane do budowy bunkrów i tuneli. Poruszanie się w wąskich podziemnych szybach było dla nich łatwiejsze niż dla dorosłych. Od 2012 r. (rok pierwszego zarejestrowanego wystrzelenia M-75) co najmniej 160 dzieci zginęło podczas budowy podziemnych tuneli Hamasu, przede wszystkim dusząc się.

Liczba ofiar śmiertelnych programu rakietowego w Strefie Gazy obejmuje również mieszkańców, którzy zmarli na choroby zakaźne szerzące się w Strefie — przede wszystkim cholerę. Epidemie są bezpośrednio związane z produkcją rakiet, ponieważ M-75 i inne rakiety Hamasu wykorzystują rury wodociągowe i kanalizacyjne jako obudowę.

Rury te były oficjalnie dostarczane do Strefy Gazy przez Izrael, ale w ograniczonych ilościach. Wiedząc, do czego mogą zostać wykorzystane, Izraelczycy dokładnie obliczyli, ile rur będzie potrzebnych do wymiany lub budowy kanalizacji w określonym obszarze Strefy Gazy i wysłali dokładnie taką liczbę, jaka wyszła im z obliczeń.

Rury nie zostały wykorzystane zgodnie z ich przeznaczeniem. Hamas po prostu nie miałby osłon dla swoich rakiet. Dlatego też wszystkie lub prawie wszystkie rury zostały wykorzystane do produkcji broni, a systemy wodno-kanalizacyjne Gazy nie były naprawiane od dekad. W rezultacie około 90 proc. słodkiej wody w Strefie nie nadaje się do picia, a epidemie, w tym ataki śmiertelnych chorób, wybuchają niemal co roku. Nie wiadomo, ile osób zmarło z powodu chorób wywołanych skażoną wodą. Prawdopodobnie liczba ta idzie w setki.

Wygląda na to, że ich śmierć była jedynie uboczną stratą dla Hamasu i jego irańskich partnerów. Przez lata Iran był głównym zwolennikiem i sponsorem Hamasu, przekazując na jego potrzeby średnio 15 mln dol. miesięcznie (63 mln zł). Co więcej, to właśnie Iran dostarczał do Strefy Gazy broń strzelecką, materiały wybuchowe, urządzenia komunikacyjne i inny sprzęt wojskowy. Najprawdopodobniej to również Irańczycy uznali, że łatwiej jest nauczyć mieszkańców Strefy Gazy składania rakiet, niż przemycać je przez Bliski Wschód, ryzykując w każdej chwili utratę cennego ładunku.

Istnieją dowody na to, że niesławne M-75 zostały zmontowane zgodnie z instrukcjami irańskich inżynierów. Irańczycy nadzorowali również budowę warsztatów montażowych i szkolenie przyszłych pracowników montażowych.

Najwyraźniej Iran pomógł również Hamasowi w opracowaniu doktryny wojskowej, która przewidywała —do października 2023 r. — przede wszystkim wyczerpanie wroga całodniowymi atakami rakietowymi na jego miasta, którym towarzyszyły samodzielne naloty terrorystyczne. Plan zakładał, że Izraelczycy, zmęczeni życiem w ciągłym niebezpieczeństwie, zażądają od swojego rządu zaprzestania ostrzałów i ataków, nawet kosztem pójścia na pewne ustępstwa wobec terrorystów.

Doktryna zalecała również zabicie jak największej liczby izraelskich żołnierzy, nawet jeśli oznaczałoby to poświęcenie życia członków Hamasu. Sojusznicy liczyli na pełen szacunku stosunek Izraela do jego wojska, który jest powszechnie znany w Strefie Gazy. Śmierć izraelskich żołnierzy sprawiła, że ich rząd stał się bardziej uległy, oferując Hamasowi możliwość zapewnienia tymczasowego złagodzenia blokady i pokazania mieszkańcom Gazy kolejnego "zwycięstwa" nad Izraelczykami — nawet jeśli byłoby to nic innego jak rozejm lub zawieszenie broni.

Faktem przemawiającym za bezpośrednim zaangażowaniem Iranu w rozwój tej doktryny jest to, że Hezbollah — de facto oddział Islamskiej Republiki Iranu w Libanie — postępował zgodnie z tym samym scenariuszem w 2006 r. podczas drugiej wojny libańskiej.

Iran przyczynił się również do opracowania programów nauczania dla instytucji edukacyjnych w Gazie, w tym głównej uczelni — Islamskiego Uniwersytetu w Gazie. Oprócz teologii islamskiej uniwersytet wykładał inżynierię, budownictwo, technologię komputerową, a nawet archeologię. Obowiązkową dyscypliną nauczaną na wszystkich wydziałach była ideologia Hamasu, która sprzyjała absolutnemu odrzuceniu Izraela przez studentów.

Co ciekawe, Islamski Uniwersytet w Gazie został założony pod koniec lat 70. XX w. na wzór czołowych zachodnich uczelniach tamtych czasów. Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów zapożyczeń z Zachodu była wybierana rada studencka, której członkowie przyjęli aktywną rolę w zarządzaniu uniwersytetem. Przez długi czas wybory do samorządu studenckiego były niemal jedyną dozwoloną formą aktywizmu politycznego w Strefie Gazy. Nie tylko studenci i wykładowcy, ale także reszta regionu śledziła je z wielkim zainteresowaniem.

Hamas rzeczywiście cieszył się ogromnym poparciem społecznym w Strefie Gazy i ogólnie w Palestynie. Podczas gdy anonimowe sondaże opinii publicznej odnotowywały sporadyczne spadki popularności ruchu, jego poparcie nigdy nie spadło poniżej 35 proc. Co najmniej połowa uprawnionych Palestyńczyków zagłosowałaby na lidera Hamasu, Ismaila Haniję, w wyborach prezydenckich, gdyby takie się odbyły.

Zrozumiałe jest, że ten poziom poparcia ułatwił Hamasowi rekrutację inżynierów, pracowników budowlanych i innych odpowiednich specjalistów do swoich szeregów. Co więcej, ponieważ blokada pozbawiła tych specjalistów możliwości zatrudnienia za granicą, praca dla Hamasu, który pozostawał niemal jedynym pracodawcą dla inżynierów w Strefie, często stawała się jedyną opcją.

(...)

Pomagając Hamasowi dobrowolnie lub dlatego, że nie mieli innego wyboru, inżynierowie i programiści w znacznym stopniu pomogli terrorystom. W ten sposób programiści ze Strefy Gazy stworzyli kilka aplikacji mobilnych, które zbierały dane na temat Izraelczyków, w tym wojskowych, które można było wykorzystać do organizowania ataków terrorystycznych. Najbardziej znanym przypadkiem była internetowa aplikacja randkowa GlanceLove. Ukrywając się za zdjęciami ładnych dziewczyn, Hamas oszukał izraelskich żołnierzy zainteresowanych randkami, aby dostarczyli informacji na temat swoich jednostek wojskowych, broni i logistyki.

Innym przykładem działań zwiadowczych była aplikacja Golden Cup, która podszywała się pod oficjalny program Mistrzostw Świata FIFA 2018. Hamas aktualizował statystyki meczów i publikował wyniki oraz świeże zdjęcia ze stadionów w czasie rzeczywistym. Równolegle aplikacja zbierała i wysyłała dane z telefonów użytkowników, którzy zainstalowali złośliwe oprogramowanie, do centrum danych Hamasu. Podobnie jak GlanceLove, Golden Cup atakował głównie żołnierzy i oficerów IDF.

Najprawdopodobniej centrum danych, które hostowało aplikacje i zbierało informacje, zostało już zrównane z ziemią przez izraelskie bomby, wraz z Islamskim Uniwersytetem w Gazie i kilkoma innymi uczelniami wspieranymi przez Hamas.

onet.pl/The Insider