wtorek, 25 października 2022


Bliskim współpracownikiem Władimira Putina, który pozwolił sobie podczas rozmowy z prezydentem na otwartą krytykę ministerstwa obrony Rosji i sposobu prowadzenia wojny na Ukrainie, był Jewgienij Prigożyn, znany jako właściciel prywatnej firmy wojskowej, tzw. grupy Wagnera - informuje dziennik "Washington Post".

7 października "Washington Post" oznajmił, że jeden z najbliższych współpracowników Putina wygłosił w rozmowie z prezydentem krytykę wojny na Ukrainie i popełnianych podczas niej błędów. W ocenie źródeł dziennika "konfrontacja" członka kremlowskich elit z Putinem została uznana za na tyle istotną, że informację o niej włączono do codziennego briefingu, jaki prezydent USA otrzymuje od służb specjalnych.

Według raportu wywiadu Prigożyn miał wyrazić pogląd, że Ministerstwo Obrony nadmiernie polega na wagnerowcach, nie zapewniając im przy tym wystarczających środków finansowych i wyposażenia. Amerykańskie służby przypuszczają także, że Prigożyn zainscenizował niedawne nagranie wideo, które pojawiło się w mediach społecznościowych i ukazywało żołnierzy z grupy Wagnera narzekających na brak żywności i podstawowego zaopatrzenia. Był to instrument nacisku na Kreml, mający na celu uzyskanie dodatkowych pieniędzy na potrzeby wagnerowców - czytamy na łamach amerykańskiej gazety.

onet.pl

Według szefa Głównego Zarządu Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy (HUR) nie można powiedzieć, że "właśnie teraz Rosjanie uciekają z Chersonia".

— Pod wieloma względami (informacje o ewakuacji) to operacja informacyjna i manipulacja. Są pewne fakty. Wywożą np. Promswiaźbank, inne struktury finansowe Rosjan. Przy tym wywożona jest gotówka, serwery, tak zwane władze okupacyjne, przewożone są osoby niechodzące, ciężko ranni są wywożeni. Ze szpitali wypisywani są ci, którzy mogą samodzielnie chodzić. Prowadzona jest ta szalona kampania informacyjna: "my dbamy o ludzi" itd. – powiedział Budanow.

Jak zaznaczył, Rosjanie "tworzą iluzję, jakoby wszystko przepadło". — A jednocześnie przerzucają tam nowe oddziały wojsk i przygotowują ulice miasta do walk — dodał. Nexta informuje, że Rosjanie wywożą nawet pomniki.

Według wojskowego Rosjanie przygotowują się na wypadek, gdyby "musieli szybko podejmować decyzje", np. pod naporem ukraińskiej ofensywy, jeśli siłom ukraińskim uda się przejąć kontrolę, chociażby nad zaporą kachowską, obecnie jedyną w pełni działającą trasą transportową.

— Albo (będą musieli) bardzo szybko opuścić miasto i wycofać się, albo ryzykują, że znajdą się w sytuacji podobnej do tej, w której były nasze wojska w Mariupolu. Sytuacja jest trochę inna, ale koncepcyjnie bardzo podobna. Rozumiejąc to wszystko, oni przygotowują warunki do tego, by można było szybko się wycofać w razie potrzeby – powiedział Budanow.

— Ale oni nie przygotowują się do odwrotu teraz. Teraz szykują się do obrony – zaznaczył.

Budanow wypowiedział się też m.in. o ryzyku wysadzenia przez Rosjan zapory kachowskiej elektrowni wodnej na Dnieprze. Jego zdaniem całkowite wysadzenie zapory doprowadziłoby do zalania lewego (wschodniego) brzegu Dniepru (na którą wycofywaliby się Rosjanie) i zmusiło rosyjskie siły do wycofania się na Krym.

Zniszczenie zapory odcięłoby całkowicie możliwość dostarczania wody na okupowany Krym, a także uniemożliwiłoby funkcjonowanie Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej.

Szef HUR zaznaczył również, że według informacji strony ukraińskiej zaminowana jest na razie część zapory, a do wysadzenia całości obiektu potrzebne byłyby dodatkowe ogromne i odpowiednio rozlokowane ładunki, bo wysadzenie takiego obiektu wymagałoby "dziesiątek ton materiałów wybuchowych".

Celem ewentualnego wysadzenia zapory przez Rosjan miałoby być zatrzymanie ukraińskiej kontrofensywy. Budanow ocenił, że nawet gdyby do tego doszło, ten efekt byłby ograniczony w czasie.

Władze Ukrainy alarmowały wcześniej, że Rosjanie mogą wysadzić zaporę, by osłonić swój odwrót i utrudnić działania sił ukraińskich. Oznaczałoby to ogromną katastrofę i zalanie ok. 80 miejscowości.

onet.pl/PAP