wtorek, 22 marca 2022


Zgodnie z komunikatami Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy w ciągu ostatniej doby nie nastąpiły znaczące zmiany w sytuacji militarnej. Armia ukraińska i inne formacje zbrojne przeprowadzały uderzenia na zgrupowania wrogich wojsk próbujących utrzymać zajęte pozycje i na niektórych kierunkach odniosły sukcesy. Nieprzyjaciel utrzymuje korytarz lądowy z okupowanym Krymem i blokuje wyjście na Morze Azowskie oraz ześrodkowuje siły i środki w celu podjęcia próby wznowienia działań zaczepnych. Odnotowano zwiększenie aktywności rosyjskiego lotnictwa, które z wykorzystaniem białoruskich lotnisk kontynuuje uderzenia rakietowo-bombowe na infrastrukturę w obwodach kijowskim, czernihowskim, charkowskim i donieckim. Ukraińskie Siły Powietrzne i obrona przeciwlotnicza trafiły ponad dziewięć celów powietrznych wroga (samolot, dwa śmigłowce, sześć bezzałogowych statków powietrznych i niezidentyfikowaną liczbę rakiet).

Zgodnie z ukraińskimi komunikatami Rosjanie, utraciwszy potencjał ofensywny, wciąż formują i przemieszczają do granic Ukrainy rezerwy z Centralnego i Wschodniego Okręgów Wojskowych oraz prowadzą skrytą mobilizację. W związku z dużymi stratami ludzkimi (poza licznymi zabitymi odnotowuje się wysoką śmiertelność wśród ciężko rannych) wstrzymali planowe zwolnienia ze służby wojskowej oficerów i podoficerów. Najeźdźcy kontynuują praktykę wykorzystania do działań bojowych personelu jednostek zabezpieczenia, co świadczy o krytycznej sytuacji armii. Na okupowanej części obwodu ługańskiego agresor prowadzi mobilizację, która przebiega chaotycznie, a większość osób nią objętych nigdy nie służyła w wojsku. W rejonie ochtyrskim obwodu sumskiego ponad 300 rosyjskich żołnierzy miało odmówić wykonania rozkazu uczestnictwa w działaniach zbrojnych. Dochodzi również do przypadków dezercji.

Sztab Generalny armii ukraińskiej przedstawił sytuację na poszczególnych kierunkach obrony:

Na kierunku poleskim agresor próbował zintensyfikować ofensywę, ale poniósł straty. Rosjanie prowadzą rozpoznanie powietrzne w celu znalezienia optymalnych kierunków poprawy swojego położenia, próbują organizować rozbudowę inżynieryjną pozycji obronnych i przywrócić wsparcie logistyczne pododdziałów.

Na kierunku siewierskim przeciwnik nie prowadzi aktywnych działań. Kontynuuje jednak odbudowę zdolności ofensywnych, wprowadzając dodatkową batalionową grupę taktyczną z 90. Dywizji Pancernej, próbuje organizować rozbudowę inżynieryjną pozycji obronnych oraz przywrócić zdolność bojową i wsparcie logistyczne pododdziałów. Wojska rosyjskie ostrzeliwują Czernihów i inne miejscowości. Nie rezygnują też z prób ataku na Browary, lecz ze względu na znaczące straty nie posuwają się naprzód.

Na kierunku słobodzkim najeźdźca nie prowadzi aktywnych działań. Częściowo blokuje Sumy, dostępnymi siłami próbuje zablokować Charków oraz prowadzi ostrzał artyleryjski obiektów wojskowych i cywilnych w tym mieście oraz w Czuhujewie. Trwają walki o Izium i w jego okolicach, gdzie agresor wzmacnia siły i tworzy system umocnień. Rosyjskie pododdziały zabezpieczenia próbują odtworzyć linię kolejową Kupiańsk–Wałujki, aby poprawić zaopatrzenie.

Na kierunku donieckim i ługańskim agresor bez powodzenia próbuje nacierać i zdobywać kolejne przyczółki, ponosi straty i wycofuje się. Jego jednostki prowadzą działania zaczepne i ostrzał na całej linii styczności walczących wojsk. Rosjanie mieli utracić blisko 300 żołnierzy.

Na kierunku południowobużańskim nieprzyjaciel przeszedł do obrony na wcześniej zajętych pozycjach, przywraca zdolność bojową i uzupełnia zapasy. W wyniku kontrataku pododdziałów ukraińskich z Mikołajowa został zmuszony do odwrotu na niedogodne pozycje.

W komunikatach z 26. doby walk nie uwzględniono kierunku taurydzkiego (zwanego także przyazowskim).

Według ukraińskiego Sztabu Generalnego agresor wciąż ma znaczące problemy z logistyką, a działające na terytorium Ukrainy jednostki dysponują zapasem amunicji i żywności na nie więcej niż trzy dni. Sytuacja z zabezpieczeniem w paliwo za pomocą cystern jest analogiczna. Rosjanom nie udało się zorganizować jego dostaw za pomocą sieci rurociągów. Wyzwanie stanowi też remont uszkodzonego uzbrojenia i sprzętu wojskowego. W obwodzie zaporoskim zorganizowano punkt naprawczy – zaangażowano m.in. specjalistów sprowadzonych z zakładów w Rosji.

(...)

Portal internetowy prokremlowskiego tabloidu „Komsomolskaja Prawda” stał się obiektem ataku hakerskiego przeprowadzonego najprawdopodobniej przez ukraińskie służby specjalne bądź osoby ochotniczo wspierające Ukrainę w cyberwojnie. Do oficjalnego komunikatu resortu obrony FR dodano dane o stratach sił rosyjskich – 9.861 zabitych i 16.153 rannych. Redakcja serwisu potwierdziła fakt włamania na stronę internetową. Informacja była dostępna przez kilka godzin.

Z Rosji napływają komunikaty od władz lokalnych o kolejnych pochówkach żołnierzy, którzy zginęli na Ukrainie. Lista obejmuje 557 osób i jest dalece niepełna. W niektórych regionach Rosji media, które donosiły o śmierci własnych żołnierzy, zaczęły usuwać publikacje pod naciskiem organów bezpieczeństwa. Oficjalne dane o stratach podano tylko raz (2 marca), kiedy to Ministerstwo Obrony FR potwierdziło śmierć 498 żołnierzy. Według ukraińskich służb wywiadowczych Rosjanie prowadzą agitację w wojskach białoruskich mającą uzasadnić ewentualne wejście tamtejszych jednostek na terytorium Ukrainy.

Ukraińskie MSW poinformowało, że od 24 lutego wszczęto 1.271 postępowań w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu narodowemu. Spośród nich 922 dotyczyło działań na rzecz podważania integralności terytorialnej i nienaruszalności granic Ukrainy, 244 – zdrady stanu (m.in. przekazywania niejawnych danych rosyjskim służbom i wojsku), 48 – aktów sabotażu, a 57 miało charakter kryminalny. Resort podkreślił, że niektórzy zatrzymani pochodzili z czasowo okupowanych terytoriów lub przybyli na Ukrainę z innych krajów. Na Zakarpaciu SBU przerwało operację Federalnej Służby Bezpieczeństwa, której celem było sprowokowanie mniejszości węgierskiej do działań na rzecz oderwania tego regionu od Ukrainy. W komunikacie służby podkreślono, że większość informacji o rosyjskich posunięciach otrzymano od przedstawicieli społeczności węgierskiej.

Wojsko agresora kontynuuje grabież zajętych miejscowości. W okolicach Hostomla w obwodzie kijowskim udokumentowano wywożenie pojazdami opancerzonymi skradzionych przedmiotów użytkowych. SBU przechwyciło rozmowy rosyjskich żołnierzy informujących swoje rodziny, że weszli w posiadanie telewizorów, sprzętu AGD, perfum czy pieniędzy.

21 marca z ośmiu uzgodnionych korytarzy humanitarnych działało siedem, zaś łącznie ewakuowano 8.057 osób, w tym ok. 3 tys. z Mariupola. Część kolumn autobusowych, które opuściły miasto, została ostrzelana przez wojska rosyjskie, w wyniku czego czworo dzieci zostało rannych. Mer Boryspola (30 km na wschód od stolicy) wezwał ludność cywilną do jego opuszczenia, aby ułatwić działanie siłom zbrojnym. 22 marca władze kontynuują próby otwarcia korytarzy humanitarnych z Mariupola i Berdiańska do Zaporoża. Koleje Ukraińskie organizują wyjazdy kolejnych pociągów ewakuacyjnych z Charkowa, Kijowa, Dniepru, Kramatorska, Krzywego Rogu i Odessy w kierunku Użhorodu i Lwowa. Pojawienie się w rozkładzie składów z Odessy świadczy o tym, że miasto liczy się z ewentualnym szturmem wroga.

Według informacji Straży Granicznej RP od początku wojny granicę z Polską przekroczyło 2,14 mln osób, a 21 marca było ich 30 tys. (spadek o 11% w stosunku do poprzedniego dnia).

Niektóre sieci supermarketów podjęły decyzję o tymczasowym zamknięciu części placówek w Kijowie i obwodzie kijowskim. Będą działać jedynie 34 ze 130 sklepów ATB, a ze 146 supermarketów Silpo otwartych pozostanie 115. Przyczyną są rosnące trudności logistyczne z zapewnieniem dostaw towarów. Narodowy Bank Ukrainy wprowadził ograniczenie wypłat z kont dla osób przebywających za granicą do 100 tys. hrywien (ok. 3,4 tys. dolarów) na miesiąc. Limitem nie objęto transakcji bezgotówkowych, jeśli służą opłaceniu kosztów nauki, leczenia oraz transportu chorych.

Rząd zatwierdził comiesięczne wypłaty dla uchodźców w wysokości 2 tys. hrywien dla dorosłych oraz 3 tys. hrywien (odpowiednio ok. 70 i 100 dolarów) dla każdego dziecka. Środki można otrzymać przez państwową aplikację Dija. Ponadto władze zainicjowały proces zatrudniania uchodźców – przedsiębiorcy otrzymają 6,5 tys. hrywien (ok. 220 dolarów) miesięcznie za każdą osobę, którą przyjmą do pracy. 21 marca państwo zaczęło również wypłacać jednorazową zapomogę w wysokości 6,5 tys. hrywien osobom, które mieszkają w regionach objętych walkami. Według Ministerstwa Gospodarki swoją działalność z terenów, gdzie toczą się działania wojenne, przeniosło dotychczas 40 przedsiębiorstw, a 300 jest w trakcie relokacji.

Prezydent Wołodymyr Zełenski powtórzył, że dla osiągnięcia pokoju kluczowe jest jego osobiste spotkanie z Władimirem Putinem. Stwierdził też, że Ukraina opowiada się za pokojem, nawet jeśli jego warunki będą trudne, ale w negocjacjach chce dialogu, a nie ultimatów. Przyszłe porozumienie ma zostać zatwierdzone w ogólnokrajowym referendum. Zełenski wezwał członków UE (w szczególności Niemcy) do wstrzymania handlu z Rosją, gdyż to z tych środków agresor finansuje machinę wojenną. Powtórzył także, że NATO nie przyjmuje Ukrainy z powodu obaw przed Rosją, choć kilka państw członkowskich Sojuszu jest gotowych dać Kijowowi gwarancje bezpieczeństwa.

Komentarz

Działania wojenne mają charakter pozycyjny, przy czym – wbrew komunikatom Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy – armia rosyjska nieprzerwanie atakuje. Na południu wykorzystuje luki w obronie w celu poszerzenia kontrolowanego obszaru, a we wszystkich rejonach walk staje się coraz poważniejszym zagrożeniem dla życia i zdrowia mieszkańców (przypadkowość ataków świadczy o tym, że nie mają one charakteru planowego, jednak jest na nie przyzwolenie rosyjskiego dowództwa). Jednostki ukraińskie starają się bronić wszelkimi dostępnymi sposobami, również z wykorzystaniem własnej infrastruktury cywilnej, o czym świadczą cywilne i wojskowe ofiary uderzeń na te same rejony, a także informacje władz miejscowości zagrożonych ofensywą. O ile agresor bez skrupułów wykorzystuje mieszkańców jako żywe tarcze, o tyle obrońcy starają się na wszelkie sposoby ewakuować ich z terenów starć.

W warunkach prowadzenia przez obie strony konfliktu wojny informacyjnej podawane dane o stratach przeciwnika są w dużej mierze szacunkowe i zawyżane bądź zaniżane. Nie zmienia to faktu, że agresor próbuje skrzętnie ukrywać swoje straty, zwłaszcza ludzkie. Szczątkowe informacje (natychmiast cenzurowane) napływające od rosyjskich władz lokalnych świadczą o tym, że liczba zabitych żołnierzy rosyjskich może wynosić według różnych szacunków od 5 tys. do 9 tys. Zwraca również uwagę, że Rosjanie nie podają danych o stratach ukraińskich, co może oznaczać, że są one o wiele niższe.

Liczba osób opuszczających Ukrainę w ostatnim czasie systematycznie spada. Nie oznacza to jednak, że nie będzie kolejnej fali uchodźców. Można się jej spodziewać wraz ze zbliżaniem się linii frontu do dużych miast we wschodniej części kraju (Krzywy Róg, Dniepr, Zaporoże). Ponadto na Ukrainie jest co najmniej 7 mln uchodźców wewnętrznych. Wyjazdom za granicę będzie sprzyjać pogarszająca się sytuacja gospodarcza kraju oraz kończące się oszczędności ludzi, którzy opuścili swoje miejsca zamieszkania. Wsparcie finansowe dla uchodźców ze strony rządu nie będzie w stanie istotnie poprawić ich sytuacji.

osw.waw.pl

Zarówno kadyrowcy jaki i tzw. wagnerowcy (jest to medialne uproszczenie, bowiem utożsamia wszystkich rosyjskich kontraktorów z jedną, najbardziej rozpoznawalną firmą wojskową PMC czy Grupą Wagnera) to przede wszystkim w pierwszej kolejności konstrukt do walki psychologicznej. Przede wszystkim, przed agresją, właśnie rosyjskie groźby użycia sił czeczeńskich oraz najemników miały wywołać presję na Ukraińskim społeczeństwie oraz wojsku. Miało to być związane z obrazem propagandowym najemników oraz kadyrowców, bazującym na dwóch filarach, tj. brutalności oraz domniemanym profesjonalizmie. Nie może więc zaskakiwać, że widziano w nich możliwe formy działań na zapleczu sił ukraińskich – dywersja, sabotaż, ale też działań podejmowanych już na kontrolowanych przez siły inwazyjne częściach Ukrainy – działania kontrpartyzanckie (COIN), pacyfikacja (tzw. rosyjskie zaczystki), etc. W obu przypadkach już teraz wiemy, że było to zbliżone do rzeczywistości, ale jedynie w sferze planów operacyjnych. Kontraktorzy najemni mieli pojawić się np. w Kijowie, ale dzięki sprawnym operacjom kontrwywiadu oraz sił obronnych Ukrainy ich znaczenie w pierwszych godzinach walk zostało odpowiednio zneutralizowane.

Kadryrowcy, przede wszystkim głosem samego Kadyrowa mieli dostarczyć, tak przynajmniej sądzono w rosyjskiej propagandzie sukcesu, niezbędnego „szoku i przerażenia", łamiąc morale ukraińskich obrońców. Jednakże, kolejne informacje płynące ze strefy walk pokazują możliwe znaczne straty formacji czeczeńskich, w tym wśród dowódców. Jak również istnieją informacje o przerzucaniu tych jednostek między różnymi kierunkami rosyjskich natarć. Co raczej nie świadczy o ich skuteczności, a wprost przeciwnie. Dowódcy rosyjscy mogą próbować wręcz wypychać ze swoich rejonów odpowiedzialności, te na wpół autonomiczne formacje kadyrowskie. Co więcej, są to jednostki, które np. wywołały niedawno konsternację nawet w relacjach z separatystami w Donbasie. Finalnie, zapewne za sprawą Moskwy pojawiło się publiczne pogodzenie się stron. Jednakże, należy domniemywać, że istnieje coś w rodzaju rywalizacji sił separatystów i kadyrowców raczej nie w postępach stricte bojowych lecz zdolności do grabienia okupowanego terytorium Ukrainy.

Zauważmy również, że kadyrowcy są dość specyficznie pokazywani, wręcz jako coś w rodzaju formacji czysto specjalnych. Stąd w propagandzie, najczęściej trzeba zaznaczyć własnej, ukazywane są elementy wyposażenia taktycznego, umundurowania, etc. innego niż klasyczne siły rosyjskie. Trudno przypuszczać, że buduje to relacje z innymi wojskami rosyjskimi. W tych przekazach medialnych strony czeczeńskiej trudno jest odczytać jak propaganda sukcesu kadyrowców przekłada się na realne starcia z silnym przeciwnikiem. Najprawdopodobniej jest to pochodna samej konstrukcji wojsk tworzonych przez Ramzana Kadyrowa w okresie przed wojną. Ich zadaniem było przecież zapewnienie swoim władzom kontroli w regionie, stąd potrzeba skupienia się na działaniach pacyfikacyjnych lecz w swoim kręgu kulturowym oraz realiach geograficznych. Po drugie, w momencie najmowania się do działań Kremla mówimy raczej o zadaniach pacyfikacyjnych, jako siły pomocnicze do sukcesów rosyjskich. W przypadku walk w Ukrainie kadyrowcy działają poza swoim regionem, są traktowani jako obcy kulturowo (co może sprzyjać oporowi ze strony obrońców i nie jest atutem), a przede wszystkim nie mogą uwłaszczać się swobodnie przy sukcesach wojskowych konwencjonalnych sił rosyjskich. Pozostaje dbanie o przekaz PR-owy sił kadyrowskich, ale też taktyczne grabienie wszystkiego co jest do zagrabienia na okupowanym terytorium.

Jednocześnie, pojawiają się również rysy na tym obrazie, gdyż słyszymy o wycofywaniu rozbitych jednostek (szczególnie po walkach o port lotniczy Hostomel) czy dość groteskowej podróży samego Kadyrowa w strefę walk. Jej kuriozalność miała polegać na tym, że odbyła się ona de facto jako jedynie fakt propagandowy. Zaś lider prorosyjskiej władzy w Czeczenii miał w ogóle nie ruszyć się z Groznego, a materiał filmowy z jego obecności w Ukrainie był jedynie czystą formą przekazu propagandowego. 

(...)

Ramzana Kadyrowa należy również uznać za cennego dla Kremla jeśli chodzi o wykonywanie misji poza samą Ukrainą. Chodzi o przeprowadzanie tajnych operacji, charakteryzujących się najwyższym poziomem ryzyka – akty sabotażu czy nawet morderstwa. Trzeba dodać, że podobną rolę mogą przejąć również formacje rosyjskich firm wojskowych, ale z tą różnicą, że trudno przypuszczać iż będą w pełni efektywne w roli jednostek zaporowych. Wynika to z faktu pracy w nich części najemników, którzy przeszli przez różne jednostki sił zbrojnych Rosji i mogą wykazywać niechęć do przysłowiowego strzelania do cofających się Rosjan. Jednak, w roli policji pomocniczej na okupowanych terytoriach i formacji niszczących okupowane terytorium kontraktorzy mogą być skuteczniejsi niż nawet Rosgwardia.

Do tego obrazu należy zawsze dołączać część sił separatystów, których wytworzyła Rosja jeszcze po inwazji Ukrainy w 2014 r. Ich jednostki wyglądają niczym formacje milicyjne i również ponoszą znaczne straty w walkach z konwencjonalnymi siłami Ukrainy. O czym świadczą sygnały o mobilizacji wśród coraz młodszych i coraz starszych mężczyzn znajdujących się pod kontrolą władz tzw. republik ludowych. Przy czym, dla strony rosyjskiej istnieje obecnie wręcz priorytet propagandowy, aby odpowiednio ukazywać działania sił ługańskich i donieckich. Chodzi o utrzymanie przekazu, że to właśnie Doniecka i Ługańska Republika Ludowa są niejako awangardą działań zbrojnych i Rosja im pomaga w swojej „operacji specjalnej" (zwrot obowiązujący w przekazach propagandy kremlowskiej, mający kamuflować realny charakter zbrojnej napaści na Ukrainę).

defence24.pl

W sobotę, 26 lutego, namiestnik Czeczenii i sojusznik Władimira Putina, Ramzan Kadyrow, potwierdził, że jego czeczeńskie oddziały uczestniczą w rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Jak podawała ukraińska strona, Rosjan mają wspierać kombinowane siły - oddziały m.in. 141. Pułku Zmotoryzowanego czeczeńskiej jednostki Gwardii Narodowej, którym początkowo dowodził Magomet Tuszajew oraz batalionu „Południe". Ocenia się je na 4 tys. „bojców". Czeczeńskie oddziały miały wspierać uderzenie na Hostomel i uczestniczyć w kluczowej bitwie o lotnisko. Kadyrowcy wpadli w ukraińską zasadzkę, zginąć miał także sam Tuszajew. Kadyrowcy dementują tę informację.

Ukraińcy w wyniku wygranego boju zdobyli znaczną ilość broni. Czeczenów zatrzymały oddziały Gwardii Narodowej i jednostki specjalnej „Alfa" Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU). Kadyrow wysłał na Ukraińców swoich najważniejszych dowódców. Tuszajew był nawet określany jako „prawa ręka" Kadyrowa, a oprócz niego, na Ukrainie ma być Daniila Martynow, czeczeński „minister obrony". To Martynow dowodził reprezentacją czeczeńskiej jednostki SOBR Terek na międzynarodowych zawodach sił specjalnych KASOTC w Jordanii. Szkolił specnaz, a wcześniej sam miał służyć w „Alfie" - z tym że Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Jeżeli także ludzie Martynowa uczestniczyli w bitwie o Hostomel to znaczy, że doszło do starcia dwóch jednostek specjalnych „A" kontrwywiadu (ukraińskiego oraz czeczeńsko-rosyjskiego). Obronną ręką wyszli z niej zatem Ukraińcy.

Co ciekawe, do strat w czasie ukraińskiej ofensywy przyznał się sam Kadyrow. Jak podaje „The Moscow Times" powiedział w końcu, że są „zabici i ranni", a liczby ocenił na „dwóch zabitych oraz sześciu rannych". Z pewnością są to dane zaniżone. Z drugiej strony brytyjskie media piszą o zniszczeniu całej czeczeńskiej kolumny. Bez względu na wysokość strat oznacza to jednak, ze strony zauszników Putina, zdjęcie początkowej kurtyny milczenia w sprawie śmierci swoich ludzi. Do strat żołnierzy z różnych regionów Rosji przyznali się także politycy z Kałmucji i Dagestanu. Oznacza to, że Moskwa wojuje także rekrutami znad Morza Kaspijskiego i Kaukazu.

Wejście na ukraiński front oddziałów czeczeńskich jest w pewnym sensie, ze strony Putina, bronią psychologiczną. Wielką traumą na Ukrainie jest los jeńców ukraińskich, którzy wpadli w czeczeńskie ręce i byli w barbarzyński sposób maltretowani. Zwłaszcza wśród mieszkańców wschodniej Ukrainy samo rozmawianie o czeczeńskich oddziałach budzi silne emocje. Bestialski stosunek Czeczenów w Donbasie wobec Ukraińców sprawił, że walki z tymi oddziałami były jeszcze bardziej zaciekłe. Przykładem jest najważniejsza bitwa w Donbasie, czyli walki o doniecki „Aeroport", gdzie z jednej strony oddziały ukraińskie (legendarne cyborgi) broniły pozycji przez 242 dni, a z drugiej separatyści pchali Batalion „Wostok" jak mięso armatnie, a czeczeńskie oddziały w walkach zostały wybite „do nogi". Nie dziwi zatem krążący po Internecie film, w którym żołnierz ukraiński, smaruje naboje „sało" (słoniną), czyli tłuszczem wieprzowym uznawanym przez muzułmanów za nieczyste zwierzę.

defence24.pl

"Każdej nocy ukraińscy piloci, tacy jak Andrij, przebywają w tajnym hangarze lotniczym. Czekają, aż zostanie wykrzyczana krótka komenda: Air!" — tak swój reportaż o ukraińskich pilotach rozpoczyna amerykański dziennik "New York Times". Do walki z Rosjanami startują z lotnisk w zachodniej Ukrainie, które jeszcze nie zostały doszczętnie zniszczone. Mogą także startować z autostrad.

Bohater artykułu, Andrij, ma 25 lat i odbył dziesięć misji w czasie trwającej wojny. Jego zadaniem jest walka z przeciwnikiem, który ma znaczną przewagę w powietrzu i który bombarduje ukraińskie miasta. Zwłaszcza pod odsłoną nocy, gdy z ziemi trudniej namierzyć rosyjskie samoloty. Andrij ma zestrzelić rosyjski samolot lub zniszczyć pociski manewrujące. Nie chciał powiedzieć, ile samolotów wroga do tej pory zestrzelił. Stwierdził, że jego system celowniczy może strzelać do samolotów oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów.

Młody pilot ukończył szkołę Sił Powietrznych w Charkowie. Przyznał, że ani on, ani jego przyjaciele nigdy nie sądzili, że będą musieli walczyć w prawdziwej wojnie. Jest żonaty, a jego żona do tej pory nie wyjechała z kraju. Przeniósł ją w spokojniejszą część kraju. Zajmuje się teraz wyplataniem siatek maskujących dla ukraińskiej armii. Andrij dzwoni do niej i do bliskich już po zakończeniu kolejnej akcji.

— Moje umiejętności są lepsze niż Rosjan. Ale z drugiej strony wielu moich przyjaciół, nawet tych bardziej doświadczonych ode mnie, już nie żyje — przyznał w rozmowie z "NYT".

Według analityków, jak podaje "NYT", przewaga Rosjan w powietrzu jest olbrzymia. Wykonują ok. 200 lotów dziennie, podczas gdy strona ukraińska zaledwie od pięciu do dziesięciu. Mimo to Ukraina nie jest bez szans, bo Rosjanie latają zazwyczaj nad terytorium kontrolowanym przez ukraińskie wojsko. Może więc ono wysyłać rakiety przeciwlotnicze, aby nękać i zestrzeliwać samoloty.

— Ukraina jest skuteczna na niebie, ponieważ operujemy na własnej ziemi. Wróg wlatujący w naszą przestrzeń powietrzną znajduje się w strefie działania naszych systemów obrony powietrznej — powiedział rzecznik ukraińskich sił powietrznych Jurij Ihnat. Stwierdził, że strategia Ukraińców polega na wabieniu Rosjan w pułapki obrony powietrznej.

"NYT" cytuje również Dave'a Deptule, dziekana Mitchell Institute for Aerospace Studies, w przeszłości głównego planistę ataku podczas kampanii powietrznej "Pustynna Burza" w Iraku. Stwierdził, że imponująca praca ukraińskich pilotów pomogła zrównoważyć przewagę liczebną Rosjan. Z drugiej strony Ukraina ma obecnie około 55 sprawnych myśliwców, których liczba maleje z powodu zestrzeleń i awarii mechanicznych. Ukraińscy piloci "wykorzystują je do maksymalnych osiągów".

Choć prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wielokrotnie apelował do rządów państw zachodnich o pomoc i zwrócił się do NATO o wprowadzenie strefy zakazu lotów nad krajem, do tej pory to nie nastąpiło. Upadł także pomysł przekazania przez Polskę myśliwców Mig-29, którymi ukraińscy piloci mogliby latać po krótkim przeszkoleniu.

Deptula dodał w rozmowie z "NYT", że przekazanie myśliwców ma olbrzymie znaczenie. Bez takiego zaopatrzenia Ukrainie zabraknie maszyn, na których mogliby latać tamtejsi piloci. Wszystkiego nie załatwią też tureckie drony Bayraktary. Są skuteczne do unieruchomienia np. rosyjskich czołgów, nie zestrzelą jednak samolotów, co więcej, drony stają się obiektem ataków rosyjskich sił powietrznych. Niektóre są zestrzeliwane.

onet.pl

14 marca Marina Owsiannikowa, w czasie głównego wydania wiadomości propagandowej stacji Pierwyj Kanał, stanęła za prezenterką z plakatem, na którym widniał napis "Nie dla wojny. Zatrzymać wojnę. Nie wierzcie propagandzie. Oszukują was. Rosjanie przeciwko wojnie". Opublikowała też wcześniej nagranie, w którym powiedziała, że wstyd jej za to, że uczestniczyła w tej propagandzie. Zdjęcia z programu szybko obiegły media na całym świecie, a sama dziennikarka została uznana przez wielu za symbol oporu i odwagi. Warto jednak dodać, że nie brakuje także krytycznych komentarzy i głosów wskazujących, że jej akcja była "wyreżyserowaną przez służby specjalne próbą odwrócenia uwagi od zbrodni popełnianych przez rosyjską armię w Ukrainie" - relacjonuje dw.com.

Dyrektor Pierwyj Kanału, w którym Owsiannikowa przepracowała 20 lat, niemal po tygodniu od głośnego incydentu, zabrał po raz pierwszy głos w sprawie dziennikarki. "Niedługo przed [prostestem - przyp. red.] i zgodnie z naszymi informacjami, Marina Owsiannikowa rozmawiała z brytyjską ambasadą. Kto z was odbywa rozmowy telefoniczne z zagranicznymi ambasadami?" - dopytywał podczas wystąpienia transmitowanego na Telegramie.

Jak relacjonuje jego słowa niezależna "Nowaja Gazieta", miał podkreślić, że gdyby nie obecna sytuacja, niedowiedziałby się mnóstwa rzeczy o swoich współpracownikach, z którymi pracował od dekad:

Spontaniczny wybuch emocji to jedno. Ale zdrada to coś innego. Zwłaszcza, kiedy ktoś zdradza swój kraj, zdradza nas wszystkich, ludzi, z którymi pracował ramię w ramię przez prawie 20 lat. Zdradziła nas na zimno, z pełną rozwagą, dla twardo wynegocjowanej premii. Nawiasem mówiąc, żeby nie stracić pensji, akcję z plakatem zaplanowała dokładnie tak, żeby najpierw dostać wypłatę.
"Zdrada jest zawsze osobistym wyborem, nie możesz kogoś przed nią powstrzymać czy uratować, nawet jeśli wcześniej wiesz o jego planach. Ale trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Poza tym, gdyby dobrze znaną transakcję zaprzedania przyjaciela za 30 srebrników nazwano "impulsem serca", historia świata potoczyłaby się inaczej" - miał komentować.

Dziennikarka udzieliła w międzyczasie także wywiadu, który opublikowała "Nowaja Gazieta". "Nie czuję się bohaterką. Oczywiście, to był akt odwagi, ale teraz przede wszystkim uważam się za wykończoną i zmęczoną osobę. Mój syn mi powiedział, że zrujnowałam życie całej rodziny, ale odpowiedziałam mu, że czasem trzeba zrobić coś lekkomyślnego, żeby życie stało się lepsze" - argumentuje w rozmowie.

Zaraz po zajściu w studiu, Owsiannikowa została zatrzymana, a następnie zwolniona. Wymierzono jej karę 30 tys. rubli (ok. 1200 złotych). Dziennikarka nie wyklucza, że zostanie wobec niej wszczęte postępowanie karne na mocy wprowadzonych niedawno przepisów, zakazujących mówienia o wojnie w Ukrainie. Jeśli tak się stanie, może jej grozić nawet wieloletnie więzienie. - Słyszałam, że wysocy przedstawiciele władz tego zażądali - mówi.

gazeta.pl