Minister ubrana na czarno, jakby na pożegnanie. W tle ktoś krzyczy: "dobra, zaczynamy, za pięć, cztery, trzy, dwa, jeden...". Annalena Baerbock (Zieloni) bierze kolejny oddech, po czym mówi do kamery: Drodzy obywatele, obudziliśmy się dziś w innym świecie. Po miesiącach przygotowań, kłamstw i propagandy, prezydent Putin zdecydował się dziś wieczorem na straszliwe czyny, które będą odpowiedzią na jego groźby.
Jest to niezwykłe otwarcie przemówienia, ze względu na to, jak otwarcie Baerbock pokazuje, że jest zaskoczona. Prawie tak, jakby do tej pory nikt nie podejrzewał, że Putin może kłamać i, z drugiej strony, że całkiem szczerze zrobi to, co zapowiedział: rozpocznie wojnę. Można odnieść wrażenie, że zaczyna się coś zupełnie nowego. To uczucie jest wyczuwalne wszędzie wśród elit Zachodu.
"Wydarzenia te wyznaczają początek nowej ery" – napisała na Twitterze przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. "Putin otwiera nowy, mroczny rozdział w historii Europy" – czytamy w londyńskim "Financial Times". Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg stwierdza: "po rosyjskiej inwazji na Ukrainę powstanie nowa Europa". Ta niegdyś potężna, bogata i wolna część świata musi nauczyć się żyć z nowymi zagrożeniami. I to bardzo szybko.
(...)
NATO przygląda się teraz, jak silnie uzbrojone oddziały rosyjskie atakują Ukrainę ze wszystkich stron i zdobywają ją krok po kroku w bezpośrednim sąsiedztwie kilku państw członkowskich Sojuszu. – Nie mamy żadnych wojsk NATO na Ukrainie i nie planujemy wysłania ich na Ukrainę – powiedział szef NATO Stoltenberg.
To, że większość Ukraińców wierzy w ideały demokratyczne, na których opiera się Sojusz, że chcieli wstąpić do NATO, już się nie liczy. Sojusz nie chce być wciągnięty w wojnę, która nie dotyczy bezpośrednio żadnego z jego członków, ponieważ wtedy mogłaby stać się o wiele bardziej niebezpieczna, także dla reszty świata. Oznacza to jednak również, że NATO musi mniej lub bardziej bezczynnie przyglądać się, jak nowa linia frontu przesuwa się w jego kierunku.
Jeśli Putin całkowicie zajmie Ukrainę, zaanektuje ją lub zainstaluje w Kijowie zależny od siebie reżim, Rosja zbliży się znacznie do granic NATO, a bufor zostanie zlikwidowany. Wówczas rosyjska strefa wpływów nie będzie już graniczyć tylko z Polską, Estonią, Łotwą i Norwegią, ale w przyszłości także z Rumunią, Węgrami i Słowacją.
Moskwa może wtedy jeszcze łatwiej odizolować kraje bałtyckie od terytorium NATO i ewentualnie zaatakować je bez możliwości zapewnienia dostaw przez sojuszników. Nowy stan zagrożenia jest konsekwencją porażki politycznej, która trwa już od pewnego czasu i do której Zachód dopiero teraz się przyznaje.
Tak zwane dwutorowe podejście do Rosji, polegające na prowadzeniu dialogu i stosowaniu środków odstraszających, nie sprawdziło się. Była to strategia, za pomocą której państwa zachodnie zareagowały, gdy w 2014 r. separatyści promoskiewscy zajęli część wschodniej Ukrainy, a Putin zaanektował Krym.
Jednocześnie prawdopodobnie jest już za późno na kompromis. Wraz z tą aneksją, niemal dokładnie siedem lat temu, Moskwa pożegnała się już z kompromisem z NATO. Putin najwyraźniej nie chciał już dialogu. Ale Zachód wciąż mówił bez emocji. Teraz gorączkowo próbuje się uzbroić.
NATO jest w stanie podwyższonej gotowości. We wschodnich krajach NATO rozmieszczane są wojska lądowe i powietrzne oraz jednostki marynarki wojennej. Jednocześnie uaktywniono plany obronne Sojuszu. Oznacza to, że głównodowodzący wojskami NATO w belgijskim Mons może w ciągu kilku dni wysłać na wschodnią lub południowo-wschodnią flankę tysiące żołnierzy z tak zwanych Sił Odpowiedzi NATO.
W piątek wieczorem Stoltenberg niespodziewanie ogłosił, że w związku z niebezpieczną sytuacją dla odstraszania Rosji zostanie wysłanych kilka tysięcy żołnierzy sił reagowania. Jest to jedyna jak dotąd operacja, w której wezmą udział także żołnierze niemieccy. Jak jednak Sojusz powinien się strategicznie zachować w przyszłości, by stawić czoła tej nowej sytuacji?
– Wiarygodność natowskiego systemu odstraszania i zdolności obronnych musi być wyraźnie wzmocniona odpowiednią obecnością sił NATO w regionach graniczących z Rosją i narażonych geograficznie – powiedział "Welt am Sonntag" Heinrich Brauss, były generał, wieloletni zastępca sekretarza generalnego NATO ds. polityki obronnej i bliski doradca Stoltenberga.
– Putin jest impulsywny – mówi Brauss. – Może mu się wydawać, że dzięki szybkiemu atakowi o ograniczonym zasięgu regionalnym, połączonemu z groźbami nuklearnymi, może przedstawić to NATO jako fakt dokonany i szantażować Sojusz.
Wraz ze stałym stacjonowaniem większych kontyngentów NATO we wschodnich państwach członkowskich, Sojusz żegna się z Aktem Założycielskim. W akcie tym obiecała Rosji, że poważnie ograniczy jej obecność wojskową na Wschodzie.
W najbliższych miesiącach wielonarodowe oddziały bojowe w sile brygady, czyli ok. 3 tys. żołnierzy, a nie jak dotychczas tylko 800-1200 mężczyzn i kobiet, będą najprawdopodobniej stacjonować na stałe w wielu państwach członkowskich, a nie jak dotychczas rotacyjnie. Co więcej, w przyszłości wojska NATO znajdą się również na południowo-wschodniej flance Sojuszu, a nie tylko w krajach bałtyckich i w Polsce, jak to ma miejsce obecnie.
– Putin musi wiedzieć, że nie ma żadnej luki, którą mógłby wykorzystać – mówi Brauss. W związku z tym – mówi – szczególnie ważne jest wzmocnienie tych oddziałów. – Zwłaszcza także przez siły z USA – dodaje. Mocarstwo atomowe po drugiej stronie Atlantyku jest jedynym, oprócz Chin, rywalem o władzę polityczną, którego Putin traktuje naprawdę poważnie. A przyszłość Europy będzie zależała od tego, jak ścisły i silny pozostanie sojusz z Ameryką. To także jest punkt zwrotny. Bo tak naprawdę Europejczycy mieli właśnie dążyć do większej niezależności.
(...)
"Pieniądze to nie wszystko", a "pokoju nie zapewnia tylko broń" – możemy usłyszeć od europejskich polityków. Dla Ameryki byłoby to niezrozumiałe. – Stoimy w obliczu gigantycznego ataku o ogromnym potencjale militarnym – mówi politolog z Harvardu Karl Kaiser. Teraz "nie możemy już ciągle przywoływać starych argumentów".
Wojna z Ukrainą zmusza "Europejczyków, a zwłaszcza Niemców, do zwiększenia wydatków na obronność" – dodaje. – Teraz powinno to być teraz naprawdę jasne dla wszystkich – mówi. Fakt, że na przykład Niemcy mają "tylko 260 czołgów, z których nie wszystkie są sprawne", jest "znaczący".
Ale nie tylko niewielka liczba ubrojenia sprawia, że Europa jest bezbronna. Są to również struktury, w których stary kontynent organizuje swoją samoobronę. – Idea czysto europejskiej samoobrony jest najbardziej niejasna w całej tej debacie – mówi Cathryn Clüver Ashbrook z berlińskiego Global Public Policy Institute.
– Wspólne struktury obronne UE, takie jak inicjatywa PESCO, nie są w żadnym wypadku gotowe do samodzielnego użycia w sytuacji kryzysowej. Współpraca europejskich sił zbrojnych w ramach NATO była ćwiczona przez dziesięciolecia, ale w tak dynamicznej sytuacji jak ta, z którą mamy do czynienia obecnie, nie ma przywódcy, który mógłby natychmiast zapewnić największe siły. Nawet dziś tylko Stany Zjednoczone są w stanie to zrobić – mówi ekspertka.
onet.pl