niedziela, 27 lutego 2022


Minister ubrana na czarno, jakby na pożegnanie. W tle ktoś krzyczy: "dobra, zaczynamy, za pięć, cztery, trzy, dwa, jeden...". Annalena Baerbock (Zieloni) bierze kolejny oddech, po czym mówi do kamery: Drodzy obywatele, obudziliśmy się dziś w innym świecie. Po miesiącach przygotowań, kłamstw i propagandy, prezydent Putin zdecydował się dziś wieczorem na straszliwe czyny, które będą odpowiedzią na jego groźby.

Jest to niezwykłe otwarcie przemówienia, ze względu na to, jak otwarcie Baerbock pokazuje, że jest zaskoczona. Prawie tak, jakby do tej pory nikt nie podejrzewał, że Putin może kłamać i, z drugiej strony, że całkiem szczerze zrobi to, co zapowiedział: rozpocznie wojnę. Można odnieść wrażenie, że zaczyna się coś zupełnie nowego. To uczucie jest wyczuwalne wszędzie wśród elit Zachodu.

"Wydarzenia te wyznaczają początek nowej ery" – napisała na Twitterze przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. "Putin otwiera nowy, mroczny rozdział w historii Europy" – czytamy w londyńskim "Financial Times". Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg stwierdza: "po rosyjskiej inwazji na Ukrainę powstanie nowa Europa". Ta niegdyś potężna, bogata i wolna część świata musi nauczyć się żyć z nowymi zagrożeniami. I to bardzo szybko.

(...)

NATO przygląda się teraz, jak silnie uzbrojone oddziały rosyjskie atakują Ukrainę ze wszystkich stron i zdobywają ją krok po kroku w bezpośrednim sąsiedztwie kilku państw członkowskich Sojuszu. – Nie mamy żadnych wojsk NATO na Ukrainie i nie planujemy wysłania ich na Ukrainę – powiedział szef NATO Stoltenberg.

To, że większość Ukraińców wierzy w ideały demokratyczne, na których opiera się Sojusz, że chcieli wstąpić do NATO, już się nie liczy. Sojusz nie chce być wciągnięty w wojnę, która nie dotyczy bezpośrednio żadnego z jego członków, ponieważ wtedy mogłaby stać się o wiele bardziej niebezpieczna, także dla reszty świata. Oznacza to jednak również, że NATO musi mniej lub bardziej bezczynnie przyglądać się, jak nowa linia frontu przesuwa się w jego kierunku.

Jeśli Putin całkowicie zajmie Ukrainę, zaanektuje ją lub zainstaluje w Kijowie zależny od siebie reżim, Rosja zbliży się znacznie do granic NATO, a bufor zostanie zlikwidowany. Wówczas rosyjska strefa wpływów nie będzie już graniczyć tylko z Polską, Estonią, Łotwą i Norwegią, ale w przyszłości także z Rumunią, Węgrami i Słowacją.

Moskwa może wtedy jeszcze łatwiej odizolować kraje bałtyckie od terytorium NATO i ewentualnie zaatakować je bez możliwości zapewnienia dostaw przez sojuszników. Nowy stan zagrożenia jest konsekwencją porażki politycznej, która trwa już od pewnego czasu i do której Zachód dopiero teraz się przyznaje.

Tak zwane dwutorowe podejście do Rosji, polegające na prowadzeniu dialogu i stosowaniu środków odstraszających, nie sprawdziło się. Była to strategia, za pomocą której państwa zachodnie zareagowały, gdy w 2014 r. separatyści promoskiewscy zajęli część wschodniej Ukrainy, a Putin zaanektował Krym.

Jednocześnie prawdopodobnie jest już za późno na kompromis. Wraz z tą aneksją, niemal dokładnie siedem lat temu, Moskwa pożegnała się już z kompromisem z NATO. Putin najwyraźniej nie chciał już dialogu. Ale Zachód wciąż mówił bez emocji. Teraz gorączkowo próbuje się uzbroić.

NATO jest w stanie podwyższonej gotowości. We wschodnich krajach NATO rozmieszczane są wojska lądowe i powietrzne oraz jednostki marynarki wojennej. Jednocześnie uaktywniono plany obronne Sojuszu. Oznacza to, że głównodowodzący wojskami NATO w belgijskim Mons może w ciągu kilku dni wysłać na wschodnią lub południowo-wschodnią flankę tysiące żołnierzy z tak zwanych Sił Odpowiedzi NATO.

W piątek wieczorem Stoltenberg niespodziewanie ogłosił, że w związku z niebezpieczną sytuacją dla odstraszania Rosji zostanie wysłanych kilka tysięcy żołnierzy sił reagowania. Jest to jedyna jak dotąd operacja, w której wezmą udział także żołnierze niemieccy. Jak jednak Sojusz powinien się strategicznie zachować w przyszłości, by stawić czoła tej nowej sytuacji?

– Wiarygodność natowskiego systemu odstraszania i zdolności obronnych musi być wyraźnie wzmocniona odpowiednią obecnością sił NATO w regionach graniczących z Rosją i narażonych geograficznie – powiedział "Welt am Sonntag" Heinrich Brauss, były generał, wieloletni zastępca sekretarza generalnego NATO ds. polityki obronnej i bliski doradca Stoltenberga.

– Putin jest impulsywny – mówi Brauss. – Może mu się wydawać, że dzięki szybkiemu atakowi o ograniczonym zasięgu regionalnym, połączonemu z groźbami nuklearnymi, może przedstawić to NATO jako fakt dokonany i szantażować Sojusz.

Wraz ze stałym stacjonowaniem większych kontyngentów NATO we wschodnich państwach członkowskich, Sojusz żegna się z Aktem Założycielskim. W akcie tym obiecała Rosji, że poważnie ograniczy jej obecność wojskową na Wschodzie.

W najbliższych miesiącach wielonarodowe oddziały bojowe w sile brygady, czyli ok. 3 tys. żołnierzy, a nie jak dotychczas tylko 800-1200 mężczyzn i kobiet, będą najprawdopodobniej stacjonować na stałe w wielu państwach członkowskich, a nie jak dotychczas rotacyjnie. Co więcej, w przyszłości wojska NATO znajdą się również na południowo-wschodniej flance Sojuszu, a nie tylko w krajach bałtyckich i w Polsce, jak to ma miejsce obecnie.

– Putin musi wiedzieć, że nie ma żadnej luki, którą mógłby wykorzystać – mówi Brauss. W związku z tym – mówi – szczególnie ważne jest wzmocnienie tych oddziałów. – Zwłaszcza także przez siły z USA – dodaje. Mocarstwo atomowe po drugiej stronie Atlantyku jest jedynym, oprócz Chin, rywalem o władzę polityczną, którego Putin traktuje naprawdę poważnie. A przyszłość Europy będzie zależała od tego, jak ścisły i silny pozostanie sojusz z Ameryką. To także jest punkt zwrotny. Bo tak naprawdę Europejczycy mieli właśnie dążyć do większej niezależności.

(...)

"Pieniądze to nie wszystko", a "pokoju nie zapewnia tylko broń" – możemy usłyszeć od europejskich polityków. Dla Ameryki byłoby to niezrozumiałe. – Stoimy w obliczu gigantycznego ataku o ogromnym potencjale militarnym – mówi politolog z Harvardu Karl Kaiser. Teraz "nie możemy już ciągle przywoływać starych argumentów".

Wojna z Ukrainą zmusza "Europejczyków, a zwłaszcza Niemców, do zwiększenia wydatków na obronność" – dodaje. – Teraz powinno to być teraz naprawdę jasne dla wszystkich – mówi. Fakt, że na przykład Niemcy mają "tylko 260 czołgów, z których nie wszystkie są sprawne", jest "znaczący".

Ale nie tylko niewielka liczba ubrojenia sprawia, że Europa jest bezbronna. Są to również struktury, w których stary kontynent organizuje swoją samoobronę. – Idea czysto europejskiej samoobrony jest najbardziej niejasna w całej tej debacie – mówi Cathryn Clüver Ashbrook z berlińskiego Global Public Policy Institute.

– Wspólne struktury obronne UE, takie jak inicjatywa PESCO, nie są w żadnym wypadku gotowe do samodzielnego użycia w sytuacji kryzysowej. Współpraca europejskich sił zbrojnych w ramach NATO była ćwiczona przez dziesięciolecia, ale w tak dynamicznej sytuacji jak ta, z którą mamy do czynienia obecnie, nie ma przywódcy, który mógłby natychmiast zapewnić największe siły. Nawet dziś tylko Stany Zjednoczone są w stanie to zrobić – mówi ekspertka.

onet.pl

Najwyżsi urzędnicy Rosji są często opisywani jako dwór Władimira Putina. Z poniedziałkowego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Rosji wynika, że jest to raczej komora odbijająca echo prezydenta.

Czasami trudno uciec od filmowych i teatralnych odniesień, ale w tym przypadku wyglądało to, jak spotkanie króla Leara z Ernstem Stavro Blofeldem z filmów o Jamesie Bondzie. Tematem posiedzenia były pseudopaństwa Doniecka i Ługańska, ale choć Putin zapowiedział, że decyzję podejmie później, to widać było, że już wtedy zdecydowany był je uznać.

Prawdziwy dramat tego spotkania polegał na tym, że najpotężniejsi mężczyźni Rosji — i jedna kobieta — tańczyli i kręcili się w kółko wokół prezydenta.

W przeciwieństwie do większości posiedzeń Rady Bezpieczeństwa, to było transmitowane przez telewizję (a dokładniej, retransmitowane, bo Kreml przyznał, że nie odbywało się, wbrew twierdzeniu telewizji, na żywo). Zamiast zdalnie, jak to w czasach epidemii, to posiedzenie odbyło się osobiście. Zgromadzeni urzędnicy siedzieli w oddalonych rzędach z dala od Putina. Ten, usadowiony za biurkiem, po kolei żądał od nich wyrażenia opinii na temat uznania republik w Donbasie. Jasne było, że właściwa odpowiedź jest tylko jedna.

Niektórzy z nich byli prawdziwymi entuzjastami. Dyrektor tajnej policji FSB Aleksander Bortnikow przedstawił surrealistyczny raport o rzekomych ukraińskich prowokacjach i naruszeniach praw człowieka. Jego poprzednik, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Nikołaj Patruszew ujął całą sprawę w pozytywnych, eschatologicznych kategoriach, dając odpór tym, których celem jest "zniszczenie Rosji".

Minister obrony Siergiej Szojgu jest zawsze trudny do odczytania. Do pewnego stopnia podążał on tą samą linią co Bortnikow, ale skupił się również na wątpliwym argumencie, że Ukraina planuje zdobycie broni nuklearnej. Trudno było jednak stwierdzić, jak bardzo sam wierzy w to, co mówi.

(...)

Przewodnicząca Rady Federacji Walentyna Matwijenko zwróciła uwagę na rzekome "ludobójstwo" dokonywane na etnicznych Rosjanach i rosyjskojęzycznych mieszkańcach Ukrainy.

Dmitrij Miedwiediew, którego nowe stanowisko wiceprzewodniczącego Rady Bezpieczeństwa dało mu szansę na ponowne odkrycie siebie w roli jastrzębia, nawoływał wszystkich do myślenia o dzieciach. Potwierdził, że naród rosyjski, na razie wyjątkowo niezachwycony perspektywą wojny na Ukrainie, będzie oczekiwał i rozumiał radykalne działania. Mówił to z całym przekonaniem człowieka, który żyje w pozłacanej izolacji nowoczesnego bojara, spotykając zwykłych Rosjan tylko wtedy, gdy sprzątają jego limuzynę lub karmią jego kaczki.

Podobnie minister spraw wewnętrznych Władimir Kołokolcew mógł pójść w zaparte, przyjmując maksymalistyczne stanowisko, że Rosja powinna nie tylko uznać obecne granice pseudopaństw w Donbasie, ale ich roszczenia do całego obwodu donieckiego i ługańskiego, w tym do Mariupola.

Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, podobnie jak premier Michaił Miszustin, starał się unikać odpowiedzi na temat uznania pseudopaństw, dopóki nie został przyciśnięty do ściany. Wyglądał na wyraźnie skrępowanego i niezadowolonego, ale kiedy zaczął mówić o ekonomii, Putin — który z kolei wyglądał na jeszcze bardziej znudzonego niż zwykle — popchnął go do rytualnego poparcia nowej linii władzy.

Ale to Miszustin ma wszelkie powody do niezadowolenia. To właśnie jemu, wraz z Antonem Wajno i Siergiejem Kirijenką z kancelarii prezydenta Rosji, powierzono projekt odrodzenia politycznego i gospodarczego kraju. Każda eskalacja, która w najlepszym wypadku będzie oznaczała sankcje, a w najgorszym wojnę, znacznie utrudni realizację tego celu.

Podobnie Dmitrij Kozak, pragmatyczny tropiciel problemów, który był politycznym punktem odniesienia dla rozmów w Mińsku — i który wychował się na Ukrainie — ukrył się w słowotoku, wygłaszając długie przemówienie, po czym, naciskany, przyznał, że Kijów nie zamierza zaakceptować rosyjskiego rozumienia porozumień mińskich i że on, Kozak, "nie chce zwrócić Donbasu Ukrainie".

Kiedy jednak Kozak chciał się wypowiedzieć na temat szerszej kwestii przyszłości Donbasu, Putin uciął mu szybko i kurtuazyjnie, nie raz, ale dwa razy. Można było odnieść wrażenie, że Putin naprawdę nie jest pasjonatem najlepszych praktyk w dziedzinie stosunków międzyludzkich. Jeśli nigdy nie stanie przed trybunałem do spraw zbrodni wojennych, powinien przynajmniej stanąć przed sądem pracy, ponieważ kultywuje toksyczne i niebezpieczne środowisko pracy.

Wystarczy zapytać Siergieja Naryszkina, dyrektora Służby Wywiadu Zagranicznego, który, jak się wydaje, został wyznaczony na kozła ofiarnego tego zgromadzenia. Może on prawdopodobnie czuć ulgę, że w przeciwieństwie do Blofelda, Putin nie zainstalował jeszcze zbiornika z piraniami na spotkania z nim.

W czasie kryzysu był on dobrym żołnierzem, publicznie forsując oficjalną linię znacznie aktywniej niż Patruszew czy Bortnikow. Ale w przeciwieństwie do nich Naryszkin nigdy nie był w wewnętrznym kręgu Putina i został potraktowany podczas poniedziałkowego spotkania jako ofiara poniżającej i całkowicie niepotrzebnej demonstracji władzy szefa. Był, oczywiście, znacznie mniej elegancki niż jego zwykła publiczna persona, stojąc na podium, gdy został wezwany, jak uczeń wskazany przez dyrektora szkoły.

Kiedy Naryszkin powiedział, że "poprze" uznanie pseudopaństw, Putin ostro go docisnął: — Poprze pan, czy popiera? Proszę powiedzieć mi wprost, Siergieju Jewgieniewiczu". Kiedy wyraźnie zdenerwowany Naryszkin powiedział, że popiera "sprowadzenie ich do Rosji", prezydent od razu postawił go na nogi: — Nie o tym rozmawiamy! Czy popiera pan uznanie ich niepodległości?.

(...)

Kiedyś były oficer rosyjskiego wywiadu powiedział mi, że służby wiedzą, że "nie przynosi się złych wiadomości do carskiego stołu". Wszyscy mieliśmy okazję przekonać się, do jakiego stopnia jest to prawdą nawet w przypadku najpotężniejszych postaci w rosyjskim państwie.

Jeśli Ławrow nie może mu powiedzieć wprost tego, co musi wiedzieć o intencjach Zachodu... Jeśli Bortnikow i Szojgu ograniczają się do przekazywania rosyjskiej linii propagandowej... Jeśli Miszustin nie może mówić o kosztach, a Kozak o prawdziwym charakterze sytuacji na miejscu, to czego można się spodziewać?

onet.pl

Na początku czwartej doby operacji do granic Kijowa po raz pierwszy podeszły rosyjskie pododdziały rozpoznawcze zgrupowania rosyjskiego operującego w północno-wschodniej części Ukrainy. Miasto jest okrążane od zachodu, północy i wschodu. Oddziały agresora operujące z terytorium Białorusi dotarły bezpośrednio do północnych i zachodnich obrzeży Kijowa, z kolei zgrupowanie na lewobrzeżnej Ukrainie rozwinęło się w odległości 60–150 km od centrum miasta. W niedzielę w godzinach przedpołudniowych rosyjskie grupy dywersyjno-rozpoznawcze przeprowadziły pierwszą dywersję w lewobrzeżnej części Kijowa (Trojeszczyna). Siły rosyjskie kontynuowały natarcie w kierunku międzynarodowego portu lotniczego w Boryspolu.

Działające od dwóch dni w okolicach ukraińskiej stolicy jednostki rosyjskich sił specjalnych i Wojsk Powietrznodesantowych FR są wzmacniane przez przemieszczające się z Białorusi pododdziały Wschodniego Okręgu Wojskowego. Zniszczone w ciągu poprzedniej doby przez wycofujące się wojska ukraińskie mosty na północ od Kijowa (na Tereku i Desnie) zostały zastąpione przez jednostki inżynieryjne agresora prowizorycznymi przeprawami. W toku walk prowadzonych na kierunku północno-wschodnim wojska rosyjskie wyminęły i blokują pozostałe tam garnizony ukraińskie, na czele z Czernihowem. W kierunku Kijowa wycofują się siły ukraińskie z zadaniem wzmocnienia jego obrony. Dla potrzeb operacji okrążenia stolicy siły rosyjskie przystąpiły do aktywnych działań w północnej części obwodu żytomierskiego i uderzyły na Korosteń.

Na pozostałych obszarach działań prowadzone są walki pozycyjne o główne ośrodki miejskie, w których Ukraińcy prowadzą uporczywą obronę. Rosjanie przerwali pierścień obrony Charkowa i do miasta wjechały rosyjskie grupy rekonesansowe na lekkich pojazdach opancerzonych (prawdopodobnie SpecNaz GRU), jednak po krótkich walkach zostały one wyparte. Walki trwają również o Sumy, Mariupol (miasto zostało okrążone ze wszystkich kierunków), Mikołajów i Odessę (siły ukraińskie odpierają kolejne desanty morskie). Po przejęciu przez siły agresora kontroli nad lewobrzeżną częścią Zbiornika Kachowskiego (siły rosyjskie podeszły pod Enerhodar) sytuacja na tym odcinku frontu się ustabilizowała.

Kolejną noc Rosja prowadziła uderzenia rakietowo-powietrzne, a także ostrzał artyleryjski i ataki dywersyjne na cele na całym terytorium Ukrainy. Zniszczone zostały m.in. składy paliw w Wasylkowie i gazociąg w Charkowie. Rosyjska rakieta spadła na ogrodzenie składu odpadów radioaktywnych w Kijowie. Działania grup dywersyjno-rozpoznawczych po raz pierwszy na większą skalę miały miejsce na prawobrzeżnej Ukrainie (w obwodzie czerkaskim). Również po raz pierwszy wykorzystane zostało lotnictwo strategiczne operujące znad terytorium Białorusi (bombowiec Tu-22M3, jedna z wypuszczonych z niego rakiet miała zostać zestrzelona). Według części źródeł pododdziały Sił Zbrojnych Białorusi mają – w składzie zgrupowań rosyjskich – brać bezpośredni udział w agresji.

26 lutego prezydent Zełenski poinformował, że Ukraina odparła atak na stolicę, czym pokrzyżowała plany dokonania zamachu stanu. Według strony ukraińskiej, mimo prób przejęcia stolicy, w ciągu dwóch dni rosyjska armia nie dokonała żadnego postępu – walki z okupantem toczą się w tych samych miejscach co na początku wojny. Premier Denys Szmyhal oznajmił, że obrona trwa na całej linii frontu, siły ukraińskie „niszczą okupanta na lądzie, morzu i w powietrzu”, a kraj dopiero „powstaje”, by dać odpór przeciwnikowi. Według strony ukraińskiej szacunkowe straty rosyjskie wynoszą 150 czołgów, 706 pojazdów opancerzonych, 27 samolotów, 26 śmigłowców i około 4300 ludzi. Ukraińskie media pokazują nagrania i zdjęcia rozbitych kolumn wojskowych agresora.

Zełenski odrzucił ofertę udziału w rozmowach pokojowych w Mińsku, argumentując, że Białoruś przestała być państwem neutralnym z chwilą udzielenia swego terytorium wojskom rosyjskim. Zaproponował natomiast możliwość przeprowadzenia negocjacji w każdym innym miejscu, ale bez warunku złożenia przez Ukrainę broni. Optymizmowi w sprawach militarnych towarzyszył entuzjazm wywołany decyzją Zachodu o wykluczeniu Rosji z systemu SWIFT. Prezydent wezwał Ukraińców przebywających za granicą do powrotu do kraju i obrony ojczyzny. Zaapelował ponadto do „przyjaciół Ukrainy” o pomoc w walce z okupantem – poinformował przy tym o utworzeniu specjalnego oddziału międzynarodowego w ramach wojsk obrony terytorialnej. Ponownie zwrócił się także do Rosjan z apelem o wywarcie presji na Kreml w celu powstrzymania wojny. Zaapelował również do Białorusinów – wezwał ich do przeciwstawienia się władzom w Mińsku, które pozwoliły na dokonanie agresji na Ukrainę z terytorium białoruskiego. Ukraińskie Ministerstwo Obrony uruchomiło gorącą linię informacyjną, która ma przekazywać dane o poległych żołnierzach i jeńcach rosyjskich. Jest to kolejny element ukraińskiej polityki informacyjnej mający oddziaływać na nastroje społeczne w Rosji.

W trzecim dniu agresji radykalnie wzrosła liczba ludności cywilnej wyjeżdżającej na zachód Ukrainy oraz do Polski. Według danych Straży Granicznej RP od momentu rozpoczęcia działań zbrojnych do Polski wjechało łącznie 156 tys. osób (z czego 77,3 tys. w sobotę). Mimo wprowadzonych ułatwień napływ ludzi przekracza jednak przepustowość granicy, tworzą się wielokilometrowe korki, a na odprawę trzeba czekać kilkadziesiąt godzin. Kolejki są także na przejściach granicznych ze Słowacją, Węgrami i Rumunią.

Na wschodzie kraju pogarsza się sytuacja bezpieczeństwa mieszkańców, wiele miast i miejscowości funkcjonuje w warunkach ostrzału artyleryjskiego, częste są alarmy powietrzne, znaczną część czasu ludzie spędzają w schronach. Zaczynają się nasilać problemy z zabezpieczeniem żywności z uwagi na zniszczenia części infrastruktury drogowej. W oblężonym Charkowie oraz otaczających miejscowościach już odczuwalne są trudności z zaopatrzeniem sklepów i dostępnością paliw. Równocześnie widoczna jest mobilizacja pozostających w swoich domach mieszkańców. W szeregi obrony terytorialnej w ostatnich dniach wstąpiło 37 tys. ochotników na całej Ukrainie. Wśród mieszkańców liczne są postawy solidarności, a fundacje zbierające środki na wsparcie wojska notują rekordowe wpływy.

Minister energetyki ogłosił, że ukraińska sieć elektroenergetyczna nie powróci do pracy synchronicznej z sieciami rosyjską i białoruską oraz że planuje wezwać UE do przyspieszenia decyzji o przyłączeniu sieci ukraińskiej do europejskiej ENTSO-E. Przeprowadzony przez Ukrainę w ostatnich dniach test pracy w reżimie izolowanym (w tym utrzymania częstotliwości 50 Hz) zakończył się sukcesem.

osw.waw.pl

Wydaje się, że w ostatnich dniach Władimir Putin przeszedł przemianę: ze zwykłego podżegacza wojennego stał się antybohaterem męskości. To, co widzimy, to toksyczne zachowanie mężczyzny, który widząc, że jego władza słabnie, rozpoczyna wojnę, aby zrekompensować sobie strach przed tej władzy utratą.

Po raz kolejny ujawniły się zgubne skutki urażonego męskiego ego dla geopolityki - napisał jeden z komentatorów, podczas gdy inny opisał obscenicznie "falliczne lufy armatnie" na językowo "kobieco konotowanej Ukrainie" jako akt gwałtu. Wulgarne psychologiczne interpretacje obrazów i scen zawsze odkrywają jakąś prawdę, choćby tylko o tych, którzy się nimi posługują.

W istocie Putin od lat przedstawia siebie jako wzór energicznej męskości. Z umięśnioną klatką piersiową i barkami, szerokim uśmiechem, szerokim chodem i zawsze nieco pustym spojrzeniem wąskich oczu w prawie siedemdziesięcioletniej twarzy. Która zresztą wydaje się być zoperowana w kierunku nieokreślonej młodości, jak to zwykle widzimy u Silvio Berlusconiego, zastygłego na fizjonomii macho w średnim wieku. Gdy Putin prezentuje się topless: czy to łowiąc ryby, kąpiąc się w lodzie, czy też jadąc konno, gdy biaława skóra mieni się w promieniach głębokiego słońca, wydawał się być samotny, dumny, bliski naturze. Słowem, jak antyteza zachodniego bohatera, który decyduje o losach świata lecz z syberyjskich stepów.

(...)

Co ciekawe, zainteresowanie tym, co stoi za męskością Putina wykazują nie tylko feministki, ale i zdeklarowani przeciwnicy feminizmu, jak np. szwajcarski dziennikarz Roger Köppel. Köppel, który uważa się za radykalnego liberała i lubi się przedstawiać za prowokatora głównego nurtu, oświadczył w zeszłym tygodniu w nietrafionym wywodzie, że Putin jest pogardzany przez niemieckie media, ponieważ uosabia wartości konserwatywne: poczucie tradycji i rodziny, patriotyzm i właśnie męskość. W rozumieniu Köppela Putin jest chodzącą wypowiedzią wojenną słabemu obecnie Zachodowi i jego postmodernistycznym wartościom kulturowym, jednym z ostatnich ostrych wojowników w świecie rozmiękczonym przez debaty o gender, który obnażył "największą słabość Zachodu: poprawność polityczną".

(...)

Od kilku dni prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przemawia za pomocą przekazów wideo z ogarniętego wojną Kijowa: mówi twardo i stanowczo, ale jednocześnie spokojnie i naturalnie, w swoim zielonym T-shircie, jak nieprawdopodobny bohater historii, która już dawno powinna stać się postheroiczna. "Jestem tutaj" - powiedział wreszcie w sobotę rano. "Nie złożymy broni. Będziemy bronić naszego państwa. Naszą bronią jest nasza prawda". Nie, nie chciał, żeby go wywieźli, wcześniej odpowiedział na propozycję Amerykanów, że potrzebuje amunicji, a nie podwózki.

onet.pl