poniedziałek, 24 maja 2021


W połowie lat czterdziestych nastąpiło odrodzenie aktywności Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, któremu przewodzili tym razem nie emigranci, lecz energiczni działacze zamieszkali na terenie wszystkich zaborów. Dwa główne ośrodki tej aktywności mieściły się w okupowanym przez Prusy Poznaniu i Wolnym Mieście Krakowie, ściśle powiązanym z zajmowaną przez Austriaków Galicją. Te właśnie dwa miasta miały być miejscami wybuchu ogólnokrajowego powstania, które nie tyle zaplanował, ile wymyślił nieugięty, choć niezbyt zrównoważony, samozwańczy kandydat na jego przywódcę – Ludwik Mierosławski.

Był to przystojny młody człowiek o jasnych włosach i bohaterskiej postawie. Ten urodzony w 1814 roku syn napoleońskiego oficera i Francuzki brał jako chłopiec udział w powstaniu listopadowym i od tej pory marzył o dowodzeniu armiami. Czekając na okazję do realizacji tych planów, działał w Towarzystwie Demokratycznym, które nazywał czasem walecznym kościołem, a czasem zakonem krucjaty. Mówił podniosłym tonem o dalekosiężnych planach, które nie mogą się nie powieść, i zarażał ludzi swoją energią. Czuł się stworzony do zbrojnej walki przeciwko uciskowi i był przekonany, że zbyt długi pokój deprawuje naród. Wierzył też, że do tego, by młode pokolenie nadmiernie nie zmiękło, konieczna jest „operacja w formie powstania”.

W 1845 roku Mierosławski porozumiał się z dwudziestotrzyletnim Edwardem Dembowskim i wspólnie z nim ułożył projekt powstania, które chcieli wywołać równocześnie w Poznańskiem i Galicji. Po odebraniu ich Prusom i Austrii, miały one stać się przyczółkami umożliwiającymi wyparcie Rosjan z pozostałych obszarów Polski. Na czele rządu tymczasowego obaj spiskowcy chcieli postawić poznaniaka, Karola Libelta, a powstanie miało wybuchnąć wieczorem 21 lutego 1846 roku. Zaapelowali do Mazziniego o wywołanie we Włoszech zamieszek, które miały odwrócić uwagę Austriaków, i przewidywali, że oddział złożony z Polaków i Francuzów wkroczy w tym samym celu przez Szwajcarię do Italii. Inicjatywa spaliła na panewce, gdy Libelt, Mierosławski i inni poznańscy przywódcy spisku zostali wyłapani przez pruską policję. Kiedy wiadomość o tym dotarła do innych konspiratorów, jedni chcieli odwołać powstanie, a inni opowiadali się za jego przyspieszeniem. Doszło w rezultacie do kilku przedwczesnych lokalnych wybuchów. 18 lutego austriackie wojska wkroczyły do Krakowa i zaczęły aresztować spiskowców na terenie całej Galicji. Krakowscy konspiratorzy podjęli mimo to decyzję o wszczęciu powstania i wydali manifest zapowiadający szeroko zakrojone reformy społeczne. „Wołają do nas wolne narody całego świata, byśmy nie zaprzepaścili podstaw bytu narodowego... woła do nas sam Bóg, który zażąda kiedyś od nas rachunku – brzmiało ich przesłanie. – Jest nas dwadzieścia milionów. Podnieśmy się za jednym razem i jak jeden mąż, a żadna potęga świata naszej mocy nie zwycięży. Nastanie dla nas wolność, jakiej na świecie jeszcze nigdy nie było”.

Dnia 27 lutego 1846 roku Dembowski, w chłopskim stroju i z krucyfiksem w ręku, poprowadził procesję po podkrakowskich wsiach, wzywając włościan do powstania. Przedsięwzięcie nie wzbudziło większego entuzjazmu. W drodze powrotnej do Krakowa procesja została zatrzymana przez wojsko austriackie, wspierane przez uzbrojonych w kosy chłopów, których zachęcano do zwalczania „znieprawionych rewolucjonistów” i nieprzyjaciół „dobrego cesarza”. Dembowski został śmiertelnie pobity. Wkrótce potem Austria anektowała Wolne Miasto Kraków. Zdumiewające jest to, że Karol Marks nazwał ten żałosny niewypał pierwszą demokratyczną rewolucją w najnowszej historii.

Nowym elementem w tej narodowowyzwoleńczej rozgrywce była perfidna, intrygancka polityka Austrii, której urzędnicy obiecywali pieniądze za żywych lub zabitych „buntowników”, a także rozpuszczali pogłoski, że polska szlachta wezwała na pomoc francuskie wojska kolonialne, więc w Karpatach zaroi się wkrótce od czarnoskórych żołnierzy, mordujących i pożerających chłopów. Doprowadziło to do masakry ponad dwóch tysięcy przedstawicieli drobnej szlachty, studentów i innych podejrzanych. Zabijali ich chłopi pragnący zademonstrować swoją lojalność wobec cesarza. Przebieg wydarzeń był straszliwym wstrząsem dla polskich patriotów. Chłopi apatycznie zareagowali na wszystkie ich apele, ale z entuzjazmem poparli „swojego cesarza”. Ochłodziło to zapał licznych zwolenników walki o wolność. A widmo chłopów napadających na dwory prześladowało również szlachetnie urodzonych spiskowców w innych częściach habsburskiego imperium, takich jak Węgry i Włochy, gdzie ostatnie wydarzenia bynajmniej nie zachęcały do patriotycznej działalności.

Adam Zamoyski - Święte szaleństwo