sobota, 30 listopada 2019


Niewystarczająco ogrzane mieszkania sprzyjają rozwojowi chorób układu oddechowego, układu krążenia, alergiom czy zaburzeniom hormonalnym, wpływają także na zdrowie psychiczne. W skrajnych przypadkach stan ubóstwa energetycznego może prowadzić nawet do śmierci. Według szacunków dr Grzegorza Libora z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego zawartych w opracowaniu Ubóstwo energetyczne – śmiertelność i jej koszt, w którym przeanalizował on dostępne dane pod kątem wpływu ubóstwa energetycznego na życie Polaków i stan gospodarki, w 2017 r. na skutek zimna w Polsce zmarło ponad 35 tys. ludzi.

Najwięcej osób z powodu zimna umiera w województwie mazowieckim i śląskim, najmniej natomiast w województwie opolskim oraz lubuskim. Dane te nie pokrywają się jednak z danymi dotyczącymi skali ubóstwa energetycznego w poszczególnych województwach, wyliczonymi przez Instytut Badań Strukturalnych dla 2014 roku. – Wykorzystanie do pomiaru ubóstwa energetycznego miary obiektywnej (LIHC) prowadzi bowiem do koncentracji osób żyjących w ubóstwie energetycznym głównie w województwie opolskim oraz na wschodzie Polski. Wykorzystanie miary subiektywnej skutkuje z kolei wzrostem odsetka takich osób w województwach zachodnich. Powyższe dane wymagają jednak uwzględnienia liczby ludności każdego województwa z osobna. Wówczas okaże się, że najwięcej osób umiera z powodu zimna w województwie łódzkim i świętokrzyskim, najmniej w podkarpackim oraz pomorskim. Powyższy rozkład jest już nieco bliższy rozkładowi skali ubóstwa energetycznego przy zastosowaniu miary LIHC. W każdym województwie dostrzec można jednak tendencję, bądź co bądź naturalną, do wzrostu liczby zgonów wraz z wiekiem, również jeśli chodzi o zgony z zimna – wyjaśnia dr Libora.

(...)

Ekspert wyliczył także, ile kosztują budżet przedwczesne zgony wywołane zimnem. „Przyjmując za koszt utraconego przedwcześnie życia wskaźnik, którym posłużono się w raporcie Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii, a więc 1,57 mln euro, okazuje się, że koszt zgonów spowodowanych zimnem w Polsce wynosi około 54 mld euro, tj. ponad 213 mld złotych, zakładając jednak, że wszystkie zgony spowodowane zimnem miały charakter przedwczesny, a jeden taki zgon równa się kilkunastu latom życia. Oczywiście podane kwoty są kwotami maksymalnymi dla wartości waluty z 2010 roku. Tym samym koszt zgonów spowodowanych zimnem, w przeliczeniu na 1 mieszkańca Polski, wynosi 1509 euro tj. prawie 6 tysięcy złotych” – czytamy w analizie.

gazetaprawna.pl

Reklamy piwa powodują wzrost spożycia?

Też. Ale biznesowi nie tylko o to chodzi. Dzięki zalewowi reklam jesteśmy narodem najbardziej zsocjalizowanym z alkoholem. Traktujemy alkohol jak normalny produkt spożywczy. Podobnie działa na nas obecność wódki w każdym spożywczaku i na każdej stacji benzynowej. Kupę kasy idzie na wyraźną ekspozycję. Chodzi nie tylko o to, żeby się alkohol sprzedał, ale też o ważny efekt wizerunkowy: alkohol ma być czymś zwyczajnym.

I jakie to ma skutki?

Światopoglądowe. To wpływa na przekonania, które wyznajemy jako społeczeństwo. Przyzwyczajeni do obecności alkoholu na każdym kroku, wszelkie próby ograniczenia sprzedaży traktujemy jak dziwaczne pomysły. Każda zmiana przepisów w Polsce, nawet delikatna próba ograniczenia sprzedaży alkoholu, wywołuje jazgot mediów i obywateli. "To napaść na wolność, to powrót peerelu".

Biznes alkoholowy wydał mnóstwo pieniędzy, żebyśmy obecność flaszki wódki na każdej stacji benzynowej traktowali niemal jak element praw człowieka. Polacy na puncie dostępności wódki maja podobnego fioła jak Amerykanie na punkcie dostępności broni.

Alkohol na stacjach benzynowych to kolejny ponury skandal. Odwiedzają mnie cudzoziemcy i łapią się za głowę. "Krzysztof, jak to możliwe, że wy na to pozwalacie!?". Oczywiście nie ma dowodów, że wypadki powodują kierowcy, którzy kupili wódkę na stacji. Nie sądzę, żeby tak było. Cała diabelska szkodliwość tej sytuacji polega na czymś innym. Stacje paliw są tak naprawdę melinami z alkoholem, świetnie skomunikowanymi i czynnymi całą dobę. Dla wszystkich ze skłonnością do picia ma to efekt psychologiczny.

Jaki?

Jeśli kierowca zatrzymuje się pod zwykłym sklepem z alkoholem, to wiadomo, po co to robi. Musi podjąć jasną decyzję: "Chcę kupić wódkę". A jak się zatrzymuje na stacji paliw, to jest to mniej ostentacyjne. Kupuje paliwo, a przy okazji: "Poproszę jeszcze małpkę cytrynówki albo wiśniówki".

Proszę zwrócić uwagę, że kolorowe małe buteleczki na wielu stacjach stoją na wysokości wzroku. To nie jest przypadkowe, biznes wódczany wydaje ciężkie miliony na zbadanie, jak działa umysł człowieka ze skłonnością do picia.

Kobieta płaci za paliwo, przy okazji weźmie taką małpkę do torebki. "Ja przecież nie piję wódki, tylko kolorową nalewkę" - tłumaczy potem sama sobie. Bo nie zatrzymała się przecież pod sklepem z alkoholem, tylko po benzynę, a ta małpka to nic wielkiego. Szatański pomysł.

Małpki?

No oczywiście. Niech pan spojrzy rano na trawnik pod blokiem. Buteleczki leżą wszędzie. W Polsce sprzedaje się półtora miliarda rocznie. Ich perfidia polega na tym, że są poręczne.

Pojawiły się 10 lat temu - jeden z Polmosów wpadł na pomysł, żeby wrócić do opakowań 100 ml i wystawić je z ceną 5 zł. Zawojowali rynek. Przemysł alkoholowy postawił wtedy na strategię wciągania w picie kobiet, ale ze wszystkich badań im wychodziło, że kobiece picie wódki jest u nas czymś kulturowo nietolerowanym. I jeśli już - kobiety chcą to robić dyskretnie. Więc wymyślili opakowanie, które dobrze leży w dłoni i mieści się do torebki. A jak ruszyli ze sprzedażą okazało się, że na małpki łapią się wszyscy: kobiety, mężczyźni, dzieci.

Są dwa piki sprzedażowe małpek: 6.30 do 8 rano, a potem po 17-tej. Czyli przed pracą i po pracy. Mężczyzna dzięki małpce może sobie dziabnąć przed robotą, kiedyś kupował piwo, ale małpka łatwiej wejdzie za pazuchę. Niech pan zwróci uwagę, że ludzie w pociągach już nie piją piwa, tylko dyskretnie pociągają z małpek. To po prostu ułatwia picie.

gazeta.pl

Grzegorz Sroczyński: Co się dzieje?

Krzysztof Brzózka: Innym spada, nam rośnie. Francja wraca z dalekiej podróży, w 1980 roku mieli 19 litrów na głowę, teraz - poniżej 12 litrów, Włosi z 16 litrów zeszli do 7 litrów na głowę, Niemcom też spożycie spada, w niedzielę jak wszystko jest zamknięte, to wódki się nie kupi, nawet Rosja w ostatnich latach zanotowała spadek, bo Putin się przeraził, że mężczyźni żyją średnio 64 lata i wprowadził ograniczenia.

Spożycie gigantycznie rosło na Litwie, ale wymordowali ten trend zakazując reklam i zamykając sklepy z alkoholem między 22 a 6 rano. Natomiast Polska z 8 litrów wskoczyła na 11. Pijemy już więcej niż piliśmy w peerelu.

Dlaczego?

Bo jesteśmy jedynym krajem w Europie, który - przy naszym sposobie picia - ma tak liberalne przepisy. Pokutuje u nas pogląd, że w walce z nadmiernym piciem najskuteczniejsza jest profilaktyka, a nie zakazy. Zakazy rzekomo nie działają.

A działają?

Oczywiście. Biznes alkoholowy produkuje nie tylko alkohol, ale też informacje. Fake newsy. Od lat lobbyści pakują nas w ślepą uliczkę: tylko profilaktyka działa, inwestujmy w edukację, róbmy pogadanki, lekcje w szkołach o złym wpływie alkoholu. I oni to chętnie sfinansują, bo tacy są odpowiedzialni.

Oni?

Firmy wódczane. Psycholog społeczny Thomas Babor zebrał dane z całego świata i udowodnił, że sama profilaktyka kompletnie nie działa. Może pan wydać na to dowolne kwoty, ale jeśli nie będzie to połączone z przykręceniem śruby biznesowi alkoholowemu, ograniczeniem reklam, ograniczeniem liczby punktów sprzedaży - są to pieniądze wyrzucone w błoto. Gdyby tak było, że sama wiedza wystarcza, to nie byłoby tylu uzależnionych lekarzy, farmaceutów, chemików. Największe korzyści z profilaktyki antyalkoholowej finansowanej przez przemysł alkoholowy ma ten przemysł.

W Polsce alkohol jest wszędzie. Stacje benzynowe, budy 24 h, sklepy spożywcze, reklamy telewizyjne. Jeden punkt sprzedaży przypada na 275 mieszkańców. To oznacza, że w zasadzie każdy blok mieszkalny ma swoją budę z alkoholem albo knajpę.

Pijemy ponad 11 litrów czystego alkoholu na głowę według miary WHO (Światowej Organizacji Zdrowia), czyli w grupie powyżej 15 roku życia. Wkrótce osiągniemy poziom 12 litrów. Powyżej tej bariery rusza proces degradacji społecznej.

Degradacji?

WHO ustaliło taką granicę. Zbadali, że kiedy spożycie przekracza 12 litrów na dorosłego, wtedy przestaje rosnąć długość życia i jednocześnie rośnie liczba zwolnień lekarskich.

W Polsce długość życia po 1989 roku rosła, teraz ten trend został zatrzymany. I wśród innych przyczyn - takich jak smog, stres, choroby onkologiczne - jest też alkohol. Po przekroczeniu granicy 12 litrów na głowę, długość życia zacznie nam spadać.

Kiedy to się stanie?

Mniej więcej za trzy lata.

gazeta.pl

W niedawnym wystąpieniu szef Sztabu Generalnego sił zbrojnych Rosji generał Walerij Gierasimow sformułował program przygotowań do wojny na dużą skalę - pisze w poniedziałkowej niezależnej "Nowej Gaziecie" komentator wojskowy Paweł Felgenhauer.

Publicysta analizuje wystąpienie Gierasimowa podczas konferencji na temat przyszłości rosyjskiej strategii wojennej, która odbyła się 2 marca w Akademii Nauk Wojskowych. Podobnie jak niedawno amerykański dziennik "New York Times", tak i Felgenhauer porównuje tezy Gierasimowa z jego wystąpieniem na analogicznej konferencji w 2013 roku, w którym mówił on o metodach wojny hybrydowej i które nazwano na Zachodzie "doktryną Gierasimowa".

Sześć lat później nowy wykład Gierasimowa "należy uznać za znacznie zmodyfikowaną, w warunkach coraz bardziej napiętej globalnej konfrontacji z Zachodem, nową +doktrynę Gierasimowa+" - ocenia Felgenhauer. Zwraca uwagę na zmianę tonu i zauważa, że "do oficjalnych dokumentów powróciła retoryka z czasów kulminacji zimnej wojny": Stany Zjednoczone i ich sojuszników nazywa się "agresorami" i "prawdopodobnymi przeciwnikami", tak jak 50 lat temu.

"Sztab generalny przez wszystkie poprzednie lata +opracowywał koncepcje dotyczące neutralizowania działań agresywnych+" - relacjonuje wystąpienie Gierasimowa komentator "Nowej Gaziety". Z wystąpienia wynika, że odpowiedź Rosji będzie opierać się na działaniach nazwanych przez Gierasimowa "strategią aktywnej obrony" i "kompleksem działań uprzedzających w celu zneutralizowania zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa".

Felgenhauer uważa, że analogiczną koncepcję "aktywnej obrony" rozwijał przez 40 lat Sztab Generalny ZSRR. Również i teraz koncepcja zakłada "rozlokowywanie jednocześnie sił powstrzymywania zarówno jądrowego, jak i niejądrowego". Poprzednią "strategię Gierasimowa", która "kładła akcent na działania hybrydowe", komentator nazywa "umiarkowaną" i ocenia, że teraz nie jest już przydatna. "Oczywiście, pozostają w arsenale wszelkie +środki asymetryczne, polityczne, gospodarcze, informacyjne i inne środki pozawojskowe+" - pisze, cytując wypowiedzi Gierasimowa. Teraz jednak, zgodnie z przytoczonymi słowami szefa Sztabu Generalnego zasadniczą treść strategii wojskowej "stanowią kwestie przygotowania do wojny i jej prowadzenia przez siły zbrojne".

"W ciągu sześciu lat wszystko powróciło na swoje miejsce, jak w dawnym dobrym radzieckim podręczniku wojskowym, z którego uczono kiedyś obecnych najwyższych dowódców" - komentuje Felgenhauer.

Ekspert zwraca uwagę na słowa Gierasimowa o tym, że Rosja powinna zapewnić sobie "przewagę techniczną, technologiczną i organizacyjną nad wszelkim potencjalnym przeciwnikiem". Podkreśla, że szef sztabu wskazał na konieczność zaopatrywania armii we wszelki niezbędny sprzęt jeszcze w czasie pokoju, ponieważ - jak mówił Gierasimow - stopień komplikacji współczesnego uzbrojenia raczej nie pozwala na uruchomienie produkcji w szybkim tempie w czasie, gdy konflikt zbrojny już się rozpocznie.

Zdaniem Felgenhauera koncepcje te oznaczają, że "siły zbrojne Rosji powinny mieć przewagę nad połączonymi siłami pozostałej ludzkości". Właśnie takie cele przyświecały radzieckiemu sztabowi generalnemu - przypomina komentator. Jak dodaje, cel ten został osiągnięty pod koniec lat 80. XX wieku, jeśli chodzi np. o ogólną liczbę czołgów czy głowic jądrowych. Wówczas jednak ZSRR nie wytrzymał zbyt wielkiego napięcia gospodarczego i społecznego.

forsal.pl

Inicjacyjny charakter I wojny światowej dla pokolenia rewolucyjnych konserwatystów wiązał się także ze zderzeniem ich przedindustrialnych wyobrażeń z brutalną i dotychczas nieznaną rzeczywistością rodzącej się w okopach nowoczesnej, przemysłowej wojny. To w czasie Wielkiej Wojny po raz pierwszy pojawiły się w powietrzu samoloty i sterowce, piechotę wspierały czołgi, a rozpylane nad okopami gazy bojowe przerażały zarówno szeregowych żołnierzy, jak i ludność cywilną. Te apokaliptyczne okoliczności uświadomiły wracającym z frontu, że powrót do świata przedindustrialnego jest już niemożliwy. Wojna oznaczała ostateczny triumf społeczeństwa przemysłowego. Tego pochodu nie dało się zatrzymać, lecz można było się do niego odnieść.

Rewolucyjni konserwatyści uznali zatem, że liberalizm jest destrukcyjny przez swój indywidualizm dewastujący tradycyjne wspólnoty, ale jego osiągnięcia techniczne mogą być użyteczne w tworzeniu nowego porządku, zbudowanego dzięki erupcji nacjonalistycznej świadomości.

(...)

Współcześnie alt-prawica również nie ucieka od nowych technologii, zaprzęgając technikę w służbę głoszenia i popularyzacji swoich idei. Ich głównym narzędziem stał się Internet, gdzie toczy się wojna o dusze i serca internautów. Pierwszym (a z pewnością najbardziej rozpoznawalnym) żołnierzem alternatywnej prawicy jest brytyjski konserwatywny katolik, a zarazem zdeklarowany gej, Milo Yiannopoulos. Zanim został zbanowany na Twitterze, jego wpisy śledziło ponad 388 tys. użytkowników, a na Instagramie ma obecnie 387 tys. obserwujących. Yiannopoulos nie lubi się ograniczać. Ostro atakuje feminizm („to rak”), islam („to AIDS”), gra także własną orientacją seksualną (jego cykl wykładów na uniwersytetach nosi nazwę Dangerous Faggot Tour, dosłownie „Trasa niebezpiecznej cioty”). Yiannopoulos jest znakomitym przykładem tego, jak Internet może stać się skutecznym narzędziem promowania alt-prawicowych poglądów zgodnie ze starą, medialną zasadą: „Nieważne, jak mówią, ważne, by nie przekręcili nazwiska”.

Nie mniejszą popularnością w alt-rightowym Internecie cieszy się chociażby irlandzko-kanadyjski youtuber i radykalny libertarianin Stefan Molyneux, właściciel niezależnego Freedomain Radio, w którym wypowiada się na tematy związane z polityką, krytycznie odnosząc się m.in. do feminizmu i multikulturowości, widząc w nim narzędzie „białego ludobójstwa” (white genocide). Molyneux jest postacią bardzo kontrowersyjną, oskarżaną o budowanie wokół siebie czegoś na kształt sekty. Wszystko przez promowany przez niego tzw. deFOOing. Molyneux namawia swoich nastoletnich słuchaczy do zrywania wszelkich relacji z rodzicami, jeśli stosowali oni wobec nich przemoc w dzieciństwie, choćby to był tylko klaps. Sam Molyneux promuje peaceful parenting, powstrzymujący się nawet od krzyczenia na własne dzieci.

(...)

Alt-rightowy Internet to jednak przede wszystkim oddolna aktywność tysięcy internautów na łamach portali takich jak 4chan, 8chan czy Reddit, gdzie promują oni swoje poglądy za pomocą internetowych memów. Z tychże źródeł pochodzą choćby przeróżne wariacje związane z popularną Żabą Pepe (Pepe the Frog) przedstawianą jako Donald Trump, nazista, członek Ku-Klux-Klanu lub generał Augusto Pinochet; obrazki przedstawiające krzyżowca krzyczącego „Deus Vult!”, stanowiące aluzję do antyislamskich nastrojów wśród alternatywnej prawicy; wreszcie graficzne przedstawienia „przejażdżek helikopterem” (helicopter rides), nawiązujące do sposobów zabójstw działaczy opozycji lewicowej w Chile i sugerujące ewentualną aprobatę do podobnych działań w USA.

(...)

W przypadku alternatywnej prawicy również mamy do czynienia z ideowym patchworkiem, gdzie pod jedną etykietą funkcjonują poglądy nieraz ze sobą sprzeczne. Do tego samego worka są wrzucani neonaziści, biali nacjonaliści/supremacjoniści, neopoganie, monarchiści, chrześcijańscy fundamentaliści, paleokonserwatysći, libertarianie, protekcjoniści ekonomiczni czy neokonfederaci. Łączy ich, podobnie jak w przypadku rewolucyjnych konserwatystów, jedynie nienawiść do demoliberalnej Ameryki i jej haseł afirmujących mniejszości etniczne, seksualne, religijne itd.

klubjagiellonski.pl