sobota, 5 listopada 2022


Maciej Szopa: W jakich okolicznościach znalazł się Pan na Ukrainie i w jakim charakterze? Dlaczego zdecydował się Pan tam jechać?

Oczywiście pojechałem walczyć do Ukrainy, żeby walczyć za Polskę. Żeby Rosjanie nie mogli się zbliżyć do naszych granic. Zaproponowałem Ukraińcom to, co umiem najlepiej, na odcinkach, na których mogłem im pomóc. Ostatecznie trafiłem na pierwszą linię, bo tam najbardziej mnie potrzebowali.

Jaki to był odcinek frontu?

To był Donbas, równiny, dużo pól, stepy. Oczywiście były zagospodarowane. Pola z liniami lasów.

To był teren zamieszkały przez ludność rosyjskojęzyczną?

Tak. Do tego to był teren, gdzie domniemywało się, że część ludności wspiera Rosjan. Ale ja osobiście spotkałem się tam z dużą ilością ludzi, którzy chcieli zostać przy Ukrainie. Ci ludzie nam pomagali i mieliśmy z nimi bardzo dobre relacje. Co ciekawe, nawet jeżeli miejscowi byli ranni, a znajdowali się na terytorium kontrolowanym przez Rosjan, to i tak przechodzili przez linię frontu do nas, żebyśmy to my im pomagali. Wiedzieli, że my damy im lepsza pomoc niż Rosjanie

Bardziej byliście skłonni pomagać, czy mieliście lepszy sprzęt i umiejętności?

Myślę, że jedno i drugie. Nasz sprzęt medyczny był bezwzględnie lepszy, ale nie chodziło tylko o to... Wybierali nas.

Czyli ludność ma tam możliwość przenikania względnie bezpiecznie linię frontu? To nie tak jak np. w pierwszej wojnie światowej?

Względnie bezpiecznie, łącznie z różnymi kuriozalnymi sytuacjami. Byliśmy np. w trakcie ataku na Rosjan w pewnej wsi, przed chwilą przejechał przed nami rosyjski bojowy wóz piechoty... i nagle z tej samej strony gdzie zniknął ten wóz wychodzą miejscowi. Dowódca krzyczy: nie strzelać! A oni przechodzą i mówią nam gdzie są Rosjanie. To było przy ciągłym ostrzale artylerii, a oni po prostu sobie przechodzili.

Byli w szoku?

Nie, to ich życie codzienne. Codzienne sprawy.

Czyli znieczulica?

W większość to ludzie już tam osiadli, przyzwyczajeni do miejsca. Tacy, którzy nie mają możliwości czy to fizycznej czy mentalnej, aby przenieść się w inne miejsce.

Walczył Pan w formacji ochotniczej. Ukraińskiej czy międzynarodowej?

To byli Ukraińcy głównie, ale było tam też kilku ludzi z innych krajów. Współpracowaliśmy także z formacjami pochodzącymi wyłącznie z krajów zachodniej Europy.

Co można o tych ludziach powiedzieć? Ukraińcy, Polacy, ludzie z zachodu... Jaka tam panowała atmosfera?

Bardzo pozytywna. W ogóle Polacy z Ukraińcami to jak bracia. Możesz rozmawiać po polsku, a Ukraińcy cię rozumieją. Tam było dużo kozaków, którzy mówili w surżyku i do komunikacji z nimi trzeba było trochę słów rosyjskich znać, ale problemy komunikacyjne praktycznie nie istniały. Z chłopakami z zachodu też bardzo pozytywnie to wyglądało. Oni wiedzieli po co przyjeżdżają, chcieli pomóc i byli tam już długo. Odnosili się do wszystkich fajnie i wszyscy do nich. Każdy wnosił jakieś inne spojrzenie na ten konflikt. Miejscowi chłopacy ukraińscy świetnie się odnajdywali w kwestiach dotyczących terenu, mentalności całej tej wojny z Rosjanami, obsługi sprzętu posowieckiego, jak również w kwestiach jak przeżyć, jak się wyżywić, skąd wziąć potrzebne rzeczy. Z kolei chłopaki z zachodu to byli często doświadczeni żołnierze i przynosili umiejętności obsługi bardziej skomplikowanego sprzętu np. Javelinów.

Jaka była rola waszej formacji?

Ja byłem akurat w takiej formacji, która była dosłownie na styku z Rosjanami. Dużo formacji ochotniczych jest na pierwszej linii. Pomagają też na checkpointach. Były również typowo medyczne formacje ochotnicze, które na różnych poziomach się sprawdzają i całościowo nas zabezpieczały.

Służby specjalne i wojska specjalne Ukrainy. Czy to jest sekret sukcesu militarnego Ukrainy w tej wojnie? Dzięki temu się obronili?

To jest wojna kompleksów rozpoznawczo-uderzeniowych, a więc przede wszystkim służb. Obie strony bardzo mocno posługują się służbami i żołnierzami im podlegającymi, czyli oddziałami specjalnymi, i jest to w dużym stopniu wojna, która się o nich opiera. Działając na takim terenie, gdzie jest część ludzi wspierających Rosjan, mieliśmy cały czas osłonę Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU). W trakcie mojego pobytu SBU dokonywało aresztowań ludzi z miejscowej ludności podejrzanych o przekazywanie wiadomości Rosjanom. Wiem też o działaniach jednostek specjalnych SBU w walce z grupami rosyjskimi, które przenikały na naszą stronę frontu. Gdyby te grupy nie były rozbijane i naciskane, mielibyśmy problemy z zaopatrzeniem, infrastrukturą, pracą na tyłach, odpoczynkiem, ze wszystkim.

Bylibyście nękani przez snajperów, ostrzały moździerzowe itp.

Ostrzały moździerzowe były cały czas, ale sądzę, że byłyby skuteczniejsze, gdyby SBU nie pozbawiła przeciwnika źródeł informacji. A dobrze jest w miarę spokojnie odpocząć. Chociaż mieliśmy też sytuacje, że po naszej stronie zniknął żołnierz. Dlatego mieliśmy rozkaz by zawsze być z bronią i znajdować się w większej grupie. Oznacza to, że rosyjskie grupy czy to składające się z ich partyzantów czy oddziałów specjalnych także działały w okolicy. Rosjanie używali swoich oddziałów specjalnych także do rozpoznania czy niszczenia naszych przeszkód inżynieryjnych. Widziałem to na własne oczy.

Jeśli chodzi o ukraińskie oddziały specjalne, to są to rzeczy, o których tylko słyszałem. Mają ułatwioną możliwość działania na zapleczu przeciwnika, szczególnie ze względu na taki sam język, jak na terytoriach na których operują za liniami wroga. Możliwe, że wykonują pełną skalę działań, które mogą robić oddziały specjalne. Od polowania na ważnych ludzi, w tym zdrajców, po obniżanie na różne sposoby morale przeciwnika, zdobywanie informacji, wysadzanie obiektów, czy niszczenie sprzętu i pododdziałów z zasadzek. Ale takie jednostki są też używane przy szturmach i Rosjanie też tak robią. Częste są sytuacje, że to właśnie wojska specjalne zajmują, jakieś pozycje, a potem piechota przejmuje od nich te pozycje i okopuje się. Specjalsi mają lepsze możliwości działania w nocy, przenikania przez ziemię niczyją i reagowania na sytuacje, gdzie może się wydarzyć coś niespodziewanego. Lepiej umieją też obsługiwać sprzęt.

Jaki poziom reprezentowali ci rosyjscy „specjalsi", czy raczej specnaz rosyjski? Czy to był groźny przeciwnik, budził strach? Uznawaliście, że jak się za coś zabierali to osiągną cel?

Specjalsi nie specjalsi... my tego tak nie nazywaliśmy. Nazywaliśmy ich grupami rozpoznawczo-dywersyjnymi, bo oni się nie przedstawiali czy oni są z rozpoznania brygady czy ze specnazu wyższego poziomu. To były dobre grupy, dobrzy żołnierze. Bardzo głęboko wchodzili w nasze terytorium. Ostrzałem snajperskim lub możliwością tworzenia zasadzek szachowali nasze ruchy. Dobrze walczyli w nocy, potrafili radzić sobie w nocy z maskowaniem termowizyjnym, na tyle na ile można to było zrobić.

Mieli jakieś wyposażenie ku temu?

Bardziej wyszkolenie. Po prostu świetnie wykorzystywali teren, żeby znikać i jak najmniej eksponować się w termowizji.

Czy można powiedzieć, że byli na podobnym poziomie wyszkolenia jak ukraińscy ich odpowiednicy?

Trudno mi to oceniać. Ale mieli dużą dyscyplinę ognia. Kiedy mieli zadania, starali się je realizować bardzo uparcie. Potrafili wychodzić noc w noc i byli bardzo konsekwentni w realizacji. Oprócz tego bardzo blisko nas się zapuszczali...

Wspomnieliśmy o SBU. Jak postrzegana jest ta służba przez żołnierzy i ochotników po stronie ukraińskiej? Mówi się, że to układ nerwowy armii ukraińskiej...

W Ukrainie SBU cieszy się bardzo dużym respektem i ma bardzo duże uprawnienia. Służba ta bardzo mocno się czyści i wyczyściła się z ludzi, którzy nie wspierali sprawy ukraińskiej. Dlatego to SBU jest pomocne, kompetentne, bardzo szybko reaguje na przechwycone materiały, radiostacje czy informacje ze strony rosyjskiej. Pozyskane informacje są od razu z marszu o każdej porze przetwarzane, żebyśmy mieli z tego jakiś pożytek. Spotykałem się w Ukrainie z bardzo różnymi ludźmi, ale nikt nie miał do SBU jakiegoś nienawistnego stosunku, z powodu że np. coś mu zrobili, źle traktują itp. Także jest tam duży respekt i szacunek dla tej służby. Jest też pewien rodzaj strachu wobec nich, ale to nie jest niechęć czy nienawiść.

Czyli poważni ludzie traktowani serio. Nie ma nienawiści czyli może nie nadużywają władzy...

Dokładnie tak. Wojna jest szalonym okresem i różne rzeczy w trakcie wojny się zdarzają. SBU nie zajmowała się głupotami, tylko poważnymi rzeczami, po to żeby ta wojna została wygrana.

A co możemy powiedzieć o liniowych wojskach ukraińskich?

Mam o nich bardzo dobrą opinię. Zawsze kiedy były ich zgrupowania w okolicy, albo wiedzieliśmy, że gdzieś stoją ich pododdziały zmechanizowane, pancerne, to czułeś się pewnie. Wiedziałeś, że jest siła, która może cię wesprzeć w każdym momencie. Czasami z naszego odcinka frontu widać było, że ta ilość pododdziałów się zmniejsza, że znikają. Widać było, że to w związku z koniecznością przerzutu w inną część frontu. Wtedy czuło się nerwowość, widać było poczucie straty po stronie chłopaków z Ukrainy, kiedy wiedzieli, że nie ma tego wsparcia.

10 lat temu siły zbrojne Ukrainy przypominały pod wieloma względami armię rosyjską. Jak to teraz wygląda, jeśli chodzi o mentalność czy panującą w nich atmosferę?

Sama armia ma o niebo lepsze wyposażenie niż Rosjanie. Nie mówię o czołgach czy wozach bojowych i tym bardziej złożonym sprzęcie, ale podstawowe wyposażenie żołnierza, Ukraińcy mają nowoczesne nawet w pododdziałach ochotniczych, w obronie terytorialnej. Mają nowoczesne hełmy, plate carriery, dużo słuchawek aktywnych, a także apteczki, które są doskonale wyposażone, duże nasycenie bardzo nowoczesną ręczną bronią przeciwpancerną. U nas każdy najmniejszy pododdział miał do dyspozycji termowizor.

Podobno na początku wojny jedna staza taktyczna przypadała na dwóch żołnierzy. Teraz tego wyposażenia wystarcza. Jeżeli ktoś chciałby i umiał tego używać, to ma do tych rzeczy dostęp. Jeżeli chodzi o broń ręczną to w trakcie mojego pobytu zwiększała się ilość szyn na AK-74 i kolimatorów. W każdej drużynie są ludzie z kolimatorami i to dawało możliwość prowadzenia bardziej precyzyjnego ognia. A w warunkach szturmu na wioskę, wsparcie takiego a'la strzelca wyborowego się sprawdza.

Łączność była szyfrowana, a w razie straty urządzeń bardzo szybko zmieniane były szyfry. Praca jest prowadzona na mapach elektronicznych. W każdym pododdziale każdy dowódca miał tablet, na którym miał elektroniczne mapy z zaznaczonymi swoimi pozycjami oraz przeciwnika, a więc możliwość sprawnego działania. Dzięki Starlinkom, a mieliśmy ich dużo – najpierw jednego potem kilka, mogliśmy mieć stałą łączność kiedy tylko chcieliśmy. Z rodziną, łączność wojskową i mogliśmy np. różne rzeczy sprawdzać na bieżąco.

Starlink jest szyfrowany?

Elon Musk mówił, że nie zapewnia bezpieczeństwa Starlinka, ale po to są systemy wojskowe, żeby przekaz szedł zaszyfrowany. Dynamika pola walki dawała nam też to, że nawet jak jakaś informacja na szybko szła ze słabym szyfrowaniem, to ona za chwilę i tak była nieaktualna.

Frontowa codzienność. Jak to wygląda, czym się różni od tego co widać w socjal mediach?

Warunki w jakich mieszkaliśmy były bardzo dobre, jeżeli nie komfortowe. Przynajmniej na odcinku gdzie my byliśmy, bo my obstawialiśmy brzeg miejscowości więc mieszkaliśmy w jej zabudowaniach. Ci, którzy żyli bardziej w terenie mieli warunki dużo gorsze. Pododdziały są regularnie rotowane, wracają do domów, do rodzin. Jeśli mieszkają bliżej, to przebywają z bliskimi dłużej. Oprócz tego są urlopy, możliwości pozałatwiania swoich spraw.

Na samym odcinku frontu po prostu mamy swoje dyżury. Siedzimy na pozycjach obserwacyjno-nasłuchowych albo w okopach. Robimy zadania, które należy danego dnia wykonać. Następnie wracamy i odpoczywamy.

Jakie to są zadania?

Najczęściej po prostu obserwujesz dany obszar, dane kierunki, przedpole i zajmujesz się takimi rzeczami jak pogłębianie okopów, ich budowanie, ulepszanie okopów, budowanie schronów. Jak już masz to wybudowane to konserwujesz sprzęt i siedzisz w okopach zmieniając się z kolegami. Jeżeli jesteś na punktach obserwacyjno-nasłuchowych to masz obserwację sektora, w okresach newralgicznych jest z tobą więcej osób. W spokojniejszym czasie część obserwuje, a druga część ubezpiecza. Oprócz tego prowadziliśmy działania rozpoznawcze dotyczących danych miejsc plus rozpoznawanie punktów, gdzie można rozmieścić różne rodzaje broni, rozpoznawanie przejść.

Jeżeli jest informacja o uderzeniu przeciwnika to przemieszczamy się w kierunku okopów i wzmacniamy ich załogi. Zwykle to jest w okolicach okopów, w których mamy dyżury na co dzień. Jeśli to nasza strona przygotowuje natarcie, to jesteśmy koncentrowani w określonych obszarach i z nich następnie ruszamy.

Wasze działania były koordynowane z wojskami liniowymi?

Jest zawsze dowódca danego obszaru, który koordynuje wszystkie działania. Były tam różnorodne pododdziały ochotnicze, które się jeszcze dzielą na mniejsze. Wspierają się, dogadują i mamy wzajemnie wsparcie w tym artyleryjskie. Różne grupy koordynują działania, nie ma animozji. Jeżeli ktoś prosi o wsparcie to jest mu ono udzielane.

Czego najbardziej baliście się na froncie? Z tego co można zaobserwować w sieci najstraszniejsza jest chyba artyleria...

Artyleria jest codziennością. Są czasem stałe pory, że strzelają, czasem nie. Nie koniecznie strzelają po tobie, ale cały czas w promieniu kilkunastu kilometrów słyszysz i cały czas masz tą przewlekłą narrację artylerii. Artyleria, która wali przy twoich stanowiskach, na twoje stanowiska, na miejsca, w których mieszkasz...  Nawet jak jesteś gdzie indziej to zdajesz sobie sprawę co tam się dzieje w tym momencie. Lotnictwo znowu niewątpliwie jest rzeczą straszną. Bo wybucha coś, a za pięć, osiem sekund dopiero coś przelatuje. Wcześniej nawet nie wiesz, że to lotnictwo atakowało. Ale ataki lotnicze są rzadkie, z obydwu zresztą stron. Za to technika jest problematyczna. Bo jeśli jesteś na przedpolu, pracujesz nad okopami, albo jesteś w okopach, to taka technika zniszczy cię z jednego, dwóch kilometrów. Ledwo to usłyszysz a już giniesz.

Technika czyli czołgi i bwp?

Tak. Strzeli do ciebie z armaty czy działka albo z wukaemu. Kiedyś chłopaki kopali stanowiska na wzgórzu. Wyjechał czołg, strzelał tylko z PKT – poranił, pozabijał i schował się. Od tamtej pory nikt już nie kopał z tamtej strony, w obawie przed tym czołgiem.

Był Pan też świadkiem użycia amunicji fosforowej. Wygląda to ładnie...

Bardzo ładne, piękne fajerwerki. Pierwszy raz, gdy to widziałem opary do nas zalatywały. One same już są trujące, możesz więc nawet nie dostać tym fosforem, ale i tak jest dla ciebie niebezpieczny. Bywały okresy, że regularnie noc w noc ten fosfor szedł. Fosfor, mieszany z kasetami i klasycznymi ładunkami.

Maski przeciwgazowe pomagały?

Mieliśmy maski z filtrami, rozdano nam je. Na początku, w czasie pierwszych ataków nikt nie chciał zabierać tych masek, ale potem dostaliśmy rozkaz i dowódcy sprawdzali czy mamy te maski więc je zabieraliśmy.

Zgodnie z dostępnymi świadectwami drony też budzą przerażenie.

Drony są tak wszechobecne, tak dominujące, że jak się siedzi na punktach obserwacyjnych czy w okopach to słychać je często. Latają drony ich i nasze. Dronów się oczywiście obawialiśmy, ale nie uciekaliśmy, tylko staraliśmy się być niezauważalni.

Słyszysz drona to starasz się nie zwracać uwagi na siebie, kolegów, czy to co się wykonuje. Bardziej to tak wygląda. Bardzo często padają pytania czy to nasz dron. Jeśli przychodzi informacja, że to nasz, to zapanowuje rozluźnienie. Ale tak naprawdę nie wiesz czy to na pewno nasz, albo czy nie latają dwa drony – nasz i ich. Była taka sytuacja, że atakowaliśmy i z naszej strony szły trzy drony – dwa artyleryjskie i jeden taktyczny. Po ruskiej stronie też jednak musiał być dron, bo jak tylko ruszyliśmy to ruscy weszli w okopy i na zasadzki.

Te wszechobecne drony, to modele wojskowe głównie, czy takie cywilne z hipermarketu?

Regularnie mieliśmy informacje, że lata nad nami Orłan. Wtedy przez jakiś czas zamierał u nas ruch, ale zazwyczaj to były takie komercyjne. Rosjanie często używali też dronów w nocy, czyli musieli mieć dużo termowizji

Mówiliśmy o rosyjskich oddziałach specjalnych, dywersyjnych. A jak postrzegani są przez żołnierzy czy ochotników ukraińskich liniowe wojska rosyjskie? Czy to jest przeciwnik budzący szacunek czy raczej pogardę, niechęć? Propaganda wyśmiewa ich, że są głupi, ale jak to jest naprawdę?

Ukraińcy mają bardzo wysokie morale, dlatego rozmawiając o Rosjanach określają ich różnymi pejoratywami. Z rosyjskich żołnierzy, śmieją się, m.in. z ich apteczek i wyposażenia. Ale nie widziałem, żeby ich lekceważyli. Kiedy rosyjskie drony idą, to się chowają. Kiedy ich artyleria strzela to patrzą, gdzie lecą pociski i jeśli trzeba, chowają się do schronów. Jeżeli idą do walki z Rosjanami, nie działają na zasadzie „haha i tak nas nie trafią", tylko zachowują się normalnie taktycznie w sytuacji kontaktu. Oczywiście armia jest duża i tam na naszym odcinku przeciwnikiem były między innymi jednostki powietrzno-desantowe i one zachowały się inaczej, niż np. oddziały z Ługandy. Ale tak czy owak rosyjska armia to jest armia, skuteczna w walce formacja. Wszyscy wyśmiewają Rosjan, ale nikt nie lekceważy swoich obowiązków. Każdy realizuje zadania rozsądnie, taktycznie. Z respektem. Szczególnie do przeciwnika, który ma czołgi, wozy bojowe, które regularnie są widoczne, artylerię, która strzela do nas częściej niż nasza w nich i która często ma większy zasięg. Ukraińcy są bardzo rozsądni i pragmatyczni.

Jak Ukraińcy sobie wyobrażają koniec wojny?

Uważają, że Ukraina wygra. Że jednostki nowo powstałe, nowy sprzęt, morale i bitność pozwolą im na odwrócenie kolei wojny, w tym sensie, że Rosjanie z zaskoczenia weszli, zajęli pewne terytoria, a teraz oni Ukraińcy te terytoria odzyskają.

Jak w oparciu o swoje doświadczenia skomentuje Pan sukces operacji charkowskiej?

Widać, że Ukraińcy świetnie wykorzystali informacje wywiadowcze, które uzyskali i bardzo dobrze przeprowadzili uderzenia. Wydaje się, że ich straty były relatywnie małe biorąc pod uwagę ile jednostek przeciwnika zmusili do ucieczki i spowodowali utratę ich zdolności bojowej.

Realnie, jak się porówna siły w obwodzie Charkowskim, to były one podobne, a Ukraińcy i tak przepędzili Rosjan i stracili mniej ludzi i sprzętu. To bardzo duży sukces. Jednocześnie widać, że rzeki Oskoł nie przeszli przed umocnieniem nowo zajętych terenów. Podeszli więc do tego rozsądnie, nie ryzykując i starając się nie ponieść dużych strat. To też pokazuje, pragmatyczne podejście do wojny, co tylko dobrze im wróży.

Dziękuję za rozmowę.

defence24.pl

Rosyjskie wojsko (...) próbuje wykorzystać zmobilizowany personel do wznowienia ofensywy w Doniecku, ale prawdopodobnie nadal nie osiągnie operacyjnie znaczących zdobyczy. (...) Ukraiński Sztab Generalny poinformował, że rosyjskie siły skupiają obecnie te ofensywne operacje w kierunku Bachmutu, Awdijiwki i zachodniego obwodu donieckiego. Rzecznik ukraińskiej wschodniej grupy wojsk Serhij Cherevatyi stwierdził 4 listopada, że siły rosyjskie prawdopodobnie próbują przejąć Bachmut i Soledar w obwodzie donieckim, aby Rosja mogła zadeklarować jakiś sukces, ogłaszając „wyzwolenie” Donbasu (choć te zdobycze nie dałoby Rosji kontroli nad całym regionem). Czerewaty odnotował również obecność zmobilizowanych ludzi w kierunku Bachmutu, obszar, na którym w zasadzie nie powinno być zmobilizowanego personelu, biorąc pod uwagę rozległą obecność na tym obszarze Grupy Wagnera i jednostek zastępczych, które nie powinny przyjmować dużej liczby rosyjskich rezerwistów. Wcześniej ISW oceniało, że 3 listopada siły rosyjskie przedwcześnie nabiły niewystarczającą koncentrację zmobilizowanego personelu w ofensywnych najazdach w pobliżu Bachmuta i Wuhledaru w obwodzie donieckim. Widoczna intensyfikacja rosyjskich ataków w obwodzie donieckim prawdopodobnie wskazuje, że siły rosyjskie powtarzają ten błąd na całym tym odcinku frontu. Zwiększona liczba personelu na pozycjach frontowych może pozwolić siłom rosyjskim na osiągnięcie pewnych zdobyczy w obwodzie donieckim, ale słabe wyszkolenie, logistyka i dowodzenie będą nadal uniemożliwiać siłom rosyjskim osiągnięcie operacyjnie znaczących zdobyczy, które mogłyby wpłynąć na przebieg lub wynik wojny.

Siły rosyjskie stwarzają warunki do kontrolowanego wycofania się w północno-zachodnim obwodzie chersońskim, co prawdopodobnie pozwoli uniknąć nieuporządkowanej ucieczki z prawego (zachodniego) brzegu Dniepru. Siły rosyjskie prawdopodobnie będą musiały podjąć walkę o wycofanie się, aby uniemożliwić siłom ukraińskim ściganie ich na lewym (wschodnim) brzegu. Południowe Dowództwo Operacyjne Ukrainy poprawiło doniesienia w mediach społecznościowych z 3 listopada dotyczące niszczenia cywilnych łodzi i nabrzeży wzdłuż Dniepru. (...) stwierdziło, że siły rosyjskie celowo niszczą statki cywilne i ograniczają cywilne korzystanie z jednostek pływających i dostęp do brzegu. Skorygowana historia prawdopodobnie koresponduje z doniesieniami o przygotowywaniu przez siły rosyjskie pozycji obronnych na lewym brzegu i wycofywaniu niektórych elementów oraz sugeruje, że siły rosyjskie eliminują sposoby, w jakie siły ukraińskie mogą ścigać je przez rzekę podczas lub po wycofaniu.

Prezydent Rosji Władimir Putin prawdopodobnie stwarza warunki do kontynuowania tajnej mobilizacji, co sugeruje, że częściowa mobilizacja nie wygenerowała wystarczających sił do realizacji maksymalistycznych celów Putina na Ukrainie, mimo że Putin twierdzi inaczej. Putin ogłosił 4 listopada, że siły rosyjskie zmobilizowały 318 tys. mężczyzn z 300 tys. upoważnionych w związku z rekrutacją ochotników w okresie mobilizacji. Putin dodał, że Rosja przeznaczyła już 49 tys. ludzi na misje bojowe. Twierdzenia Putina o udanej i zakończonej mobilizacji są niezgodne z jego dekretem z 4 listopada, który pozwala rosyjskim urzędnikom mobilizować obywateli skazanych za poważne przestępstwa. Putin podpisał także dekrety rozszerzające status wojskowych na mężczyzn służących w formacjach ochotniczych oraz określające zwolnienia z mobilizacji dla obywateli odbywających służbę zastępczą. Takie dekrety prawdopodobnie wskazują, że Putin przygotowuje się do kontynuowania tajnej mobilizacji w Rosji, próbując zachęcać do wolontariatu lub ustalając warunki mobilizacji skazanych – biorąc pod uwagę, że nie podpisał jeszcze rozkazu o zakończeniu mobilizacji od 4 listopada. Przepisy uprawniające do mobilizacji więźniów mogą również wskazywać, że Putin stara się zapobiegać napięciom społecznym, ustanawiając warunki do mobilizacji skazanych zamiast cywilnych Rosjan.

Rosyjska opozycja i portale internetowe donoszą, że rosyjskie władze i biznes przygotowują się do drugiej fali mobilizacji, modernizując ośrodki rekrutacji do wojska i przygotowując listy uprawnionych mężczyzn. Gubernatorzy obwodu rostowskiego, kurskiego i woroneskiego również mówili wcześniej o przeprowadzeniu drugiej fali mobilizacji, a kilku mężczyzn zgłosiło, że otrzymali wezwania do 2023 r. Chociaż nie jest jasne, czy Kreml podwoi /siły/ po tajnej mobilizacji, czy zainicjuje kolejną falę mobilizacji, dekrety Putina wskazują na ciągłe wyzwania związane z generowaniem sił, które nękają rosyjską kampanię wojskową.

Kosztowne wysiłki Rosji w zakresie generowania sił będą nadal obciążać rosyjską gospodarkę i mogą wywołać napięcia społeczne, jeśli Kreml nie wywiąże się ze swoich zobowiązań finansowych wobec uczestników „specjalnej operacji wojskowej”. Putin podpisał dekret przyznający jednorazową wypłatę 195.000 rubli (około 3.150 dolarów) zmobilizowanym mężczyznom i osobom, które podpisały kontrakt po ogłoszeniu częściowej mobilizacji 21 września. Zobowiązując się do płacenia zmobilizowanym żołnierzom i nadając ochotnikom status wojskowych, Kreml dodatkowo obciąża finansowo rosyjską gospodarkę. Rosyjscy gubernatorzy już teraz wygłaszają oświadczenia próbujące usprawiedliwić opóźnienia w wypłacie rekompensat zmobilizowanym mężczyznom i ich rodzinom, powołując się na kwestie budżetowe i konieczność finansowania dostaw dla rosyjskich żołnierzy. Brak wypłat dla zmobilizowanych mężczyzn już powoduje napięcia społeczne, na przykład w Republice Czuwaski, gdzie 1800 mężczyzn domaga się, aby region natychmiast zapłacił obiecane 400 milionów rubli (około 6,5 miliona dolarów) zmobilizowanej ludności.

understandingwar.org

Premier Denys Szmyhal poinformował o przyjęciu budżetu Ukrainy na 2023 r. Na bezpieczeństwo i obronę przewidziano w nim 43% całości wydatków, czyli ponad 1,1 biliona hrywien (przeszło 30 mld dolarów). Na wypłaty i świadczenia socjalne – drugą pod względem wysokości środków pozycję – przypadnie 17%. Dochody własne państwa szacuje się na 1,3 bln hrywien, co stanowi 51% wszystkich planowanych wpływów, zaś ze wsparcia międzynarodowego ma być sfinansowanych 46% wydatków budżetowych. Minister finansów Serhij Marczenko stwierdził, że budżet przygotowywano przy założeniu, że wojna będzie trwała cały następny rok.

Środek ciężkości walk w Donbasie przesunął się na obszar pomiędzy Donieckiem a granicą obwodu zaporoskiego. Najcięższa sytuacja panuje w rejonie Wuhłedaru, który siły rosyjskie próbują oskrzydlić. Wzrosła presja agresora na pozycje ukraińskie w łuku na zachód od Doniecka. W rezultacie obrońcy podjęli decyzję o całkowitej ewakuacji ludności Marjinki. Niepowodzeniem miały się zakończyć kolejne rosyjskie ataki na Bachmut, Sołedar, na północ od Gorłówki oraz na wschód od Siewierska. Najeźdźcy mieli przejść do kontrataku pomiędzy Swatowem i Kreminną w obwodzie ługańskim i zaatakować pozycje obrońców wzdłuż linii rzeki Żerebeć. Siły ukraińskie ponawiają próby natarcia na pograniczu obwodów charkowskiego i ługańskiego na wschód od Kupiańska i na północny wschód od Swatowego. W obwodzie chersońskim jednostki ukraińskie kontynuowały próby przełamania pozycji rosyjskich, atakując na południe od linii Dawydiw Brid–Dudczany. Według nieoficjalnych informacji miały zająć miejscowość Mała Sejdemynucha nad rzeką Ingulec.

Rosjanie wciąż prowadzą ataki na infrastrukturę energetyczną i przemysłową z wykorzystaniem rakiet i dronów, ale ich intensywność uległa ograniczeniu. Odnotowano trafienia obiektów w Charkowie, Krzywym Rogu, Mikołajowie (celem był m.in. port), Pawłohradzie oraz Pokrowsku w obwodzie donieckim, a także w okolicach Zaporoża. Obie strony ostrzeliwują i bombardują pozycje i zaplecze przeciwnika wzdłuż linii styczności. Siły ukraińskie miały dokonać kolejnych aktów dywersji w Melitopolu i jego okolicach (m.in. w rejonie mostu kolejowego w Switłodołynśkem).

Głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Wałeryj Załużny zwrócił uwagę na nawet trzykrotne zwiększenie liczby ataków rosyjskich – do 80 na dobę „na wybranych odcinkach frontu”. Z kolei zastępca szefa Głównego Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego gen. Ołeksij Hromow poinformował, że na prawym brzegu Dniepru (w obwodach chersońskim i mikołajowskim) znacząco wzrosła liczba przeprowadzanych przez rosyjskie lotnictwo ataków na pozycje ukraińskie. Ma to być spowodowane trudnościami z zabezpieczeniem logistycznym działających tam pododdziałów artylerii. Hromow stwierdził też, że na Białoruś przybywają rosyjscy żołnierze wcieleni do jednostek w trakcie „częściowej mobilizacji”, a stworzenie ugrupowania uderzeniowego może nastąpić nie wcześniej niż za dwa–trzy miesiące. W jego ocenie Rosja chce w ten sposób zmusić wojska ukraińskie do ściągnięcia sił ze wschodu i południa kraju. Dowództwo rosyjskie przywiązuje dużą wagę do wykorzystywania bazy lotniczej w Łunińcu (obwód brzeski), gdzie stacjonuje jednostka wyposażona w irańskie drony bojowe.

Według gen. Mychajły Zabrodskiego, zastępcy przewodniczącego parlamentarnej komisji obrony i byłego dowódcy wojsk desantowo-szturmowych, Rosjanie opuszczą Chersoń bez walki, ale wiosną 2023 r. mogą przeprowadzić dwie operacje ofensywne – na południu z rejonu Zaporoża w kierunku Dniepru oraz z północnego wschodu w kierunku Sum, Połtawy i Dniepru. Z kolei zadaniem sił najeźdźczych rozmieszczonych w obwodach donieckim i ługańskim będzie powstrzymywanie i wiązanie części armii ukraińskiej. Zabrodski nie wykluczył też zagrożenia ze strony Białorusi. Strategicznym celem takiej operacji byłoby okrążenie Ukraińców na lewym brzegu Dniepru i zmuszenie Kijowa do rozpoczęcia negocjacji pokojowych. Według niego Ukraina musi przystąpić do tworzenia trzech nowych ugrupowań operacyjnych – na Zaporożu, w obwodzie sumskim i na Wołyniu.

2 listopada białoruskie MSW zapowiedziało, że planuje stworzyć „drużyny bojowe” złożone z rezerwistów sił specjalnych, które będą wykonywać misje bojowe w przypadku wtargnięcia na Białoruś „najemników”. Nabór do „drużyn” będzie prowadziło Białoruskie Stowarzyszenie Kombatantów Jednostek Wojsk Specjalnych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych „Honor”. Wcześniej szef KGB Iwan Tertel wskazał m.in., że plany Zachodu obejmują m.in. „zbrojne zajęcie regionalnego centrum na terytorium Białorusi jako trampolinę do dalszego rozwoju operacji ofensywnej”.

3 listopada władze okupacyjne w Chersoniu poinformowały, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo opuszczenia miasta przez siły rosyjskie. Mieszkańcom doradzono, aby jak najszybciej przedostali się na drugi brzeg Dniepru. Według władz ukraińskich okupant plądruje miasto (m.in. wywieziono wszystkie karetki pogotowia i wozy strażackie).

Zgromadzenie Narodowe Bułgarii zgodziło się na zwiększenie zakresu napraw ukraińskiego sprzętu wojskowego, a także przekazywanie lekkiego uzbrojenia. Rząd został zobowiązany do przygotowania w ciągu 30 dni planu dostaw dla Kijowa.

Słowacki „Denník N” poinformował 4 listopada, że przez Słowację przedostają się (bezpośrednio lub pośrednio) towary podwójnego zastosowania, wykorzystywane przez Rosję w inwazji na Ukrainę. Ukraińska armia miała wykryć w zestrzelonym irańskim dronie austriackie silniki Rotax 912 do samolotów cywilnych. Sam producent zaprzeczył, by dokonał podobnej transakcji, wiadomo natomiast, że zgody na eksport tych silników do Iranu udzielił pod koniec kwietnia krajowej firmie słowacki urząd celny. „Denník N” przedstawił szeroką listę towarów podwójnego zastosowania (m.in. silniki, łożyska, części do kół), które trafiały przez Słowację do Rosji i mogły służyć do produkcji broni, także ciężkiej. Ministerstwo Obrony już poczyniło kroki na rzecz ustalenia szczegółów i ukrócenia procederu. 

Rząd Szwajcarii odmówił udzielenia zgody na reeksport z RFN na Ukrainę amunicji 35 mm do dostarczonych wcześniej samobieżnych dział przeciwlotniczych Gepard. Niemcy występowały o 12 400 sztuk nabojów, co jest ilością symboliczną (20 jednostek ognia) w kontekście przekazanych armii ukraińskiej 30 dwulufowych Gepardów (w części źródeł pojawiają się informacje o użytkowaniu 24). Dotychczas wraz z Gepardami RFN przekazała 60 tys. sztuk amunicji, jednak zapas ten został już wyczerpany.

Komentarz

Planowane wydatki budżetowe na 2023 r. stanowią potwierdzenie wcześniejszych zapowiedzi władz Ukrainy, że przygotowują się one do długotrwałej wojny. To także kolejny – po dostawach uzbrojenia, sprzętu wojskowego i materiałów wojennych – element wskazujący, że Kijów jest pod względem prowadzenia działań militarnych w pełni uzależniony od pomocy finansowej Zachodu. Należy podkreślić, że do budżetu Ukrainy najprawdopodobniej nie wliczono w żadnej formie nieodpłatnego wsparcia wojskowego świadczonego przez sojuszników (poza wyposażeniem i materiałami wojennymi), również w postaci organizowanych szkoleń oraz donacji pieniężnych na ich sfinansowanie. Jeśli jednak uwzględnić informacje przekazane kilka dni wcześniej przez ambasadora Ukrainy przy ONZ Serhija Kysłycię, zgodnie z którymi w ciągu dziesięciu miesięcy br. ujawniona wartość wsparcia wojskowego dla Ukrainy wyniosła 41,3 mld euro, to koszty prowadzenia działań wojennych mogą okazać się większe niż cała część dochodowa przyszłorocznego budżetu.

Przedstawienie przez gen. Zabrodskiego kierunków potencjalnych działań rosyjskich należy uznać przede wszystkim za mające na celu uzasadnienie konieczności rozbudowy ukraińskich wojsk operacyjnych oraz traktować jako sygnał dla Zachodu, aby nowe jednostki w całości wyposażył. Ze względu na niedostateczną ilość wyposażenia, zwłaszcza ciężkiego uzbrojenia, Ukraina nie była w stanie utworzyć nowych jednostek, a prowadzona po 24 lutego mobilizacja służyła głównie uzupełnieniu stanów osobowych i formowaniu pododdziałów obrony terytorialnej. Dostawy uzbrojenia i sprzętu wojskowego z Zachodu, a częściowo także zdobycze wojenne, w dalszym ciągu są niewystarczające do uzupełnienia strat w istniejących jednostkach. W przypadku dalszego zwiększania liczebności zgrupowania agresora (obecnie ok. 250 tys. żołnierzy) sformowanie nowych związków taktycznych stanie się jednak warunkiem koniecznym do tego, by go pokonać.

Alarmistyczne komunikaty władz okupacyjnych w Chersoniu wzywające ludność do opuszczenia miasta świadczą o trudnej sytuacji sił rosyjskich w regionie. Mimo to nie odnotowano oznak wycofywania się wojsk agresora i rozbudowywane są linie obronne. Ewakuacja ludności ma natomiast zapewne ułatwić zamienienie miejscowości wokół Chersonia w umocnione punkty obronne. Jak wcześniej przyznał prezydent Wołodymyr Zełenski, nie można wykluczyć, że rozpowszechnianie wiadomości o możliwości wycofania się wojsk rosyjskich z miasta to operacja dezinformacyjna. Jej celem jest zachęcenie sił ukraińskich do działań ofensywnych, a w konsekwencji doprowadzenie do dużych strat w ludziach w wyniku natarcia na dobrze przygotowane linie rosyjskiej obrony. Ostrożność sił ukraińskich na południu prawdopodobnie spowodowana jest również tym, że ewentualny ich atak na Chersoń wymagałby zwiększenia liczby przesuwanych z innych odcinków frontu jednostek, to zaś mogłoby ułatwić Rosjanom przeprowadzenie ofensywy na wschodzie Ukrainy.

osw.waw.pl

Punktem odniesienia dla obecnego kryzysu może być historyczny epizod z udziałem Rosji i Ukrainy z XIX w. Historia nie musi się oczywiście powtarzać, ale niektóre jej prawidłowości są zaskakująco stabilne. Mogą się one zmienić, ponieważ ludzie uczą się na błędach historycznych i unikają ich w przyszłości. W nowej książce „Oceany zboża” (ang. Oceans of Grain: How American Wheat Remade the World) Scott Reynolds Nelson analizuje szereg poważnych wstrząsów na światowym rynku zbóż (w tym pszenicy) w XIX w. oraz sposób, w jaki agresywna reakcja Rosji na te wstrząsy doprowadziła do wojny z Japonią. W pierwszej połowie XIX w. na europejskim rynku pszenicy dominowała carska Rosja. Należy zauważyć, że po trzecim rozbiorze Polski, który miał miejsce w 1795 r., Rosja była znacznie większa niż obecnie. Obejmowała część Polski, kraje bałtyckie i Ukrainę. Po 1865 r. kluczowym producentem i eksporterem pszenicy stały się Stany Zjednoczone, a także Kanada, Australia i Argentyna. Wielkie innowacje w transporcie morskim i kolejowym znacznie zwiększyły wolumeny wymiany handlowej. Historyk ekonomii Kevin O’Rourke określił tę ekspansję handlową mianem „europejskiej inwazji zbożowej” (ang. European grain invasion).

Jakie były źródła wstrząsów na światowych rynkach zbóż w XIX w.? Stany Zjednoczone stały się głównym producentem i eksporterem pszenicy, ponieważ po zakończeniu wojny secesyjnej w 1865 r. znacznie wzrosła produkcja w regionie Wielkich Równin. Duże zmiany technologiczne nastąpiły także w transporcie (kolejowym i morskim). Doszło do znaczącej migracji pracowników z Europy do Ameryki, zniesiono też niewolnictwo. Powstawały wówczas liczne nowe firmy zbożowe. Założone zostały m.in. przedsiębiorstwa należące do tzw. czwórki światowych handlowców rolnych „ABCD” (Archer Daniels Midland Co., Bunge Ltd., Cargill i Louis Dreyfus Company), które pozostają istotnymi graczami do dziś. Ponadto wprowadzono wówczas do obrotu tzw. kontrakty terminowe na zboża. Poza Stanami Zjednoczonymi produkcja zbóż upowszechniła się również na obszarach nowo zasiedlonych przez Europejczyków: w Kanadzie, Australii i Argentynie. Innowacje, dzięki którym państwa te stały się głównymi producentami i eksporterami, okazały się mieć trwały charakter i w 2022 r. nadal pozostają jednymi z największych producentów zbóż na świecie. Niektóre z firm zbożowych kontynuowały swoją działalność w Rosji już po inwazji na Ukrainę, pomimo krytyki ze strony zwolenników Ukrainy.

Innowacje te zostały zinterpretowane przez przywódców Rosji jako poważne zagrożenie dla rosyjskiej dominacji na rynku zbóż. W reakcji na nie poszukiwali oni sposobów na zniwelowanie negatywnych skutków dla rosyjskiego eksportu zbóż. Jedną z takich agresywnych reakcji był zwrot na Wschód, rozpoczynający się od kosztownej budowy kolei transsyberyjskiej (budowa trwała w latach 1891– 1916). Miała ona zapewnić Rosji dostęp do Port Artur (obecnie Dalian w Chinach na półwyspie Liaodong), czyli ciepłowodnego azjatyckiego portu, który byłby dostępny przez cały rok. Projekt ten został zatwierdzony przez cara Aleksandra III i zrealizowany przez hrabiego Siergieja Witte. Ten zwrot Rosji na Wschód został jednak uznany przez japońskich przywódców za ingerencję w azjatycką strefę wpływów Japonii w Mandżurii i Korei. Agresywne wejście Rosji do Azji wynikało z niedoceniania rzeczywistej siły kraju Kwitnącej Wiśni. Zakończyło się ono wojną rosyjsko-japońską z lat 1904–1905, która doprowadziła do zniszczenia rosyjskiej Floty Pacyfiku i upokarzającej porażki Rosji. Nelson w swojej pracy odważnie sugeruje, że ta reakcja przywódców carskiej Rosji na wstrząs na rynku zbóż była poważną pomyłką i mogła przyczynić się do wybuchu rosyjskich rewolucji w latach 1905 i 1917, które doprowadziły do obalenia dynastii Romanowów.

obserwatorfinansowy.pl