niedziela, 12 lipca 2020
To kto zdecyduje? Może - jeśli jest taka kategoria wyborców - ci, którzy nawet do końca sobie z tego nie zdając sprawy chcą być po zwycięskiej stronie? A po I turze faworytem jest jednak Duda.
Są i tacy wyborcy. W politologii mówimy o bandwagon effect - przyłączania się do wygrywającego obozu. Ale efekt ten dotyczy głównie wyborów parlamentarnych, a nie prezydenckich. W praktyce efekt ten widzimy, gdy jakaś partia ma kilku-kilkunastopunktową przewagę w sondażach. Wtedy jakaś część wyborców przyłącza się właśnie do jej elektoratu, aby być po zwycięskiej stronie.
W jakimś, choćby niewielkim stopniu, może to zadziałać i w elekcji prezydenta?
Mamy dwóch kandydatów, a ich szanse są wyrównane, więc nie wiadomo do kogo się przyłączyć.
Jeśli wyborca ma w pamięci wyniki I tury, to widzi, że prowadzenie Dudy było wyraźne.
Gdyby sondaże przed II turą sugerowały zwycięzcę, choćby niewielką różnicą, ale wszystkie byłyby zgodne, to wówczas bandwagon effect też by wyraźnie zaistniał. Skoro jednak sondaże są różne, to wyborcy ulegający im mogą się czuć zdezorientowani. Wynik I tury to dla nich jeszcze za mało.
(...)
Jesteśmy - choćby intuicyjnie - zdolni zajrzeć w głowy wyborców, którzy według pana przesądzą o wygranej któregoś z kandydatów?
Tylko intuicyjnie można to zrobić. Jest to bowiem grupa, która jest przekleństwem sztabów wyborczych i senną marą socjologów i politologów. Nie daje się bowiem opisać w kategoriach wykształcenia czy zamieszkania. To "wyborcy ostatniej godziny". Za każdym razem to są inni ludzie. A co ich łączy? To, że do dnia wyborów polityka takiego człowieka nie interesowała, ale dopadło go emocjonalne tsunami przetaczające się przez Polskę.
Do tej pory człowiek ten bronił się przed tą falą, nie oglądał żadnych programów informacyjnych. Ale tuż przed wyborami jest już tak osaczony, że nie potrafi uciec - tak dzieje się najczęściej przy okazji wyborów prezydenckich, II ich tury. Gdzie by nie poszedł, to i tak słyszy rozmowy albo i kłótnie o prezydenta, a znajomi namawiają go, by kogoś poparł. Człowiek pęka i mówi: "trudno, pójdę i zagłosuję". Ale nie jest tak, że ma wypracowany pogląd. Nie. Jego wybór będzie zależał od tego, jaka opinia wpadnie mu do ucha jako ostatnia.
I dlatego sztaby przed ciszą apelują: przekonujcie swoje rodziny, sąsiadów, znajomych!
Właśnie. Starają się w ten sposób wyłuskiwać dla siebie "wyborców ostatniej godziny". Może właśnie teraz odbywa się gdzieś taka rozmowa: - Wiesiu, ja cię błagam. Ty masz ich wszystkich za bandę złodziei, ale zagłosuj na - tu pada nazwisko. Zrób to dla mnie.
gazeta.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)