wtorek, 15 kwietnia 2025



"Wojna między Rosją a Ukrainą to wojna Bidena, nie moja. Dopiero co tu trafiłem i przez cztery lata mojej kadencji nie miałem problemu z jej zapobiegnięciem. Prezydent Putin i wszyscy inni szanowali waszego prezydenta! NIE MIAŁEM NIC WSPÓLNEGO Z TĄ WOJNĄ, ALE PRACUJĘ CIĘŻKO, ABY ZATRZYMAĆ ŚMIERĆ I ZNISZCZENIE!" - napisał Trump we wpisie na portalu Truth Social. Jak dodał, gdyby nie "sfałszowane" wybory 2020 r., do wojny by nie doszło.

"Prezydent Zełenski i skorumpowany Joe Biden wykonali absolutnie okropną robotę, pozwalając na rozpoczęcie tej farsy. Było tak wiele sposobów, aby zapobiec jej rozpoczęciu. Ale to przeszłość. Teraz musimy ją ZATRZYMAĆ, I TO SZYBKO. TAKIE SMUTNE!" napisał Trump.

(...)

Komentując rosyjski atak na Sumy w niedzielę, Trump również stwierdził, że jest to "wojna Bidena", jednocześnie sugerując, że Rosjanie zabili ponad 30 cywilów w Sumach przez pomyłkę.

"Nie zaczyna się wojny z kimś, kto jest 20 razy większy" - powiedział prezydent USA Donald Trump, mówiąc o prezydencie Ukrainy Wołodymyrze Zełenskim. Trump zasugerował, że nie zamierza nakładać nowych sankcji na Rosję i zapowiedział jednocześnie, że wkrótce ogłosi "bardzo dobre propozycje" na temat zakończenia wojny.

Trump ponownie zaatakował ukraińskiego prezydenta podczas poniedziałkowego spotkania z prezydentem Salwadoru Nayibem Bukele. Pytany o wyjaśnienie swojej wypowiedzi o tym, że błąd doprowadził do zabicia cywili podczas ataku rakietowego na Sumy, Trump nie odpowiedział wprost, lecz stwierdził, że "błędem było dopuszczenie do tej wojny"

"Gdyby Biden był kompetentny i Zełenski był kompetentny - i nie wiem, czy taki jest, bo mieliśmy ostrą sesję z tym gościem tutaj, on tylko prosił o więcej i więcej - do tej wojny nigdy nie powinno się dopuścić" - mówił Trump.

Prezydent USA stwierdził, że choć Putin "nie jest aniołkiem", to nie odważył się ruszyć na Ukrainę, gdy on był prezydentem. Pytany później o propozycję Zełenskiego, by zakupić od USA rakiety Patriot, Trump z przekąsem stwierdził, że "on zawsze chce kupować rakiety".

"On jest przeciwko... Słuchaj, jeśli zaczynasz wojnę, musisz wiedzieć, że możesz ją wygrać, prawda? Nie zaczyna się wojny przeciwko komuś 20 razy większemu od ciebie i potem liczy na to, że ludzie dadzą ci trochę rakiet" - powiedział Trump.

Trump zdawał się wykluczać nałożenie nowych sankcji na Rosję w związku z atakiem na Sumy, twierdząc, że "już mamy sankcje na Rosję", i wspominając o tym, że nałożył sankcje na Nord Stream 2.

"Chcę tylko powstrzymać zabijanie i myślę, że dobrze nam idzie w tej kwestii. Myślę, że będziemy mieli bardzo dobre propozycje na ten temat już wkrótce" - powiedział.

Wypowiedź pada w momencie, gdy rozmowy pokojowe z Rosją utknęły w impasie, a Moskwa od tygodni odrzuca propozycję Trumpa dotyczącą zawieszenia broni. W piątek rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt stwierdziła, że prezydent USA jest "sfrustrowany postawą obydwu stron", choć Ukraina przyjęła propozycję zawieszenia broni. Mimo to w niedzielę prezydent twierdził, że jego pełnomocnik Steve Witkoff odbył "dobre" rozmowy w Petersburgu, w tym m.in. z Władimirem Putinem.

PAP


Decyzje prezydenta USA w sprawie taryf, terminu ich wdrożenia i wyłączania pewnych towarów z polityki ceł są absolutnie chaotyczne, ale jego zagorzali zwolennicy twierdzą, że jest on "mistrzem strategii". Wygląda jednak na to, że w "taryfowym pokerze Trump ma znacznie słabsze karty, niż mu się wydawało" - uważa Rachman /Gideon, główny komentator do spraw zagranicznych "Financial Times”/.

Posen /Adam, "Foreign Affairs"/, szef waszyngtońskiego think tanku ekonomicznego Peterson Institute for International Economics, podkreśla, że administracja USA podejmuje decyzje, opierając się na "fałszywej logice", ponieważ zakłada, że ma przewagę nad każdym krajem, z którym posiada ujemne saldo w wymianie handlowej.

To jednak Chiny mają przewagę w wojnie handlowej - podkreśla Posen. Trump nie zauważa, że jeśli ograniczy handel z Chinami, one stracą "tylko pieniądze", a USA znajdą się w położeniu, w którym zabraknie im "żywotnie potrzebnych dóbr, których nie można szybko zastąpić czymś produkowanym w USA, a jeśli tak, to przy absolutnie zaporowych kosztach" - przekonuje ekonomista.

Rachman przedstawia to w ten sposób: "USA nie kupują towarów w Chinach ze względów charytatywnych. Amerykanie chcą tego, co produkują Chiny. Jeśli więc te produkty staną się znacznie droższe lub znikną w ogóle z półek, Amerykanie na tym ucierpią".

Tymczasem Pekin może sobie pozwolić na "grę na zwłokę", a jeśli zdecyduje się na brutalne posunięcia w tej wojnie, to dysponuje dość potężną bronią. Chiny produkują np. 50 proc. składników wymaganych przy produkcji antybiotyków. Konstrukcja samolotów F-35 wymaga importowanych z Chin metali ziem rzadkich. Co więcej, Państwo Środka posiada drugie na świecie, pod względem ilości, rezerwy amerykańskich obligacji rządowych, i może je rzucić na rynek - wylicza Rachman.

Bilans dwustronnej wymiany handlowej pozwala przewidzieć, kto wygra wojnę handlową, bowiem "przewaga leży po stronie mającej nadwyżkę, a nie po tej, która ma deficyt" - wyjaśnia Posen. Chiny, jak to kraje z nadwyżką, mają więcej oszczędności, zaś kraje z ogólnym deficytem, jak USA - wydają więcej niż oszczędzają. A Trump podejmując "kapryśne decyzje" o nałożeniu gigantycznych ceł, doprowadza do tego, że inwestorzy tracą zainteresowanie Ameryką, oprocentowanie jej kredytu rośnie, a zatem obsługa zadłużenia państwa staje się coraz droższa - kontynuuje Posen.

W przypadku prawdziwej wojny prowokowanie potencjalnego adwersarza "zanim się uzbroisz - jest samobójcze". To właśnie robi Trump, a zważywszy na fakt, jak dalece gospodarka USA jest zależna od importu z Chin, "skrajnie nieostrożne" jest wypowiadanie wojny celnej, o ile nie zagwarantowało się wcześniej "alternatywnych dostawców albo adekwatnej krajowej produkcji" - pisze dalej Posen.

Rachman zwraca też uwagę, że Chiny od dawna przygotowywały się do ewentualnej wojny handlowej; są też "lepiej przygotowane na okres politycznego i gospodarczego bólu niż USA, gdzie zawirowania szybko przekładają się na presję polityczną (na władze)".

Administracja Trumpa "wszczyna ekonomiczną wersję wojny w Wietnamie. (...). A wszyscy wiemy, jak to się skończyło" - konkluduje Posen. 

PAP


W Niedzielę Palmową 13 kwietnia rosyjskie pociski balistyczne uderzyły w Sumy, zabijając 35 i raniąc 125 osób, w tym dzieci (odpowiednio dwoje i 15). Był to jeden z najtragiczniejszych w skutkach ataków na ukraińskie miasto od początku pełnoskalowej agresji i kolejny w ciągu tygodnia po zbrodniczym uderzeniu na Krzywy Róg. Pierwszy z iskanderów trafił w budynek Sumskiego Uniwersytetu Państwowego, w którym zorganizowano ceremonię odznaczenia żołnierzy 117 Brygady Obrony Terytorialnej z udziałem wojskowych – także z innych jednostek – i cywilów. Zgodnie ze wstępnymi danymi zginęło w nim 21 cywili, a ponad 20 zostało rannych. Z wojskowych poległ m.in. dowódca wyposażonej w wyrzutnie HIMARS 27 Brygady Artylerii Rakietowej (łącznej liczby zabitych i rannych żołnierzy nie upubliczniono).

Do hekatomby doszło wskutek eksplozji drugiej rakiety nad zabudową mieszkalną, ok. 200 m od pierwszego celu. Według MSW najprawdopodobniej była ona wyposażona w głowicę odłamkową. Podejmując decyzję o uderzeniu, Rosjanie musieli zdawać sobie sprawę z wybitnie cywilnego charakteru atakowanego rejonu Sum. Pozwala to traktować uderzenie z 13 kwietnia – podobnie jak wcześniejszy o tydzień atak na Krzywy Róg – jako popełnioną z premedytacją zbrodnię wojenną, a w wymiarze politycznym – wyzwanie rzucone amerykańskim dążeniom do jak najszybszego wstrzymania działań wojennych.

(...)

Rosjanie zintensyfikowali działania pomiędzy aglomeracjami torećką i pokrowską, nacierając po obu stronach drogi z Doniecka do Kramatorska i Słowiańska (przez węzłową Konstantynówkę). W pozycje ukraińskie wbili się na głębokość do 5 km na froncie o szerokości ponad 10 km. Obrońców wyparli także z kolejnych kwartałów w Torećku oraz z pozycji na północno-zachodnich obrzeżach tego miasta wzdłuż drogi do Konstantynówki. W powolnym tempie poszerzyli obszar kontrolowany pomiędzy Pokrowskiem a Wełyką Nowosiłką. Poczynili też postępy na południe od pierwszego z wymienionych miast, jak również na wschód od Myrnohradu. Zgodnie z niektórymi źródłami wyparli obrońców z następnych pozycji w rejonie Kupiańska (agresor miał zintensyfikować budowę przepraw przez rzekę Oskoł), na kierunku Łymanu, w Czasiw Jarze oraz w obwodzie zaporoskim, gdzie zintensyfikowali działania w okolicach leżącego nad Dnieprem (na drodze do Zaporoża) miasta Kamieńskie.

(...)

W wywiadzie dla portalu LB.ua 9 kwietnia głównodowodzący armii ukraińskiej generał Ołeksandr Syrski ocenił potencjał mobilizacyjny wroga. Liczebność zgrupowania Sił Zbrojnych FR na Ukrainie ma się zwiększać w tempie 8–9 tys. żołnierzy miesięcznie, co według Syrskiego w ciągu roku dało wzrost o 120–130 tys. 1 stycznia br. liczyło ono 603 tys. żołnierzy, a na początku kwietnia – 623 tys. Naborowi do służby sprzyjają głównie wysokie gratyfikacje za podpisanie kontraktu (20–40 tys. dolarów), miesięczny żołd szeregowego żołnierza na poziomie 2,5 tys. dolarów i różnorakie dodatki do niego. Porównując to do sytuacji w armii ukraińskiej, głównodowodzący stwierdził: „my nie możemy sobie na to pozwolić”. 

osw.waw.pl