wtorek, 12 kwietnia 2022


Ciała kilkudziesięciu ofiar rosyjskich wojsk znaleziono we wsi Buzowa niedaleko Buczy na przedmieściach Kijowa.

Ukraińską telewizję poinformował o tym wójt gminy Dmitriwka Taras Didycz. Według jego słów, zbiorowy grób odkryto na terenie okupowanym przez Rosjan, a w obecności dziennikarzy Reutera odsłonięto ciała dwóch ofiar. Dokładna liczba pogrzebanych w tym miejscu osób nie jest znana.

Samorządowiec poinformował też, że cywile byli zabijani przez Rosjan także na trasie Kijów-Żytomierz. Natrafiono tam na około 10 samochodów z zabitymi podróżnymi w środku.

– W gminie jest 14 wsi, z których część była okupowana. Teraz wracamy do życia, ale podczas okupacji były miejsca, w których zginęło wielu cywilów. To trasa Kijów-Żytomierz, szczególnie pomiędzy wsiami Myła (pol. miła) i Mrija (pol. marzenie), gdzie rozstrzelano około dziesięciu samochodów z ludźmi. Także niedaleko stacji benzynowej w Buzowej znaleźliśmy dół, a w nim zabitych cywilów. Były też przypadki, że ludzie byli rozstrzeliwani podczas wchodzenia [rosyjskich żołnierzy] do mieszkań – powiedział wójt.

Według mieszkańców Dmytriwki, z którymi rozmawiał dziennikarz kanału Nastojaszczeje Wriemia, na drodze zginęło około 50 osób. W jednym z aut znaleziono spalone szczątki dziecka.

Samorządowiec dodał, że jednej ofierze rosyjskich zbrodni udało się uciec.

– Gdy mieszkaniec naszej Dmytriwki jechał, bojowy wóz piechoty ostrzelał jego samochód. Rosjanie strzelali i czekali, aż samochód się zapali. Udało mu się wyczołgać z auta i dostać do ambulatorium, gdzie wyciągnęli mu kulę. Po trzech dniach wrócił do pracy na koparce, żeby przywrócić dostawy wody do wsi – powiedził Taras Didycz.

belsat.eu

Ukraińska urzędniczka rozmawiała z rosyjskimi żołnierzami, którzy dobrowolnie poszli do niewoli. Jeden z jeńców opowiedział jej, jak ich kolumna trafiła w zasadzkę. Po pierwszym wybuchu żołnierze się rozbiegli i ich dowódca – podpułkownik – nie mógł ich potem zebrać. Gdy zobaczył rannego w nogę żołnierza miał go zastrzelić ze słowami: “Ranne konie się dobija”.

Wtedy rozmówca Ludmyły Denisowej zrozumiał, że musi uciec z rosyjskiego oddziału, co zrobił w nocy. Miało to miejsce 25 lutego. 1 marca Rosjanin wszedł do “jakiegoś miasta”, zobaczył ukraińską flagę i poddał się mieszkańcom.

belsat.eu

- Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że reżim Putina zakończy się z powodu tej wojny na Ukrainie - powiedział Kara-Murza serwisowi CNN. - Nie oznacza to, że stanie się to jutro. Dwa główne pytania to czas i cena, a przez cenę nie mam na myśli pieniędzy. Mam na myśli cenę w ludzkiej krwi i ludzkim życiu, a to już jest przerażające. Ale reżim Putina się z tym skończy, a po Putinie będzie demokratyczna Rosja - przytoczyło słowa odważnego polityka wtorkowe wydanie NewsMax.

Kara-Murza, reprezentujący opozycyjną partię, której działalność nie wymyka się na ogół spod kontroli Kremla, już wcześniej miał kłopoty, które można wiązać z niezadowoleniem Władimira Putina z jego postawy. Przeżył poważne zatrucie. Zdarzyło się to dwukrotnie - w 2015 i 2017 roku. Przebadał się później za granicą. Lekarze odkryli w jego organizmie wysokie stężenie metali ciężkich. Zwrócił się do Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej, najwyższego organu dochodzeniowego w Rosji, o wszczęcie postępowania. Do tej pory nie wszczęto śledztwa.

Teraz Władimir Kara-Murza zapytany w wywiadzie, czy obawia się o własne życie, odpowiedział: - Cóż, teraz rozmawiam z tobą z Moskwy. Jestem rosyjskim politykiem, muszę być w mojej ojczyźnie. Największy dar, jaki my, będący w opozycji do reżimu Putina, moglibyśmy dać Kremlowi, to poddać i uciekać. Tylko tego od nas chcą.

Kara-Murza nie zdążył po tej rozmowie dotrzeć do domu, bo niemal przed drzwiami mieszkania został zatrzymany. O tym zdarzeniu poinformował CNN menedżer funduszu hedgingowego i współpracownik Kara-Murzy, Bill Browder. Jak powiedział, polityk jest przetrzymywany w znanym areszcie i nie ma dostępu do prawnika.

wp.pl

Granatniki, pociski przeciwpancerne, a nawet systemy wyrzutni rakietowych konstrukcji brazylijskiej, znajdujące się dotąd na wyposażeniu proirańskich szyickich milicji Haszid Szaabi w Iraku, mają być sprowadzane z Iranu do Rosji drogą morską. Według źródeł "Guardiana" trzy statki towarowe z bronią i sprzętem wojskowym przybyły w ostatnich tygodniach do rosyjskiego Astrachania z irańskiego portu Bandar Anzali nad Morzem Kaspijskim.

"Nie interesuje nas, dokąd trafia ta ciężka broń, ponieważ obecnie jej nie potrzebujemy. Jesteśmy szczęśliwi, jeśli tylko ma to antyamerykański charakter" - powiedział przedstawiciel Haszid Szaabi, cytowany przez brytyjską gazetę. Oprócz udostępnienia kanałów przerzutu broni z Iraku rząd w Teheranie miał też udzielić Moskwie bezpośredniej pomocy militarnej. Według "Guardiana" Iran przekazał Kremlowi zakupione wcześniej rosyjskie systemy przeciwlotnicze S-300, a także podobne systemy Bavar-373 własnej produkcji. Gazeta ocenia, że Rosja została zmuszona do poszukiwania wsparcia m.in. w Iranie z uwagi na skutki zachodnich sankcji gospodarczych, uderzających m.in. w jej przemysł zbrojeniowy.

- Ten typ uzbrojenia (systemy wyrzutni rakietowych) może bardzo pomóc Rosji na polu walki na Ukrainie. Haszid Szaabi kontrolują tereny Iraku przy granicy z Iranem, co znacznie ułatwia przekazywanie broni. Inne kraje, np. Chiny, odnoszą się wyjątkowo ostrożnie do militarnego wspierania Moskwy ze względu na zachodnie sankcje. Iranowi bardzo zależy jednak na tym, żeby Rosja nie przegrała wojny z Ukrainą - ocenił w rozmowie z "Guardianem" Mohaned Hage Ali, ekspert think tanku Carnegie Middle East Center z siedzibą libańskim Bejrucie.

W ocenie analityka rezultat starcia Rosji z Ukrainą ma kluczowe znaczenie dla Teheranu. - Chodzi tutaj zwłaszcza o sytuację w Syrii, ponieważ wspierany przez Iran rząd w Damaszku jest zależny od rosyjskiej pomocy wojskowej. Ponadto Rosja koordynuje działania na Bliskim Wschodzie, starając się nie dopuścić do bezpośredniego konfliktu Iranu z Izraelem - dodał Hage Ali.

dziennik.pl


"Ukraiński sposób prowadzenia wojny to spójna, inteligentna i dobrze przemyślana strategia walki z Rosjanami, skalibrowana tak, by wykorzystać konkretne rosyjskie słabości. Pozwoliła Ukraińcom zachować mobilność, przez niszczenie logistyki pomogła zmusić Rosjan do zajmowania przez długi czas nieruchomych pozycji, naraziła Rosjan na wysokie straty spowodowane wyczerpaniem, a w bitwie pod Kijowem doprowadziła do zwycięstwa, które całkowicie zmieniło końcową polityczną rozgrywkę rosyjskiej inwazji" - pisze O’Brien, będący profesorem studiów strategicznych na Uniwersytecie St. Andrews w Szkocji.

Jego zdaniem ukraiński sposób wojowania ma kilka najważniejszych elementów, wśród których wymienia: rywalizacja o dominację w powietrzu nad obszarem bitwy, niedopuszczenie do przejęcia przez Rosjan kontroli nad miastami, co komplikuje komunikację i logistykę rosyjskiego wojska, pozwolenie siłom rosyjskim na przemieszczanie się w trudnych do wsparcia kolumnach i atakowanie tych kolumn ze wszystkich stron.

Rywalizowanie o dominację w powietrzu to — według O'Briena — "podstawa ukraińskiego sukcesu", ponieważ "pozwala siłom ukraińskim manewrować, jednocześnie irytując siły rosyjskie, obawiające się, że staną się celem ataku".

"Ukraińcy nigdy nie uzyskali przewagi powietrznej, jako że rosyjskie lotnictwo jest zbyt liczne, a siły rosyjskie są dobrze wyposażone w systemy przeciwlotnicze, jednak ukraiński plan utrudnił rosyjskiemu lotnictwu patrolowanie obszarów walki" — podkreśla autor.

Oprócz tego O'Brien zaznacza, że Ukraińcy "zamienili swoje miasta w twierdze", co skomplikowało istotnie rosyjską logistykę i komunikację: "Rosjanie mogą nadal przemieszczać wojska drogami, ale konieczność unikania miast kontrolowanych przez siły ukraińskie zmusza ich wojska do obierania dłuższych i trudniejszych tras".

Następnie według eksperta Ukraińcy pozwolili siłom rosyjskim "rozciągnąć się wzdłuż dróg", co biorąc pod uwagę błotnistą porę, "ograniczyło ich (możliwości) do wąskich utwardzonych dróg i dodatkowo ograniczyło ich zdolność poruszania się".

W dalszej kolejności Ukraińcy przypuścili ataki na długie rosyjskie kolumny, które realizowane były "przez siły powietrzne (najbardziej znane to tureckie drony Bayraktar), siły specjalne, artylerię dalekiego zasięgu, a nawet duże formacje konwencjonalne", a "straty spowodowane ukraińskimi atakami utrudniały rosyjskie próby zgromadzenia wystarczających sił do zaatakowania Kijowa" - opisuje O'Brien.

Chociaż Rosjanie próbowali posuwać się od Sumy, Czernihowa i od strony północnego zachodu, "ukraiński opór sprawił, że nigdy nie zgromadzili wystarczających sił, by otoczyć Kijów, nie mówiąc już o szturmie" - wyjaśnia autor.

Przekonuje on również, że "zamiast bezpośrednio atakować ciężkie rosyjskie formacje czołgów i artylerii, Ukraińcy użyli lekkich, zwrotnych sił, by wykorzystać rosyjskie słabości i odnieść zwycięstwo".

onet.pl

Kanclerz Nehammer spotkał się z Władimirem Putinem bez kamer, a po spotkaniu nie było konferencji prasowej. Szef rządu Austrii w ten sposób uniknął bardzo prawdopodobnych, choć zarazem dość już ogranych i w istocie prymitywnych sztuczek rosyjskiej dyplomacji. Rosjanie od dłuższego czasu seryjnie upokarzają gości, którzy zawsze są tak traktowani, by sprawiali wrażenie naiwnych lub słabych.

Krytyka szefa rządu Austrii wpisuje się w myślenie części polityków europejskich, którzy w ogóle podważają sens rozmów z rosyjskim przywódcą. W takim duchu wypowiedział się kilka dni temu premier RP Mateusz Morawiecki, który zaatakował prezydenta Francji za liczne i bezskuteczne jak dotychczas rozmowy telefoniczne z Władimirem Putinem.

Emmanuel Macron odpowiedział w niezwykle brutalny sposób, nazywając Mateusza Morawieckiego skrajnie prawicowym antysemitą.

Pomijając już co najmniej nieszczęśliwą formę, to nieprawdą jest to, co mówił szef polskiego rządu, iż "ze zbrodniarzami nie należy rozmawiać". Premier wymienił przy tym Hitlera, Stalina oraz Pol-Pota jak przykłady tych dyktatorów, z którymi rzekomo nie negocjowano.

Problem polega na tym, że jest to nieprawda. Z Adolfem Hitlerem Zachód (a do pewnej chwili również i Polska) jak najbardziej negocjował, a ze Stalinem paktowano w Teheranie, Jałcie oraz Poczdamie. Ze Stalinem, niezależnie od tego, że każdy wiedział, że ma do czynienia z psychopatycznym mordercą, rozmawiał też zarówno generał Sikorski, jak i premier Mikołajczyk.

Po konferencji poczdamskiej kontakty ze Stalinem na najwyższym szczeblu co prawda ustały, ale te dyplomatyczne były kontynuowane. W przypadku Adolfa Hitlera negocjacje rzeczywiście w pewnym momencie zakończyły się, ale stało się tak dlatego, że wybuchła wojna światowa i Zachód postawił sobie za cel doprowadzenie do kapitulacji III Rzeszy.

Jeśli chodzi o obecne relacje Zachodu z Rosją, to mamy do czynienia jednak z zimną wojną, a nie wojną w sensie dosłownym.

To, że Rosjanie napadli bez jakiegokolwiek uzasadnienia na demokratyczne państwo i mordują nie tylko ukraińskich żołnierzy, ale również ukraińską ludność cywilną, nie wpływa przy tym na to, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski sam dąży do spotkania z Władimirem Putinem.

Celem ukraińskiej dyplomacji, która chce doprowadzić do spotkania obydwu prezydentów, jest uniemożliwienie Rosjanom podważania ewentualnego porozumienia pokojowego, gdyż publicznie musiałby je zaakceptować Władimir Putin.

Ewentualne spotkanie obu polityków ma też jednak drugi cel. Ukrainie chodzi o to, żeby Moskwa musiała publicznie uznać władze Ukrainy.

W tym świetle tyrady skierowane przeciwko prezydentowi Francji czy też kanclerzowi Austrii są po pierwsze zbyt ostre, a po drugie nie dotyczą kwestii skuteczności. Wydają się być co najmniej nietrafione, a już na pewno niedojrzałe.

Warto pamiętać, że w dyplomacji nie negocjuje się tylko z tym przywódcą państwa, którego zamierza się pokonać w wyniku wojny. Biorąc pod uwagę potencjał nuklearny, nikt zdrowy na umyśle nie planuje pokonać Rosji w wyniku wojny i ani Joe Biden, ani Wołodymyr Zełenski nie myślą o defiladzie zwycięstwa na Placu Czerwonym.

Polityka międzynarodowa polega niestety na tym, że rozmawia się i negocjuje, a czasem, co gorsza, nawet pozuje do zdjęć z wyjątkowo odrażającymi postaciami. To zaś, czy jest to moralne, czy nie mierzy się nie stopniem swojego osobistego obrzydzenia, ale liczbą ludzi, których życie można dzięki temu uratować.

onet.pl