wtorek, 22 października 2024



"(Ukraina) była i jest wykorzystywana do tworzenia krytycznych zagrożeń dla bezpieczeństwa Rosji, przy jednoczesnym ignorowaniu naszych żywotnych interesów, uczciwych obaw o naruszenie praw ludności rosyjskojęzycznej, a teraz wcale nie ukrywają (przeciwnicy Moskwy — red.) celu zadania strategicznej porażki naszemu krajowi" — powiedział Putin cytowany przez rosyjską agencję prasową RBC.

Według rosyjskiego dyktatora są to "iluzoryczne kalkulacje, które mogą być dokonywane tylko przez tych, którzy nie znają historii Rosji i nie biorą pod uwagę jedności, męstwa i spójności jej narodu, wypracowanych przez wieki".

Putin zauważył również, że prawie wszystkie z 40 państw reprezentowanych na szczycie BRICS myśli o stworzeniu nowego demokratycznego porządku światowego. Taki porządek świata powinien opierać się na poszanowaniu suwerennego wyboru krajów i narodów, przestrzeganiu prawa międzynarodowego i duchu wzajemnie korzystnej uczciwej współpracy, podkreślił rosyjski dyktator.

Jednak "przejście do bardziej sprawiedliwego porządku światowego nie jest łatwe", ponieważ jego tworzenie jest utrudniane przez siły "przyzwyczajone do myślenia i działania poprzez dominację nad wszystkim i wszystkimi", powiedział Putin.

Według rosyjskiego dyktatora przeciwnicy Moskwy wykorzystują "nielegalne jednostronne sankcje", protekcjonizm, manipulowanie walutami i giełdami, a także ingerowanie w wewnętrzne sprawy państw. W związku z tym Putin powiedział, że Zachód odstręcza od współpracy rosnących w siłę konkurentów w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej.

onet.pl


Analitycy z firmy KROS zbadali częstotliwość, z jaką w rosyjskich mediach pojawiają się “trwożne” informacje i poziom reakcji na nie w sieciach społecznościowych w trzecim kwartale roku -  pisze gazeta Kommiersant.

Największym powodem niepokoju Rosjan w drugiej połowie 2024 roku pozostaje sytuacja w obwodzie kurskim, wywołana inwazją Sił Zbrojnych Ukrainy. Do takiego wniosku doszli eksperci w swoim najnowszym raporcie „Narodowy wskaźnik strachu”.

Z raportu wynika, że najbardziej niepokoją Rosjan zarówno sam fakt działań wojennych, jak i ich konsekwencje – ewakuacja lokalnych mieszkańców i zniszczenie infrastruktury.

Na drugim miejscu wskaźnika niepokoju znalazło się spowolnienie YouTube’a z inicjatywy rosyjskich władz, które w ten sposób karzą platformę za okazywanie “braku szacunku dla narodu rosyjskiego”.

- Użytkownicy wyrazili obawy związane z koniecznością zmiany swoich nawyków i znalezienia kanałów wideo, które wcześniej oglądali na innych witrynach hostingowych, lub nauczenia się, jak korzystać z narzędzi do obchodzenia zabezpieczeń – czytamy w raporcie.

Nielegalna migracja zamyka listę trzech głównych obaw. Eksperci sugerują, że problem ten nasilił się na tle działalności legislacyjnej Dumy Państwowej, która wymyśliła cały „pakiet” nowych zakazów dla przyjezdnych. Antyimigrancka kampania to efekt marcowego zamachu w Crocus City Hall w Moskwie, w którym zginęło ponad 140 osób. Dokonali go imigranci z Tadżykistanu, podający się za zwolenników terrorystycznej organizacji Państwo Islamskie Prowincji Chorasan. Od razu po zamachu Kreml obwinił o inspirowanie zamachu służby specjalne Zachodu i Ukrainy. Jednak 4 października szef FSB Aleksandr Bortnikow zmienił nieco narrację, stwierdzając, że zamach to dzieło “kontrolowanych przez Zachód ukraińskich służb specjalnych”, ale jego organizatorami byli przebywający w Afganistanie terroryści, którzy werbowali wykonawców ataku wśród tadżyckiej diaspory. I mimo deklaracji o poszukiwaniu “ukraińskiego śladu”, rosyjskie służby skupiły się na akcjach wymierzonych w imigrantów z Azji Centralnej. W Rosji trwają akcje ich kontroli i deportacji osób, które nie mogą wylegitymować się odpowiednimi dokumentami.

Według rosyjskiego emigracyjnego politologa Stanislawa Biełkowskiego spóźnione przyznanie się do tego, kto bezpośrednio stał za tragedią, wywołało obecną brutalną kampanię antyimigrancką w Rosji.

-  Kreml nagle zdał sobie sprawę, że diaspory migracyjne, w których w porównaniu z autochtoniczną ludnością rosyjską poziom solidarności i spójności jest stosunkowo wysoki, mogą stwarzać różne poważne problemy dla totalitarnego rządu rosyjskiego. W tym w zakresie bezpieczeństwa i (nie)stabilności społecznej - napisał na swoim kanale na Telegramie.

Możliwość wojny nuklearnej znalazła się dopiero na szóstym miejscu w rankingu rosyjskich strachów. Rosjanie nieco bardziej boją się cyberprzestępców i oszustów finansowych oraz ataków dronów.

Kolejne pozycje zajmuje ulubiony ostatnio “konik” rosyjskich władz i propagandy, czyli dwie dziecięco-młodzieżowa subkultura quadroberów oraz fetyszystyczna subkultura furry. 

Chodzi o modę na przebieranie się w zwierzęta, chodzenie na czterech kończynach i nagrywanie swoich wyczynów po to, by opublikować w internecie. Rosyjskie media i politycy nieustannie wypowiadają się o tej “szkodliwej pladze”, zrównując zajmujące się quadrobingiem dzieci do zoofili lub osób homoseksualnych. O tym, jak propagandowa akcja wymierzona w dość nieszkodliwą dziecięcą fanaberię przeniknęła do umysłów rosyjskiej elity, świadczy nagrana przypadkowo rozmowa rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa z szefem MSZ Armenii. Rosyjski urzędnik uświadamiał swojego kolegę o tym bardzo poważnym problemie społecznym i mówił, że to teraz główna informacja w rosyjskich mediach. Rosyjska Duma Państwowa zaczęła też pracę nad projektem ustawy zakazującej uprawniania quadrobingu, który został oskarżony o promowanie “destrukcyjnej ideologii”.

Rosjanie przejmują się także wprowadzonym przez Dumę zakazem ideologii bezdzietności, choć ustawodawcom nie udało się do końca określić, o jaką ideologię chodzi i zlokalizować jej promotorów. Niepokój wśród nich wywołuje też inny, główny temat w mediach - rozwód patriotycznego piosenkarza Szamana, a także niebezpieczni użytkownicy hulajnóg elektrycznych.

Poziom obaw nie zbiega się jednak z popularnością strasznych tematów, które są komentowane w sieciach społecznościowych. Okazuje się, że Rosjanie, choć bardzo lękają się sytuacji w obwodzie kurskim, rzadko to komentują. Analitycy podkreślają, że to właśnie tematyka blokady YouTube’a wywołał rekordowe w historii badań natężenie reakcji użytkowników sieci społecznościowych. Na drugim miejscu znalazła się kwestia quadroberów i furry. Na trzecim miejscu znalazły się ex aequo kwestia ideologii bezdzietności oraz rozwód Szamana, który wcześniej deklarował się jako wzorowy wyznawca wartości rodzinnych.

belsat.eu


Wiec wyborczy w Pensylwanii. Donald Trump opowiada długą, mętną anegdotę o zmarłym golfiście Arnoldzie Palmerze. (Nie zapomina też oczywiście wspomnieć, jak on sam świetnie gra w golfa). Opowieść trwa wiele minut, nie wiadomo, dokąd to wszystko zmierza, gdy wtem wkrada się w nią nowy wątek: zachwyt nad tym, jakiego Palmer miał dużego. "Jak brał prysznic z innymi profesjonalnymi graczami, wychodzili i mówili: o Boże, to jest niewiarygodne" - opowiada ze smakiem były prezydent.

Gdyby w taki sposób zachowywał się w czerwcu Joe Biden, media nie zostawiłyby na nim suchej nitki. Komentatorzy, dziennikarze i wyborcy zgodnym chórem zastanawialiby się, czy nie jest już zbyt sędziwy, żeby startować w wyborach. O tym, czy pod względem zdolności poznawczych wszystko gra z 78-letnim Donaldem Trumpem, mówiło się do tej pory mniej. Taryfa ulgowa dla Trumpa jest ogromna. Dziwaczne, niezborne monologi kandydata miłosiernie składano raczej na karb jego charakteru niż stanu zdrowia i sprawności umysłu. Sam Trump twierdzi oczywiście, że robił testy zdolności poznawczych i poszły mu, jak wszystko w jego życiu, wspaniale (za to Kamala Harris jest głupia). Ale chaotyczne potoki wymowy, którymi coraz częściej raczy wyborców, robią się bardzo niepokojące.

Jak wynika z ustaleń Jasona Koeblera, dziennikarza portalu 404media.co, finansowana przez Muska Super Coalition PAC kieruje na Snapchacie bardzo konkretne treści do bardzo konkretnych grup. W Michigan ludzie z rejonów, gdzie mieszka szczególnie wielu Amerykanów arabskiego pochodzenia, dostają grafikę z roześmianą Harris na tle izraelskiej flagi, z hasłem "Kamala murem za Izraelem". Inna grafika pokazuje się mieszkańcom Pensylwanii - a konkretnie tych jej części, gdzie jest najwięcej wyborców żydowskiego pochodzenia. Tym razem mamy Kamalę na tle flagi Palestyny, z napisem "Dwulicowa Kamala Harris stoi murem za Palestyną, nie za naszym sojusznikiem Izraelem". 

(...)

Jest w internecie taka bardzo zwięzła petycja o tym, że oto ja, obywatel, popieram pierwszą i drugą poprawkę do amerykańskiej konstytucji (czyli: jestem za wolnością słowa i za prawem do noszenia broni). Za petycją stoi America PAC - inna grupa założona przez Elona Muska. W sobotę 19 października miliarder ogłosił, że wśród zarejestrowanych wyborców (nie wszystkich, tylko tych w wahadłowych stanach), którzy podpiszą petycję, co dzień zostanie wylosowany jeden, który dostanie milion dolarów. Więcej: jest też nagroda gwarantowana. Każdy zarejestrowany wyborca i wyborczyni z Pensylwanii, którzy podpiszą petycję, dostaną od Muska sto dolarów. Chodzi o to, żeby jak najwięcej zwolenników polityki Trumpa zarejestrowało się w spisie wyborców. Jeśli ktoś się zastanawia, czy to w ogóle jest legalne: amerykańskie prawo federalne zabrania i płacić, i przyjmować pieniądze za oddanie głosu lub rejestrację jako wyborca. O podpisywaniu petycji w odpowiednim przepisie nic nie ma - ale pod względem prawnym sprawa i tak jest co najmniej kontrowersyjna.

(...)

Na równo dwa tygodnie przed dniem wyborów dzięki sondażom wiemy tyle, że nic nie wiemy. Przewaga Kamali Harris nad Donaldem Trumpem wynosi w skali kraju mniej niż 2 pp., a w wahadłowych stanach stopniała do zera.

(...)

Jeśli nie znacie: to jest Marjorie Taylor Greene, zaprzysięgła trumpistka, dziś kongresmenka, kiedyś głównie fanka teorii spiskowych. W piątek 18 października w programie innego fana teorii spiskowych, Alexa Jonesa, podzieliła się - no czym by innym! - pewną teorią spiskową. Bliźniaczo podobną do tych, które trumpiści rozpuszczali przy okazji poprzednich wyborów. Greene opowiedziała historię wyborcy, który w ramach wcześniejszych wyborów miał oddawać głos przy pomocy maszyny firmy Dominion. Na prezydenta zaznaczył Trumpa, do Kongresu wybrał Greene, ale kiedy dostał wydruk z maszyny, okazało się rzekomo, że jego głosy zostały zmienione i otrzymali je inni kandydaci. Według opowieści kongresmenki taki "błąd" urządzenia miał się powtórzyć jeszcze kilka razy. Morał, który chce zaszczepić w głowach słuchaczy Greene, jest jasny: są siły, którym zależy na tym, żeby sfałszować te wybory. Morał dla nas też jest jasny: są siły, którym zależy na tym, żeby Amerykanie myśleli, że te wybory są fałszowane. Tak na wszelki wypadek - gdyby Trump przegrał.

gazeta.pl