Nikt nie może zaprzeczyć skali dobrej koniunktury na rynku pracy. Ale to, że jakość oferowanych miejsc pracy gwałtownie spadła, stało się hasłem wykorzystywanym po obu stronach politycznego spektrum. Słychać argumenty, że kierowanie taksówką Ubera lub dostarczanie posiłków w ogóle nie są miejscami pracy.
Prawdą jest, że tradycyjne, zdominowane przez mężczyzn zawody, np. w przemyśle wytwórczym – uległy zanikowi. W latach 1995-2015 liczba takich miejsc pracy, wymagających średnich kwalifikacji, zmniejszyła się w stosunku do zatrudnienia w krajach OECD o 10 punktów procentowych.
(...)
Przygnębienie mogłoby być uzasadnione, gdyby nie popularne postrzeganie świata pracy, które jest oczywiście błędne. Weźmy pod uwagę pogląd, że praca jest coraz bardziej niepewna. W rzeczywistości, oficjalne szacunki dotyczące amerykańskiego rynku umów krótkoterminowych, zgodnie z którymi praca na zlecenie jest dostępna poprzez rynki internetowe, plasują taką pracę jedynie na poziomie około procenta całkowitego zatrudnienia. Zatrudnienie na czas określony może być nieco wyższe niż w latach 90. XX wieku, ale wskaźnik ten spada od 10 lat. We Francji udział nowych pracowników zatrudnionych na podstawie długoterminowych umów o pracę na czas nieokreślony osiągnął ostatnio rekordowy poziom 50 proc.
Przekonanie, że ludzie w coraz większym stopniu przechodzą z pracy do pracy, również nie znajduje potwierdzenia w faktach. W ciągu ostatnich dwóch dekad w krajach OECD udział pracowników, którzy pracują krócej niż rok, wynosi około 20 proc., bez wyraźnego trendu w górę lub w dół.
Zanikanie miejsc pracy dla średnio wykwalifikowanych pracowników również nie okazało się katastrofalne. Chociaż oznaczało, że liczba miejsc pracy wymagających niskich kwalifikacji wzrosła w stosunku do zatrudnienia w krajach OECD, ale w znacznie mniejszym stopniu niż w przypadku pracowników wysoko wykwalifikowanych, którzy mają hossę na rynku pracy.
Do niedawna brakującym elementem układanki był wzrost płac. Podręczniki ekonomii mówią, że czasy niskiego bezrobocia idą w parze z dużymi podwyżkami płac, ponieważ pracodawcy silniej konkurują o pracowników. Jednak przez większą część okresu pokryzysowego odnotowano załamanie „krzywej Phillipsa”, a spadek bezrobocia w latach 2014-16 nie przełożył się na wyższe płace.
Relacje te zaczęły od nowa odżywać. Ponieważ bezrobocie nadal spada, płace wreszcie przyspieszyły. Udział płac w dochodzie narodowym w wielu bogatych krajach rośnie, w tym w USA i Wielkiej Brytanii. Płace wciąż rosną wolniej niż można by się spodziewać, biorąc pod uwagę kurczenie się rynku pracy. Za tę sytuację należy obwiniać słaby wzrost produktywności. Ponadto, błędem jest wnioskowanie, że pracownicy są coraz bardziej wyzyskiwani. Częstość występowania „niskich wynagrodzeń” – pracowników zarabiających mniej niż dwie trzecie mediany – spada od dwóch dziesięcioleci.
Rozgrzane do czerwoności rynki pracy nie rozwiązują każdego problemu. Restauracje w Maladze tętnią życiem, a ulice są czyste. Mało kto wie, że w ciągu ostatnich pięciu lat średnia stopa bezrobocia w tym hiszpańskim mieście wynosiła blisko 30 proc. Jedynym znakiem, że może być wiele osób, które nie mają zbyt wiele do roboty, jest liczba salonów gier. Osoby śpiące pod gołym niebem i na pustych działkach San Francisco krzyczą o mieście mającym problem bezrobocia – w rzeczywistości stopa bezrobocia wynosi 2,6 proc.
(...)
Trudno nie ulec wrażeniu, że monotonna praca to cena, jaką Japonia zapłaciła za średnią stopę bezrobocia w ciągu ostatniego półwiecza, wynoszącą zaledwie 3 proc., najniższą w OECD. W strefie odbioru bagażu na lotnisku Haneda kobieta przez cały dzień prostuje walizki po umieszczeniu ich na taśmie bagażowej. W pustym barze w dzielnicy mody w Tokio martini z ginem, które podbiło świat (dodanie jednej kropli pomarańczowej goryczy jest objawieniem), jest mieszane przez trzy osoby, które następnie stoją bezczynnie, podczas gdy gość wypija drinka. Graeber z pewnością argumentowałby, że jest to nie tyle oznaka postępu społecznego, co raczej spisek kapitalizmu, aby zamienić ludzi w drony.
Społeczeństwa korzystają z silnych rynków pracy. Więcej pracowników oznacza więcej osób płacących podatek dochodowy i mniej otrzymujących świadczenia. Badania sugerują, że stopa bezrobocia jest pozytywnie skorelowana ze wskaźnikami przestępstw przeciwko mieniu, a nawet przestępstw z użyciem przemocy. Praca daje ludziom poczucie celu, co jest również dobre dla wszelkiego rodzaju wyników społecznych, w tym dla zdrowia psychicznego i fizycznego. A bycie zatrudnionym sprawia, że inna, lepsza praca jest łatwiejsza do zdobycia. Kapitalizm nie przyniósł ostatnio wielu dobrych wiadomości. To jest jedna z nich.
Przyczyna siły rynku pracy OECD jest jednak zagadką. W ostatnich latach wiele rządów obciążyło pracodawców dodatkowymi kosztami, nawet teraz, gdy coraz łatwiej jest zastąpić ludzi robotami. Badanie przeprowadzone w 2013 roku przez Carla Benedikta Freya i Michaela Osborne’a z Uniwersytetu Oksfordzkiego wykazało, że 47 proc. miejsc pracy w USA jest zagrożonych automatyzacją. Rozwinęły się zasady dotyczące równości wynagrodzeń, braku dyskryminacji, bezpieczeństwa i higieny pracy oraz urlopu macierzyńskiego czy ojcowskiego. We wszystkich 24 krajach OECD, dla których istnieją dane długoterminowe, wysokość płacy minimalnej wzrosła z 44 proc. mediany płacy w pełnym wymiarze czasu pracy w 2000 r. do 50 proc. obecnie.
obserwatorfinansowy.pl