piątek, 25 listopada 2016


Zwycięstwa pogratulował Donaldowi Trumpowi chiński przywódca Xi Jinping, który podkreślił wspólną odpowiedzialność obu największych gospodarek świata w zapewnieniu światu pomyślności i rozwoju. – Przywiązuję duże znaczenie do stosunków Chin i USA i oczekuję współdziałania w myśl zasady powstrzymywania się od konfliktu, unikania konfrontacji, wzajemnego szacunku i wzajemnych korzyści – powiedział Xi.

To był kurtuazyjny głos, ale machina propagandowa już ruszyła. – Nieważne, kto je wygra, wybory amerykańskie pokazały chorą demokrację – napisał we wtorek „Dziennik Ludowy", organ rządzącej partii komunistycznej. Propagandzie chińskiej łatwo wykazać, że system wyborczy, który wyprodukował kogoś takiego jak Trumpa, demagoga i ignoranta, jest gorszy od chińskiego autorytaryzmu.

– Jeśli jesteś pracownikiem wydziału propagandy w Pekinie szykującym antydemokratyczny przekaz, masz z czego wybierać – mówi „The Guardian” australijski sinolog Nick Bisley.

W Chinach, gdzie rządzą elity, liderzy są starannie wybierani, przygotowywani latami do władzy i awansowani ze szczebla na szczebel w aparacie, zanim zostaną namaszczeni na wysokie urzędy.

Chińczycy pasjonują się serialem „House of Cards” o cynicznym amerykańskim prezydencie (ponoć ogląda go sam Xi Jinping) i śledzili uważnie kampanię za oceanem. Teraz komentują, że rzeczywistość przerosła serial.

wyborcza.pl

A co będzie po wyborach?

– Ciężko będzie. Bo powiedzmy, co się stanie, jeśli wygra Donald Trump. W tym przypadku stracimy tego, kto ponosi winę za wszystkie nasze kłopoty i troski – odejdzie Barack Obama, nasz ulubiony czarny charakter. I na kogo Kreml będzie zwalał to, że nie ma pieniędzy na emerytury, że do wiosek pod Pskowem nie można doprowadzić gazu, że od lat nie łata się dróg. No na kogo? Przecież nie na Trumpa, bo on nasz. Rosja już dawno nie stała za żadnym z zachodnich polityków tak, jak za nim. On więc na głównego złoczyńcę się nie nadaje.

A jeśli beniaminek Moskwy jednak przegra, to Clinton jako „dziedziczka” Obamy może z powodzeniem grać rolę swego poprzednika. Tylko trzeba się będzie przyznać, że Kremlowi z jego całym zaangażowaniem w kampanię w USA i poparciem dla Trumpa celu nie udało się osiągnąć.

– Oj, widzę, że wy w Polsce dawno nie czytaliście Orwella. A należałoby sięgnąć po tę lekturę, skoro dziś dosyć szybko kroczycie po tej samej drodze, co nasz kraj przy Putinie. Poczytajcie, a zrozumiecie, że u nas nie ma wczorajszych gazet. Długie lata propagandowej tresury sprawiły, że masowy odbiorca nie pamięta tego, co mówiono mu wczoraj i za całą prawdę przyjmuje to, co czyta lub słyszy dziś. A nie usłyszy, że Moskwa miała swego faworyta, który przegrał. Taka jest logika naszego trwającego od pokoleń spektaklu propagandowego.

wyborcza.pl