piątek, 5 marca 2021


Przez lata Gazprom był postrzegany w Rosji jako okręt flagowy rosyjskiej gospodarki oraz największe dobro narodowe, co znalazło wyraz w sformułowaniu „Gazprom to nasze wszystko” (eto nasze wsio). Taka ocena wynikała z potencjału największej firmy rosyjskiej: tworzyła ok. 8 proc. PKB, była największym pracodawcą, zatrudniającym 500 tysięcy pracowników, czołowym eksporterem i źródłem dochodów budżetowych. Dumą napawało wejście Gazpromu do pierwszej trójki największych pod względem kapitalizacji firm światowych i pierwsze miejsce na światowym rynku gazu.

Lata świetności to już jednak daleka przeszłość. Dynamiczny wzrost wartości rosyjskiej firmy przypadał na lata 2002-2008. Kapitalizacja Gazpromu zwiększyła się wówczas prawie 20-krotnie – z 18,5 mld dol. w 2002 roku do 342 mld dol. w czerwcu 2008 r., co czyniło go wówczas trzecim pod względem wartości rynkowej koncernem na świecie, po ExxonMobil i PetroChina. Ucieczka inwestorów zachodnich z moskiewskiej giełdy na skutek wojny Rosji z Gruzją w sierpniu 2008 roku zapoczątkowała gwałtowne załamanie notowań Gazpromu, pogłębione przez spadek cen ropy i gazu w wyniku światowego kryzysu gospodarczego. W ostatnich pięciu latach kapitalizacja Gazpromu kształtowała się w przedziale 52-66 mld dol. (wyjątkiem był rok 2019 z kapitalizacją 98 mld dol.), co sytuowało rosyjską firmę daleko poza pierwszą setką największych firm świata.

Gazprom stracił również wiodącą pozycję na rynku wewnętrznym. Był on najdroższą firmą w Rosji do kwietnia 2016 roku, wtedy to po raz pierwszy wyprzedził go koncern Rosnieft. W sierpniu 2016 roku Gazprom przesunął się na trzecie miejsce, wyprzedził go Sbierbank, a w ostatnich latach spadał nawet na piątą pozycję, ustępując Łukoilowi i Novatekowi (konkurent z rynku gazowego o niewspółmiernie mniejszym potencjale). Gazprom, który ma monopol eksportowy i transportowy, będąc właścicielem wszystkich gazociągów oraz 16 proc. światowych zasobów gazu i 71 proc. zasobów rosyjskich, od lat traci udział w rosyjskim wydobyciu. W latach 2001-2010 zmniejszył się on z 91,5 proc. do 77,2 proc., a w 2020 roku – do 65,5 proc., podczas gdy udział Novateku wzrósł z 4,5 proc. w 2005 roku do 13,4 proc. w 2017 i 16,8 proc. w 2020 roku.

Przy okazji podsumowań dwudziestu lat kierowania Gazpromem przez Aleksieja Millera i jego „ekipę petersburską” analitycy wskazują, że wydobycie gazu przez firmę spadło z 532,2 mld m3 w 2000 roku do 452 mld m3 w roku 2020, a głównym celem postawionym przed Gazpromem wiele lat temu, którego zresztą nie osiągnął, było wyeliminowanie zależności od Ukrainy, przez którą na początku XXI wieku transportowano przeszło 85 proc. rosyjskiego gazu eksportowanego na rynki europejskie. Włączając się w realizację celów geopolitycznych Rosji, Gazprom zaangażował się w wiele bardzo kosztownych inwestycji infrastrukturalnych w oderwaniu od rachunku ekonomicznego, interesów własnych i akcjonariuszy, a nawet wbrew nim. Negatywna ocena polityki inwestycyjnej, która zdaniem akcjonariuszy, pomnażając majątek, nie kreowała żadnej „wartości dodanej”, skutkowała coraz większym zadłużaniem się Gazpromu i spadkiem jego kapitalizacji.

Realia rynku gazowego zmieniały się na niekorzyść, a Gazprom budował ciągle nowe gazociągi. Zniknęła przewidywana wysoka dynamika wzrostu zużycia, pojawiła się za to duża konkurencja ze strony gazu skroplonego (LNG). W tym kontekście znany ekspert, prezes firmy konsultingowej East European Gas Analysis Michaił Korczemkin przywołuje prognozy Gazpromu z lat 2005-2010, pod którymi podpisał się jego prezes. Aleksiej Miller przewidywał, że produkcja gazu w Rosji wzrośnie do biliona metrów sześciennych (w 2020 produkcja wyniosła 692 mld m3), a do 2020 roku konsumpcja gazu w Europie zwiększy się o 200 mld m3. W praktyce odnotowano raczej stagnację, a w ostatnich trzech latach spadek. Zużycie wyniosło 522 mld m3 w 2010 roku, 524 mld m3 w 2015 i 530 mld m3 w roku 2020. Plany inwestycyjne opierały się na mocno zawyżonych przewidywaniach.

Czas pokazał, że prognozy były błędne, a mimo to plany budowy gazociągów rozrosły się do rozmiarów jeszcze większych niż te z lat 2005-2010. Sytuację dodatkowo w znaczący sposób pogarsza dynamiczny rozwój przez lata ignorowanego przez Gazprom rynku LNG. Wypiera on tradycyjny gaz rurociągowy. Na głównym europejskim rynku eksportowym Rosji import LNG osiągnął w 2019 roku 108 mld m3 , co stanowiło 28 proc. całego importu. W 2020 roku udział ten mógł się zwiększyć do przeszło 33 proc. Mimo sytuacji znacząco in minus odbiegającej od prognoz, w ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba gazociągów stale rosła. W latach 2010-2012 budowano Nord Stream 1, w latach 2012-2014 South Stream (zaniechany), w latach 2014-2019 Siłę Syberii, w latach 2017-2019 Turecki Potok, a w latach 2018-2020 Nord Stream 2.

obserwatorfinansowy.pl

Rok 2021 będzie wiązał się z dalszym promowaniem tzw. cyrkulacji dualnej, jak to określa Pekin. Z jednej strony będzie kładziony nacisk na pobudzanie popytu wewnętrznego (przez kreowanie miejsc pracy, poprawę zabezpieczenia społecznego i wzrost klasy średniej), a z drugiej – na tworzenie warunków ułatwiających inwestycje zagraniczne i zwiększających produkcję zorientowaną na eksport.

W ostatnich miesiącach szczególnie wzmacniano drugi filar obiegu dualnego, co było widoczne chociażby w korzystnej zmianie w listach negatywnych dla inwestorów czy dalszym promowaniu specjalnych stref. Zmalała liczba branż z ograniczeniami, a poszerzyła się lista sektorów, w których inwestycje są szczególnie pożądane (z 1108 w 2019 r. do 1235 w 2020 r.). Kontynuowano koncepcję stref wolnego handlu, transgranicznych stref handlu elektronicznego oraz eksperymentalnie otwarto strefę usług w Pekinie. W minionym roku Chiny utworzyły 46 nowych stref e-handlu (aż siedem w Guangdong), trzy nowe obszary wolnego handlu – w Pekinie, Hunan i Anhui, a także poszerzono strefę w Zhejiang. Terytoria te oferują wiele zachęt dla przedsiębiorstw, takie jak obniżki podatków lub usprawnioną odprawę celną.

Najwięcej emocji wywołał ogłoszony w czerwcu plan otwarcia portu wolnego handlu w Hainan. Tym sposobem stworzono największą specjalną strefę ekonomiczną w Chinach, w której zniesiono cła importowe, obniżono stawki podatku dochodowego dla specjalistów oraz zredukowano do 15 proc. podatek od osób prawnych. Ponadto wprowadzono wiele korzystnych polityk, szczególnie w dziedzinie technologii, opieki zdrowotnej i handlu. W lutym wejdzie w życie tzw. specjalna lista negatywna dla tego terytorium, która wprowadzi dalsze środki promujące otwarcie kluczowych obszarów, takich jak telekomunikacja, edukacja, usługi, przemysł przetwórczy i wydobywczy.

Ponadto Pekin wszelkimi sposobami stara się wzmacniać słabe ogniwa w łańcuchu dostaw, co wiąże się z silną promocją innowacyjności i rozwoju gospodarki cyfrowej. Już teraz prywatna konsumpcja online (54 proc.) przewyższa tradycyjną. Szczególnie ważne miejsce w strategii budowania potęgi technologicznej zajmuje tworzenie nowej infrastruktury (5G, AI, IoT czy szybkiej kolei). Polityka wzmacniająca potencjał badawczo-rozwojowy ma zostać zintensyfikowana, szczególnie w Szanghaju i Guangdong. Istotną pozycję w produkcji zajmą układy scalone, stanowiące kluczowy element wytwarzania wielu innowacyjnych dóbr. Stąd firmy i specjaliści działający w tej branży mogą liczyć na wiele udogodnień.

W prognozach na ten rok pojawia się też pytanie, jak będzie wyglądało finansowanie Belt and Road Initiative. Dotąd Pekin wydał 4 bln dol. na infrastrukturę BRI – ta część inwestycji jest na ukończeniu. Co do dalszego finansowania wystarczy odnieść się do słów Xi Jinpinga na ostatnim szczycie ONZ – to prawie koniec wydawania pieniędzy. Potwierdzili to jeszcze Wang Yi na Forum Belt & Roads oraz Minister Handlu – Wang Wentao na Central Economic Work Conference. Teraz Chiny planują skoncentrować się na bardziej strategicznych inwestycjach zagranicznych, takich jak opieka zdrowotna i technologia, które pozwolą im zająć silną pozycję w świecie w kluczowych sektorach, a także modernizować swoje branże.

obserwatorfinansowy.pl

Pierwszym zwiastunem odwrócenia trendów na czeskim rynku medialnym był początek ogólnoświatowej ekspansji serwisów internetowych kosztem prasy około 2000 r. Był to jeden z głównych powodów spadku w latach 2000–2013 udziału prasy w przychodach z reklamy w Czechach z 40% do 25%, a w 2019 r. do 16%, podczas gdy udział portali internetowych wzrósł z zera do odpowiednio 20% i do 27,5%. Straty przychodów z reklamy znacząco zmniejszały rentowność mediów, które stawały się obciążeniem dla ich zagranicznych właścicieli. Niemiecki Handelsblatt, który pozbył się w 2008 r. czeskich aktywów, jako powód transakcji podał chęć doinwestowania kanałów internetowych na macierzystym rynku w obliczu kurczenia się dochodów z tradycyjnych środków masowego przekazu.

Spowolnienie koniunktury nad Wełtawą w latach 2009–2013 ostatecznie przekreśliło nadzieje kapitału zagranicznego na powrót czeskich aktywów medialnych na ścieżkę trwałej rentowności, co wykorzystali miejscowi biznesmeni (zob. Aneks, tabela 1). W 2014 r. najchętniej słuchaną stację radiową – Radio Impuls – kupił obecny premier Andrej Babiš. Kontrolująca ją spółka borykała się wówczas od sześciu lat ze stałym spadkiem przychodów i zysku. Podobnie było z grupą medialną Mafra, którą Babiš nabył w 2013 r. Kryzys na rynku medialnym wykorzystał też magnat węglowy Daniel Křetínský, przejmując w tym samym roku czeski oddział Ringier Axel Springer Media, w tym największy miejscowy tabloid „Blesk”, notujący wówczas najniższy zysk od pięciu lat. Z kolei w 2015 r. z podobnych względów VG Passau sprzedała największy dziennik regionalny („Deník”) słowacko-czeskiej grupie inwestycyjnej Penta.

Zmiany właścicielskie na rynku medialnym następowały przy biernej postawie rządu, w którym w latach 2006–2013 główną rolę odgrywała sprzeciwiająca się ingerencji państwa w gospodarkę prawicowa Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS). Na pogorszenie rentowności mediów drukowanych wpłynęła wówczas jednak motywowana chęcią ograniczenia deficytu budżetowego podwyżka podatków – stawka VAT na gazety i czasopisma była w latach 2007–2013 stopniowo podnoszona z 5 do 15%. Po odsunięciu centroprawicy od władzy została ona obniżona i od wiosny 2017 r. wynosi 10%.

Najbardziej wyrazistym przykładem skuteczności strategii zdobywania wpływów politycznych poprzez przejmowanie mediów są sukcesy Andreja Babiša. Równolegle ze stworzeniem ruchu politycznego ANO założył on w 2011 r. medialną część swojego koncernu Agrofert (działającego głównie w branży rolno-spożywczej i chemicznej). Początkowo wydawał darmowy tygodnik regionalny, jednak w 2013 r. nabył wiodącą grupę medialną Mafra. Dzięki temu na kilkanaście dni przed wyborami do Izby Poselskiej, w wyniku których ANO weszło do parlamentu i stało się drugą najsilniejszą partią koalicji rządzącej, Babiš uzyskał m.in. dwa wiodące dzienniki opiniotwórcze („Mladá fronta DNES” i „Lidové noviny”) oraz najchętniej czytany w Pradze dziennik (bezpłatne „Metro”). Jego aktywa branżowe uzupełniła największa stacja radiowa, a także nabyte w 2017 r. media lifestylowe niemieckiego koncernu Bauer, które Babiš wykorzystuje do ocieplania wizerunku (poprzedni właściciele stronili od polityków). Na wpływanie przez obecnego premiera na treści publikowane w należących do niego środkach masowego przekazu wskazywały nagrania, które wyciekły do opinii publicznej, a w których m.in. sugerował on dziennikarzom swoich mediów publikację materiałów obciążających rywali politycznych przed wyborami. Ingerencji Babiša w działania redaktorów dowodzą relacje byłych pracowników, a także jednostronne relacjonowanie kryzysów jego gabinetu (np. w publikacjach po antyrządowych protestach). Aktywność medialna aktualnego premiera doprowadziła do zmian w regulacjach dotyczących środków masowego przekazu. Uchwalona na początku 2017 r. nowelizacja przepisów o konflikcie interesów (tzw. lex Babiš) miała odciąć go od możliwości wpływania na linię redakcyjną swoich mediów (i ogółem wykluczyć szerszy konflikt interesów czołowego biznesmena i polityka w jednym). Niemniej ze względu na liczne luki ustawowy cel nie został osiągnięty, a krajowa opinia publiczna nie ma wątpliwości, że Babiš – mimo przekazania zarządzania biznesem funduszom powierniczym – w dalszym ciągu wpływa na treści publikowane w swych tytułach.

Większość czeskich miliarderów nie jest zainteresowana bezpośrednim zaangażowaniem w politykę, ale posiadanie nawet nierentownych grup medialnych[5] traktuje jako zabezpieczenie na wypadek wrogich działań ze strony konkurencji lub ingerencji polityków. Wypływa to zapewne z przekonania, że ich przedsiębiorstwa – działające zazwyczaj na styku biznesu i polityki lub w branżach silnie regulowanych przez państwo – mogą stać się łatwym celem ataków.

W rezultacie przemian na krajowym rynku medialnym ukształtowała się krucha równowaga interesów, w której środki masowego przekazu należące do głównych oligarchów są bardzo powściągliwe we wzajemnej krytyce, a dziennikarstwo śledcze służy m.in. do gromadzenia materiałów na konkurentów biznesowych czy polityków. Ten swoisty pakt o nieagresji w mediach dotyczy zwłaszcza relacji pomiędzy Andrejem Babišem, najbogatszym Czechem Petrem Kellnerem i Danielem Křetínskim oraz, do pewnego stopnia, grupy finansowej Penta. Dobrym relacjom Kellnera z Křetínskim sprzyjają ponadto ich powiązania biznesowe (np. wspólne inwestycje w niemieckiej energetyce) i rodzinne (córka Kellnera jest partnerką życiową Křetínskiego). Potwierdzają to doniesienia dziennikarzy twierdzących, że ich mocodawcy zachęcają do powściągliwości w krytyce rządzących, z którymi chcą mieć dobre relacje. Współwłaściciel Penty jasno deklarował po nabyciu „Deníka” o pozyskaniu „walizki atomowej”, „tarczy” i „pewności, że trudniej będzie komukolwiek irracjonalnie atakować” jego firmę.

Wyjście poza „pakt o nieagresji” skutkuje działaniami odwetowymi. Media należące do dawnego magnata węglowego Zdenka Bakali mają jasną orientację liberalną i są najczęściej bardzo krytyczne wobec działań prezydenta Miloša Zemana i premiera Babiša. Obaj politycy z kolei publicznie i nieraz w ostrej formie podważają wiarygodność mediów Bakali i oskarżają jego samego o celowe doprowadzenie w 2016 r. do bankructwa spółki górniczej OKD. Wątek dotyczący OKD jest jedynie zdawkowo poruszany przez tytuły należące do Bakali. Z kolei gdy media Křetínskiego nagłośniły w 2018 r. romans magnata medialnego Jaromíra Soukupa (co ostatecznie spowodowało rozpad jego związku), ten już dwa tygodnie później zrewanżował mu się programem opisującym niejasności przy jego transakcjach z koncernem ČEZ. To z kolei podrażniło właściciela EPH, który zaczął skupować wierzytelności względem spółek Soukupa.

W niektórych przypadkach łatwo można powiązać treści publikowane w czeskich mediach z interesami ich właścicieli, np. tygodnik „Reflex” działającego w branży węglowej Křetínskiego jest często bardzo krytyczny wobec postulatów proklimatycznych. Poprzez środki masowego przekazu przedsiębiorca może wspiera swoje interesy zwłaszcza w silnie zależnym od regulacji państwowych sektorze energetycznym. Strategia oligarchy opiera się na nabywaniu tanich aktywów węglowych i opóźnianiu odejścia od tego surowca oraz na pozyskiwaniu środków państwowych na transformację elektrowni węglowych, np. na spalarnie biomasy, a także na rekultywację terenów pogórniczych. Czasem można też zaobserwować wycofywanie się mediów z pewnych obszarów tematycznych. Przykładowo, po przejęciu Mafry przez Agrofert w 2013 r., gdy Babiš zaczynał karierę polityczną, tytuły należące do tej grupy odstąpiły od realizowanej m.in. dla zwiększenia poczytności kampanii wymierzonej w polską żywność. Tego typu akcja byłaby bowiem zbyt oczywistym przejawem ich uwikłania w interesy biznesowe obecnego premiera w sektorze rolno-spożywczym.

(...)

Niezależności czeskiego dziennikarstwa usiłują bronić telewizja publiczna i nowe niezależne inicjatywy, co pozwala zachować kruchą równowagę interesów w mediach. Udaje się to m.in. dzięki – jak dotychczas – niewielkiej podatności na wpływy polityczne mediów publicznych. Potrafiły one obronić swoją suwerenność, przyciągały wiodących dziennikarzy i stale cieszą się dużą wiarygodnością i popularnością[7]. Szeroko relacjonowały one np. konflikt interesów Babiša jako szefa rządu, biznesmena i magnata medialnego, któremu zarzuca się, że utrzymuje pełną decyzyjność nad swoim imperium mimo formalnego oddania kontroli nad nim funduszom powierniczym. Osoby z otoczenia premiera i prezydenta uznają media publiczne za sprzyjające opozycji. Ich niezależność jest jednak coraz bardziej zagrożona – rząd stopniowo przejmuje kontrolę nad organami nadzoru i pojawia się coraz więcej informacji o naciskach na ograniczenie emisji materiałów krytycznych wobec władz.

Wejście czeskich miliarderów w branżę środków masowego przekazu i towarzyszące temu kontrowersje stały się też impulsem do stworzenia nowych projektów medialnych – zwłaszcza internetowych – pod hasłem zachowania obiektywizmu i niezależności. Zyskały one wsparcie finansowe zwykle pomniejszych przedsiębiorców, którzy widzą w nich potencjał biznesowy bądź obawiają się nadużywania silnej pozycji w mediach przez dużych graczy. W ten sposób byli dziennikarze tytułów przejętych przez Babiša założyli magazyn śledczy „Reportér”, mający podobny charakter portal neovlivni.cz oraz tygodnik „Echo”. Paradoksalnie w wypromowaniu tego ostatniego pomógł sam Babiš, który od razu po jego stworzeniu w 2014 r. ostro zaatakował mało znane wówczas medium i jako minister finansów zasugerował przeprowadzenie jego audytów finansowych (te wykonano niedługo potem). Z kolei portal śledczy hlidacipes.org powołał do życia m.in. dawny redaktor naczelny tygodnika ekonomicznego należącego do Bakali (zwolniony krótko po publikacji artykułu uderzającego w interesy właściciela), a redaktor naczelny forum24.cz odszedł z mediów przejętych przez Křetínskiego. W walkę o przejrzystość rynku włączył się czeski oddział niemieckiego T-Mobile, który wspiera działania Czechów z Transparency International w obszarze „odkrywania struktur majątkowych mediów”. Działanie to ma zapewne także na celu równoważenie rosnącego wpływu medialnego czeskich konkurentów biznesowych, gdyż głównym konkurentem tego operatora komórkowego nad Wełtawą jest O2 Petra Kellnera.

osw.waw.pl