Czy my słyszymy żal u Daniela Obajtka?
Jak wyniki spółki były mocne, to krzyczano, że łupię Polaków. Jak paliwa były tanie, to znów krzyczano, że działam na szkodę spółki. No przecież nie da się w takiej sytuacji normalnie pracować.
Ja dziękuję Bogu, że już nie jestem prezesem Orlenu. Wytrzymałem w tym piekle 6 lat. Możecie to napisać: to jest g***o, które śmierdziało od czasów WSI i wszystkich innych służb. Nikt nie wchodził tak głęboko w transakcje w Orlenie i wokół niego, bo albo nie miał o nich pojęcia, albo się po prostu zwyczajnie bał.
Jest pan pewien tego, co mówi?
Tak. Ja nie jestem doskonały. Może i w Orlenie popełniliśmy błędy. Drobne, mniejsze, większe. To jest instytucja zatrudniająca 66 tysięcy ludzi. Są członkowie zarządu. Różni. Z różną charyzmą. Po drugie, to państwo, dla którego pracowałem po 16-18 godzin, nie dało mi żadnego bezpieczeństwa. Tylko cały czas mi daje chłostę. Straszy mnie. Niszczy. Inwigiluje. Przeszukuje mnie. Zastrasza sądami i więzieniem.
Żałuje pan w takim razie, że w ogóle zgodził się wtedy na zostanie prezesem Orlenu?
Gdybym w tamtym czasie miał tę wiedzę, którą mam dzisiaj i która jest niebezpieczną wiedzą pod względem mojego życia, to tych parę lat temu nie zgodziłbym się być prezesem Orlenu. Z jednej prostej przyczyny: bo ja mam problem sam ze sobą, ze swoją nadpobudliwością. Ja chcę działać. I w każdym miejscu, w którym byłem, chciałem oddać się do końca i działać do końca.
A w Orlenie powinienem był bardziej zwracać uwagę na własne bezpieczeństwo. Może powinienem koło pewnych spraw przejść obojętnie, nie ruszać ich, wtedy nie byłoby tego permanentnego ataku na mnie, przez te wszystkie lata. Teraz mam tę wiedzę, znam raporty. I naprawdę czuję się zagrożony.
(...)
Nas jednak interesuje coś innego. Niedawno pojawiła się informacja, według której ABW ostrzegało pana przed zatrudnieniem Samera A. na stanowisko prezesa OTS. Dlaczego więc, mimo tego ostrzeżenia, postanowił go pan zatrudnić?
Jeżeli chodzi o tę spółkę, to dochowaliśmy wszelkich niezbędnych formalności. Prawo szwajcarskie pod tym względem jest bardzo restrykcyjne, bardziej niż polskie. Sprawdzaliśmy więc niekaralność ludzi, zarówno w Polsce jak i Szwajcarii, a także sprawdzało ich biuro bezpieczeństwa (chodzi o Biuro Kontroli i Bezpieczeństwa, wewnętrzną jednostkę Orlenu – przyp.red.). Wprowadziłem w Orlenie taką zasadę, że wszyscy nowi pracownicy z top managementu mają być sprawdzani przez biuro bezpieczeństwa. I wtedy dostaliśmy notatkę z biura, że - cytuję - Samer A. to jest człowiek widmo, że tak naprawdę nic o nim nie ma.
Według informacji opisanych w mediach, w tej notatce, sporządzonej przez ABW, pan Samer A. miał mieć m.in. związki z islamskim ekstremizmem. To nie takie "nic", prawda?
Bardzo cenię i szanuję pracowników służb oraz ciężką pracę, jaką wykonują. Tylko trzeba powiedzieć, że niektórzy ludzie w służbach mogą mieć swoje interesy, swoich mocodawców i nie zawsze trzeba wierzyć we wszystko. I mam wiele przykładów tego, jak niektórzy ludzie w służbach nie rozumieli biznesu, patrzyli na niego jak w latach 90. Chcieli wszystko zablokować, bo wydawało im się coś innego, a świat niestety biznesowo odjechał. Nie mówię o całych służbach, bo tam ludzie naprawdę mocno pracowali, ale niektórzy, mówiąc szczerze, zachowywali się, jakby słuchali pewnych podszeptów, może innych służb świata, którym zależy na tym, żeby nasza gospodarka się nie rozwijała.
Miałem nawet przykład, że musiałem tłumaczyć oczywistą oczywistość, która przez służby była przedstawiona zupełnie inaczej. Dochodziło czasem nawet do konfrontacji, spotkania i po tych konfrontacjach wychodziło na moje. Tyle tylko, że niektórzy byli nie w porządku i nie skorygowali swoich notatek, tylko je zostawiali. Wiele notatek zostało potem wyjaśnionych audytami i one też nie zostały skorygowane. Ktoś mnie po prostu tam nie lubił i gdybym ja miał to wszystko brać pod uwagę… Ale to nie służby odpowiadają za zarządzanie firmą.
(...)
Mówił pan, że posiada niebezpieczną wiedzę. Czyli jaką? Jaki obszar tej wiedzy najbardziej pana niepokoi, może rodzić największe problemy?
Nie mogę tego powiedzieć. Naprawdę, nie mogę.
Z powodu tajemnic państwowych?
Nie, nie tylko. Chodzi o co najmniej trzy, cztery obszary łącznie. Z energetyką włącznie. Wymieniliście panowie w rozmowie jedną instytucję, to jest lobby i różne inne rzeczy. Mogę tylko powiedzieć, że łączy się to z kwestiami offshore (farm wiatrowych na morzu - przyp. red.), o które walczyłem praktycznie dwa lata.
Z czym pan walczył?
Walczyłem z dużym naciskiem firm międzynarodowych, które można powiedzieć, że chciały przejąć wszystkie koncesje związane z Bałtykiem. To poważne. Ja, słysząc tę aferę z turbinami, doskonale wiem, dlaczego to miało taki rozmiar. Gwarantuję, że gdyby nie moja zapobiegliwość w tym wszystkim, to dziś te koncesje w większości byłyby w firmach niemieckich. A ta jedna firma przegrała postępowanie w Orlenie i mieliśmy zupełnie inne turbiny. A dlaczego? Ponieważ drugim warunkiem była budowa fabryki tych turbin w Polsce, a nie brania wszystkiego z Niemiec. Niektórzy lobbowali kwestie ustawodawcze, by polskie firmy z tego nic nie miały, kompletnie nic. I o takich rzeczach mam sporo wiedzy. Moje życie jest nieustannym pasmem walki.
wp.pl