niedziela, 20 listopada 2022


Szokującą relację z udziałem rezerwistów ujawnił niezależny rosyjski kanał TV Rain (Dożd), nadający obecnie m.in. z Łotwy. Opisano w niej jak pod koniec października setki zmobilizowanych mężczyzn z Woroneża wyruszyło do walki pod Makijewką. W ciągu kilku dni ponieśli bardzo duże straty w swoich szeregach. Według raportów, kiedy pojawili się na linii frontu, oficerowie powiedzieli im: "Jesteście mięsem, dlatego zostaliście tu przywiezieni". Mieli zostać porzuceni przez swoich dowódców, uzbrojeni tylko w granaty, zmuszeni kopać rowy gołymi rękami.

Około 50-osobowej grupie udało się wycofać w kierunku rosyjskiej granicy, gdzie zostali rozbrojeni i przewiezieni na poligon wojskowy w Walujkach w obwodzie biełgorodzkim w Rosji. Tam byli przetrzymywani przez kilka tygodni. Część z nich odmówiła powrotu na front. W odpowiedzi prokuratura wojskowa zaczęła grozić zmobilizowanym mężczyznom zarzutami karnymi. A 17 listopada zostali przewiezieni w kierunku Donbasu.

"Prawdopodobnie zostali zabrani do podziemi Domu Kultury w Zaitseve, gdzie obecnie ok. 300 mężczyzn jest przetrzymywanych przez rosyjskie wojsko jako jeńcy. Armia rosyjska wykorzystuje piwnice więzienne w kilku miejscach na okupowanych terytoriach Ukrainy do przetrzymywania żołnierzy, którzy odmawiają powrotu na linię frontu. Stosuje przy tym głód, groźby i bicie, aby zmusić ich do powrotu" – przekazuje niezależne medium TV Rain.

(...)

Z kolei według płk. Piotra Lewandowskiego, byłego weterana misji wojskowych w Iraku i Afganistanie, podział w rosyjskiej armii, który był widoczny na początku wojny, z pojawieniem się rezerwistów na froncie jeszcze bardziej się pogłębia.

– Wśród zawodowych żołnierzy na kontrakcie, ci, którzy mieli rzucić kwitami i odejść z frontu, już dawno odeszli. Oni byli jak "gotowana żaba". Reszta została, godząc się na warunki i walkę na froncie. Z rezerwistami jest zupełnie inna bajka. Mają swoje poczucie dumy, empatię i niekoniecznie są "drobnymi pijaczkami". Mimo wszystko nie uciekli z Rosji, nie schowali się w piwnicy, przyjęli kartę powołania i stawili do wojska. Wielu z nich ma patriotyczne przekonania i oczekuje, że kraj da im to, co im się należy. Chcą być przede wszystkim dobrze dowodzeni – ocenia płk Piotr Lewandowski.

I dodaje, że rosyjskie dowództwo nie zapewnia im dobrego nadzoru, szkolenia i zabezpieczenia materiałowego. - Rosyjski zmobilizowany żołnierz protestuje, że nie ma warunków, by walczyć na froncie. To nie jest protest przeciw wojnie, ale przeciw podejściu do rezerwisty – uważa wojskowy.

wp.pl

Nagranie krążące w rosyjskich mediach społecznościowych pokazało egzekucję z użyciem młota kowalskiego byłego rosyjskiego najemnika, który przeszedł na stronę Ukrainy.

Prorosyjscy blogerzy poinformowali, że egzekucja przeprowadzona na Jewgieniju Nużnym była zemstą za jego rzekomą zdradę.

"Jest dla mnie absolutnie oczywiste, że Jewgienij Nużyn został uprowadzony i brutalnie zamordowany przez członków amerykańskich służb specjalnych" - stwierdził Jewgienij Prigożyn, założyciel Grupy Wagnera.

Bliski współpracownik Władimira Putina przekazał, że Grupa Wagnera sprawdza wersję, że Nużyn "został zwerbowany przez CIA i był wcześniej więziony przez 27 lat, w związku z tym, że CIA z wyprzedzeniem wiedziała o przyszłym (tak zwanym) zamachu stanu na Ukrainie w 2014 roku, a także o możliwych walkach na terytorium Ukrainy, został członkiem Grupy Wagnera i stworzył warunki do swojej egzekucji."

W opublikowanym oświadczeniu przekazano, że Nużyn był "ochotnikiem" w Grupie Wagnera i brał udział w operacjach wojskowych. Zaprzeczono, że został za uprowadzony i zabity przez swoich byłych towarzyszy.

Zauważył, że w nagraniu nie padają przekleństwa w języku rosyjskim, co jest "typowe dla takich filmów z udziałem Rosjan", a kolor cegły, na której leżała głowa Nużyna, nie odpowiadał temu, który jest używany w Rosji. Twierdzi też, że kolorystyka kamuflażu mundurów osób występujących na filmiku odpowiada projektowi amerykańskiej firmy.

Jewgienij Nużyn odbywał wyrok w obwodzie riazańskim i został zwerbowany do walki na Ukrainie. Poddał się we wrześniu. W wywiadzie powiedział, że pierwotnie planował poddać się i walczyć po stronie Ukrainy, gdzie - jak twierdzi - miał mieszkających tam krewnych. 12 listopada w internecie pojawiło się nagranie z brutalnego morderstwa Nużyna. Zdarzenie to określono jako "karę dla zdrajcy".

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że to "nie ich sprawa", że obywatel Rosji został brutalnie stracony bez procesu.

rp.pl

Ale gdy w 2014 r. Rosja zaanektowała Krym, tego sprzeciwu społecznego wobec działań Kremla nie było widać. Odzywały się raczej te duchy przeszłości i wspomniany kult pabiedy.

2014 r. był dla nas wszystkich szokiem i wiedzieliśmy, że aneksja Krymu to była taka tykająca bomba, która może wybuchnąć. Jednocześnie chcieliśmy wierzyć w happy end, a szczęśliwe zakończenie to koncept hollywoodzki, a nie rosyjski. Mam wrażenie, że teraz, od tych ośmiu miesięcy od wybuchu wojny w Ukrainie bardzo mocno dosładzamy i afirmujemy pewien rodzaj rzeczywistości, który chcemy osiągnąć, ale to jest myślenie życzeniowe.

Co ma pani na myśli?

Słyszymy ciągle o schorowanym Putinie, który ma nowotwory w całym ciele i za moment się położy do grobu. Myślimy, że Rosjanie uduszą się pod wpływem sankcji, padną z głodu, albo bezrobotni wyjdą na ulice jak podczas rewolucji październikowej. Cały czas żyjemy w przekonaniu, że nasze działania, działania szeroko rozumianego Zachodu, spowodują daleko idące zmiany w Rosji.

W październiku pojechała pani do Rosji zobaczyć je na własne oczy.

Wyruszyłam do Rosji między innymi dlatego, że przeczuwałam, że — wbrew temu, co sądzimy — niewiele się zmieniło.

A przeczuwała pani, że może nie być tam mile widzianą? Polska jest nie tylko członkiem NATO, ale także jednym z największych sojuszników Ukrainy, co — oczywiście w oczach Rosjan — nie stawia nas w dobrym świetle.

Zawsze wyjazdy do Rosji i spotkania z "dobrymi Rosjanami" to była dla mnie ogromna przyjemność. Zwłaszcza na północy, poza dużymi miastami Polak był witany z otwartymi ramionami, ponieważ wciąż silna jest tam pamięć o zesłańcach, którzy nieśli kaganek oświaty i zrobili dużo dobrego dla tamtej społeczności. Przodek Polak na Syberii był powodem do dumy. Niestety to się radykalnie zmieniło. Nie chcę demonizować, mówiąc, że wszyscy Rosjanie są podli i przewrotni, bo nadal mam dobre kontakty z osobami, które nie widzą we mnie natowskiego szpiega. Prawda jest jednak taka, że dziś lepiej nie przyznawać się w Rosji do polskiego paszportu.

To, w jaki sposób przemierzyła pani ten kraj?

Podróżowałam z belgijskim paszportem, ponieważ mój mąż jest Belgiem i mam podwójne obywatelstwo. Dzięki temu łatwiej było mi wyjechać, bo polski MSZ podróży do Rosji nie tylko odradzał, ale informował, że podróżni nie mogą liczyć na pomoc konsularną. Gdy ktoś obcy pytał mnie, skąd jestem, odpowiadałam, że z Belgii, która wprawdzie kojarzy się z eurosajuzem, ale jest raczej krajem anonimowym. Kilka razy przyznałam się, że jestem z Polski i później tego gorzko żałowałam.

Dlaczego?

W propagandzie rosyjskiej Polska jest przedstawiana jako kraj wrogi, zdradziecki, w którym panuje wielka nienawiść do Rosjan. Gdy przyznawałam się, że jestem Polką, słyszałam docinki, nieprzyjemne komentarze, a nawet złośliwe pogróżki. Rosjanie powtarzali wtedy, że zamarzniemy zimą, że jesteśmy głupi, że stoimy po niewłaściwej stronie i że zdradzamy brać słowiańską. Złorzeczyli, że zabraknie nam węgla i cukru. "My was wyzwoliliśmy, a wy spółkujecie z nazistami" — takie komentarze też słyszałam.

Doszło też do tego, że współpasażerowie z pociągu "donieśli" na mnie do konduktorki i wlepiła mi mandat z jakiegoś absurdalnego powodu. Moi przyjaciele Rosjanie potem pukali się w głowę, gdy tego słuchali i poradzili, bym następnym razem mówiła, że jestem z Białorusi.

Te wtrącenia o braku cukru czy pustych składach opału w wypowiedziach przypadkowo spotkanych osób pokazują, że rosyjska propaganda jest całkiem dobrze rozeznana w tym, co się dzieje w Polsce.

Na pewno autorzy tej machiny propagandowej mają zdolność do bardzo szybkiego wyszukiwania tego typu informacji i ich rozpowszechniania. Często w telewizji pokazuje się jakieś zachodnioeuropejskie miasto, przed kamerą stoi osoba, którą przedstawia się jako na przykład francuskiego dziennikarza i on opowiada, jak to w Europie źle się dzieje.

Ktoś, kto to ogląda, ma poczucie, że śledzi obiektywną relację. Po niej jednak propagandysta reżimu Putina dokręca śrubę i przez 15 minut w programie, który ma się jawić jako publicystyczny, opowiada — niczym Kaszpirowski — jedną słuszną "prawdę". Polsce może nie poświęca się osobnego czasu antenowego, ale to też zabieg propagandowy, polegający na umniejszaniu naszego kraju.

Bardzo szokujące było dla mnie także to — a poza programami publicystycznymi słyszałam to także w rozmowach z wykładowcami uczelni wyższych — jak dużo mówi się o polskich ambicjach imperialistycznych wobec Ukrainy.

Że pomoc Ukrainie to nasza przygrywka do rozbioru tego kraju?

Zadawano mi konkretne pytania, jak daleko zamierzamy przesunąć naszą wschodnią granicę! W każdy możliwy sposób próbowałam te "rewelacje" zanegować, ale raczej patrzono na mnie jako na słabo poinformowaną albo jak na szpiega NATO. To było okropne uczucie, gdy to propagandowe zakłamanie wykluczało szansę na merytoryczną rozmowę.

Wspomniała pani wcześniej, że my w Polsce też żyjemy swoimi ułudami co do tego, jak wygląda kondycja Rosji Putina. Pani przyjechała tam, gdy trwała mobilizacja, którą w zachodnich mediach raczej przedstawiano przez pryzmat uciekających przed wojskiem poborowych albo żołnierzy zmierzających na front chwiejnym krokiem.

Rzeczywiście trafiłam do Rosji po tygodniu od ogłoszenia mobilizacji, czyli w okresie ogromnego chaosu. Tak jak pani wspomniała, w relacjach zachodnich mediów było to ilustrowane kolejkami Rosjan na granicach i nam tu, siedzącym przed telewizorami wydawało się, że jesteśmy o krok od wielkiego przewrotu. Nawet belgijski konsulat nie był pewny, czy dostanę wizę, "bo ogłoszono mobilizację". Ale, gdy ją otrzymałam, to była zarazem dobra i zła wiadomość. Z jednej strony ucieszyłam się, że wyjadę, ale z drugiej to był sygnał, że to znów nie jest tak, jak nam się wydaje. Przykładamy zachodnią miarę do tego, co w Rosji jest normalne.

Co pani zobaczyła na miejscu?

Oczywiście dla części mężczyzn, którzy mieli inne, może intelektualne, ambicje, pójście na front było dramatem, ale reszta się tego spodziewała. I owszem kolejki na przejściach granicznych były, ale w Rosji, w propagandowym pierwszym kanale telewizji publicznej, ci uciekający byli przedstawiani jako tchórze, mięczaki, ale też pewien margines. Kreml przekazywał wtedy, że dobrze się stało, że takie osoby z Rosji wyjechały, bo w przyszłości mogła to być opozycja, jacyś wichrzyciele, którzy będą stosować dywersję. Prasa z nich szydziła.

Gdy dotarłam do Rosji, nie było żadnych protestów, żadnych rewolucyjnych nastrojów. W Petersburgu zastałam na głucho zamknięte drzwi organizacji pozarządowej Soldiers' Mothers, która zawsze zajmowała się prawami rekrutów. Po ulicach pędziły na sygnale samochody wojenkomatu, które zgarniały poborowych.

To, co dało się zauważyć to lęk, który zawsze był w Rosjanach, a który wtedy urósł do gigantycznych rozmiarów. Poziom zastraszenia był tak ogromny, że gdy rozmawiałam z 30-latką, której chłopak uciekł przed mobilizacją do Gruzji, właściwie nie była w stanie wydusić z siebie słowa na ten temat. Jej życie prywatne legło w gruzach, ale jej strach był zbyt duży, by o tym mówić. Cały czas płakała i podejrzliwie rozglądała się, czy przypadkiem ktoś nas nie obserwuje. Inna kobieta powiedziała mi, że jest na skraju załamania psychicznego i zamierza ze sobą skończyć.

Tych przykładów na to, jak wojna Putina niszczy także zdrowie psychiczne Rosjan, widziała pani więcej?

To jest pewien paradoks, który pewnie jest dobrze przez psychologię opisany, że najlepiej — w sensie kondycji psychicznej — w Rosji czują się ci, którzy wyzbyli się dysonansu poznawczego i całkowicie popierają politykę Putina. Takie osoby mają się świetnie, śmieją się, bawią. Według nich ich porządek świata jest niezachwiany i wszystko dzieje się tak, jak powinno. Natomiast ci, którzy się reżimowi sprzeciwiają, którzy czują, że to, co się wokół nich dzieje jest złe, są w fatalnej kondycji psychicznej.

Rozmawiałam ze studentami z Nowosybirska, z młodymi ludźmi z Petersburga i Moskwy, czyli z ośrodków, gdzie informacji dociera więcej i widziałam, w jak okropnym są stanie. Mówili mi, że utworzyli pewien kod, którym posługują się w mediach społecznościowych, by pokazać swój sprzeciw wobec reżimu. Polega to na tym, że piszą na przykład, że słabo się czują, że mają zły dzień, ale ani słowa o polityce, o świecie, o wojnie. Przyznanie się do fatalnego stanu psychicznego jest dla nich pewną formą oporu. Formą niezauważalnego dla cenzora sprzeciwu.

Zapytała ich pani, dlaczego pogrzebanie marzeń o wspólnym życiu, problemy finansowe, poczucie beznadziei nie jest w stanie przezwyciężyć strachu i uruchomić fali protestów?

To, o czym wspomniałam, ma na tyle jednostkowy w skali całego kraju wymiar, że nie ma szans, by się skonsolidowało i przekuło w milionową manifestację na ulicach Moskwy. To się nie stanie, bo poziom lęku i rozbicia jest zbyt duży i nie ma takiej możliwości, jak w Polsce, by zrobić wydarzenie na Facebooku i szybko się skrzyknąć w jakiejś sprawie.

Pewna profesorka z uniwersytetu w Moskwie powiedziała mi tak: "Wiesz, my to nie jesteśmy tacy jak Polacy, że gdy nas coś boli, od razu ruszymy na ulice i będziemy się czegoś domagać. My jak mamy jakiś problem i poczucie wielkiej niesprawiedliwości, to wyjdziemy do kuchni, cicho sobie popłaczemy i po chwili znów koncentrujemy się na tym, co tu i teraz".

To przerażające, bo — jak mi to tłumaczyli Rosjanie — źródeł lęku trzeba poszukać kilka metrów pod zamarzniętą ziemią gułagu. Od stu lat ten naród nie tylko żyje świadomy tej historii, ale także świadomy tego, co się dzieje z każdym, kto się wychylił jako opozycjonista.

Że nie jest spisany czy w najgorszym razie wyniesiony z protestu przez kilku funkcjonariuszy, jak to się dzieje w Polsce, ale trafia do miejsca bardziej przypominającego łagier niż więzienie.

Konsekwencje naszego sprzeciwu są zwyczajnie śmieszne w porównaniu z tym, co grozi Rosjanom. Poza tym my Polacy mamy też pewne tradycje protestów, a także — w niedalekiej przeszłości — dowody na to, że wychodzenie na ulice może zmienić rzeczywistość polityczną. W Rosji, gdy spojrzeć na karty historii, sprzeciw i bunt zawsze prowadził do okrutnej śmierci lub tortur.

Wróćmy jeszcze na moment złudnych wrażeń na temat skuteczności zachodnich sankcji. Czy widziała pani puste sklepowe półki i Rosjan skarżących się na biedę?

Zachód widzi skutki sankcji nakładanych na Rosję, tak jak chce je widzieć. Oczywiście część marek luksusowych się wycofało z tego kraju, ale Paul Smith czy Yves Rocher, które się wyłamały, całkiem dobrze prosperują. W supermarketach nie tylko półki są pełne, ale z łatwością kupimy w nich francuskie sery, włoskie makarony i słodycze z Polski. Te produkty dostają się tam głównie za pośrednictwem państw, z którymi Rosja jest w unii celnej. Ceny nie wzrosły znacząco, poza kosztami inflacji, z którą mierzy się wiele państw.

Jeżeli któregoś produktu nie ma, Rosjanie nie mają problemu z tym, by wyrobić kartę płatniczą w innym kraju i kupić, co potrzebują przez internet. Zamknięcie sklepów Ikea czy restauracji McDonald pozbawiło wielu Rosjan pracy, ale po kilku tygodniach bezrobocia, znaleźli nową. Właściwie klasa średnia sankcji w ogóle nie odczuła, bo ona nigdy z dóbr luksusowych nie korzystała, nie wyruszała na zagraniczne wakacje. Gdyby nie słyszeli o tym w mediach, nie wiedzieliby, że Zachód wprowadził sankcje. Najbiedniejsi Rosjanie zawsze walczyli o kawałek chleba i to też się nie zmieniło.

Natomiast sankcje są w Rosji przedstawiane jako dowód na to, że to Zachód wywołał wojnę, a NATO zamierza zniszczyć Rosję. Propaganda rosyjska odpowiada zaś na to znanym gestem Kozakiewicza. Straszy, że Europa zamarznie i chlubi się tym, że Rosjanie nadal będą zajadać włoski makaron z francuskim serem.

I dodaje: "Skoro nie spotkała nas wielka tragedia za to, że zaatakowaliśmy Ukrainę, to czemu nie spróbować zawalczyć o dalsze, sporne tereny"?

Dokładnie tak, a do tego trzeba wziąć pod uwagę, że nic nie wskazuje na to, że Putin traci poparcie. Nawet rozmawiając z młodymi ludźmi, słyszałam, że wcześniej był dla nich starym dziadem, który należy do przeszłości. Teraz w tym świecie zglobalizowanym, zagubionym jest postrzegany jako jedyny, który rozumie zasady toczącej się gry.

Stał się dla nich przewodnikiem?

Zdecydowanie, dlatego po raz kolejny to, co nam się wydaje, czyli na przykład porażki Putina na froncie są dla Rosjan tylko kolejnym sygnałem, że trzeba się skonsolidować i wojnę z NATO i USA wygrać. A Putin, "człowiek Boga" do tego zwycięstwa poprowadzi.

Rozmawiałam z byłym agentem FSB, który po tym, jak spalono most Krymski, stwierdził, że teraz Ukraińcy już "zasłużyli sobie na bombeczkę". Widać, że przyzwolenie na użycie broni jądrowej jest w społeczeństwie rosyjskim duże. Rosjanie są przyzwyczajeni do rządów twardej ręki, a im twardszy uścisk, tym lepszy. Niestety przejawy tej ucieczki od wolności i zastępowanie wolności własnej, indywidualnej, liberalnej schronieniem się w żelaznym uścisku autorytaryzmu jest widoczne na każdym kroku i powinno to być przestrogą dla wszystkich rządów, które przeżywają fascynację twardą ręką mającą prowadzić ku zbiorowemu bezpieczeństwu.

onet.pl

Po inwazji Rosji na Ukrainę państwa zachodnie nałożyły na Kreml bezprecedensowe sankcje. Wiele powiedziano o wpływie konfiskat aktywów, zakazach lotów i ograniczeniach finansowych, ale to kontrola eksportu jest nieopowiedzianą historią ostatniej próby Zachodu powstrzymania Rosji. W wysoce skoordynowany sposób Stany Zjednoczone i 37 innych krajów narzuciły Rosji nowy i złożony system kontroli eksportu. Te kontrole poważnie ograniczają eksport strategicznych technologii, w tym półprzewodników, mikroelektroniki, sprzętu nawigacyjnego i komponentów samolotów do Rosji - nawiązując do bardzo udanych zachodnich ograniczeń eksportowych, które pomogły odizolować, powstrzymać i ostatecznie pokonać Związek Radziecki.

Mając czas na pracę, kontrole eksportu odegrają kluczową rolę w osłabianiu rosyjskiego przemysłu obronnego i zmniejszaniu jego zdolności wojskowych do prowadzenia wojny. Uzależnienie rosyjskich firm produkcyjnych od zagranicznych komponentów i maszyn utrzymuje się na wysokim poziomie, pomimo podejmowanych przez Moskwę prób zwiększenia samowystarczalności wewnętrznej, takich jak uruchomiony w 2015 r. program substytucji importu. Przy ograniczonej krajowej produkcji kluczowych technologii w Rosji, jest ostatnią deską ratunku na polu walki pozyskiwać te krytyczne elementy z innych źródeł. Kontrola eksportu jest zatem potężnym narzędziem utrudniającym Rosji uzupełnianie jej wyczerpujących się zapasów broni i amunicji.

Sankcje i kontrola eksportu, zwykle łączone razem przez osoby niebędące specjalistami, mają zupełnie inną logikę działania. W przeciwieństwie do sankcji, które mogą niemal natychmiast zatrzymać stosunki handlowe i bankowe, kontrola eksportu jest łagodniejszym narzędziem ukierunkowanym na ograniczanie dostępu do towarów i technologii. Kontrole eksportu prawie nigdy nie są skuteczne w całkowitym powstrzymaniu transferu technologii i nie uniemożliwiają celowi nadrobienia zaległości w inny sposób – poprzez produkcję krajową, unikanie kontroli za pośrednictwem krajów trzecich lub uzyskanie pomocy od łamiących kontrole zachodnich firm. Sukces kontroli eksportu zależy zatem od szczelności ograniczeń, unikalności każdej technologii oraz koncentracji łańcuchów dostaw. Dopóki istnieją alternatywni dostawcy w krajach nieobjętych sankcjami, takich jak Chiny i Indie, wpływ kontroli eksportu będzie osłabiony. Jednostronne kontrole eksportu rzadko są skuteczne, więc międzynarodowa koordynacja ma kluczowe znaczenie.

Zachodni sojusznicy mieli spore doświadczenie w blokowaniu Związkowi Sowieckiemu dostępu do wrażliwych technologii. Na początku zimnej wojny Zachód stosował wielostronne kontrole eksportu, aby powstrzymać przepływ strategicznych materiałów i technologii do bloku komunistycznego, aby uniemożliwić mu uzyskanie przewagi militarnej. Chociaż światowy krajobraz technologiczny przeszedł od tego czasu głębokie zmiany, podstawowe kwestie kontroli eksportu pozostają takie same: jak zrównoważyć bezpieczeństwo narodowe i interesy gospodarcze, jak zapewnić, aby wszystkie uczestniczące strony podzielały uzasadnienie kontroli, jak odpowiednio dobrać wielkość zakresu kontroli, aby nie był ani zbyt wąski, ani zbyt szeroki, oraz jak upewnić się, że kontrole są skutecznie zarządzane. (...)

Nowe restrykcje Zachodu wobec Rosji są najbardziej wszechstronną kontrolą stosowaną wobec jednego kraju od czasów zimnej wojny. Przed rosyjską inwazją istniejące kontrole eksportu obejmowały głównie niewielki zestaw zaawansowanego sprzętu wojskowego i technologii podwójnego zastosowania i nie zawsze były ściśle egzekwowane. Teraz, po raz pierwszy od zakończenia zimnej wojny, kraje zachodnie zgodziły się rozszerzyć zakres kontroli daleko poza obecne wielostronne reżimy kontroli eksportu – Porozumienie z Wassenaar, Grupa Australijska, Reżim Kontroli Technologii Rakietowych i Grupa Dostawców Jądrowych, z których wszystkie są wąsko skoncentrowane na broni masowego rażenia, nierozprzestrzenianiu lub określonych embargach na broń.

Nowe kontrole eksportu do Rosji obejmują cztery rodzaje ograniczeń. Po pierwsze, zakazują eksportu, reeksportu i transferu wszelkich towarów, oprogramowania lub technologii niezbędnych dla rosyjskiego sektora obronnego, lotniczego i morskiego. Aby zwiększyć ich skuteczność, kontrole te dotyczą również bliskiego sojusznika Rosji, Białorusi. Po drugie, w porozumieniu z sojusznikami i partnerami, Stany Zjednoczone zastosowały tzw. regułę bezpośredniego produktu zagranicznego, która znacznie ogranicza dostęp Rosji do produktów wytwarzanych za granicą przy użyciu amerykańskiego oprogramowania i technologii. Do tej pory ta surowa zasada była nakładana tylko na chińskiego giganta telekomunikacyjnego Huawei, nigdy na cały kraj.

Po trzecie, wprowadzono niemal całkowite embargo, aby zakazać eksportu towarów pochodzących z USA dla rosyjskiej armii. Po czwarte, na dokładkę, do Listy Podmiotów sporządzonej przez Biuro Przemysłu i Bezpieczeństwa Departamentu Handlu Stanów Zjednoczonych dodano ponad 100 podmiotów, w tym Rostec i Sukhoi Aviation. Firmy znajdujące się na liście podlegają szerokim sankcjom, "ograniczając dostęp Rosji do produktów, których potrzebuje do projekcji siły i realizacji swoich strategicznych ambicji”.

Kreml ma jednak wieloletnie doświadczenie w przeciwdziałaniu i obchodzeniu sankcji. Niedawny raport Royal United Services Institute (RUSI) przyjrzał się 27 najnowocześniejszym rosyjskim systemom wojskowym – w tym systemom łączności, pociskom manewrującym i elektronicznemu sprzętowi bojowemu – i stwierdził, że zawierają one co najmniej 80 różnych typów komponentów podlega kontroli eksportu USA. Ustalenia zawarte w raporcie mają kilka implikacji dla skuteczności kontroli wywozu.

Po pierwsze, rosyjska fuzja wojskowo-cywilna jest równie niepokojąca jak chińska. „Fuzja wojskowo-cywilna” to termin używany przez amerykańskich analityków ds. obrony w odniesieniu do narodowej strategii Chin polegającej na wzmacnianiu zdolności wojskowych poprzez systematyczne eliminowanie barier między przemysłem obronnym a pozornie cywilnymi instytucjami badawczymi. Zacieranie się granic między sektorem wojskowym a cywilnym jest także zjawiskiem rosyjskim.

Rosja ma długą historię szpiegostwa naukowego i technologicznego. W czasach sowieckich moskiewskie służby wywiadowcze atakowały wiodące zachodnie firmy komputerowe i półprzewodnikowe, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i Japonii, w ramach nielegalnej kampanii zakupowej. Niedawno rosyjskie instytuty badawcze były aktywnie zaangażowane w szpiegostwo przemysłowe, przekierowując krytyczne elementy do sektora obronnego. Na przykład w kwietniu rosyjski naukowiec pracujący na Uniwersytecie w Augsburgu w Niemczech został skazany za szpiegostwo — przekazał rosyjskiemu wywiadowi informacje o europejskiej technologii napędu rakietowego. Dlatego w ostatniej serii sankcji Stany Zjednoczone celowały w szereg nominalnie cywilnych podmiotów zajmujących się zaawansowanymi technologiami, w tym Moskiewski Instytut Fizyki i Technologii oraz Fundacja Skolkovo. Instytuty badawcze aktywnie współpracowały z wieloma rosyjskimi podmiotami obronnymi, takimi jak Uralvagonzawod, największy rosyjski producent czołgów; Ałmaz-Antej, największy w kraju producent broni; oraz United Aircraft Corporation, korporacja lotnicza i obronna.

Po drugie, zwolnienie produktów konsumpcyjnych jest uważane za sposób na oszczędzenie zwykłych obywateli, ale może przynieść odwrotny skutek i osłabić kontrolę. Rosyjskie i białoruskie firmy znajdujące się na Liście Podmiotów kwalifikują się do zwolnień w zakresie technologii konsumenckich, w tym komputerów, urządzeń pamięci, aparatów cyfrowych, kontrolerów dostępu do sieci i oprogramowania. Teoria głosi, że rozprzestrzenianie się tej technologii w Rosji „utrudni rosyjskiemu rządowi kontrolowanie wiadomości docierającej do narodu rosyjskiego”.

Podczas gdy łagodzenie szkód ubocznych dla zwykłych Rosjan jest ważne w wojnie informacyjnej, wyjątki te mogą być wykorzystywane przez rosyjski sektor obronny. Raport RUSI pokazał przypadki, w których półprzewodniki przeznaczone do użytku cywilnego trafiały do ​​rosyjskiej broni. W maju sekretarz handlu USA Gina Raimondo poinformowała, że ​​Rosja najwyraźniej ucieka się do mikroprocesorów w zmywarkach do naczyń i lodówkach, aby uzupełnić kurczące się zapasy chipów dla sprzętu wojskowego. Ponowne wykorzystanie półprzewodników klasy konsumenckiej do celów wojskowych może nie zapewnić najlepszej jakości broni, ale nadal służy rosyjskiej armii do siania maksymalnego spustoszenia na polu bitwy. Poprzez zmianę przeznaczenia programowalnych układów scalonych, wykorzystanie przez Rosję technologii konsumenckiej skutecznie łagodzi skutki kontroli eksportu.

Wreszcie, trudno jest całkowicie zamknąć dostawy krytycznych artykułów, ponieważ trudniej jest kontrolować przeładunki od dostawców zewnętrznych. Jeśli określonej technologii nie można zlokalizować i kontrolować pod względem geograficznym, pozyskanie jej za pośrednictwem tajnych sieci w jurysdykcjach stron trzecich jest tylko kwestią czasu. Podobno Rosja wykorzystywała spółki offshore w takich jurysdykcjach, jak Hongkong i Wietnam, aby ukryć ostatecznych użytkowników końcowych. Kolejnym słabym punktem jest reeksport towarów niekontrolowanych. RUSI zebrało długą listę towarów konsumpcyjnych o niskim poziomie technologicznym, które zostały ponownie wykorzystane w rosyjskiej broni. Przedmioty te mogą być wysyłane do Rosji i Białorusi, o ile nie są specjalnie przeznaczone do celów wojskowych. Są szczególnie trudne do kontrolowania, ponieważ nie są one wymienione na Commerce Control List i wymagają dokładnego śledzenia, aby upewnić się, że nie są używane niewłaściwie. Wykorzystywanie pośredników do przekierowania komponentów do wojskowych użytkowników końcowych jest powszechną taktyką wśród osób łamiących sankcje – a kiedy dotyczy to technologii, która nie jest ściśle ograniczona, staje się jeszcze łatwiejsza.

Dotychczasowy sukces kontroli eksportu pokazuje, że dobrze nadają się one do przeszkadzania docelowym celom zdobycia dowolnej technologii. Nawet jeśli działają powoli, mogą być jednym z najpotężniejszych narzędzi w zestawie narzędzi gospodarczo-państwowych Zachodu. Ale wpływ na zdolność Rosji do prowadzenia wojny nie będzie automatyczny – wymaga stałego monitorowania, rygorystycznego egzekwowania i dostosowywania się do ewoluujących taktyk adaptacyjnych Moskwy.

foreignpolicy.com