środa, 2 listopada 2022


W kampanii wyborczej Demokraci – którzy nieznacznie kontrolują Izbę Reprezentantów – ostrzegają, że Republikanie ograniczą wsparcie dla Ukrainy. Takie słowa wypowiedział chociażby prezydent Joe Biden. Zwraca się uwagę, że podczas majowego głosowania nad wartym ponad 40 miliardów dolarów pakietem pomocy dla Ukrainy wszystkie 57 głosów przeciwnych w Izbie Reprezentantów pochodziło od Republikanów. To właśnie w tej izbie amerykańskiego Kongresu najwięcej jest przeciwników tak dużej pomocy dla naszego wschodniego sąsiada. Jako ciekawostkę można dodać, że według badań sondażowych Reuters/Ipsos z października poparcie dla pomocy Ukrainie wśród zwolenników Partii Demokratycznej wynosi 81%, podczas gdy wśród Republikanów 66%.

Kilka dni temu wątpliwości co do dalszej pomocy dla Ukrainy spotęgował Republikanin Kevin McCarthy. To czołowy polityk tej partii i lider jej mniejszości w Izbie Reprezentantów. Prawdopodobnie to on będzie nowym speakerem Izby Reprezentantów. Jak stwierdził, gdy Republikanie przejmą Izbę Reprezentantów to zakończą politykę "czeków in blanco" dla Ukrainy. Odniósł się jednocześnie do kryzysu gospodarczego i konieczności dbania o potrzeby Amerykanów. Z kolei inny kongresman z ramienia Partii Republikańskiej – Michael McCaul (członek Komitetu Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów) – stwierdził, że niektórzy w jego ugrupowaniu mają wątpliwości co do kosztów, jakie Amerykanie ponoszą na Ukrainie, ale nie co do samego celu. "Ukraina jest ważna" – stwierdził McCarthy – "ale nie może być jedynym tematem, którym się zajmujemy".

Amerykańscy eksperci, z którymi miałem okazję porozmawiać na potrzeby przygotowywania niniejszego artykułu, uważają, że nadchodzące wybory zwiększą liczbę Kongresmanów, którzy są "bardziej natywistyczni i sceptyczni co do dalszego wspierania Ukrainy w świetle narastających problemów wewnętrznych". Niemniej jednak panuje też przekonanie, że zwiększenie poparcia dla takich opinii nie wpłynie na kierunek polityki Kongresu. Innymi słowy, to zbyt mała grupa, by mogła coś zmienić.

Wsparcie (lub nie) dla Ukrainy jest zależne od szeregu czynników, w tym tego, który dla milionów Amerykanów – a więc także i polityków – jest najważniejszy, a więc gospodarki. Chociaż według sondażu Reuters/Ipsos 73% ankietowanych Amerykanów popiera wsparcie dla Ukrainy, to problemów gospodarczych nie sposób lekceważyć. W pierwszych dwóch kwartałach 2022 roku zanotowano spadek PKB (kolejno o 1,6% i 0,6%), gospodarka walczy z recesją. Pojawiły się niedobory towarów.

W wymiarze finansowym dostrzec można istotny argument – dalsze trwanie wojny oznacza narastanie problemów gospodarczych. Długoletnie koszty rosną, także w aspekcie energetycznym. "Im bardziej Europa i Stany Zjednoczone będą cierpieć z powodu recesji, tym mniejszy będzie entuzjazm do wysyłania Ukrainie pieniędzy" – stwierdził w rozmowie z Defence24 waszyngtoński ekspert, który z powodu braku zgody na rozmowy o polityce wewnętrznej poprosił o anonimowość – "wzrost ceny ropy naftowej i benzyny na stacjach sprawi, że wzrastać będzie też niezadowolenie zwykłych Amerykanów". 5 grudnia wchodzą w życie nowe ograniczenia na rosyjską ropę naftową, co oznacza "ponowny wzrost ceny benzyny i niezadowolenia wśród Amerykanów".

W tej sytuacji rośnie na Kapitolu przekonanie, że polityka musi zostać zmieniona. Narrację o konieczności ograniczenia pomocy (póki co to 66 miliardów dolarów) podsycają amerykańskie, konserwatywne media, podkreślające, że potrzeby Amerykanów muszą być na pierwszym miejscu. Republikanie, którzy chcą odbić Izbę Reprezentantów, muszą mówić głosem przeciętnego Amerykanina – niezadowolonego z polityki prezydenta Bidena oraz rosnących kosztów życia. Stąd też pojawienie się retoryki mówiącej o konieczności mądrzejszego wydawania pieniędzy podatników. W związanych z tą republikańską frakcją mediach wypomina się również "wspieranie Ukrainy i przekazywanie broni państwu, które znane jest z korupcji oraz podkreśla się ryzyko wojny z Rosją".

Tego rodzaju poglądy występowały już wcześniej, ale obecnie zyskują na popularności. Tłumaczy się to nie tylko niezadowoleniem z sytuacji gospodarczej kraju, ale także stanowiskiem Bidena i większości Partii Demokratycznej, którzy chcą zwiększyć pomoc dla Ukrainy. Chcąc wygrać wybory niektórzy Republikanie zdecydowali się więc przyjąć stanowisko całkowicie odwrotne. "Wśród Republikanów zawsze było skrzydło, które nazwać można wstrzemięźliwym" – dodał anonimowy ekspert z Waszyngtonu – "uważam, że coraz więcej osób dostrzega, że kontynuacja wojny zwiększa ryzyko eskalacji. Chcą więc zawrócić z tej ścieżki".

Podczas gdy niektórzy wieszczą realne zmiany w polityce Kongresu w razie zwycięstwa Republikanów, inni zwracają uwagę, że pomoc dla Ukrainy jest popierana przez główne nurty obu partii politycznej. "Ukraina to w dużym stopniu temat mający poparcie w obu partiach" – stwierdził jeden z ekspertów – "nie sądzę tym samym, by zwycięstwo Republikanów w Izbie Reprezentantów zrobiło jakąś różnicę. Wiele zależy jednak od tego, jak wojna będzie przebiegać. Jeśli Ukraińcy nadal będą odbijać swoje terytorium to utrzymają również wsparcie Stanów Zjednoczonych".

Zwraca się uwagę, że w samej Partii Republikańskiej poglądy McCarthy'ego napotykają na sprzeciw. Po jego słowach jednoznacznie wypowiedział się Mitch McConell – szef republikańskiej mniejszości w Senacie. Jak stwierdził, Partia Republikańska będzie kontynuować pomoc dla Ukrainy: "Rosja systematycznie eskaluje swoje ataki na ukraińskich cywilów i infrastrukturę energetyczną. To dla nas wyraźna lekcja. Administracja Bidena oraz przyjaciele Ukrainy na całym świecie muszą być szybsi i aktywniejsi w pomaganiu Ukrainie". Zdaniem McConnella pomoc Ukrainie służy amerykańskim interesom i wysyła jasny komunikat tak Rosji jak i Chinom, że "nie mogą tak po prostu pożreć swych mniejszych sąsiadów".

"Administracja Bidena i nasi sojusznicy muszą uczynić więcej, by wyposażyć Ukrainę w narzędzia niezbędne do zatrzymania rosyjskiej agresji. To oczywiste, że pomoc musi obejmować systemy ziemia-powietrze, systemy ogniowe dalekiego zasięgu, a także pomoc humanitarną i ekonomiczną" – dodał McConnell – "amerykański Kongres przyjął trwającą pomoc na bazie międzypartyjnego kompromisu".

Pod koniec października grupa 30 Demokratów z Izby Reprezentantów w liście otwartym wezwała prezydenta Bidena do zainicjowania wysiłku dyplomatycznego na rzecz rozmów pokojowych pomiędzy Rosją a Ukrainą. Stwierdzono, że o ile pomoc militarna dla Ukrainy jest usprawiedliwiona, o tyle niezbędne są bezpośrednie rozmowy z Kremlem i trzymanie Stanów Zjednoczonych poza konfliktem. Przestrzega się w nim przed niszczycielskimi konsekwencjami w razie dalszego trwania wojny.

Co ciekawe, raptem dzień później... z listu wycofano się. Sygnatariusze zostali skrytykowani za to, że za jego sprawą wzmacniają Republikanów. Pramila Jayapal z Izby Reprezentantów, która przewodniczy 30-osobowej, populistycznej, lewicowej frakcji Partii Demokratycznej, stwierdziła w wyjaśnieniu, że choć treść listu pozostaje aktualna, to problemem był moment jego ujawnienia – zbiegło się to w czasie ze słowami McCarthy'ego. "Każda wojna kończy się pracą dyplomatów, ta również tak się skończy po zwycięstwie Ukrainy" – stwierdziła.

defence24.pl

28 października zakończyły się 12-dniowe ćwiczenia wojsk lądowych Republiki Korei – Hoguk 22. Prowadzono je wspólnie z wojskami amerykańskimi, a ćwiczono taktyki ofensywne w tym przekraczanie rzek i desanty morskie. Korea Północna odebrała to jako groźbę i dowód na "wrogie zamiary" przeprowadzających ćwiczenia państw. W tym tygodniu rozpoczęto za to amerykańsko-koreańskie ćwiczenia wojsk lotniczych, w których ma wziąć udział 240 statków powietrznych. Mają one przeprowadzić 1600 lotów działając 24 godziny na dobę. Północ uznała to za niedopuszczalne i rozpoczęła kolejne demonstracje siły. Wskazuje też nazwę ćwiczeń – Vigilant Storm – jako agresywne nawiązanie do operacji Desert Storm, w której w 1991 roku Amerykanie i ich sojusznicy pokonali wojska irackie Saddama Husajna.

2 listopada 2022 odpalone zostały przynajmniej 23 północnokoreańskie pociski balistyczne. Jeden z nich upadł 57 km od wybrzeża Korei Południowej i miasta Sokcho. Inny spadł 167 km od wyspy Ulleung, ale gdyby leciał dalej, znalazłaby się ona na jego drodze. Z tego powodu ogłoszono na niej alarm przeciwlotniczy.

Lot dwóch, jako zagrażających własnym wyspom odnotowali Japończycy, którzy przekazali, że pierwszy z nich wycelowany był na wschód, przebył 150 km i osiągnął apogeum lotu na wysokości 150 km, a drugi wystrzelono na południowy-wschód, przebył 200 km i osiągnął apogeum 100 km.

Tego samego dnia Północ dokonała ostrzału artyleryjskiego strefy buforowej między obiema Koreami. Spadło na nią „ponad 100" pocisków i było to pogwałceniem porozumienia z roku 2018.

W odpowiedzi południowokoreańskie F-15K odpaliły w akwen morski na północ od linii rozgraniczenia trzy pociski AGM-84H/K SLAM-ER.

Kolejne zaostrzenie się sytuacji na Płw. Koreańskim miało związek z rosnącymi podejrzeniami co do przygotowywania kolejnej próby atomowej przez Koreę Północną. W związku z nimi Republika Korei porozumiała się z Japonią i Stanami Zjednoczonymi. Wszystkie strony zgodziły się, że takiej próby nie będzie można powstrzymać, ale jeżeli zostanie ona dokonana wówczas będzie potrzebna „bezprzykładna skala reakcji". Taka próba byłaby siódmą w historii w wykonaniu Korei Północnej i pierwszą od 2017 roku. Pjongjang może chcieć jej dokonać z wielu powodów, jednak najbardziej prawdopodobnym wydaje się zaostrzenie sytuacji międzynarodowej w związku z wojną w Ukrainie. Do takiego kroku Kim Dzong Una i jego ekipę może popychać chociażby Rosja, która poszukuje obecnie partnerów w prowadzonej przez siebie polityce.

Pozyskać udało się jej jak na razie Iran, który dostarczył do agresji bezzałogowce rozpoznawcze, bojowe i samobójcze, a wkrótce prawdopodobnie może dostarczyć także pociski manewrujące. Na temat możliwej „współpracy" Rosjanie rozmawiali także z Koreańczykami z Północy, jednak tak naprawdę nie jest do końca jasne jak ich pomoc dla Moskwy miałaby wyglądać. Doniesienia na ten temat mówiły o dostawach broni a nawet żołnierzy w charakterze mięsa armatniego. To drugie jak dotychczas się nie sprawdziło, natomiast co do dostaw broni trudno obecnie mieć pewność. Faktem jest jednak, ze KRLD posiada potężną artylerię i mogłaby dostarczyć nie tylko działa i systemy rakietowe ale choćby tak potrzebne elementy jak lufy czy amunicję do dział. Na to jak na razie także nie ma bezpośrednich dowodów.

defence24.pl

Siły rosyjskie zintensyfikowały działania ofensywne w obwodzie donieckim na południe i wschód od linii Wełyka Nowosiłka–Pawliwka–Marjinka, nie osiągnęły jednak znaczącego powodzenia. Ponawiają ataki na pozycje ukraińskie także na zachód od Doniecka, w rejonie Awdijiwki i Gorłówki oraz wzdłuż drogi do Kramatorska. Niepowodzeniem miały się ponadto zakończyć kolejne rosyjskie natarcia na Bachmut i miejscowości na północny wschód od niego oraz na wschód od Siewierska. W obwodzie ługańskim siły ukraińskie miały odeprzeć rosyjskie natarcie na linii rzeki Żerebeć oraz przy granicy z obwodem charkowskim na północny wschód od Swatowego. Rosjanie mieli bezskutecznie atakować także z terytorium Rosji na północ od Charkowa.

Z doniesień lokalnych wynika, że siły ukraińskie nie zaprzestają prób przerwania obrony rosyjskiej na pograniczu obwodów charkowskiego i ługańskiego na północny wschód od Kupiańska i na północ od Swatowego, na północny zachód od Kreminnej oraz na północ i zachód od Chersonia. Armia ukraińska przekazuje dwojakiego rodzaju informacje o ruchach wojsk rosyjskich na prawym brzegu Dniepru. Mają one wzmacniać zgrupowanie, przerzucając do miejscowości na południe od rejonów walk nowo zmobilizowanych żołnierzy, oraz przygotowywać ewakuację części pododdziałów, zabezpieczając środki przeprawowe. Rosjanie mieli też wycofać sprzęt wojskowy z lotniska Czornobajiwka na obrzeżach Chersonia.

31 października doszło do kolejnego zmasowanego ataku rakietowego na obiekty infrastruktury krytycznej Ukrainy. Po raz pierwszy celem były hydroelektrownie: Dniprowska w Zaporożu, Dnistrowska w obwodzie czerniowieckim oraz Krzemieńczucka w Switłowodśku w obwodzie kirowohradzkim. Ponadto ucierpiała infrastruktura energetyczna w okolicach Kijowa, w Charkowie, Dnieprze, Pawłohradzie, jak również w obwodach czerkaskim, połtawskim, winnickim. W poprzednich dniach celami rosyjskich rakiet były ponadto infrastruktura i obiekty przemysłowe w Kramatorsku, Krzywym Rogu, Mikołajowie, Połtawie i Zaporożu. Obie strony kontynuowały ostrzał i bombardowania pozycji i zaplecza wojsk przeciwnika wzdłuż linii styczności (Rosjanie także w przygranicznych rejonach obwodów czernihowskiego i sumskiego).

31 października strona ukraińska poinformowała o największym z dotychczasowych sukcesie w zwalczaniu wrogiego ataku rakietowego. W pierwszym komunikacie Sztab Generalny poinformował o zestrzeleniu 45 z 55 rakiet, w kolejnym zaś o wykorzystaniu przez agresora 60 rakiet (nie podano, ile z nich zostało strąconych). Komunikaty innych resortów również podawały rozbieżne dane. Z kolei głównodowodzący Sił Zbrojnych gen. Wałeryj Załużny nie podał liczby zestrzelonych rakiet, przedstawił natomiast szczegółową informację o systemach uzbrojenia wykorzystanych przez Rosjan do ataku (55 pocisków manewrujących Ch-101 i jeden Ch-59 odpalonych z samolotów, 22 rakiety wystrzelone z systemów S-300, cztery irańskie drony Shahid-136 oraz jeden rosyjski dron kamikadze Lancet-3).

Szef wywiadu wojskowego generał Kyryło Budanow oraz rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych pułkownik Juryj Ihnat poinformowali, że Rosja w najbliższym czasie ma otrzymać z Iranu rakiety balistyczne Fateh-110 i Zolfagar o zasięgu odpowiednio 300 km i 700 km. Według Ihnata mają one zostać rozmieszczone „na północnej granicy Ukrainy”, co sugeruje wykorzystanie Białorusi. Ihnat podkreślił, że Ukraina nie dysponuje środkami zdolnymi do odparcia ataku irańskich rakiet i po raz kolejny zaapelował do Zachodu o przekazanie nowoczesnych systemów obrony powietrznej. Ukraiński wywiad wojskowy podał też, że na początku listopada Rosja ma otrzymać z Iranu kolejną partię ponad 200 dronów kamikadze Shahed-136, Mohajer-6 i – po raz pierwszy – Arash-2.

Słowenia przekazała Ukrainie 28 czołgów M-55S (zmodernizowana wersja sowieckich T-55 z armatą 105 mm), w zamian za które otrzymała od Niemiec 35 dużych ciężarówek oraz pięć cystern. Kanada rozpoczęła dostawy dla armii ukraińskiej 39 samochodów opancerzonych. Włochy mają dostarczyć od 20 do 30 haubic samobieżnych M-109L, potwierdziły także, że wcześniej nieoficjalnie przekazały sześć armatohaubic PzH 2000, dwie wieloprowadnicowe wyrzutnie pocisków rakietowych i 10 transporterów gąsienicowych M-113. Litwa podjęła się remontu 12 armatohaubic PzH 2000 (wcześniej Litwini wyremontowali dwie Panzerhaubitze 2000). Pentagon potwierdził, że w listopadzie Ukraina otrzyma pierwsze dwa (z obiecanych ośmiu) systemy NASAMS. Instruktorzy z Norwegii mają obecnie finalizować szkolenie ok. 100 ukraińskich żołnierzy do obsługi tych systemów (szkolenie odbywa się w Niemczech).

Stały przedstawiciel Ukrainy przy ONZ Serhij Kysłycia przedstawił informację o pomocy wojskowej, jaką otrzymała armia ukraińska od stycznia br. Wartość wsparcia uzyskanego od 29 państw wyniosła 41,3 mld euro (ponad siedem razy więcej niż tegoroczny budżet ukraińskiego resortu obrony). Zaznaczył, że to zaledwie o 14% mniej niż budżet wojskowy Rosji. Z kolei według danych SIPRI pod względem wysokości wsparcia jako odsetka własnego budżetu obronnego na pierwszych trzech miejscach znalazły się państwa bałtyckie (Łotwa – 41%, Estonia – 37%, Litwa – 16,7%), a na czwartym Polska (15%). Z czołowych państw NATO najlepiej wypada Wielka Brytania (6,7%), USA są czternaste (3,6%), Niemcy szesnaste (2,4%), Francja dwudziesta druga (0,5%).

2 listopada pod przewodnictwem ministra obrony Rosji Siergiej Szojgu odbyło się kolegium resortów obrony Rosji i Białorusi. Omówiono na nim plany zagwarantowania bezpieczeństwa militarnego Państwa Związkowego na lata 2022–2024, zasady współdziałania organów dowodzenia sił zbrojnych obu krajów oraz plany przeciwdziałania „próbami fałszowania historii”. Zapowiedziano wspólne ćwiczenia „Tarcza Związku 2023”, które najprawdopodobniej odbędą się jesienią 2023 r. Szojgu powtórzył dezinformacyjne tezy o rzekomym rosnącym zagrożeniem bezpieczeństwa Białorusi ze strony NATO.

30 października Łukaszenka polecił resortowi obrony zawarcie umowy regulującej zasady funkcjonowania istniejących już rosyjsko-białoruskich ośrodków szkolenia wojskowego. Tego samego dnia Mińsk informował, że działają dwa takie ośrodki (informacje o ich utworzeniu Białorusini potwierdzili jeszcze w październiku 2021 r., zapowiadając wówczas, że docelowo planuje się otwarcie trzech ośrodków szkoleniowych). Pierwszy z nich znajduje się na Białorusi i zajmuje się kadrami lotnictwa i obrony powietrznej, wojsk rakietowych oraz artylerii. Drugi działa na terytorium Rosji i najprawdopodobniej szkoli załogi sprzętu pancernego.

Według informacji niezależnych mediów białoruskich na Białoruś są kierowane rosyjskie jednostki wojsk inżynieryjnych w celu budowy koszar i innych obiektów wojskowych. Prace prowadzone są w ramach tworzenia zaplecza logistycznego dla wspólnego zgrupowania regionalnego wojsk Federacji Rosyjskiej i Białorusi. Szacuje się, że docelowo na Białoruś przybędzie 20 tys. Rosjan. Większość koszar ma powstać w obwodzie brzeskim. Białoruskie bazy lotnicze w Lidzie i Baranowiczach już znajdują się pod kontrolą Sił Zbrojnych FR.

Generał Budanow stwierdził, że obecnie nie ma zagrożenia inwazją z Białorusi, gdzie stacjonować ma ok. 4,3 tys. rosyjskich żołnierzy. Dodał, że sytuacja może się zmienić, gdy Rosja utraci Chersoń. Wówczas należy się liczyć, że Rosjanie przerzucą większe siły na Białoruś, aby zagrozić zachodniej Ukrainie. 30 października Sztab Generalny Ukrainy poinformował, że rosyjscy żołnierze są rozlokowywani w rejonie Brześcia, a wśród nich znajdują się oddziały tzw. kadyrowców. Według sztabu Rosjanie szukają sposobów uzupełnienia wojsk także kosztem prywatnych firm wojskowych. Rosyjskie dowództwo miało podjąć decyzję o wycofaniu kontyngentu prywatnych kampanii wojskowych z Republiki Mali.

1 listopada, komentując zakończenie „częściowej mobilizacji”, minister Szojgu poinformował, że 87 tys. z 300 tys. zmobilizowanych zostało wysłanych na front. Sztab Generalny FR podkreślił, że ponad 15 tys. osób zgłosiło się dobrowolnie do udziału w walkach. Tego samego dnia w Rosji rozpoczął się, opóźniony o miesiąc ze względu na mobilizację, jesienny pobór do zasadniczej służby wojskowej. Planowane jest wcielenie 120 tys. ludzi, czyli o 7,5 tys. mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.

Komentarz

Informacje Siergieja Szojgu o realizacji tzw. częściowej mobilizacji oraz doniesienia ukraińskie o przerzucaniu przez Rosjan do rejonów walk kolejnych grup nowo zmobilizowanych żołnierzy potwierdzają znaczące wzmocnienie liczebne sił agresora. Jeśli podawane przez szefa rosyjskiego resortu obrony dane są prawdziwe, w ciągu niespełna miesiąca ich liczba mogła się zwiększyć o połowę, do blisko 250 tys. żołnierzy (na początku października ukraińskie dowództwo szacowało łączną liczbę personelu wrogich wojsk na 162 tys.). Zwiększenie liczebności rosyjskich jednostek należy uznać za jeden z głównych powodów spowolnienia ukraińskiej ofensywy. Kwestią otwartą pozostaje, w jakim stopniu pozostali zmobilizowani żołnierze (ponad 200 tys.) wykorzystani zostaną do uzupełniania stanów walczących jednostek, a w jakim posłużą jako kadra nowo formowanych pododdziałów. Zasilając nowymi żołnierzami jednostki na froncie Rosjanie wzmacniają obronę, nie są jednak w stanie pozbawić Ukraińców odzyskanej we wrześniu inicjatywy. Mogłoby do tego doprowadzić dopiero wprowadzenie do walki większej liczby nowych jednostek, co pozwoli na wznowienie przez agresora działań ofensywnych.

Ponawiane przez Rosję ataki na ukraińską infrastrukturę krytyczną skutkują – poza rosnącymi problemami z zaopatrzeniem w energię elektryczną i wodę – rosnącymi problemami dla polityki informacyjnej Kijowa. Próbując pogodzić potrzebę ciągłego podtrzymywania morale, czemu mają służyć informacje o sukcesach ukraińskiej obrony powietrznej, z działaniami na rzecz pozyskania z Zachodu nowoczesnych systemów obrony powietrznej, ukraiński przekaz bywa wewnętrznie sprzeczny. Widoczna jest niezgodność liczby wrogich rakiet z liczbą trafionych obiektów. Należy podkreślić, że w przekazie ukraińskim po atakach z 31 października nie podawano informacji o wykorzystaniu przez Rosjan najłatwiejszych do strącenia dronów kamikadze, co mogłoby tłumaczyć nadzwyczaj wysoką deklarowaną liczbę zestrzeleń.

Informacja ambasadora Kysłyci unaocznia znaczenie wsparcia wojskowego z Zachodu dla obrony Ukrainy, zaś dane SIPRI pokazują wielkie dysproporcje w zakresie zaangażowania poszczególnych darczyńców. Bez zachodniego wsparcia armia ukraińska nie tylko nie byłaby w stanie wyprzeć Rosjan z już odzyskanych terenów, lecz także nie dysponowałaby środkami umożliwiającymi prowadzenie działań stricte obronnych. Biorąc pod uwagę podane przez Kysłycię wartości, należałoby uznać, że przeniesienie środka ciężkości w zakresie zapewnienia armii ukraińskiej wyposażenia i innych materiałów wojennych z zasobów własnych na wsparcie zachodnie nastąpiło już wiosną i od tego czasu jest ona w pełni uzależniona wojskowo od pomocy Zachodu. Ujawnione w ostatnich dniach informacje o niejawnych dostawach ciężkiego uzbrojenia przez Włochy, jak również zapowiedź rozpoczęcia ich przez Szwecję pozwalają przyjąć, że dostawy nie tylko zostaną utrzymane, lecz także będą się stopniowo rozwijały.

osw.waw.pl

Holenderski resort spraw zagranicznych wystąpił do Chin o "pełne wyjaśnienie kwestii posterunków policji, które w imieniu rządu chińskiego wykonują zadania w Holandii" - poinformował na Twitterze szef dyplomacji Niderlandów Wopke Hoekstra.

"Ponieważ Chiny nie uzyskały zgody Holandii, MSZ poinformowało ambasadora Pekinu, że posterunki muszą zostać natychmiast zamknięte" - napisał Hoepke. Resort zwrócił się w tej sprawie do chińskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego we wtorek.

Władze Niderlandów prowadzą teraz postępowanie, które ma dostarczyć dokładnych informacji na temat charakteru działalności chińskich komisariatów w Holandii. 

Według holenderskich mediów w kraju działały nielegalne komisariaty chińskiej policji. Chińczycy mieszkający w Niderlandach korzystali z chińskich biur administracyjnych m.in., by przedłużyć ważność dokumentów - na przykład uprawniających do kierowania pojazdami mechanicznymi.

Śledztwo dziennikarzy RTL i "Follow the Money" doprowadziło do ujawnienia w ubiegłym tygodniu, że istnieją silne poszlaki, iż posterunki te zajmowały się kontrolą działalności obywateli Chińskiej Republiki Ludowej w Niderlandach.

Dziennikarze ustalili, że mogło także dochodzić do wywierania presji na tych osobach, które były krytyczne wobec władz w Pekinie.

W tej sprawie do holenderskiego MSZ był wezwany we wtorek ambasador Chin.

Szef MSZ wydał polecenie natychmiastowego zamknięcia "komisariatów" argumentując, że nie tylko nie udzielono oficjalnej zgody na ich funkcjonowanie, ale nawet nie doszło do złożenia prośby o taka zgodę.

Szef holenderskiego MSZ zasugerował, że Pekin może prowadzić podobne placówki w innych krajach. Polityk nie ujawnił jednak, w których.

"Inne kraje również mają do czynienia z identyczną lub podobną sytuacją. Wymaga to od sojuszników konsultowania się między sobą" - ostrzegł Hoekstra, pisze "NL Times".

Wynika to z faktu, że dziennikarskie śledztwo opiera się na raporcie pozarządowej hiszpańskiej organizacji Safeguard Defenders, która twierdzi, że Chiny mają 54 tego typu zagraniczne ośrodki policyjne.

Mają one funkcjonować oprócz Holandii m.in. w Wielkiej Brytanii, gdzie są trzy takie placówki i w Kanadzie, gdzie także funkcjonują trzy takie "biura" - pisze "The Voice of America".

Singapurski dziennik "The Straits Times" poinformował jednak, że Chiny stanowczo odrzuciły zarzuty holenderskich władz.

Resort dyplomacji w Pekinie miał poinformować, że biura w Holandii służą jedynie do celów administracyjnych i ułatwiają chińskim obywatelom m.in. odnawianie dokumentów. Chińskie MSZ dodało także, że z cała pewnością nie są to posterunki policji.

polsatnews.pl