czwartek, 15 maja 2025



Rosyjscy urzędnicy nadal powtarzają niedawne wezwanie prezydenta Rosji Władimira Putina do oparcia przyszłych negocjacji z Ukrainą na protokołach ze Stambułu z początku 2022 r., które obejmowały rosyjskie żądania całkowitej kapitulacji Ukrainy. Rosyjski ambasador-at-Large i były rosyjski urzędnik okupacyjny, Rodion Miroshnik, twierdził 14 maja, że ​​projekt protokołów ze Stambułu z kwietnia 2022 r. może być podstawą porozumienia mającego na celu zakończenie wojny Rosji na Ukrainie. Miroshnik powtarza wezwanie Putina z 11 maja do „wznowienia” bezpośrednich negocjacji ze Stambułu w 2022 r. w odpowiedzi na wspólną propozycję USA, Ukrainy i Europy z 10 maja dotyczącą 30-dniowego minimalnego ogólnego zawieszenia broni. Miroshnik zauważył, że Rosja i Ukraina mogłyby dokonać „korekt” protokołów stambulskich z 2022 r., aby uwzględnić zmiany, które zaszły w ciągu ostatnich trzech lat, ale wyraźnie nalegał, aby żądania Rosji z kwietnia 2022 r., aby Ukraina znacznie ograniczyła swoje zdolności wojskowe i zmieniła swoją konstytucję, dodając zapis o neutralności, który zabraniałby Ukrainie przystępowania do jakichkolwiek sojuszy wojskowych — w tym NATO — pozostały niezmienione. Putin i Miroshnik celowo powtarzają warunki Rosji w protokołach stambulskich, ponieważ protokoły zawierały warunki, które oznaczałyby kapitulację Ukrainy i pozostawiłyby Ukrainę bezbronną wobec potencjalnej przyszłej rosyjskiej agresji — cele, które Kreml nadal realizuje. The Wall Street Journal (WSJ) i New York Times (NYT) poinformowały w marcu i czerwcu 2024 r., że oba uzyskały kilka wersji projektów protokołów z ukraińsko-rosyjskich negocjacji pokojowych z kwietnia 2022 r. w Stambule. Projekty protokołów zabraniałyby również Ukrainie przyjmowania zagranicznego personelu wojskowego, szkoleniowców lub systemów uzbrojenia na Ukrainie. Rosja zażądała, aby ona, Stany Zjednoczone, Zjednoczone Królestwo (UK), Chińska Republika Ludowa (ChRL), Francja i Białoruś były gwarantami bezpieczeństwa umowy. Rosja zażądała, aby państwa gwarantów „wypowiedziały międzynarodowe traktaty i porozumienia niezgodne z trwałą neutralnością [Ukrainy]”, w tym umowy o pomocy wojskowej. Rosja zażądała, aby Ukraina ograniczyła swoje siły zbrojne do 85.000 żołnierzy, 342 czołgów i 519 systemów artyleryjskich jako część protokołów stambulskich. Rosja dodatkowo zażądała, aby ukraińskie rakiety były ograniczone do zasięgu 40 kilometrów (25 mil), co pozwoliłoby siłom rosyjskim na rozmieszczenie krytycznych systemów i materiałów w pobliżu Ukrainy bez obawy przed uderzeniami.

Rosja zażądała tych warunków w pierwszym i drugim miesiącu pełnoskalowej inwazji, gdy wojska rosyjskie zbliżały się do Kijowa i odnosiły sukcesy na północno-wschodniej, wschodniej i południowej Ukrainie. Rosja próbuje teraz powtórzyć te same żądania po trzech latach wojny, pomimo faktu, że siły ukraińskie od tego czasu skutecznie zmusiły Rosję do wycofania się z północnej Ukrainy, wyzwoliły znaczne połacie terytorium w obwodach charkowskim i chersońskim oraz stępiły rosyjskie tempo postępów na tym teatrze. Obserwacja Miroshnika, że ​​Rosja i Ukraina mogłyby dostosować aspekty protokołów stambulskich, aby odzwierciedlić zmiany w wojnie w ciągu ostatnich trzech lat, jest próbą przedstawienia Kremla jako skłonnego do negocjacji, co zaciemnia fakt, że Rosja faktycznie podtrzymywała swój długoterminowy cel całkowitej kapitulacji Ukrainy. Putin, Miroshnik i inni rosyjscy urzędnicy nadal domagają się całkowitej kapitulacji Ukrainy, próbując zabezpieczyć strategiczne cele Rosji poprzez przedłużanie negocjacji, jednocześnie kontynuując zyski na polu bitwy.

Wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow powtórzył również żądania Kremla, że ​​każde rozwiązanie wojny musi skutkować zmianą reżimu na Ukrainie i ograniczeniami wobec Zachodu przed negocjacjami w Stambule. Riabkow oświadczył 13 maja, że ​​nadchodzące dyskusje w Stambule będą musiały zająć się „głównymi źródłami” wojny, aby osiągnąć trwałe zakończenie wojny, prawdopodobnie nawiązując do ciągłego żądania Rosji, aby każde porozumienie pokojowe dotyczyło „podstawowych przyczyn” wojny. Riabkow powtórzył również twierdzenie, że Ukraina musi kontynuować „denazyfikację”. Rosyjscy urzędnicy wielokrotnie powołują się na termin „denazyfikacja”, aby domagać się zmiany reżimu na Ukrainie i ustanowienia prorosyjskiego rządu zastępczego w Kijowie. Rosyjscy urzędnicy określili „główne przyczyny” wojny jako rzekome naruszenie przez NATO zobowiązań o nieekspansji do Europy Wschodniej i wzdłuż granic Rosji w latach 90., 2000. i 2010. oraz rzekomą dyskryminację Rosjan oraz języka, mediów i kultury rosyjskiej na Ukrainie przez rząd Ukrainy. Oświadczenia Riabkowa odzwierciedlają długotrwałe wysiłki Kremla zmierzające do osiągnięcia przedwojennych żądań, które wzywały NATO do porzucenia polityki otwartych drzwi i do ustanowienia prorosyjskiego rządu zastępczego w Kijowie, pomimo niedawnych prób Kremla, aby udawać zainteresowanie negocjacjami w dobrej wierze.

understandingwar.org


Rosja ogłosiła skład swojej delegacji na rozmowy pokojowe z Ukrainą, które mają się odbyć 15 maja w Stambule. Na jej czele ponownie stanie Władimir Miedinski, doradca prezydenta Władimira Putina, który pełnił tę samą funkcję podczas negocjacji w 2022 roku. W skład zespołu wchodzą też wiceminister spraw zagranicznych Michaił Galuzin, wysoki rangą wojskowy Igor Kostiukow oraz zastępca ministra obrony Aleksandr Fomin.

Spotkanie w Turcji, według wcześniejszych zapowiedzi, miało odbyć się z udziałem przywódców Rosji i Ukrainy. Propozycję prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o osobistym spotkaniu Putin jednak odrzucił, ograniczając się do wysłania delegacji. W rozmowach mogą też uczestniczyć amerykańscy przedstawiciele: sekretarz stanu Marco Rubio oraz wysłannicy Donalda Trumpa - Steve Witkoff i Keith Kellogg, którzy planują przyjazd dzień później, niż sugerowała Moskwa. Co wiemy o rosyjskiej delegacji i kim są jej członkowie?

Na czele rosyjskiej delegacji, która ma wziąć udział w rozmowach pokojowych z Ukrainą 15 maja w Stambule, ponownie stanął Władimir Miedinski - doradca prezydenta Rosji i jeden z kluczowych propagandystów Kremla. To właśnie on kierował rosyjską delegacją podczas rozmów z Kijowem w 2022 roku. Wówczas, podobnie jak dziś, jego rola miała przede wszystkim charakter symboliczny - władzy decyzyjnej nie miał, ale był wyrazistym nośnikiem narracji Moskwy.

Miedinski urodził się w 1970 roku w ukraińskim mieście Smiła. Studiował dziennikarstwo w Moskwie, później pracował w rosyjskiej ambasadzie w USA, był deputowanym Dumy, ministrem kultury i wreszcie - bliskim współpracownikiem Putina. Z wykształcenia i tytułu jest doktorem nauk historycznych, jednak jego prace naukowe były wielokrotnie krytykowane jako propagandowe, pozbawione rzetelności i oparte na manipulacjach.

(...)

W swoich publicznych wypowiedziach - w tym na kanale w serwisie Telegram - Miedinski wielokrotnie negował rosyjskie zbrodnie wojenne. Twierdził, że masakra w Buczy została "sfabrykowana przez Kijów" i że rosyjscy żołnierze są "genetycznie niezdolni do takich czynów". Chwalił się też, że chciałby po wojnie nakręcić film zatytułowany "Wyzwolenie" mający gloryfikować wojnę.

Mimo ukraińskiego pochodzenia Miedinski znany jest z wrogości wobec Ukrainy i jej niepodległości. Jest współautorem nowego podręcznika historii dla rosyjskich licealistów - szeroko krytykowanego za podżeganie do nienawiści i fałszowanie historii. Znajdziemy tam obraźliwe określenia pod adresem Ukraińców i ostrą krytykę Zachodu jako "wroga wartości rosyjskich".

Miedinski publicznie zapowiadał, że Rosja nie zgodzi się na żaden pokój bez spełnienia żądań o "demilitaryzację i denazyfikację Ukrainy", a także uznania aneksji Krymu i okupacji Donbasu. Dziś ponownie reprezentuje Kreml w negocjacjach.

Drugą postacią rosyjskiej delegacji w Stambule jest Michaił Galuzin - od 2018 roku wiceminister spraw zagranicznych Rosji. Urodzony w 1964 roku, od lat związany z dyplomacją - służył m.in. w ambasadach w Bułgarii, Serbii i Czarnogórze. Obecnie odpowiada za proces tzw. integracji okupowanych terytoriów Ukrainy - czyli de facto za ich podporządkowanie rosyjskiemu aparatowi administracyjnemu i propagandowemu.

W rosyjskich mediach Galuzin przedstawiany jest jako ekspert od polityki zagranicznej. W rzeczywistości jego wypowiedzi wpisują się w oficjalną, konfrontacyjną linię Kremla. Regularnie podważa suwerenność Ukrainy, obwiniając Zachód o "kontrolowanie" Kijowa. W środowiskach opozycyjnych i na forach analitycznych bywa określany mianem szarej eminencji rosyjskiej dyplomacji - związanego z FSB i wykonującego polityczne zlecenia Kremla wobec terenów okupowanych.

W składzie delegacji znalazł się też Igor Kostiukow - admirał i szef Głównego Zarządu Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Rosji. Od 2018 roku stoi na czele wojskowego wywiadu, a jego nazwisko pojawia się przy wielu tajnych operacjach Moskwy za granicą - od zamachów i sabotaż, po działania w Syrii, Afryce i w Ukrainie. Choć w przestrzeni publicznej występuje rzadko, jego wypowiedzi oczywiście są twardo antyzachodnie.

Kostiukow to jedna z najbardziej wpływowych i jednocześnie najmniej widocznych postaci rosyjskiego aparatu władzy. Określany jako "cień Putina", jest objęty sankcjami m.in. przez USA, Unię Europejską, Kanadę, Australię, Japonię, Nową Zelandię i Ukrainę.

Ostatnim członkiem rosyjskiego zespołu negocjacyjnego jest generał-pułkownik Aleksandr Fomin - od 2017 roku wiceminister obrony. Urodzony w 1959 roku wojskowy inżynier odpowiada za międzynarodowe kontakty wojskowe i eksport rosyjskiego uzbrojenia. Brał udział w negocjacjach z krajami Bliskiego Wschodu i Afryki, m.in. próbując sprzedać systemy rakietowe S-400 Turcji.

Fomin w strukturach władzy uchodzi za figurę techniczną - bez realnej wagi politycznej. W niektórych analizach wskazuje się jednak na jego związki z nieformalnymi układami biznesowo-wojskowymi i korupcją w przemyśle zbrojeniowym.

- Skład rosyjskiej delegacji świadczy o kilku istotnych rzeczach. Przede wszystkim jej liderem ponownie został Władimir Miedinski - urodzony w Ukrainie propagandysta, znany z fałszowania historii. To jasny sygnał, że Rosja chce wznowić narrację z negocjacji w Stambule z wiosny 2022 roku. Będzie próbowała wracać do tamtych ustaleń, mimo że nigdy nie miały one mocy realnego dokumentu - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Jewhen Mahda, politolog i dyrektor Instytutu Polityki Światowej w Kijowie.

Zdaniem eksperta obecność szefa rosyjskiego wywiadu wojskowego oraz osób odpowiedzialnych w Moskwie za kwestie techniczne oznacza, że nie warto oczekiwać konkretnych ustaleń. - To delegacja, która z definicji nie ma żadnych uprawnień do podejmowania decyzji. To test. Sprawdzenie, czy Kijów będzie gotów w ogóle z nimi rozmawiać - i czy strona amerykańska będzie próbowała do tych rozmów Ukrainę nakłonić.

Mahda podkreśla, że sytuacja jest trudna, także komunikacyjnie. - W Ukrainie nie zawsze rozumiemy, że kraj toczący wojnę już ponad dekadę nie może automatycznie odrzucać każdej propozycji rozpoczęcia rozmów. Zachodni świat patrzy na to inaczej. Dla wielu państw liczy się przede wszystkim to, by wojna się skończyła. Putin doskonale to rozumie - i wpływa nie tylko na Donalda Trumpa, ale i na cały Zachód - ocenia ukraiński politolog.

gazeta.pl