piątek, 26 sierpnia 2022


Po pół roku wojny Ukraina może świętować sukces – dzięki mobilizacji całego społeczeństwa do walki i nieprzerwanemu wsparciu Zachodu w zakresie rozpoznania i logistyki wciąż skutecznie się broni. Z kolei Rosja nie zrealizowała deklarowanych wcześniej celów, na czele z „denazyfikacją” i „demilitaryzacją” Ukrainy oraz przejęciem nad nią kontroli. Starcie zbrojne trwa już znacznie dłużej, niż przewidywał Kreml, co pozwala pierwsze półrocze wojny uznać za rosyjską porażkę. Od końca marca, kiedy Rosja zdecydowała o wycofaniu wojsk z północy Ukrainy i części obwodu mikołajowskiego, a na południu i wschodzie ukształtowała się linia frontu, agresja rosyjska przeszła z fazy wojny manewrowej do pozycyjnej. Od tego czasu sytuacja strategiczna znacząco się nie zmieniła i pozostaje w dużej mierze statyczna. Jednak inicjatywa nieprzerwanie znajduje się po stronie rosyjskiej i wszelkie zachodzące na froncie zmiany są konsekwencją jej działań. Wojska agresora utrzymują względnie stabilne lądowe połączenie z Krymem i w powolnym tempie spychają armię ukraińską z pozycji zajmowanych przez nią w Donbasie, który pozostaje głównym obszarem walk. Zapowiadana przez Kijów kontrofensywa w dalszym ciągu jest jak na razie elementem przekazu informacyjnego, mającego wspierać morale obrońców. Ukraina wciąż nie ma dostatecznej liczby sił i wystarczających środków, głównie ciężkiego uzbrojenia o charakterze ofensywnym, aby móc podjąć próbę odbicia okupowanych terenów.

Ukraina: wszystko dla frontu

W warunkach niedoboru środków oraz w sytuacji pełnego uzależnienia od Zachodu w zakresie dostaw materiałów wojennych (uzbrojenia i sprzętu wojskowego, amunicji, paliw etc.) Kijów postawił na obronę totalną. Do obrony wykorzystano w zasadzie cały potencjał państwa, a za sprawą powszechnej mobilizacji zaangażowano do niej blisko 1 mln żołnierzy i funkcjonariuszy. W formacjach o charakterze stricte wojskowym – Sił Zbrojnych, Gwardii Narodowej, Służby Granicznej i Obrony Terytorialnej – służy co najmniej 450 tys. żołnierzy, a liczba ta może być jeszcze zwiększona przez formowane w razie potrzeby ochotnicze formacje OT. Mimo że obrońcy przeważają na teatrze działań wojennych nad siłami rosyjskimi trzykrotnie (liczebność zaangażowanych bezpośrednio wojsk agresora nie przekracza 150 tys. żołnierzy), to na ich niekorzyść działają niedobory w wyposażeniu, a także – według szacunków ukraińskich – 10–15-krotna przewaga Rosjan w ciężkim uzbrojeniu. Ukraina próbuje ją niwelować poprzez wykorzystywanie do obrony infrastruktury cywilnej w miejscowościach, z których wcześniej podejmuje się próby ewakuacji mieszkańców. Tylko w taki sposób, wyposażeni głównie w masowo dostarczoną z Zachodu broń lekką, żołnierze po stronie ukraińskiej mają szansę powstrzymywać ataki. Konsekwencją takich działań jest jednak postępujące niszczenie miejscowości przez rosyjskie artylerię i lotnictwo. Ponadto Rosjanie systematycznie celowo uderzają w obiekty cywilne, które nie zostały przejęte przez armię ukraińską, a nadal wykorzystuje się je zgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem. Dostawy artylerii (w tym rakietowej) z Zachodu są zbyt małe, by skutecznie powstrzymywać regularnie ponawiane przez wroga natarcia na pozycje ukraińskie, a czynione przez obrońców szkody (w ostatnich tygodniach głównie przez pociski naprowadzane z systemów HIMARS i – w dużo mniejszym stopniu – w wyniku działań dywersyjnych) choć są spektakularne, to jednak pozostają nieliczne w zestawieniu z wrogim potencjałem.

Ukraina nie jest obecnie w stanie wykorzystać w walkach przewagi ludzkiej, głównie z powodu braku możliwości należytego wyposażenia nowo formowanych pododdziałów. Ze względu na utrzymujące się zagrożenie ponownym uderzeniem Rosji od północy Kijów nie zdecydował się jednak na złagodzenie rygorów przedłużanej co trzy miesiące od 24 lutego ustawy o powszechnej mobilizacji, odrzucając związane z tym postulaty. Kierownictwo resortu obrony deklaruje, że poza bieżącym uzupełnianiem stanów jednostek potrzebuje i jest w stanie wykorzystać jedynie nielicznych specjalistów wojskowych – artylerzystów, łącznościowców, operatorów BSP, specjalistów w zakresie cyberwojny. W celu utrzymania spójności obrony władze Ukrainy zdecydowały się także na szereg innych działań, z których za najważniejsze należy uznać wprowadzenie zmian ustawowych obligujących jednostki obrony terytorialnej do walk poza obszarem ich odpowiedzialności. Coraz częściej są one wykorzystywane jako bieżące uzupełnienie jednostek liniowych na froncie. Kijów stara się również nie dopuszczać do jakichkolwiek wyłomów w ukształtowanym w ostatnich miesiącach monopolu władz w zakresie informacyjnego zabezpieczenia działań militarnych poprzez piętnowanie wszelkich opinii i doniesień o sytuacji na froncie, które nie wpisują się w oficjalny przekaz.

Władze Ukrainy od początku agresji skutecznie wygrywają starcie z Rosją w przestrzeni informacyjnej, co pozwala im na utrzymanie społecznego przekonania o efektywności obrony oraz szansie na ostateczne pokonanie wrogich wojsk i wyparcie ich z okupowanych terytoriów, także z Krymu i Donbasu. Jedynie z rzadka Kijów przyznaje, że obrona utrzymuje się kosztem znaczących strat. 22 sierpnia głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Wałerij Załużny ocenił liczbę zabitych ukraińskich żołnierzy na blisko 9 tys., co należy uznać za liczbą zaniżoną. W przekazie informacyjnym Kijów umiejętnie wykorzystuje najdrobniejsze sukcesy własne i niepowodzenia strony rosyjskiej. Za ich sprawą buduje przekaz o ukraińskiej kontrofensywie. Pojęciem tym władze posługują się od wiosny, co służy z jednej strony do sugerowania, że kontrofensywa trwa i przynosi sukcesy, z drugiej zaś – w sytuacji rosnącej presji społecznej na wymierne jej efekty – do tonowania nastrojów i podkreślania, że warunki umożliwiające ostateczne zwyciężenie przeciwnika nie zostały jeszcze spełnione. Jako przejawy kontrofensywy traktowane są wszelkie możliwe formy uszczerbku poczynionego agresorowi. Początkowo było to przedstawianie miejscowości wcześniej opuszczonych przez Rosjan bądź znajdujących się w momencie kształtowania linii frontu w pasie ziemi niczyjej jako wyzwolonych, obecnie najczęściej za przejawy kontrofensywy uznaje się skuteczne ataki systemów HIMARS na zaplecze przeciwnika lub akty dywersji.

Szczególne znaczenie mają działania podjęte w sierpniu na Krymie. Poza pierwszym spektakularnym atakiem na lotnisku Saki (9 sierpnia), rezultaty kolejnych uderzeń były jednak ograniczone, a ostatnie akcje (20–21 sierpnia) nie przyniosły już najprawdopodobniej wymiernych efektów. Niemniej zainicjowane działania należy uznać za znaczący sukces z perspektywy działań psychologicznych – sama demonstracja aktywności ukraińskiej na Krymie ośmieszyła okupanta i unaoczniła, że nie kontroluje on sytuacji na półwyspie.

Rosja: „my wojny nie prowadzimy”

Rosja przez pół roku wojny nie zdecydowała się na przeprowadzenie mobilizacji, a działania wojenne na Ukrainie nadal angażują jedynie część potencjału Sił Zbrojnych FR. Wraz zapleczem od 24 lutego uczestniczyło w nich około 250 tys. żołnierzy. Moskwa stara się przekonać własne społeczeństwo i międzynarodową opinię publiczną, że tzw. specjalna operacja wojskowa i jej konsekwencje w postaci zachodnich sankcji nie wpłynęły znacząco na funkcjonowanie państwa, w tym jego sferę militarną. Dowodem na to ma być utrzymywanie dotychczasowego (tzn. analogicznego do lat poprzednich) poziomu aktywności armii i przemysłu zbrojeniowego FR, na czele z przygotowaniami do najważniejszego w br. przedsięwzięcia szkoleniowego – planowanych na wrzesień ćwiczeń „Wostok-2022” z udziałem partnerów zewnętrznych (poza państwami Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym uczestnictwo w nich zgłosiły Chiny, Indie i Mongolia) oraz przeprowadzonym w sierpniu Międzynarodowym Forum Wojskowo-Technicznym „Armia-2022”.

Udział w tzw. specjalnej operacji wojskowej wciąż pozostaje formalnie dobrowolny, o czym paradoksalnie świadczą obserwowane przynajmniej w części regionów Rosji problemy z naborem chętnych do uczestnictwa w agresji przeciwko Ukrainie. W odróżnieniu od sytuacji z przełomu marca i kwietnia, kiedy to niepowodzenie rosyjskiego „blitzkriegu” skutkowało przypadkami jawnie i zbiorowo wyrażanej niechęci żołnierzy do dalszego udziału w walkach, po pół roku wojny Rosja – mimo sygnalizowanych problemów z naborem chętnych do służby – wciąż jest w stanie uzupełniać straty.

W wielu rosyjskich regionach formowane są bataliony ochotnicze, których zadania będą najprawdopodobniej uzależnione od aktualnej sytuacji na froncie. Ponadto, jak informuje strona ukraińska, nabór do nich trwa wolniej, niż planowano. W Donbasie, będącym głównym obszarem walk, podstawowym rosyjskim „mięsem armatnim” pozostają lokalni mieszkańcy zmobilizowani do służby w tzw. donieckiej i ługańskiej milicjach ludowych, także z nowo zajętych terenów. Z dotychczasowego przebiegu walk nie wynika, by byli oni w większym stopniu podatni na dezercję czy poddawanie się do niewoli, których skalę należy uznać za nieznaczną. Świadczy o tym również obserwowany zanik tego tematu jako narzędzia ukraińskiej wojny informacyjnej.

Rosyjska zbrojeniówka robi swoje

W większym stopniu specjalna operacja wojskowa odczuwana jest w Rosji na poziomie gospodarczym, na co szczególnie wskazuje zwiększanie bazy produkcyjnej części przedsiębiorstw przemysłu zbrojeniowego, głównie producentów bezzałogowych statków powietrznych oraz niektórych typów amunicji artyleryjskiej i rakietowej. Większość ogłoszonych tradycyjnie w sierpniu w trakcie forum „Armia-2022” nowych kontraktów należy wiązać z wojną na Ukrainie, a dotychczasowe proporcje wydatków (z uwzględnieniem formacji niezaangażowanych w specjalną operację wojskową, na czele ze Strategicznymi Siłami Jądrowymi i obroną powietrzno-kosmiczną) nie uległy widocznym zmianom. Choć publikowane informacje o zakupach mogą być wykorzystywane w ramach wojny informacyjnej, Rosja skrupulatnie realizuje deklarowane programy zbrojeniowe (w ostatnich dwóch dekadach zmiany i opóźnienia dotyczyły wyłącznie rozpoczęcia produkcji nowych generacyjnie typów uzbrojenia i kilku programów budowy okrętów). Należy przyjąć, że dotychczasowe sankcje zachodnie – uderzające w Rosję finansowo i technologicznie – na odcinku zbrojeniowym udaje się w znacznej mierze zniwelować. Konieczność znalezienia zamienników dla komponentów objętych sankcjami – zwłaszcza w zakresie elektroniki – najprawdopodobniej wpłynie jednak na pogorszenie parametrów produkowanego w Rosji uzbrojenia i sprzętu wojskowego, a dystans technologiczny pomiędzy wyposażeniem rosyjskim a czołowych państw zachodnich będzie się powiększał.

Nikły odsetek zamówień dotyczących remontu i modernizacji uzbrojenia (łącznie 100 czołgów i bojowych wozów piechoty z 3800 zamówionych łącznie egzemplarzy uzbrojenia i sprzętu wojskowego) potwierdza, że poniesione dotychczas przez Rosję straty w wyposażeniu nie były na tyle dotkliwe, by zmusić ją do przyspieszonej modernizacji uzbrojenia już posiadanego (z rezerw magazynowych) w miejsce – dłuższej i bardziej kapitałochłonnej – produkcji nowych egzemplarzy. Świadczy o tym ponadto kontynuowanie przez Rosję realizacji zamówień eksportowych, w tym sprzedaż szczególnie eksploatowanych w konflikcie kategorii uzbrojenia. Zgodnie z wcześniejszymi planami rosyjski przemysł przekazał armii białoruskiej partię zmodernizowanych haubic samobieżnych 2S3M „Akacja” i rozpoczął remont samolotów szturmowych Su-25 białoruskiego lotnictwa, a w czerwcu fabrycznie nowe śmigłowce bojowe Mi-28 trafiły do Ugandy. Taki stan rzeczy potwierdzają także szczątkowe raporty ujawniane przez Stany Zjednoczone i Kanadę, publikowane w ostatnich miesiącach – w odróżnieniu od pierwszych miesięcy konfliktu – rzadko i nieregularnie.

Pół roku wojny nie doprowadziło do wyczerpania się rosyjskich zapasów broni i amunicji precyzyjnej. Aczkolwiek rosyjskie lotnictwo strategiczne zużywa zapasy posowieckich rakiet, choć uderzenia przeprowadzane są nieprzerwanie również z wykorzystaniem najnowszych systemów Iskander i Kalibr, a także Oniks, które okazały się bronią podwójnego zastosowania (do niszczenia celów morskich i lądowych). W zamówieniach armii rosyjskiej z ostatniego czasu uwzględniona została dostawa nowych rakiet Iskander, nie wiadomo jednak, w jakim stopniu ma ona charakter ponadplanowy i wynika z wyczerpania stanów magazynowych. Nie wiadomo też, z jakich powodów agresor ograniczył obserwowane w pierwszych tygodniach wojny wykorzystywanie przez Rosjan równolegle z Iskanderami wycofanych ze służby pod koniec poprzedniej dekady rakiet Toczka-U (o dużo mniejszej precyzji i zasięgu). Oprócz wyczerpania zapasów, co należy uznać za mało prawdopodobne, w grę mogą wchodzić ich niewielka skuteczność lub pozostawienie do wykorzystania w innym typie zadań niż realizowane obecnie przez rosyjskie brygady rakietowe.

Kwestią otwartą pozostaje zakres i dalsze perspektywy wykorzystania na Ukrainie rozkonserwowanego uzbrojenia z posowieckich magazynów, którym obecnie uzupełniane są straty w wyposażeniu części jednostek rosyjskich i – w całości – milicji ludowych. W odróżnieniu od pierwszego, manewrowego okresu wojny, oszczędzanie przez agresora najnowszego uzbrojenia (przynajmniej w formacjach lądowych) i organizowana w warunkach bojowych „utylizacja” posowieckiego uzbrojenia stały się normą. Jeśli Ukraina nie otrzyma znaczących dostaw nowoczesnego zachodniego uzbrojenia, nie należy się spodziewać, by Rosja zmieniła obserwowaną obecnie politykę w zakresie wyposażania walczących pododdziałów. Wyjątek stanowią samoloty i śmigłowce – ze względu na wykonywanie przez nie stosunkowo precyzyjnych zadań, a także stosunkowo niewielkie ponoszone straty – przede wszystkim zaś bezzałogowe statki powietrzne, których zapasów z czasów sowieckich Rosja nie posiada. Ich nowe dostawy zamówiono od razu u trzech rodzimych producentów, którzy już wcześniej podjęli działania na rzecz zintensyfikowania produkcji. Doświadczenia bojowe – zarówno rosyjskie, jak i ukraińskie – potwierdzają, że wszelkiego rodzaju drony są tyleż przydatne na współczesnym polu walki, co podatne na zniszczenie.

Wnioski

Utrzymanie obecnego status quo w wojnie, w którym Ukraina dysponuje jedynie możliwością spowalniania natarcia agresora, działa na korzyść Moskwy. W zależności od potrzeb, a po części również odporności społeczno-ekonomicznej Rosji, po ewentualnym zajęciu pozostałej części Donbasu[11], Rosjanie mogą zarządzić przerwę w działaniach wojennych bądź kontynuować je na innych kierunkach. W aktualnej sytuacji opanowanie przez agresora pozostałej części obwodu donieckiego należy uznać za kwestię czasu, aczkolwiek przy obserwowanym w ostatnich miesiącach tempie rosyjskiego natarcia może to potrwać wiele miesięcy. Bez znaczącego zwiększenia dostaw uzbrojenia z Zachodu za bardzo mało prawdopodobną należy natomiast uznać ukraińską kontrofensywę, której przeprowadzenie (na ograniczoną skalę, najprawdopodobniej na najłatwiejszym do odbicia kierunku Chersonia) stanowiłoby raczej rezultat presji społecznej i konieczności uwiarygodnienia władz, a zarazem akt desperacji z ich strony. Skutkowałaby ona olbrzymimi stratami po stronie obrońców – czego dowództwo armii ukraińskiej nie ukrywa – i nie gwarantowałaby sukcesu.

Ukraina niemal od początku agresji prowadzi obronę totalną, w ramach której – po wyczerpaniu własnych zasobów obronnych i zdaniu się w zakresie ich uzupełnienia na Zachód – Kijów nie jest już w stanie zwiększyć swoich możliwości militarnych. Zmiana obecnej sytuacji militarnej uzależniona jest od postawienia Rosji przed koniecznością odejścia od dotychczasowych zasad prowadzenia ograniczonej z jej perspektywy „specjalnej operacji wojskowej”. Doprowadziłoby do niej dopiero znaczące i kompleksowe doposażenie armii ukraińskiej w ciężkie uzbrojenie i sprzęt wojskowy, przynajmniej do poziomu liczebnej równowagi z przeciwnikiem, tzn. dostaw rzędu setek samolotów i śmigłowców oraz tysięcy wozów bojowych. Wówczas Ukraina uzyskałaby możliwość przeprowadzenia skutecznej kontrofensywy i wyparcia agresora z okupowanej części terytorium. Z kolei Rosja musiałaby wtedy zadecydować, czy ogłosić powszechną mobilizację i rzucić do walki cały swój potencjał, czy też przyznać się do porażki i ustąpić na podobieństwo amerykańskiego wycofania z Wietnamu. Ewentualne podjęcie rękawicy przez Moskwę wprowadzałoby wojnę na zupełnie nowy poziom.

osw.waw.pl

Jak wynika z danych CME Group dotyczących indeksu JKM Platts (Japan Korea Marker, który odzwierciedla koszty dostaw LNG do Japonii, Korei Południowej, Chin i na Tajwan), ceny LNG w Azji rosną.

Napędza je zapowiedź Gazpromu wstrzymania dostaw przez gazociąg Nord Stream od 31 sierpnia do 2 września. Wpływ na wzrost cen ma także zapowiedź odroczenia częściowego wznowienia prac terminala LNG przez amerykański Freeport LNG.

Dodatkowym czynnikiem wzrostu cen jest intensywna konkurencja na rynku między krajami rozwiniętymi, w tym Japonią i Koreą Południową, które przed zimą odbudowują zapasy.

Według azjatyckich analityków na rynku widoczna jest irytacja na rosyjskiego eksportera. Polityczne działania Gazpromu w Europie odbijają się bowiem na rynku, sztucznie zawyżając ceny gazu.

Co ciekawe, jak zauważył dziennik Nikkei, pozytywnym czynnikiem na rynku dostaw natychmiastowych gazu powinno być spowolnienie wzrostu gospodarczego w Chinach, które doprowadziło do zmniejszenia zużycia prąu. W efekcie największy importer LNG odsprzedaje swoje nadwyżki magazynowe.

Tyle że z powodu rosyjskich działań nie przynosi to oczekiwanych przez rynek skutków.

wnp.pl

Z analizy przeprowadzonej przez Rystad Energy wynika, że zakład w pobliżu granicy z Finlandią (nowa instalaca w Portovaya, na północny zachód od Petersburga) spala dziennie ok. 4,34 mln metrów sześciennych gazu za ok. 10 mln dol. Naukowcy są zaniepokojeni dużymi ilościami dwutlenku węgla i sadzy, które tworzy spalanie, co może nasilić topnienie lodu arktycznego.

Dostawy przez gazociąg są ograniczone od połowy lipca, a Rosjanie ten stan rzeczy zrzucają na "kwestie techniczne". Niemcy twierdzą, że był to ruch czysto polityczny po inwazji Rosji na Ukrainę.

Niezależnie od tego od czerwca naukowcy zauważyli znaczny wzrost ciepła wydobywającego się z obiektu — uważa się, że jest to efekt spalania gazu ziemnego.

BBC pisze, że podczas gdy spalanie gazu jest powszechne w zakładach przetwórczych — zwykle robi się to ze względów technicznych lub bezpieczeństwa — w tym przypadku skala spalania wprawiła w zakłopotanie ekspertów.

businessinsider.com.pl

Wstrzymanie produkcji przez Grupę Azoty i Anwil uruchomiło efekt domina, który dotknie nie tylko rolników, ale także branżę spożywczą, zwłaszcza mleczarstwo i browary.

"Rzeczpospolita" przypomina, że dwutlenek węgla, produkt uboczny działalności zakładów chemicznych, jest niezbędny do produkcji piwa, części serów, a także produkcji suchego lodu potrzebnego handlowi.

Dla sektora oznacza to dramatyczną sytuację, ponieważ uniemożliwi to paczkowanie wyrobów, takich jak sery i inne, gdyż odbywa się to w mieszance gazów, której dwutlenek węgla jest niezbędnym elementem – tłumaczy "Rzeczpospolitej" Agnieszka Maliszewska, dyrektor Polskiej Izby Mleka.

Dziennik zauważa, że Grupa Azoty nie jest w stanie zapewnić także dostaw kwasu azotowego, niezbędnego do zachowania higieny linii produkcyjnych.

(...)

Spółki, które wstrzymały produkcję nawozów azotowych, tłumaczą decyzję bezprecedensowym wzrostem cen gazu ziemnego.

W poniedziałek ceny gazu w holenderskim hubie TTF sięgnęły 270-280 euro za MWh, po wzroście o ok. 15 proc. w ciągu jednego dnia. W trakcie minionego tygodnia ceny gazu na europejskim rynku wzrosły o ok. 25 proc.

money.pl

W ocenie Mearsheimera cele Amerykanów wyjaśnił sekretarz obrony USA Lloyd Austin, mówiąc: "chcemy zobaczyć Rosję osłabioną do takiego stopnia, że nie będzie mogła robić rzeczy, jakie zrobiła, najeżdżając Ukrainę". Profesor uważa, że po okresie początkowego niezdecydowania Stany Zjednoczone powiązały swoją własną reputację z wynikiem konfliktu.

Badacz jest zdania, że gdy tylko administracja prezydenta Joe Bidena zrozumiała, że Rosja może zostać pokonana na ukraińskim polu bitwy, wysłała więcej broni do Kijowa — w dodatku broni o większej sile rażenia niż, wydaje się, planowano na początku inwazji.

Zachód zaczął zwiększać możliwości obronne Ukrainy m.in. poprzez przekazanie wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych HIMARS. Mearsheimer zwraca uwagę na początkową niechęć Waszyngtonu do transferu polskich myśliwców MiG-29 na Ukrainę w marcu, co wedle amerykańskiej administracji mogło wówczas doprowadzić do eskalacji walk.

"Ale w lipcu (Waszyngton) nie miał żadnych obiekcji wobec propozycji Słowacji, gdy ogłosiła ona, że rozważa wysłanie tych samych samolotów do Kijowa. Stany Zjednoczone zastanawiają się także nad przekazaniem swoich F-15 i F-16 Ukrainie" – zauważa profesor.

Jak pisze Mearsheimer (...) Stany Zjednoczone i ich sojusznicy szkolą także ukraińskie wojsko i przekazują mu istotne informacje wywiadowcze, których Ukraina używa, aby zniszczyć kluczowe rosyjskie cele. Ponadto, jak donosił "New York Times", Zachód ma "tajną sieć komandosów i szpiegów" na miejscu w Ukrainie. "Waszyngton może i nie jest bezpośrednio wciągnięty w walki, ale jest głęboko zaangażowany w wojnę" – ocenia profesor.

onet.pl

Dziennikarze dotarli do danych pasażerów, kopii paszportów, a także wewnętrznych e-maili rosyjskiego aparatu bezpieczeństwa. U boku Tichonowej prawdopodobnie zawsze byli uzbrojeni ochroniarze rosyjskiej gwardii prezydenckiej FSO. Mimo to niemieckie władze o niczym nie wiedziały.

- Gotowość córki Putina i jej świty do podróży budzi spore wątpliwości natury dyplomatycznej i bezpieczeństwa. Mimo wszelkich międzynarodowych zwyczajów Rosjanie nie uznali za konieczne poinformowanie rządu niemieckiego o wycieczkach Tichonowej i jej ochroniarzy. Nie tylko należy to uznać za akt nieprzyjazny, ale także uzmysławia, w jak niewielkim stopniu Kreml brał pod uwagę interesy kontroli i bezpieczeństwa Niemiec – pisze "Der Spiegel".

Celem podróży Kateriny Tichonowej było najczęściej Monachium. To w stolicy Bawarii mieszkał partner córki Putina, Igor Zełenski, do niedawna szef monachijskiego baletu. Para, według informacji mediów, wychowuje czteroletnią córkę. Zełenski ustąpił ze stanowiska w kwietniu br., podając jako przyczynę "względy prywatne". Wcześniej środowisko kulturalne dyskutowało, czy zdystansuje się on wobec rosyjskiej napaści na Ukrainę.

Jak pisze "Der Spiegel", "niepokojące jest to, że niemieckie służby wywiadowcze nie wiedziały  praktycznie o żadnych podróżach świty Putina". Tygodnik cytuje Johna Siphera, byłego szefa ds. operacji rosyjskich w amerykańskiej agencji wywiadowczej CIA, który przyznaje, że nie jest zaskoczony tym faktem. "Wszystkie agencje wywiadowcze pracują na zlecenie swoich przywódców politycznych. Polityka rządu niemieckiego wobec Rosji zawsze była taka: nie siejcie wzburzenia. Nikt najwyraźniej nie chciał się temu bliżej przyjrzeć, bo to oznaczałoby niechcianą konfrontację z Moskwą. Dlaczego ktoś miałby wziąć córkę Putina pod lupę?" – stwierdza Sipher.

"Der Spiegel" zauważa, że luka informacyjna służb wywiadowczych wpisuje się w ogólny obraz – przez wiele lat mało kto w Niemczech interesował się działalnością wpływowych Rosjan. "To, jakie nieruchomości kupowali lub z kim robili interesy, było uważane za sprawę prywatną. To pobłażliwe podejście teraz się mści. Trudno egzekwować sankcje wobec wspólników Putina. Ich sieci są trudne do spenetrowania przez władze" – czytamy.

Tygodnik donosi również, że Tichonowa latała pod swoim własnym nazwiskiem, wyposażona w wizę unijną wydaną przez Włochy. Niemieckie organy bezpieczeństwa dowiedziały się o podróży Tichonowej przez przypadek. Jesienią 2019 roku, kiedy Tichonowa wraz z czterema ochroniarzami FSO miała przylecieć do Monachium, okazało się, że dokumenty podróży wykazywały rozbieżności. Jeden z ochroniarzy ubiegał się o unijną wizę turystyczną, mimo iż cel jego przyjazdu był służbowy.

Inny ochroniarz posiadał dwa paszporty dyplomatyczne. Na obu nazwisko było identyczne, ale daty urodzenia różne. W ten sposób Niemcy zaczęli podejrzewać, że ochroniarz żongluje dwiema tożsamościami, żeby jednocześnie móc szpiegować. Operacja zwiadowcza w styczniu 2020 roku ujawniła tylko, że córka Putina była wożona po Bawarii limuzynami – informuje "Der Spiegel".

gazeta.pl