czwartek, 2 grudnia 2021


W swoim tekście podkreślają, że zagrożenie dla klimatu jest realne, ale straszenie najgorszymi możliwymi wariantami przyszłości jako tymi najbardziej prawdopodobnymi raczej szkodzi niż pomaga sprawie. Teraz pojawia się możliwość, by uporządkować to zagadnienie.

Jak podkreślają autorzy, ponad dekadę temu klimatolodzy musieli dokonać wyboru tego, jak będą przedstawiali możliwe scenariusze związane ze zmianami klimatu. Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu (IPCC) zdecydował się w swoich raportach pokazywać kilka możliwych wersji przyszłych wydarzeń, w zależności od tego, jak rządy reagować będą na zagrożenie. 

Raporty te zwane są Assesment Reports (AR). Obecnie, mówiąc o możliwych zmianach klimatu, posługujemy się piątym wydaniem raportu (AR5) z 2014 roku. Szósta wersja – AR6 – ma zostać wydana w 2022 roku.

AR5 określał cztery możliwe scenariusze tego, co mają się wydarzyć – tłumaczą badacze. Nazwano je RCP (Representative Concentration Pathways). Dwa skrajne z nich określa się jako RCP2.6 i obejmuje utrzymanie wzrostu temperatury poniżej 2 st. Celsjusza względem epoki preindustrialnej – rok po wydaniu raportu Porozumienie Paryski przyjęło ten wariant jako deklarację celu.

Jednak na drugim biegunie jest wariant RCP8.5, który mówi, że temperatura może do końca stulecia wzrosnąć o 5 stopni C. Może do tego dojść, jeśli zużycie paliw kopalnych będzie rosnąć. Scenariusz ten nie uwzględnia żadnych polityk ograniczania zanieczyszczeń.

Jak podkreślają Hausfather i Peters, "RCP8.5 miał przewidywać mało prawdopodobną przyszłość o wysokim ryzyku. Wszedł jednak w życie przez niektórych ekspertów i twórców polityk oraz media jako coś zupełnie innego: jako wynik robienia wszystkiego po staremu". Klimatolodzy dodają, że media dodatkowo wyolbrzymiają wymowę tego przekazu, nie zwracając uwagi na niuanse.

Badacze mówią, że "na szczęście – a jest to fraza, której klimatolodzy używają rzadko – świat wyobrażony w scenariuszu RCP8.5 jest coraz mniej możliwy z każdym rokiem". Wyjaśniają, że aby miał on miejsce, konieczny byłby pięciokrotny wzrost zużycia paliw kopalnych, a to osiągnęło swój szczyt w 2013 roku i chociaż dalsze wzrosty są wciąż niewykluczone, to wiele prognoz mówi o spadkach.

Do tego dokładają się obniżające się koszty energii odnawialnej, co jest kolejnym trendem, który raczej nie zostanie odwrócony. Dołożyć się on może do realizacji bardziej optymistycznych scenariuszy, nawet jeśli kraje nie będą przyjmować coraz bardziej restrykcyjnych polityk klimatycznych – które przecież przyjmują.

Według obecnych szacunków związanych z aktualną sytuacją bardziej prawdopodobny jest wzrost temperatury o trzy stopnie, w miejsce pięciu – wciąż za dużo, ale zdecydowanie mniej.

polsatnews.pl

- Co dzieje się z tymi śmieciami, których nie da się zutylizować?

Jeżeli to kraj, który posiada dobrze przygotowany system gospodarki odpadami, to trafiają one do unieszkodliwienia, czyli w praktyce do spalania albo do składowania. Problem polega na tym, że w skali globalnej tych instalacji do gospodarowania odpadami jest stosunkowo niewiele. Tymczasem korporacje zwęszyły świetny interes w tym, że gdy pakują swoje produkty w jednorazowe śmieci, są w stanie je wysyłać bardzo daleko i za stosunkowo niską cenę, często do państw globalnego Południa, czyli tam, gdzie zazwyczaj nie ma systemu gospodarki odpadami.

Efekt jest taki, że globalne 30 milionów ton opakowań plastikowych nam „ginie” – trafia do środowiska, czyli do gleby, wód albo jest w prymitywny sposób palone. Gdybyśmy zrobili z tego plastiku folię, to moglibyśmy pokrywać nią całą powierzchnię Polski, Niemiec i jeszcze część Luksemburga. Co roku!

- Jak wygląda biznes transportowy śmieci do państw rozwijających się? Nie istnieją regulacje, które w jakiś sposób hamowałyby ten proceder?

Są, ale tutaj działa zwykły mechanizm presji ekonomicznej. Jeżeli odpady zaczynają być bardzo drogie, to zrodzi się pokusa, żeby obchodzić regulacje. W praktyce oznacza to, że tworzy się firmy, które oficjalnie mają pozwolenia i oficjalnie każdy transport trafia do legalnego zakładu zajmującego się przetwarzaniem. W rzeczywistości jest tak, że śmieci one wysyłane w miejsca zupełnie do tego nieprzygotowane. Niedługo Polska zacznie wysyłać swoje odpady na Ukrainę. To sprawi, że ich cena zacznie spadać u nas, bo będzie się to finansowo opłacało, żeby śmieci zawieźć na legalne ukraińskie wyrobiska, które są dużo tańsze niż w Polsce. W dokumentach będzie się wszystko zgadzało. Wpiszemy, że poddaliśmy odpady recyklingowi, choć w rzeczywistości w najlepszym wypadku zostaną one  spalone w piecach cementowniczych.

Jak to wyglądało dotychczas z „utylizowaniem” zachodnich śmieci? Transportowano je np. do firm w Azji Południowo-Wschodniej, które za każdą tonę dostawały 50 dolarów, nieważne, jak śmieci były unieszkodliwiane. Tak funkcjonuje ten biznes w najbardziej prymitywnej formie. Chińczycy zamknęli swoje granice dla zachodnich śmieci, ponieważ ich środowisko jest potwornie zaśmiecone europejskimi i amerykańskimi odpadami. Kiedy został uniemożliwiony eksport do ChRL, to przewoźnicy momentalnie zaczęli szukać innych kierunków, m.in. w Wietnamie i Indonezji. W branży krąży ponury żart, że Indonezja jest wyjątkowo perspektywiczna, bo ma długą linię brzegową – to wiele miejsc do wyrzucenia śmieci. W tych krajach nie ma odpowiedniej infrastruktury, te państwa nigdy nie radziły sobie z odpadami w proekologiczny sposób, a my zaczęliśmy traktować je jak śmietnik.

- Odpad odpadowi nie jest równy, to znaczy mamy wiele rodzajów szkła, papier czy też plastik. Który z tych materiałów jest globalnie największym wyzwaniem?

Zdecydowanie plastik. Z jednej strony przez jego różnorodność, z drugiej strony przez cynizm korporacji, które nieustannie wmawiają nam, jak ważna jest segregacja i recykling. Dla jasności: te korporacje doskonale wiedzą, że na świecie nie istnieje instalacja do recyklingu aż 85% produkowanego plastiku. Nie ma takiej technicznej możliwości. Powinniśmy pilnie dopasować jego produkcję do możliwości recyklingu. Ta odpowiedzialność powinna zostać przerzucona na producentów.

Jednak największą barierą blokującą zmiany są ludzie. Działamy tak, żeby było szybko, wygodnie i przyjemnie. Nie zastanawiamy się nad długoterminowymi skutkami naszych decyzji. Świadoma konsumpcja to najlepszy lek na nasze środowiskowe problemy.

klubjagiellonski.pl

- Czy prawdziwa jest opinia, że pewna przewaga konkurencyjna tych spółek i ich aplikacji wynika z tego, że Chińczycy nie dbają o prywatność? Czy też wynika to z faktu, że mamy gigantyczne ilości danych i brak jakiegoś chińskiego odpowiednika RODO?

To przede wszystkim jest kwestia braku wyboru. Po prostu partia chce mieć wszystko transparentne. Oczywiście, są aplikacje oferujące szyfrowanie na jakimś podstawowym poziomie, ale nie będą w stanie zdobyć szczególnie dużej popularności, gdyż szybko natrafią na szklany sufit. Z kolei te komunikatory, którym partia pomaga się rozwijać, nie mają żadnego szyfrowania, żadnych zabezpieczeń, czego przykładem jest WeChat.

- Czyli wszystko jest przezroczyste dla partii?

Nie tylko dla partii, ale również dla operatorów, dla firm zarządzających. Z jednej strony, jest również wsparce ich rozwoju ze strony partii, która stwarza możliwości handlowania danymi użytkowników, dzięki czemu te aplikacje się finansują. Nie są w stanie finansować się innymi sposobami monetyzacji lub reklamami, gdyż nie przynoszą na tyle dużych zysków, aby móc wyjść na prostą.

Z drugiej strony, partia próbuje wprowadzać quasi-regulacje, które dotyczą kwestii zarządzania danymi. Być może nie w sposób, do którego jesteśmy przyzwyczajeni w Europie, bo nie mają one na celu ochrony prywatności użytkownika, ale raczej regulują, jakie dane można gromadzić oraz kto może to robić i w jakiej ilości. Mają na celu również zabezpieczać przed kradzieżą danych, jednak znów powodem nie jest ochrona prywatności, ale chęć zabezpieczenia się przed nieograniczonym wykorzystaniem tych danych przez strony nieuprawnione.

Poza tym, jest to również narzędzie, za pomocą którego partia jest w stanie kłaść nacisk na firmy. Partia może powiedzieć: „Zobaczcie, mamy tutaj taki a taki przepis dotyczący ochrony danych, a wy go nie wypełniacie”. To jest taki miecz Damoklesa, który wisi nad każdą z tych spółek, i może na nie spaść. Gdy tylko firma się narazi lub będzie nieposłuszna w stosunku do partii, regulator przyjdzie do niej i poinformuje szefostwo, że łamie przepisy. Nie służy to na pewno ochronie konsumentów czy zachowaniu prywatności, zresztą zgodnie z prawem każdy obywatel Chin i każdy podmiot zarejestrowany w Chinach ma obowiązek dostarczyć każdej możliwej pomocy służbom i udostępnić każde możliwe dane i dokumenty na żądanie służb.

- Czy wiemy, co się dalej dzieje z tymi danymi? Czy one są w jakiś sposób agregowane przez Partię i służą do budowania tego na poły mitycznego systemu zaufania społecznego?

Istnieją takie ambicje, ale brakuje nadal możliwości technicznych. Pekin oczywiście nad tym pracuje i chciałby to osiągnąć, ale obecnie wciąż jest bardzo daleko do zrealizowania takiej orwellowskiej wizji. Owszem, jest kilka milionów ludzi, którzy mają zakaz latania, czy zakaz podróżowania pociągiem pierwszą klasą, ale to nadal jest robione analogowo – policja kogoś złapała, przekazuje informację do departamentu policji w miejscu zamieszkania, ona to wprowadza do baz danych, z których jest to następnie przekazywane do kilku innych baz danych, choćby operatorów kolejowych.

Przy czym nadal to nie jest system zautomatyzowany, budowany w oparciu o big data i zarządzany sztuczną inteligencją. Jest to połączenie dosłownie tekturowych teczek osobowych danego obywatela z jakimiś komputerowymi bazami danych, które się wymieniają ze sobą informacjami. Cały system jest w stadium zalążkowym i trudno powiedzieć, kiedy osiągnie oczekiwaną sprawność. Podobnie wygląda kwestia aplikacji pandemicznych, które regulują na dzień dzisiejszy życie Chińczyków, gdzie nie ma centralnego systemu, a każda prowincja ma swoją aplikację z własną bazą danych.

klubjagiellonski.pl

 Jak przedstawia się obecna sytuacja polityczna Chin w kontekście Internetu i mediów społecznościowych? Gdzie Chiny w tym obszarze były 10 lat temu, a gdzie są dzisiaj?

Generalnie Chiny nadążają za trendami światowymi – w niektórych aspektach je wyprzedzają, w niektórych są trochę z tyłu. Ich rozwój przebiega w nieco odmienny sposób. Dobry przykład stanowią płatności mobilne. Rozwinęły się one w Chinach bardzo wcześnie i poszły ścieżką specjalnych aplikacji, takich jak np. AliPay, ze względu na bardzo niską wydajność chińskiego systemu bankowego. Popularne na Zachodzie płatności kartami płatniczymi czy kredytowymi słabo się tam rozwijały. Chiny nie chciały otworzyć w pełni rynku dla firm takich jak Visa czy Master Card. Zamiast tego rozwijały swój standard.

Cieszył się on jednak niskim zaufaniem społecznym, co spowodowało, że wytworzyła się pustka, w którą weszły płatności mobilne za pomocą specjalnych aplikacji. Podłącza się je albo zasila z konta bankowego i dopiero wtedy płaci. Ten typ płatności moim zdaniem w żadnym innym kraju wysokorozwiniętym się nie przyjmie, ponieważ rozwinięty system bankowy spowodował, że zachodzi coś, co nazywam „usmartfonieniem” systemu bankowego. Proces ten jednak postępuje w ramach systemu bankowego, nie zaś równoległe do niego czy poza nim.

To pokazuje, że są dziedziny, w których chiński sektor technologiczny poszedł kompletnie inną ścieżką. W niektórych jednak obszarach, jak np. aplikacja TikTok, jest to tak naprawdę rozwinięcie pomysłów zachodnich. Generalnie jest tutaj dwukierunkowa wymiana – wzajemne podpatrywanie u siebie idei, koncepcji, sposobów działania itd.

Ze względu na specyfikę systemu politycznego w Chinach powstają także duże konglomeraty, które są w stanie skupiać w sobie wiele różnych aplikacji, zdobywać dzięki swojej pozycji politycznej oraz ekonomicznej status quasi-monopolistyczny. Wspaniałym przykładem jest WeChat – bez niego nie da się żyć w Chinach. WeChat należy do państwowej firmy Tencent, która dzięki temu może zyskać bardzo silną pozycję na tym rynku.

Do tego dochodzi kwestia interfejsu – chińskie interfejsy nie tylko ze względu na inny rodzaj pisma, ale również ze względu na inny kontekst kulturowy tworzy się całkowicie inaczej, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. To powoduje również kłopoty dla chińskich aplikacji na Zachodzie i zachodnich aplikacji w Chinach. Nie są one w takim samym stopniu intuicyjne. Wiele chińskich firm tworzy zachodnie wersje swoich aplikacji, po pierwsze z powodu interfejsu – innych gustów i przyzwyczajeń użytkowników, po drugie – ze względów bezpieczeństwa – sposobu, w jaki sposób mogą wykorzystać dane użytkowników.

- Czy na to, że chińska technologia finansowa rozwinęła się w innym kierunku, wpłynęły również inne czynniki? Wydaje się, że jednym z nich może być chiński kierunek przemian gospodarczych i jego bezpośrednie konsekwencje – niska penetracja systemu bankowego lub wolna amerykanka w zakresie małych przedsiębiorstw.

Z jednej strony, partia stworzyła system, izolując od świata zewnętrznego rodzimy rynek i lokalne przedsiębiorstwa, które nie mają problemu z konkurencją zachodnich firm, bo zachodnie aplikacje nie zostały wpuszczone na chiński rynek. Z drugiej strony, pomiędzy tymi firmami trwa wolna konkurencja, przynajmniej na tym poziomie startupowym. Mamy tu coś w rodzaju szklarni, w której są idealne warunki wzrostu, choć wewnątrz tej szklarni panuje prawo dżungli.

- Wydaje się, że jednym z czynników, który przyczynił się do takiego gwałtownego wzrostu spółek technologicznych, było niedopasowanie sektora bankowego do potrzeb Chińczyków. Czy przemiany społeczne, takie jak migracje ze wsi do miast, odegrały tu jakąś znaczącą rolę?

Spójrzmy na problem w ten sposób – mamy migrującego robotnika, który przyjeżdża do miasta i nie ma w mieście meldunku – tzw. hukou. Bez niego nie może otworzyć konta w lokalnym banku. Dostaje pensję, ale jedynie w gotówce. Chiny są mozaiką, w ramach której bardzo trudne jest płynne przejście z jednej prowincji do drugiej.

Inny przykład. Załóżmy, że ma pan kartę prepaidową, którą kupił pan w Pekinie – w jednostce administracyjnej na prawach prowincji i pojedzie pan zaraz za granicę prowincji do Hubei. Kupując doładowanie w Hubei, nie będzie pan mógł doładować karty SIM kupionej w Pekinie. To są zupełnie dwa różne systemy. Pomijam to, że Chiny przez długi czas były podzielone między dwa telekomy – China Mobile i China Unicom. Każda prowincja była przypisana do jednego z tych dwóch operatorów. Ale nawet jeżeli dane dwie prowincje były obsługiwane przez jednego operatora, to miały inne stawki. Wynika to też z tego, że są duże dysproporcje finansowe, różnice w poziomie życia, w płacy minimalnej – ba – różne stawki płacy minimalnej są nawet w tej samej prowincji, a różnicowanie pensji minimalnej zachodzi na poziomie prefektur.

To jest bardzo skomplikowany system, który ma wiele nie tylko sufitów, ale również ścian. Szklanych, przezroczystych dla obcokrajowca ścian, z których istnienia często nie zdajemy sobie sprawy. Stąd powstało bardzo wiele nisz, w których poszczególne biznesy mogą się rozwijać. Mają wystarczająco dużo przestrzeni, by mieć zapewniony jakiś byt.

klubjagiellonski.pl