piątek, 20 maja 2022


13 maja prezydent Recep Tayyip Erdoğan publicznie podał w wątpliwość zgodę Turcji na przyjęcie Finlandii i Szwecji do Sojuszu Północnoatlantyckiego, wskazując m.in. na wsparcie, z jakiego w tych krajach korzystają antytureckie organizacje terrorystyczne (m.in. Partia Pracujących Kurdystanu, PKK). W podobnym tonie wypowiadał się także minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu. Wypowiedź Erdoğana dzień później złagodził İbrahim Kalın (wpływowy doradca i rzecznik głowy państwa) słowami o otwartych drzwiach, jednak 16 maja prezydent ponownie i kategorycznie podkreślił brak zaufania do Turcji ze strony Finlandii i Szwecji oraz bezzasadność zapowiadanych rozmów z delegacjami tych państw na temat akcesji.

Zasadniczym i oficjalnym powodem sprzeciwu Ankary względem przystąpienia obu krajów do NATO jest udzielenie przez nie schronienia i umożliwienie działania w Skandynawii członkom i sympatykom kurdyjskiej PKK oraz lewackiej DHKP-C, uznawanych przez Turcję (i UE) za organizacje terrorystyczne, a także ludziom oskarżanym o związki z Ruchem Gülena (według władz tureckich odpowiedzialnego m.in. za nieudany pucz w 2016 r.). Ankara od lat domaga się ekstradycji co najmniej 24 poszukiwanych, a szerzej – ukrócenia aktywności środowisk związanych z radykalną z jej punktu widzenia opozycją. Erdoğan skrytykował również oba państwa za nieformalne embargo na eksport broni do Turcji (wprowadzone w 2019 r. po kontrowersyjnych operacjach tureckich wymierzonych w syryjskich Kurdów). Podnosił też kwestie pryncypialne, wspominając o błędnej jego zdaniem decyzji o zgodzie na powrót do struktur wojskowych NATO skonfliktowanej z Ankarą Grecji w 1980 r.

Stanowisko Turcji w sprawie członkostwa Finlandii i Szwecji w Sojuszu ma być przedmiotem rozmów Çavuşoğlu z sekretarzem stanu USA 18 maja. W najbliższych dniach ma również dojść do wizyty delegacji fińskiej i szwedzkiej w Turcji.

Komentarz

Zarzuty o „wspieranie czy tolerowanie antytureckich organizacji terrorystycznych” przez państwa zachodnie są stałym i poważnym problemem podnoszonym przez Ankarę. PKK dość powszechnie traktuje się w Turcji jako brutalną organizację terrorystyczną, która dąży do podważenia integralności terytorialnej kraju. Dla władz (i części społeczeństwa) równie groźny jest Ruch Gülena, wpisujący się w patologie tzw. „głębokiego państwa”, rozgrywany przez USA w celu uzyskania kontroli nad polityką turecką. Fakt, że zachodnia opinia publiczna i rządy poszczególnych krajów wspierały związane z PKK organizacje w Syrii (a w mniejszym stopniu instytucje powiązane z Gülenem), pozwalając na ich działalność (m.in. finansową, propagandową i szkoleniową) na swoim terytorium, Ankara uważa za akt otwartej wrogości i nielojalności oraz dowód na stosowanie przez sojuszników podwójnych standardów. Dla Zachodu z kolei oskarżenia te są nieuzasadnione, mają charakter polityczny i świadczą o notorycznym naruszaniu przez Turcję norm demokratycznych. Problem powraca regularnie – skutkował już sankcjami czy hamowaniem dialogu przez Zachód, ale też stałym usztywnianiem pozycji Ankary (np. napięciami z USA i zbliżeniem z Rosją w kontekście syryjskim).

Głębszym tłem dla tureckiej niechęci do rozszerzenia NATO o kraje skandynawskie (podobnie jak niegdyś m.in. o Polskę, a później o Gruzję i Ukrainę) są zasadnicze obawy o: osłabienie silnej własnej pozycji w Sojuszu, przenoszenie ciężaru NATO na północ, wzmacnianie Stanów Zjednoczonych w jego ramach, wreszcie – konfliktowanie się z Rosją (Ankara wypracowała sobie efektywne bilateralne kanały współdziałania z Moskwą, również w sferze bezpieczeństwa). Zważywszy na często napięte relacje z innymi członkami Sojuszu (głównie Grecją, ale też USA czy Francją), Ankara regularnie wykorzystuje okazje do zaakcentowania wagi swojego głosu w NATO.

Można się spodziewać, że obecne stanowisko Turcji w kwestii rozszerzenia Sojuszu – choć ostre i dotykające fundamentalnych dla Ankary spraw – jest warunkowe i służy realnym i symbolicznym ustępstwom na jej rzecz. Należy do nich przede wszystkim istotne ograniczenie swobody działania opozycji tureckiej w Skandynawii (optymalną opcją byłyby ekstradycja lub wydalenie najbardziej kontrowersyjnych osób), ale też w całej Europie, co wiązałoby się zarazem z poprawą oceny stanu demokracji i standardów prawnych w Turcji. Oczekiwanym ustępstwem byłoby także cofnięcie embarga na dostarczanie jej broni. Poważniejsze – i zapewne zasadnicze dla Ankary – znaczenie miałaby zgoda Waszyngtonu na blokowaną przez Kongres sprzedaż F-16 do Turcji (która zabiega o to po karnym wykluczeniu jej z programu rozwoju i użytkowania F-35), a szerzej – akceptacja USA dla (części) jej ambicji w basenie Morza Śródziemnego i regionie Bliskiego Wschodu. Wydaje się, że co najmniej częściowe uwzględnienie tych żądań uda się wypracować w toku rozmów ze Stanami Zjednoczonymi, jak również Finlandią i Szwecją.

Mimo że scenariusz porozumienia z Turcją w kwestii rozszerzenia NATO należy traktować jako najbardziej prawdopodobny, nie jest on przesądzony. Przedmiot sporu ma charakter pryncypialny dla władz i znacznej części opinii publicznej oraz – zapewne – dla Sztokholmu i Helsinek. Wyzwanie stanowią też agresywny styl negocjacyjny Ankary w połączeniu z relatywnie niewielkim zaufaniem między nią a Waszyngtonem i innymi stolicami zachodnimi, a także świadomość poważnych i narastających problemów gospodarczych (a co za tym idzie – społeczno-politycznych) Turcji, które mogą usztywnić stanowisko negocjacyjne Zachodu. Hipotetyczne fiasko akcesji Szwecji i Finlandii do NATO ze względu na sprzeciw Ankary znacznie zaostrzyłoby napięcia między nią a sojusznikami (USA, państwa wschodniej flanki), jednocześnie podsycając antyzachodnie resentymenty i stymulując unilateralizm w polityce Turcji, w tym ponowny dryf w rozgrywki z Rosją.

osw.waw.pl

Siły rosyjskie działające na zachód od Popasnej przekroczyły granicę obwodu donieckiego i zostały powstrzymane przez obrońców kilka kilometrów od drogi z Lisiczańska do Bachmutu (w okolicach Wołodymyriwki i Wasyliwki). Stanowi ona ostatnie kontrolowane przez Ukraińców liczące się połączenie drogowe rejonu Siewierodoniecka z nieokupowaną częścią Donbasu (obrońcy mogą jeszcze korzystać z wąskiej drogi lokalnej Zołotariwka–Siewiersk) i od wielu dni pozostaje pod ostrzałem artylerii agresora, co wstrzymuje ewakuację i dostawy pomocy humanitarnej. Według władz lokalnych 60-tysięczne Rubiżne (na północ od Siewierodoniecka) całkowicie zniszczono, a oba główne miasta rejonu (Siewierodonieck i Lisiczańsk) oraz pozostałe miejscowości pod kontrolą obrońców są stale ostrzeliwane, bombardowane i szturmowane. Rosjanie kontynuują także działania na rzecz odcięcia rejonu Siewierodoniecka od strony obwodu charkowskiego – w tym celu atakują miejscowości na południowy wschód od Łymanu (wzdłuż trasy Łyman–Bachmut).

W pozostałej części obwodu donieckiego i na południu obwodu charkowskiego nie nastąpiły znaczące zmiany, a siły ukraińskie skutecznie powstrzymywały wrogie natarcia na całej linii styczności. Rosjanie atakują pozycje przeciwnika w okolicach Charkowa, w obwodzie zaporoskim oraz na styku obwodu chersońskiego z obwodami mikołajowskim i dniepropetrowskim, lecz ograniczają się do ostrzału i bombardowań (jedyną próbę natarcia odnotowano we wsi Nowodariwka w północno-wschodniej części obwodu zaporoskiego). Trwają ostrzał i bombardowania przygranicznych rejonów obwodów czernihowskiego i sumskiego (na południe od autostrady Kijów–Moskwa), po raz pierwszy od wycofania wojsk z północy Ukrainy celem był też obwód żytomierski (okolice miejscowości Małyn).

Australia i USA poinformowały o przekazaniu Kijowowi kolejnych partii uzbrojenia. Canberra przygotowuje do wysłania 14 transporterów gąsienicowych M113 i dalsze 20 kołowych transporterów piechoty Bushmaster, a Waszyngton – 18 haubic ciągnionych M777 (dotychczas Amerykanie dostarczyli ich 90). Brytyjczycy zadeklarowali przekazanie artylerii o dużym zasięgu, rakiet przeciwokrętowych oraz bezzałogowych statków powietrznych. Dostarczenie Ukrainie rakiet przeciwokrętowych ma również rozważać Pentagon – rozpatruje się produkowane przez Boeinga Harpoony lub powstające w kooperacji Raytheon Technologies z norweskim Kongsbergiem pociski NSM (Naval Strike Missile; użytkowane także przez Siły Zbrojne RP).

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy kontynuuje operację kontrwywiadowczą, której celem jest neutralizacja osób współpracujących ze służbami specjalnymi wroga. W Dnieprze zatrzymano Mychajło Cariowa, brata Ołeha – prorosyjskiego polityka Partii Regionów i rzecznika powstania tzw. Noworosji. Według SBU Mychajło Cariowa typowano do objęcia stanowiska szefa kolaboranckiej administracji obwodowej. Ze względu na niepowodzenie operacji zajęcia Dniepru jego mocodawcy z FSB polecili mu organizację grup dywersyjnych, które miały dokonywać zamachów bombowych w obwodzie dniepropetrowskim.

Kreml wciąż nie podjął ostatecznej decyzji co do przyszłości okupowanych terytoriów. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oznajmił, że zależeć ona będzie od „wyrażenia woli” przez ich mieszkańców. Dodał, że na tych obszarach należy skupić się na podtrzymywaniu funkcjonowania infrastruktury zapewniającej zaspokojenie potrzeb ludności oraz zagwarantowaniu dostaw wody i energii. Zwłoka w realizacji scenariusza powołania tzw. republik ludowych świadczy o tym, że rośnie prawdopodobieństwo aneksji zajętych ziem. Przewodniczący Komitetu Rady Federacji ds. Ustawodawstwa Konstytucyjnego Andriej Kliszas stwierdził, że prawo do decydowania o połączeniu z Rosją przysługuje mieszkańcom wszystkich terytoriów Ukrainy kontrolowanych przez FR.

Według ukraińskich władz wśród sił wroga w obwodzie zaporoskim obserwuje się postępującą demoralizację i frustrację wynikającą z opóźnień w wypłacie żołdu. Żołnierze zastraszają ludność cywilną, rabują mienie prywatne i zabraniają swobodnego przemieszczania się na terytorium kontrolowane przez Kijów.

Ukraiński Sztab Generalny przekazał, że ewakuacja obrońców zakładów Azowstal jeszcze się nie zakończyła. W komunikacie przyznano, że to strona rosyjska w pełni kontroluje sposób wyprowadzania żołnierzy, ale każdy z nich jest rejestrowany przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża. Wiceminister obrony Hanna Malar potwierdziła, że operacja ratowania obrońców i negocjacje z Rosją co do ich dalszego losu trwają, lecz towarzyszy im embargo informacyjne, aby nie doszło do zakłócenia przebiegu rozmów. Taka ostrożność świadczy o tym, że kluczowy problem stanowi uzgodnienie warunków, na jakich najeźdźcy zgodzą się przekazać jeńców.

Po wycofaniu się rosyjskich jednostek z północy Ukrainy władze lokalne wzmacniają zabezpieczenia wzdłuż tamtejszej granicy kraju. W obwodzie żytomierskim rozpoczęto budowę instalacji inżynieryjnych mających utrudnić potencjalny atak lądowy z Białorusi. Jednostki obrony terytorialnej wspierane przez przedsiębiorstwa użyteczności publicznej kontynuują rozstawianie betonowych zapór oraz tworzą linię umocnień wzdłuż liczącej 250 km granicy pomiędzy obwodem a Rosją.

Komisja Europejska ogłosiła koncepcję „Rebuild Ukraine” – narzędzie odbudowy napadniętego kraju po wojnie. Opublikowany dokument ma charakter wstępny i przewiduje, że jej koszty i zakres zostaną w pełni określone dopiero po zakończeniu agresji. KE szacuje, że potrzeba będzie setek miliardów euro, a całkowita odbudowa zajmie ponad 10 lat. Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen opowiedziała się za połączeniem jej z reformami, wskazując na wysoką motywację Ukrainy do ich wdrożenia. Poinformowała też, że Unia poszukuje sposobu na wykorzystanie zamrożonych aktywów rosyjskich oligarchów do sfinansowania tego wielkiego przedsięwzięcia.

Sekretarz stanu Antony Blinken oskarżył Moskwę o traktowanie żywności jako broni i szantażowanie świata wstrzymaniem eksportu ukraińskiej produkcji rolnej. Zwracając się do Rady Bezpieczeństwa ONZ, wezwał Rosję do zniesienia blokady ukraińskich portów. Podkreślił przy tym, że Ukraina nie może przez to wysłać za granicę ok. 20 mln ton zboża. Amerykańskie media donoszą, że USA rozważają półroczne zawieszenie sankcji na nawozy potasowe z Białorusi w zamian za umożliwienie tranzytu ukraińskiego zboża przez jej terytorium – koleją do litewskiego portu w Kłajpedzie. Wcześniej Stany Zjednoczone informowały o przygotowywaniu trzyletniego pakietu o wartości 11 mld dolarów na rzecz przeciwdziałania zagrożeniom dla globalnego bezpieczeństwa żywnościowego.

Straty gospodarcze Ukrainy spowodowane atakami na infrastrukturę cywilną i wojskową wzrosły w ciągu ostatniego tygodnia do 97,4 mld dolarów. Od początku inwazji zniszczono lub uszkodzono mieszkania o łącznej powierzchni 38,6 mln m2, 216 zakładów, fabryk i przedsiębiorstw, 1067 placówek oświatowych i 95 tys. samochodów. Według Wołodymyra Zełenskiego miesięczny deficyt budżetowy wynosi 5 mld dolarów. Prezydent zaapelował o dalszą pomoc finansową i podkreślił, że nie jest ona darem, lecz inwestycją w bezpieczeństwo Zachodu oraz zapobieganie nowym wojnom i kryzysom, które Rosja może wywołać w przypadku pokonania Ukrainy. 19 maja Kijów otrzymał 504 mln euro dotacji z Banku Światowego na realizację priorytetowych wydatków socjalnych i humanitarnych, a na spotkaniu G7 i międzynarodowych instytucji finansowych uzgodniono przekazanie Ukrainie 18,4 mld dolarów na zbilansowanie budżetu w najbliższych trzech miesiącach.

Komentarz

Po trwającym dwa tygodnie okresie odzyskiwania przez armię ukraińską pozycji na północ i północny wschód od Charkowa (łącznie przywrócono kontrolę nad 23 miejscowościami) siły agresora podjęły w ostatnich dniach próby powstrzymania obrońców na terenie obwodu charkowskiego (według lokalnej administracji pod kontrolą Rosjan znajduje się 25% powierzchni obwodu). Najeźdźcy nadal utrzymują pozycje na obrzeżach Charkowa, a miasto znajduje się w zasięgu ich artylerii. Działania agresora na południe i wschód od stolicy obwodu należy tłumaczyć przede wszystkim potrzebami operacyjnymi. O ile przejmowanie przez obrońców miejscowości pomiędzy Charkowem a granicą rosyjską nie miało znaczenia militarnego, o tyle przesuwanie jednostek na południe od stolicy obwodu mogłoby zagrozić liniom komunikacyjnym najeźdźcy (pozycje Ukraińców w okolicach Czuhujewa dzieli od głównej linii zaopatrzenia Wałujki–Kupiańsk–Izium 70 km).

Narasta zaniepokojenie świata zachodniego widmem kryzysu żywnościowego w związku z drastycznym ograniczeniem możliwości eksportu ukraińskiej produkcji rolnej – pszenicy, kukurydzy, jęczmienia, oleju słonecznikowego i rzepakowego (jedna trzecia światowych dostaw zboża pochodzi z Ukrainy i Rosji). Wojna spowodowała już globalny wzrost cen zbóż, nawozów, paliw i energii. Sytuacja ta wywołuje zagrożenie głodem m.in. w państwach Afryki, co z kolei może skutkować wzmożoną falą migracji. Unia Europejska we współpracy z USA próbuje tworzyć zastępcze, lądowe szlaki eksportowe dla produkcji rolnej Ukrainy, jednak nawet w przypadku ich uruchomienia zwiększą się koszty transportu żywności, a trwająca inwazja ograniczy skalę dostaw.

osw.waw.pl

18 maja władze tadżyckie rozpoczęły pacyfikację protestów („operację specjalną”) w Górskobadachszańskim Wilajecie Autonomicznym (Górskim Badachszanie). Według szacunków kilkadziesiąt osób zginęło (w tym po stronie sił rządowych), a ponad sto zatrzymano. Operację rozpoczęto po kliku dniach protestów w stolicy wilajetu – Chorogu – i blokadzie jedynej drogi łączącej Górski Badachszan ze stolicą kraju Duszanbe. Nieoficjalnie spekuluje się o zaangażowaniu w pacyfikację sił Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ).

Górski Badachszan to autonomiczny, izolowany geograficznie (jedna droga) obszar Tadżykistanu, zajmujący ponad jedną trzecią powierzchni państwa i zamieszkany przez ok. 200 tys. ludzi (całość populacji kraju liczy ok. 9,5 mln). Jego odrębność wynika zarówno z geografii, jak i odmienności etnicznej (małe narody wschodnioirańskie na tle większości tadżyckiej), religijnej (dominacja ismailickiej odmiany szyizmu) i historycznej. Formalna odrębność regionu zaznaczała się w czasach sowieckich, w trakcie tadżyckiej wojny domowej w latach 1992–1997 (po stronie opozycji), a także w późniejszym okresie (m.in. odrębne – efektywne – wzorce modernizacyjne stymulowane przez zachodnie organizacje ismailickie). Izolowany region znalazł się pod szczególną presją wraz ze wzrostem autorytarnych tendencji w kraju, co w praktyce oznacza napływ i bezkarność urzędników z Duszanbe, siłowe niszczenie miejscowych elit (krwawa pacyfikacja protestów w 2012 r. – kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych), poczucie kryminalizacji życia (m.in. związane z walką o kontrolę nad przemytem z sąsiedniego Afganistanu). Ostatnim przejawem napięć było stłumienie w listopadzie ub.r. kolejnych wystąpień w Chorogu (po zabójstwie osoby zarzucającej molestowanie seksualne pracownikowi prokuratury). Od tego czasu region pozostaje w daleko posuniętej izolacji informacyjnej (odłączony Internet, utrudnienia w komunikacji z resztą kraju, system punktów kontrolnych na drogach wewnętrznych).

Obecna odsłona kryzysu rozpoczęła się 14 maja, po surowych wyrokach dla osób zamieszanych w listopadowe manifestacje (niektóre z nich deportowano z Rosji, dokąd wyjechały po demonstracjach; w Moskwie organizowano też akcje solidarnościowe z protestującymi w Chorogu), w związku z perspektywą kolejnych aresztowań lokalnych liderów (m.in. Mamadbokira Mamadbokirowa, uznawanego za organizatora obecnych demonstracji, domniemanej ofiary czystek w miejscowych strukturach pogranicznych). Protestujący wystosowali do władz ultimatum z żądaniem dymisji przewodniczącego wilajetu oraz mera Chorogu, a także zniesienia reżimu przepustkowego. Po upływie jego terminu doszło do manifestacji 16 maja (jedna osoba zabita), a w konsekwencji – do wrzenia i blokady drogi biegnącej do Duszanbe. 18 maja rozpoczęła się „operacja specjalna”, w trakcie której miały miejsce starcia z użyciem koktajli Mołotowa i broni strzeleckiej. Wobec faktycznej blokady informacyjnej (odcięcie Internetu, zakaz publikacji w mediach) dane o kilkunastu ofiarach śmiertelnych pierwszego dnia należy uznać za niepełne.

Komentarz

Skala napięć w Górskim Badachszanie pozwala przewidywać, że zarówno „operacja specjalna”, jak i opór mieszkańców (również zbrojny) będą eskalować nawet w przypadku opanowania sytuacji w Chorogu. Sprzyjają temu trudny teren działań oraz sąsiedztwo Afganistanu. Istnieje obawa, że konflikt może rozlewać się na resztę kraju i dotykać wychodźców z Badachszanu w stołecznym Duszanbe (analogicznie do okresu wojny domowej), a także stymulować napięcia społeczno-polityczne. W Tadżykistanie kumulują się problemy związane z nieefektywnością i brutalnością reżimu, trwającym procesem sukcesji, wreszcie: chronicznie złą sytuacją gospodarczą, którą jeszcze pogorszyło załamanie się rosyjskiego rynku pracy dla migrantów zarobkowych (ok. 2 mln Tadżyków pracuje w Rosji, a ok. 70% mieszkańców jest uzależnionych od transferów z tego kraju, które tylko w pierwszym miesiącu wojny na Ukrainie spadły o ok. 40%).

Groźba długotrwałej destabilizacji Górskiego Badachszanu (a tym bardziej całego Tadżykistanu) jest potężnym wyzwaniem dla całej Azji Centralnej, borykającej się z podobnymi problemami wewnętrznymi. Pozostaje też potencjalnie poważnym wyzwaniem dla Rosji – faktycznego patrona Duszanbe i w dużym stopniu całego regionu – oraz Chin, graniczących z Tadżykistanem, penetrujących gospodarczo (ale też militarnie) zwłaszcza Górski Badachszan oraz tradycyjnie zaniepokojonych groźbą destabilizacji Sinciangu. Dodatkową trudnością dla Moskwy będzie utrzymanie – w oczach Pekinu – jej wiarygodności jako odpowiedzialnej za stabilność regionu. Wszystkie zainteresowane strony obawiają się ewentualnej synergii problemów tadżyckich z afgańskimi (m.in. aktywizacją grup związanych z Państwem Islamskim Chorasanu). Tym samym Rosja (i OUBZ) staje przed perspektywą kolejnego kryzysu na obszarze posowieckim – obok wstrząsów w Kazachstanie w styczniu br. i wojny na Ukrainie. W obecnej sytuacji rozważa się użycie w Tadżykistanie sił OUBZ (oprócz Rosji w jej skład wchodzą Tadżykistan, Kazachstan, Kirgistan i Armenia). Brały one udział w pacyfikacji protestów w Kazachstanie. Organizacja pozostała bierna wobec inwazji na Ukrainę, na moskiewskim szczycie 16 maja akcentowano natomiast rolę sojuszu w zwalczaniu „terroryzmu”.

osw.waw.pl

Pod koniec ubiegłego tygodnia wycena kontraktów na gaz ziemny z dostawą na miesiąc w przód w głównym ośrodku handlu gazem w Ameryce sięgnęła niemal 9 dolarów za milion Btu. W przeliczeniu na mniej egzotyczne jednostki to blisko 30 euro za MWh po aktualnym kursie. W dzisiejszych czasach w Europie to cena marzenie, cztery razy niższa od rynkowej, ale w Ameryce to cena niebotyczna. 

To cena najwyższa od listopada 2008 roku, kiedy to rozpętany rok wcześniej kryzys finansowy spychał  amerykańską gospodarkę w recesję. Mniej więcej wtedy rozpoczęła się jednak rewolucja wokół wydobycia gazu z łupków, i od 2010 r. notowania na Henry Hub tylko dwa razy, i to na krótko przekroczyły 6 dol. za mmBtu. Na poczatku tego tygodnia rynek, podobnie jak amerykański rynek akcji i wiele innych rynków surowcowych, zanotował spadek, ale dziś ponownie odrabia już straty i gaz jest już ponownie notowany powyżej 7 dolarów.

USA doświadczają podobnego zjawiska, jak Europa, czyli niskiego poziomu zapasów. Z amerykańskich danych jasno wynika, że jeszcze w zeszłym roku były one jak najbardziej przeciętne. Dopiero zimą spadły w granice kilkuletnich minimów i dotąd są poniżej wieloletniej średniej. Jako przyczynę dość jednoznacznie wskazuje się rosnący eksport LNG, głównie z powodu wysokiego popytu w Europie. Po prostu w sezonie zimowym więcej amerykańskiego gazu zostało wyeksportowane, a nie zużyty w kraju, co wpłynęło na poziom zapasów. A ten parametr od razu ma przełożenie na sytuację na rynku. Kiedy gazu może okazać się za mało, ceny mają tendencję do wzrostu. Amerykańska Agencja Informacji Energetycznej (EIA) spodziewa się w tym roku lekkiego wzrostu wydobycia gazu, więc szanse, że go zabraknie nie są poważne.  Ale widocznie rynek ocenia, że w dzisiejszych warunkach ta prognoza to za mało, by powstrzymać wzrost cen. 

Amerykańskie terminale eksportują jak szalone, działając na maksymalnych obrotach. Dodatkowe instalacje skraplające, uruchomione w ostatnich miesiącach od razu rozpoczęły pracę na najwyższych obrotach.

Co więcej, ponad 30% zdolności terminali, które dopiero są w planach zostało już zakontraktowane. Widać więc, że eksport w przewidywalnej przyszłości będzie rosnąć, a wysłany w świat gaz nie przysłuży się zaspokojeniu krajowego popytu. Czyli znów czynnik działający na rzecz wzrostu cen. 

Czynnikiem czysto rynkowym jest popyt na amerykański LNG na świecie, a zwłaszcza w Europie, szykującej alternatywy dla rosyjskich dostaw. Dlaczego gaz na Henry Hub drożeje? Bo może – oceniają niektórzy analitycy. Spread między cenami w Ameryce, od których zależy cena zakupu LNG, a cenami sprzedaży – w Wielkiej Brytanii, albo po cenach TTF na Starym Kontynencie jest tak wysoki, że amerykański rynek w naturalny sposób idzie do góry. Skoro można sprzedać drogo, to po co sprzedawać taniej? Zwłaszcza, że amerykański gaz już domyka europejski rynek. Z danych rosyjskich wynika bowiem, że w ciągu pierwszych czterech miesięcy roku eksport Gazpromu spadł o 27%. Właśnie te brakujące wolumeny pokrywa m.in. import LNG z USA. Szybko się to nie zmieni, uspokojenie sytuacji w Europie zajmie co najmniej 2 lata, ale to właśnie większy strumień eksportu LNG z USA przyczyni się do stabilizacji. Amerykańcy konsumenci poczują więc wojnę także w rachunkach za gaz. Także, bo już płacą rekordowo dużo za paliwo do ich samochodów.

wysokienapiecie.pl

 W piątek 20 maja po południu Gazprom Export poinformował Gasum, że dostawy gazu ziemnego do Finlandii w ramach umowy zostaną zakończone w sobotę 21 maja 2022 r. o godzinie 07:00 - podała fińska firma.

Jakie są powody wstrzymania dostaw przez Gazprom do Finlandii? Strona rosyjska utrzymuje, że winę ponoszą sami  Finowie, którzy jakoby nie chcieli za gaz płacić. Sam sekretarz prasowy Władimira Putina stwierdził, że „oczywiste jest, iż nikt nie dostarczy niczego za darmo”.

Jednak te słowa to zwykłe kłamstwo. Finowie, jak i Polska oraz Bułgaria, nie zgodzili się na jednostronną zmianę przez Rosjan warunków umowy. Chodzi o to, że Gazprom chciał, aby płatności za surowiec dokonywać w rublach. Tymczasem w kontraktach zapisane są rozliczenia w twardych walutach.  

Finlandia już wcześniej zastrzegła sobie, że w przypadku wstrzymania przez Gazprom dostaw surowca, będzie skarżyła rosyjski koncern do arbitrażu.

Specjaliści mówią o dwóch czynnikach, które mogły się przyczynić do wstrzymania dostaw. Pierwszym jest fakt, że Finlandia to z punktu widzenia Gazpromu „drobny” klient. Tak więc Rosjanie nie stracą zbyt wiele, zakręcając Finom gaz. Przy okazji pokażą innym dużo ważniejszym i wahającym się odbiorcom, że także w ich przypadku mogą zdecydować się na zakręcenie kurka z gazem. Wielu obserwatorów uważa, że może być to demonstracja skierowana w stosunku do Niemiec.

Drugim powodem wstrzymania dostaw może być chęć ukarania Finlandii za zgłoszenie formalnego akcesu do NATO. Po napaści Rosji na Ukrainę, Helsinki obawiają się niebezpiecznego sąsiada i chcą wstąpić do sojuszu.

Co odłączenie od gazu z Rosji oznaczać będzie dla Finlandii? Około 10 proc. energii elektrycznej w Finlandii pochodzi ze spalania gazu. Helsinki deklarują zastąpienie surowca gazem z innych źródeł, w tym z gazociągu Balticconnector, który łączy Finlandię z Estonią.

wnp.pl