niedziela, 23 lipca 2017
W 2015 roku w Polsce było około 35 tysięcy czynnych zawodowo adwokatów i radców prawnych. To oznacza, że jeden przypadał na tysiąc mieszkańców. W UE jeden przypada na 625 obywateli, w Stanach na 250. Taka sytuacja – będąca efektem sztucznego zamknięcia zawodu radcy i adwokata przez długą część III RP – sprawia, że większość osób – nawet z szeroko rozumianej klasy średniej – nie ma łatwego dostępu do pomocy prawnej. Niska podaż prawników winduje w górę ceny ich usług często ponad zasoby klasy średniej, o ludowej nie wspominając.
Powoduje to, że prawnicy jawią się jako wyalienowana ze społeczeństwa kasta, stojąca na straży jakiegoś tajemniczego, złowrogiego kunsztu – Prawa – z którym „prosty człowiek” powinien unikać kontaktu, bo oznacza to dla niego wyłącznie kłopoty.
Nawet w rozwiniętych, mieszczańskich demokracjach kultura klas ludowych pełna jest obrazów skorumpowanych sądów, lęku przed sądem jako instytucją stojącą nie tyle na straży sprawiedliwości, ile możnych i ich władzy. Ten obraz silniejszy jest w Polsce, gdzie normalnej, mieszczańskiej demokracji nie udało się jak dotąd zbudować.
(...)
Opieszałość (sądów) nie musi wynikać z lenistwa czy złej woli sędziów. Źródła problemu rozpoznano już lata temu. Jak pisze publicysta „Rzeczpospolitej”, opieszałość wynika głównie z obłożenia sędziów pracą nadzorczo-administracyjną oraz przeciążenia sądów procedurami nieliczącymi się z „ekonomiką procesu”. Od czasu postawienia tej diagnozy nie wykonano jednak żadnego kroku w kierunku kuracji. Sędziowie nie tylko nie zrobili w zasadzie nic, by wspólnie z politykami spróbować rozwiązać ten problem, ale też nie byli w stanie sensownie przedstawić go opinii publicznej.
Paliwa PiS dostarcza wreszcie materialny status sędziów. Jak na elitę prawniczych zawodów w Polsce zarabiają oni faktycznie niewiele i mogą czuć się ekonomicznie sfrustrowani. Ujawnianie tej ekonomicznej frustracji przed silnie spauperyzowanym społeczeństwem, gdzie najczęściej wypłacana do ręki płaca oscyluje w granicach 500 euro, jest receptą na niechęć opinii publicznej. Na tle tego, jak wygląda płaca i praca w Polsce, zarobki sędziów, bezpieczeństwo ich pracy, stan spoczynku, przywileje emerytalne mogą budzić złość i zawiść społeczeństwa.
(...)
Akcja przejmowania sądów przez PiS karmi się pretensjami o sprawy, których środowisko sędziowskie nie potrafiło załatwić przez całą III RP. Gdyby sądy były w stanie same się sensownie uregulować, gdyby umiały jasno przekazywać społeczeństwu, co jest w sądownictwie nie tak, co trzeba poprawić, kiedy to zostanie zrobione, PiS nie miałby politycznie szans tej walki wygrać. Ponieważ trzecia władza nigdy nie nauczyła się rozmawiać z ludem, dziś partia Kaczyńskiego przy przynajmniej obojętności społeczeństwa kawałek po kawałku rozbierać będzie mur chroniący sądy przed ręcznym sterowaniem przez parlamentarną większość.
krytykapolityczna.pl
Polskim sędziom zarzuca się, często słusznie, konformizm, wsobność, grupową lojalność, intelektualną gnuśność, kolesiostwo i pogardę wobec stojących niżej w drabinie społecznej. To wszystko prawda, ale są to także cechy polskiej inteligencji jako takiej. Równie dobrze można w ten sposób oceniać polskich naukowców, samorządowców, lekarzy i przede wszystkim całą naszą klasę polityczną. Każda z tych grup nie potrafi sobie poradzić z korupcją i czarnymi owcami w swoich szeregach. Wszystkie te grupy zioną pogardą do reszty, zwłaszcza do tych, którzy są słabsi i nie pochodzą z ich środowiska.
(...)
Tutaj próbka ze wspomnień francuskiego nauczyciela, który przebywał na dworze księcia Sapiehy:
Jeśli więzi społeczne między mieszkańcami jakiegoś kraju ograniczają się jedynie do stosunków zależności, władza jest z konieczności rozzuchwalona, a podległość służalcza. Władza rozciąga się nie tylko na czyny człowieka, ale i na jego myśli. Pan patrzy na poddanego tylko z jednego punktu widzenia: ciało, umysł i wola składają się na całość, której istotę stanowi uzależnienie. Stąd płynie pogarda do wszystkiego, co znajduje się na niższych szczeblach w hierarchii społecznej, butne zarozumialstwo w stosunku do własnej osoby, brutalność wobec wszelkich prób oporu. Przyzwyczajanie do zależności wdraża do uniżoności, pochlebstwa, podłości, szalbierstwa, władza wszczepia pychę, próżność, okrucieństwo. W charakterze Polaka, który zakosztował jednego i drugiego, skupiają się niekiedy wszystkie wady im właściwie. Butnie rządzi ten, kto umie ugiąć posłusznie kark. Ten, kogo spotkała krzywda, przenosi ją na niższych od siebie.
krytykapolityczna.pl
Warto przytoczyć też badania prof. Rüdigera Lohlkera, który zajmuje się badaniem radykalizacji młodzieży muzułmańskiej w Europie. Jak wynika z jego ustaleń, osoby, które pochodzą z rodzin religijnych, są akulturowane religijnie od małego, chodzą do meczetu z rodzicami, obchodzą święta, nie radykalizują się. Radykalizują się osoby niereligijne, takie, które do pewnego momentu prowadzą życie rozbitków społecznych, zajmują się drobną przestępczością, chodzą do klubów, zażywają narkotyki, prowadzą życie absolutnie niezgodne z islamem. Później lądują w więzieniu i przechodzą przemianę pod wpływem radykalnych imamów. Ale to jest nikły odsetek. W Europie mamy 18 mln muzułmanów, ilu z nich się zradykalizowało?
AP: Możemy zatem mówić o sukcesie integracji, tyle że rozłożonej w czasie?
Jak najbardziej. Ci, którzy przyjechali w latach 60., wychowali dzieci, które poszły do szkoły i stały się normalnymi obywatelami tych państw. Podam przykład prof. Maleka Chebela, antropologa francuskiego, który zwrócił uwagę na fakt, że kiedy na przedmieściach Paryża palono samochody, to nie stało się tak z powodu islamu. Młodzi ludzie z przedmieść – tak się składa, że też muzułmanie – przejęli po prostu typowe zachowanie francuskich chuliganów. Turcy w Niemczech nie palą samochodów podczas protestów. W tym sensie muzułmanie nawet w swoim proteście udowodnili, że są zintegrowani, bo nie różnią się od swoich francuskich kolegów.
kulturaliberalna.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)