piątek, 13 maja 2022


Na całej linii styczności wojsk w Donbasie trwają walki. Podejmowane przez stronę rosyjską próby przełamania pozycji ukraińskich nie przyniosły jednak znaczących sukcesów, atakujący ponieśli też duże straty (według różnych źródeł podczas forsowania Dońca miały zostać rozbite jeden lub dwa bataliony). Kolejną dobę sprzeczne informacje docierają z południowej części obwodu charkowskiego – lokalna administracja i Dowództwo Operacyjne „Wschód” donoszą o toczących się starciach i atakach wroga na pozycje obrońców, a Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy zawiadamia, że najeźdźcy nie podejmują aktywnych działań. Analogiczna sytuacja ma miejsce w odniesieniu do rejonów walk w obwodzie zaporoskim.

Artyleria i lotnictwo agresora kontynuują uderzenia na pozycje ukraińskie oraz obiekty cywilne na wszystkich kierunkach. Zniszczono m.in. punkt redystrybucji pomocy humanitarnej w Dergaczach, przez który przechodziło zaopatrzenie dla mieszkańców świeżo odzyskanych przez Ukraińców miejscowości na północno-wschodnich obrzeżach Charkowa. Kolejną dobę ostrzeliwano pogranicze obwodów czernihowskiego i sumskiego, a do sąsiadującego z nimi obwodu briańskiego Rosji przemieszczono dodatkowe pododdziały artylerii. Od 8 do 12 rakiet miało uderzyć w cele w obwodzie połtawskim (w tym po raz kolejny w niedziałającą po poprzednich atakach rafinerię w Krzemieńczuku). W zależności od źródła obrońcy mieli zestrzelić jedną lub dwie wrogie rakiety.

Największy ukraiński koncern zbrojeniowy Ukroboronprom przedstawił dane na temat działalności i strat po wybuchu wojny. Koszty zniszczeń oceniono na ponad 100 mld hrywien (3,4 mld dolarów), a liczbę nowo zatrudnionych pracowników – na ponad tysiąc (miało się zgłosić 12 tys. chętnych). Wartość zdobycznego uzbrojenia i sprzętu wojskowego, które przedsiębiorstwa podmiotu przekazały po przeglądzie lub remoncie armii ukraińskiej, oszacowano na 1,5 mld hrywien. O poszukiwaniu posowieckiego uzbrojenia i sprzętu wojskowego w celu wykupienia go dla Ukrainy poinformował brytyjski minister obrony Ben Wallace. Jego zdaniem zapasami tegoż dysponują jeszcze 23 państwa.

Szef ukraińskiego wywiadu wojskowego Kyryło Budanow zapewnił, że siły ukraińskie będą kontynuować ataki na Wyspę Wężową ze względu na jej znaczenie strategiczne dla Rosjan. Z jej terytorium można kontrolować dużą część Morza Czarnego i częściowo sytuację w przestrzeni powietrznej na południu kraju. Utrzymanie wyspy jest ważne również dla zapewnienia blokady ruchu statków chcących dotrzeć do ukraińskich portów.

Wicepremier Ukrainy Iryna Wereszczuk zaapelowała do polityków i dziennikarzy, aby nie komentowali prób ewakuacji obrońców Mariupola (negocjuje się warunki wyprowadzenia 38 ciężko rannych żołnierzy wymagających opieki medycznej). Przyznała, że pertraktacje z Rosją są skomplikowane, a przeprowadzenie operacji wojskowej w celu odblokowania miasta nie jest możliwe. Wbrew doniesieniom medialnym nie rozpatruje się ewakuacji ok. 600 żołnierzy broniących się w kombinacie Azowstal.

Władze kolaboranckie w Melitopolu rozdają mieszkańcom miasta naklejki na tablice rejestracyjne z wizerunkiem herbu Zaporoża z 1811 r. i napisem „TWR” (gubernia taurydzka). Na okupowanych terytoriach najeźdźcy starają się umieścić jak najwięcej symboli oznaczających je jako rosyjskie w ramach operacji informacyjnej i psychologicznej mającej na celu „zdeukrainizować” zajęte regiony.

Minister finansów Serhij Marczenko oświadczył, że dotychczasowe wydatki budżetowe związane z prowadzeniem wojny z Rosją wyniosły 245,1 mld hrywien (8,3 mld dolarów). Środki te przeznaczono m.in. na zakup i naprawę broni oraz pomoc wewnętrznie przesiedlonym (oficjalnie zarejestrowano 2,7 mln przesiedleńców). Rząd zebrał 60% planowanych wpływów z podatków za kwiecień, a w okresie maj–czerwiec wpływy z tego tytułu mogą spaść do 45–50%. Minister oznajmił też, że w kwietniu Ukraina otrzymała 2 mld dolarów pomocy zewnętrznej, oraz zaapelował o dalsze wsparcie. Komisja Europejska poinformowała, że do 20 maja UE wypłaci Kijowowi drugą transzę nadzwyczajnej pomocy makrofinansowej w wysokości 600 mln euro.

Komisja przedstawiła też plan pomocy Ukrainie w eksporcie produkcji rolnej, który ma być odpowiedzią na blokadę portów morskich i obejmować tworzenie „szlaków solidarności” – napadnięte państwo będzie mogło nimi wysyłać zboże i importować pomoc humanitarną, pasze, nawozy itd. KE wezwała podmioty z rynku UE do pilnego zapewnienia Ukrainie taboru kolejowego i ciężarówek oraz zapowiedziała utworzenie platformy logistycznej ułatwiającej znalezienie partnerów. Zaapelowała też do właścicieli infrastruktury transportowej w Unii o nadanie priorytetu ukraińskiemu eksportowi produkcji rolnej i przyznanie jej specjalnych slotów na kolei, a także o podstawienie ładowarek zboża do przygranicznych terminali w celu przyspieszenia przeładunku. W perspektywie długoterminowej organ ma pracować nad zwiększeniem przepustowości nowych korytarzy eksportowych i tworzeniem nowych połączeń infrastrukturalnych. Przed wojną za granicę szło 75% ukraińskiego zboża (jedna trzecia z tego przypadała na kraje Europy, Afryki oraz Chiny), co zapewniało 20% rocznych dochodów z eksportu. Aż 90% sprzedawanych do innych państw zbóż i roślin oleistych wysyłano przez ukraińskie porty czarnomorskie.

Według danych Straży Granicznej RP od początku inwazji z Ukrainy do Polski wjechało 3,38 mln osób. 12 maja było ich 22 tys. (wzrost o 4%), a w przeciwnym kierunku odprawiono 27 tys. Od 24 lutego z Polski na Ukrainę wyjechało 1,21 mln ludzi. Zgodnie z danymi ONZ wojna spowodowała największy kryzys uchodźczy w Europie od II wojny światowej, a Ukrainę opuściło 6,03 mln osób. Raport Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji mówi zaś o ponad 8 mln przesiedlonych w obrębie kraju.

12 maja Rada Najwyższa przyjęła ustawę o konfiskacie mienia obywateli Rosji i Białorusi (osób fizycznych i prawnych), których działania zagrażają bezpieczeństwu Ukrainy. Akt wprowadza możliwość całkowitego pozbawienia własności (a nie tylko ograniczenia prawa do dysponowania nią) i obejmuje mienie znajdujące się zarówno na terytorium kraju, jak i za granicą (co wymaga pogłębionej współpracy międzynarodowej). Ten radykalny środek ma obowiązywać jedynie w okresie stanu wojennego i będzie dotyczył osób, które już wcześniej objęto sankcjami majątkowymi. Grono podmiotów podlegających ustawie jest obszerne – Narodowa Agencja ds. Zapobiegania Korupcji zidentyfikowała 11 141 osób i 2976 firm, których działalność przyczyniła się do inwazji.

Komentarz

Kijów i jego sojusznicy intensyfikują wysiłki na rzecz uzupełnienia strat w wyposażeniu armii ukraińskiej. Zaletą posowieckiego uzbrojenia i sprzętu wojskowego jest możliwość względnie szybkiego użycia go na polu walki (pozyskane typy są zbliżone do używanych przez Ukraińców) bez konieczności dodatkowego szkolenia. Poza wyposażeniem z zapasów armii polskiej, czeskiej i słowackiej Ukraina nie pozyskała jednak dotychczas większej jego liczby z innych źródeł. Jej siłom zbrojnym udało się wykorzystać kilkadziesiąt zdobycznych egzemplarzy różnych typów, co pozwoliło na uzupełnienie bieżących strat w wybranych jednostkach, lecz nie może być traktowane jako podstawa kompleksowego wyposażania pododdziałów. Biorąc pod uwagę, że uzbrojeniem posowieckim bądź pokrewnym (typami produkowanymi na licencji w kilkunastu krajach) dysponuje ponad połowa państw świata, informację ministra Wallace’a należy odczytywać jako wskazanie krajów, które ewentualnie zgodziłyby się odsprzedać posiadane wyposażenie w celu użycia go przeciw Rosji. Większość korzystających z posowieckiego uzbrojenia i sprzętu wojskowego zachowuje bowiem względem agresji neutralność bądź wręcz stoi po stronie Kremla. Należy jednak przyjąć, że w przypadku przedłużania się wojny nawet zgromadzenie i przekazanie Ukrainie całego posowieckiego uzbrojenia i sprzętu wojskowego ze wskazanych 23 państw nie zaspokoiłoby potrzeb jej armii – jedyne rozwiązanie docelowe stanowi dla niej pełne przejście na wyposażenie zachodnie.

Władze kolaboranckie realizują pod dyktando rosyjskich służb plan „deukrainizacji” okupowanego terytorium, w tym krzewienia rosyjskiej polityki historycznej udowadniającej, że południowe obszary kraju są w istocie ziemiami rosyjskimi. Oderwanie zajętych terenów od Ukrainy mają uzasadniać m.in. odwołania do historii Imperium Rosyjskiego, w tym istnienia w jego granicach guberni taurydzkiej i chersońskiej.

Ukraiński parlament uchwalił radykalną ustawę zezwalającą na pełną konfiskatę mienia Rosjan i Białorusinów, którzy przyczynili się do inwazji lub wspierają reżim rosyjski. To już druga, poprawiona wersja aktu – pierwszą 5 maja zawetował prezydent z uwagi na nieprecyzyjność zapisów. Będzie on jednak miał znaczenie tylko symboliczne, gdyż w kraju najprawdopodobniej nie istnieją aktywa Rosjan i Białorusinów powiązanych z Kremlem, zaś implementacja ustawy poza granicami wymagałaby zmian prawnych m.in. w UE. Państwa unijne w ostatnim czasie realizują własne restrykcje, które sprowadzają się głównie do aresztu mienia – 12 maja hiszpańskie organy śledcze zamroziły aktywa 15 rosyjskich oligarchów z listy sankcyjnej, 7 maja władze Włoch aresztowały jacht o wartości 750 mln dolarów, którego własność przypisuje się Władimirowi Putinowi, a w Hamburgu zatrzymano luksusową jednostkę należącą do rosyjskiego miliardera Farchada Achmedowa.

osw.waw.pl

Ostateczną decyzję o opuszczeniu Mariupola Pedin podjął 20 kwietnia, kiedy rosyjscy żołnierze dotarli do jego części miasta i chodzili od domu do domu, strzelając według uznania. Nie było już po co zostawać, brakowało jedzenia i wody, na ulicach piętrzyły się trupy.

Pierwszym zadaniem dla Pedina i Zhu-Zhu było pokonanie pięciu kilometrów na obrzeża miasta. Wyruszył ze swojego domu w pobliżu portu w Mariupolu o 6 rano 23 kwietnia. Dwie godziny zajęło mu przedzieranie się przez kratery, poskręcaną stal i niewybuchy, na północ. Mężczyzna ukrywał się wśród długich kolejek mieszkańców, którzy czekali na żywność rozdawaną przez Rosjan. W końcu udało mu się wydostać z miasta, w którym wciąż wybuchały bomby.

Pedin szedł dalej obok spalonych pojazdów wojskowych. W końcu trafił na konwój pojazdów opancerzonych, tak ciężkich, że asfalt pod jego stopami drżał. Przykucnął i wziął przerażonego Zhu-Zhu pod płaszcz. — Byłem wtedy "niewidzialnym człowiekiem" — wspomina.

Kolejnym celem podróży było miasto Nikolske, oddalone o 20 km. Gdy dotarł do pierwszych domów, zobaczył mężczyznę, który powiedział: "Młody człowieku, czy chciałbyś się ze mną napić. Dzisiaj pochowałem swojego syna. Wypijmy za mojego syna".

— Opowiedział mi, że 3 marca w Mariupolu Rosjanie zabili jego 16-letniego syna. Po jego zaginięciu tygodniami szukał go w Mariupolu. Znalazł grób, a rosyjscy żołnierze powiedzieli, że jeśli chce ciało, będzie musiał wykopać je rękami — mówi Pedin.

Po opuszczeniu miasta mężczyzna trafił do punktu kontrolnego Rosjan, którzy zawrócili go do "obozu filtracyjnego". Tam w brutalny sposób próbowano wymusić na nim przyznanie się do tego, że używał karabinu. Wszystko przez siniak na ramieniu. W końcu jednak zrobiono mu tylko zdjęcia, zeskanowano odciski palców i wydano dokument z tzw. ministerstwa spraw wewnętrznych samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej.

Dzięki temu Pedin mógł przejść przez punkt kontrolny, gdzie dowódca "załatwił" mu nawet transport do kolejnej wsi, zmuszając przypadkowego kierowcę do zabrania pasażera. — Po drodze zauważyłem na polach duże koparki, które kopały doły. A dalej były krzyże. Jestem pewien, że to były masowe groby — mówi Pedin.

Mężczyzna bez problemów dotarł do kolejnej wsi. Jednak tam zatrzymało go sześciu żołnierzy. — Kazali mi zdjąć czapkę, opróżnili moją torbę. Było lodowato. Kazali mi iść za nimi. Weszliśmy do domu kultury, który był ich kwaterą główną — wspomina Ukrainiec. Tam spędził noc, a nad ranem przekradł się obok śpiących żołnierzy i poszedł dalej.

Na kolejnym punkcie kontrolnym został ponownie przeszukany. Żołnierze skierowali go do małego opuszczonego domu, gdzie mógł się przespać. Ale gdy tylko wzeszło słońce, znów wyruszył w drogę. Ukraińcy wspomogli go żywnością.

Pedin był już wyczerpany, ale przed nim pojawiła się największa przeszkoda: zniszczony most drogowy. Jego metalowa rama pozostała na swoim miejscu, z dwoma belkami. Choć było to bardzo niebezpieczne, mężczyzna wziął psa i przeszedł przez zniszczoną przeprawę.

Potem trafił na kolejny punkt kontrolny. Było ciemno, żołnierze byli znudzeni. Opowieść mężczyzny była dokładnie taką rozrywką, jakiej potrzebowali Rosjanie. Pięciu zebrało się wokół niego, by słuchać o jego przygodach i śmiałych wyczynach na moście.

Następnego ranka powiedziano mu, że nie może iść dalej drogą do Zaporoża, ale musi wybrać drogę powrotną lub na południe do miasta Tokmak. Pedin skierował się w stronę miasta - opisuje "The Guardian".

Przy drodze była Tarasiwka, mała wioska. — Zobaczyłem w oknie głowę jakiegoś mężczyzny i zawołałem do niego. Dałem mu trochę papierosów. Opowiedział, że jedyna droga do Zaporoża prowadzi bezdrożami i przez zaporę, a potem szlakiem przemytników — wspomina Pedin.

Zrobił tak, jak mu polecono. Ale za tamą nie wiedział, w którą stronę iść. Pedinowi znów dopisało szczęście. — Pojawiła się ciężarówka. Powiedziałem, że jestem z Mariupola. Drzwi się otworzyły. Jechaliśmy dwie godziny, po krętych trasach. Sam nigdy bym nie odnalazł drogi. Nic nie mówiliśmy. Na punktach kontrolnych ten człowiek mówił tylko dwa słowa do milicji Donieckiej Republiki Ludowej i był przepuszczany — wspomina uciekinier.

W końcu Pedin zobaczył przed sobą ukraińską flagę, gdzie żołnierze sprawdzili dokumenty mężczyzn i wypuścili ich. — Kierowca podrzucił mnie do namiotu w centrum Zaporoża. Podczas podróży nic nie mówił, ale dał mi 1000 hrywien. Powiedział, że życzy mi powodzenia. Wszystko rozumiał, co tu dużo mówić? — opowiada "niewidzialny" Ukrainiec.

W Zaporożu wolontariusze udzielili mu pomocy. — Kobieta zapytała, skąd przyjechałem. Odpowiedziałem, że z Mariupola. A ona krzyknęła do wszystkich, że "ten człowiek przyszedł pieszo z Mariupola". Wszyscy się zatrzymali. Przypuszczam, że to był mój moment chwały — wspomina Pedin.

onet.pl

Następny etap walk to okres prób przełamywania przez Rosjan uporczywej obrony ukraińskiej, prowadzonej głównie w oparciu o ośrodki miejskie bądź uprzednio ufortyfikowany teren. Ośrodki miejskie wciąż są definiowane, jako potencjalnie dogodne do prowadzenia obrony. Obronę organizować można na podejściach do miasta, wykorzystując zabudowę podmiejską i przemysłową lub w oparciu o samo miasto, doprowadzając do walk ulicznych. Przebieg walk wykazał, zgodnie zresztą z przewidywaniami, że walki miejskie wymagają dużej synergii rodzajów broni (czołgów, piechoty, artylerii, rozpoznania obrazowego, lotnictwa). Natomiast okazało się, że pomimo rozwoju środków rażenia w dalszym ciągu nie da się załamać obrony dużych ośrodków miejskich samym ogniem artylerii i nalotami.

Warto tutaj rozprawić się z pokutującym mitem, że „z gruzu walczy się łatwiej". Przebieg konfliktu pokazał, że najłatwiej opanować jest dzielnice z zabudową parterową, gdzie budynki można relatywnie łatwo zniszczyć, natomiast najtrudniejsze dla atakujących są obszary przemysłowe, z budynkami charakteryzującymi się wysoką odpornością na ostrzał artyleryjski czy bombardowania. Organizując obronę w oparciu o ośrodki miejskie należy liczyć się ze znacznymi zniszczeniami infrastruktury i stratami wśród ludności cywilnej, jeżeli wcześniej nie została ewakuowana.

Na tym etapie walk ujawnił się problem logistycznego zabezpieczenia działań bojowych w armii rosyjskiej oraz uzupełniania strat. Obowiązująca współcześnie zasada mówiąca, że logistyka towarzyszy oddziałom walczącym nie sprowadza się bynajmniej do umieszczania cystern z paliwem i ciężarówek z amunicją między czołgami i transporterami opancerzonymi. A tak właśnie zrobili Rosjanie, co zapewnić miało logistyczną „samodzielność" bgt, a skończyło spektakularnym widokiem wraków lub opuszczonych z powodu braku paliwa pojazdów. Logistyka współczesnego pola walki w dużym uproszczeniu to skuteczność dostarczania w wymaganym miejscu, czasie i ilości niezbędnych środków i usług.

Osiągana jest w obszarze materiałowym poprzez przewidywanie potrzeb, gromadzenie zapasów i ich dystrybucję czy to poprzez dostarczenie ich do walczących pododdziałów czy też tworzenie rejonów odtwarzania zdolności bojowych dla jednostek wychodzących z walki. Część zabezpieczenia technicznego z kolei realizowana jest poprzez działanie patroli rozpoznania i ewakuacji technicznej czy też czołówek remontowych oraz tworzenie rejonów zbiórki uszkodzonego sprzętu. Elementy te pojawiły się dopiero w trzecim tygodniu działań. Do jej sprawnego działania potrzebne są jednak ubezpieczone i zabezpieczone drogi czyli tzw. centralne drogi samochodowe (CDS)...

Strona ukraińska realizowała nie tylko uporczywą obronę rejonów miejskich, czy też obszarów ufortyfikowanych, ale również wykorzystała fatalny błąd rosyjski, polegający na braku ubezpieczenia przekroczonego terenu. Podążającym szybkim marszem w kierunku Kijowa kolumnom zarówno bojowym jak i logistycznym towarzyszyła „próżnia operacyjna", polegająca na zignorowaniu zarówno rozpoznania jak i ubezpieczenia skrzydeł. Wysoka dynamika współczesnego pola walki nie jest tożsama z ignorowaniem ubezpieczenia skrzydeł, a wręcz podnosi jego znaczenie.

Rosjanie przekonali się o tym boleśnie, ponieważ Ukraińcy zastosowali taktykę małych jednostek. Polegała ona na przenikaniu tychże w głąb mocno „dziurawego" ugrupowania przeciwnika i organizowaniu zasadzek z użyciem ręcznej broni przeciwpancernej. Warto zauważyć, że owa technika polegała na przenikaniu, ataku i powrocie do sił własnych, a nie długotrwałym bytowaniu na tyłach wroga. Jednak na tym etapie walk największe straty zadały Rosjanom wcale nie Javeliny, czy Bayraktary.

Znaczenie artylerii na polu walki rośnie w zasadzie od momentu jej pojawienia się na polach bitew. Wojna na Ukrainie potwierdziła, że artyleria w dalszym ciągu zasługuje na miano „boga wojny". Przy czym przebieg walk wskazuje, że strona ukraińska używa jej bardzo skutecznie (ponad 60 proc. strat rosyjskich), natomiast w ilości i jakości środków ogniowych przewaga znajduje się po stronie rosyjskiej. Jej efektywność jest ściśle powiązana obecnie ze środkami rozpoznania bezzałogowego czyli dronami rozpoznawczymi, ale również nadal mają znaczenie obserwatorzy naprowadzania i korygowania ognia artyleryjskiego w składzie pododdziałów walczących.

Armia ukraińska budowała swoją zdolność rażenia artyleryjskiego w synergii z bezzałogowymi środkami rozpoznania od około ośmiu lat, armia rosyjska jeszcze dłużej. Natomiast obserwacje z przebiegu konfliktu wskazują, że strona ukraińska osiągnęła lepsze efekty, chociaż brak danych strat ze strony ukraińskiej nie pozwala na dokonanie bardziej szczegółowych obserwacji. Rosjanie zamierzali właśnie na skuteczności własnej artylerii oprzeć ofensywę na wschodzie, czyli trzecią fazę konfliktu.

defence24.pl