Ponad 70 lat temu, w książce o dynamice masowych, skrajnych ruchów "Prawdziwy wyznawca", Eric Hoffer pisał, że opierają się one nie tyle na konkretnej ideologii, ile na nienawiści do teraźniejszości i tęsknocie za niejasno określoną utopijną przyszłością. I wojna światowa i jej następstwa stworzyły grunt dla bolszewików, faszystów i nazistów. Gruntem dla trumpizmu były rozczarowania ostatnich 40 lat, kiedy w Ameryce kurczyła się klasa średnia i kruszyła wiara, że jutro będzie lepsze. Dobrze płatnych posad ubywało, najszybciej dla mężczyzn bez wyższego wykształcenia. Ich poczucie własnej wartości dodatkowo ucierpiało w wyniku zmian kulturowych: więcej kobiet pracuje – bo musi, trudniej kopnąć czarnego, Latynosa lub geja – bo chroni ich prawo. Kryzys finansowy z lat 2008-2009 pogrzebał wiarę w uczciwość reguł gry, a ci, którzy katastrofę sprokurowali, wyszli bez szwanku.
Prawica od 20 lat z powodzeniem, głównie z pomocą telewizji Fox, sprzedaje narrację, w której źródłem wszelkiego zła są intelektualne elity, czyli Demokraci. W tej opowieści odpowiadają oni za globalizację, nieszczelne granice i moralną dekadencję. Republikanie to partia uciskanych, zapomnianych i lekceważonych. I na tak przygotowaną scenę wkroczył Donald Trump. By zostać liderem ruchu budowanego wokół takich sentymentów nie trzeba ani wyjątkowej inteligencji, ani szlachetnego charakteru, ani oryginalności. Te cechy stanowią wręcz obciążenie. Potrzebne są za to: fanatyczne przekonanie, że jest się posiadaczem jedynej prawdy, zdolność do żarliwej nienawiści, bezczelność, która wyraża się w lekceważeniu zasad i uczciwości, zuchwałość i radość ze stawania innym okoniem. A także pokaźna dawka szarlatanerii, bo masowy ruch nie obejdzie się bez świadomego i celowego przeinaczanie faktów.
Kongres stał się terenem wojny kulturowej o sile i brutalności wcześniej niespotykanych. I w tej wojnie tkwi klucz do zrozumienia niesłabnącego poparcia, jakim Trump cieszy się wśród milionów, choć kolejne sądy stwierdzają, że naruszył prawo. Sądowe wyroki nie szkodzą jednak Trumpowi. Wręcz przeciwnie, stanowiły i stanowią kolejny dowód, że walczył i walczy z elitami, a one walczą z nim. W obozie MAGA słychać coraz częściej, że sędziowie kwestionujący decyzje Trumpa powinni zostać pozbawieni stanowisk, bo blokują "wolę ludu".
Dla popleczników Trumpa nie jest ważne, za czym, ale przeciw komu i czemu prezydent się wypowiada. Trzon jego wyborców święcie wierzy, że system jest zgniły, świat żeruje na Ameryce, liberalne media kłamią – więc cieszy ich widok energicznego prezydenta, który idzie jak taran i wszystko burzy. Zresztą łamanie konstytucji czy zdrada sojuszników to pojęcia bardziej abstrakcyjne niż deklaracja, że istnieją tylko dwie płci – co wzbudziło entuzjazm w czasie inauguracji.
(...)
Były wieloletni naczelny redaktor "Wall Street Journal", Gerard Baker pisze: "Doskonale wiemy, że zdecydowana większość republikańskich senatorów oraz niektórzy członkowie Izby Reprezentantów – gdyby zamknąć ich w pokoju i podać im serum prawdy – przyznałaby, że polityka handlowa Trumpa to katastrofa, jego atak na Kanadę i groźby siłowej aneksji są obłędem, kara wymierzona Wołodymyrowi Zełenskiemu i Ukrainie jest haniebna, gesty solidarności z Władimirem Putinem i Rosją są niebezpieczne, a dążenie do osłabienia NATO i lekceważenia paktu bezpieczeństwa z Japonią to akty narodowego samookaleczenia. A jednak milczą, widząc, gdy prezydent beztrosko oblewa benzyną nasze bezpieczeństwo narodowe i relacje międzynarodowe, a potem tańczy wokół nich z zapaloną zapałką". "Jestem pewien, że racjonalizują swoje tchórzostwo, wmawiając sobie, że ich polityczna przyszłość jest krajowi niezbędna".
Jedną z manifestacji kultu jednostki w stylu amerykańskim stały się posiedzenia gabinetu, przypominające ceremonie na dworach satrapów. Szefowie departamentów składają hołd, prześcigając się w deklaracjach podziwu i wdzięczności za światłe przywództwo. "London Review of Books" przypomina walory tej plejady gwiazd:
Sekretarz obrony ostrzega, że inwazja na Ukrainę "blednie" w porównaniu z "bezbożnym sojuszem ideologów politycznych i cipek Pentagonu".
Sekretarz zdrowia i spraw społecznych uważa, że tabletki na odrobaczenie koni są skuteczniejsze w walce z COVID-19 niż szczepienia.
Pani Sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego podarowała prezydentowi miniaturę Mount Rushmore z jego twarzą wyrzeźbioną obok Waszyngtona, Jeffersona, Lincolna i Roosevelta.
Dyrektor FBI obiecuje zemstę na nielojalnych dziennikarzach.
Pani sekretarz edukacji, przeciwna istnieniu Ministerstwu Edukacji, wsparła kampanię sumą 21 mln dol.
Specjalny wysłannik ds. Bliskiego Wschodu i negocjacji z Rosją opowiada, jak go wzruszyła wiadomość, że Putin modlił się za wyzdrowienie Trumpa.
onet.pl/Newsweek