– Jak Armenia przyjęła głośny wywiad Nikola Paszyniana?
– Generalnie ten wywiad obiektywnie odzwierciedla stan spraw między Armenią a Rosją, a także wyciąga wnioski z tej sytuacji, także praktyczne. I te praktyczne wnioski widzimy w postaci wzmocnienia wojskowo-technicznych relacji. Na przykład: będziemy rozwijać współpracę z Republiką Francuską.
Po liście podpisanych porozumień widać, że współpraca będzie nosić charakter kompleksowy. To znaczy – jest tam nie tylko kupno broni, ale także szkolenie wojskowych, reformy w sferze obronnej. Będziemy to kontynuować, bo Armenia w XXI wieku powinna zabezpieczyć swoje istnienie adekwatnie do aktualnej sytuacji międzynarodowej i regionalnej.
– ODKB oficjalnie nie otrzymała żadnych pism o wstrzymaniu uczestnictwa Armenii, jednak Paszynian powiedział, że Armenia „zamroziła członkostwo” w organizacji. Czy to jakiś demonstracyjny krok?
– To nie tylko demonstracja, to faktycznie się dzieje, powiedział o tym też Paszynian. Zamroziliśmy swoje uczestnictwo w ODKB i w pełni zbliżyliśmy się do takiego etapu, by de iure sformalizować to, co już się stało de facto. Kiedy do tego dojdzie – zależy od momentu politycznego.
– Paszynian powiedział, że kwestii zachowania rosyjskiej bazy wojskowej w Giumri nie ma w planach. Co to oznacza?
– Szczerze mówiąc, z tej bazy niewiele zostało, bo według znanych informacji to, co tam było bardziej czy mniej przydatnego, zostało wysłane na wojnę na Ukrainę. Dlatego ta baza ma tylko symboliczny charakter. Ta kwestia także zostanie rozwiązana w odpowiednim momencie politycznym. Kiedy to się stanie, na razie trudno określić, bo teraz są ważniejsze sprawy.
Jest absolutnie jasne, że baza jest niepotrzebna. Rosyjscy wojskowi podobno powinni mieli bronić nas przed Turcją. Teraz prowadzimy sprawy z Turcją po oddzielnej ścieżce, w kierunku normalizacji sytuacji, co sprawia, że istnienie tej bazy na terytorium Armenii jest po prostu niepotrzebne.
– Francja obiecała Armenii dostawy rakiet do systemów obrony przeciwlotniczej jeśli Erywań będzie nimi zainteresowany. Jednocześnie lider Azerbejdżanu Ilham Alijew oskarżył Francję o zbrojenie Armenii. Czy nie doprowadzi to do kolejnej eskalacji konfliktu?
– Przede wszystkim Armenia niejednokrotnie oświadczała, że nie ma żadnych agresywnych dążeń wobec jakiegokolwiek kraju, w tym Azerbejdżanu. Armenia uznaje legalne granice, które są takimi w wyniku międzynarodowego konsensusu.
Armenia uznaje międzynarodową granicę, jaka była wytyczona podczas wojny w 1991 roku. I jednocześnie Armenia realizuje suwerenne prawo do obrony, wzmacniania zdolności obronnych, żeby bronić się w swojej międzynarodowo uznanej integralności terytorialnej przed jakimikolwiek agresywnymi działaniami sąsiadów, a także bronić niepodległości i suwerenności.
Po drugie: pan Alijew nie ma i nie może mieć prawa weta co do zagranicznej i obronnej polityki Armenii, w jakiejkolwiek formie. A Armenia również niejednokrotnie oświadczała, że dąży do zbudowania jak najszybciej długotrwałego pokoju z sąsiadami. Współpraca Armenii z Francją sprzyja właśnie temu kursowi politycznemu, dlatego że w ten sposób nie pozostawia pokusy dla tych agresywnych sąsiadów, do których należy przede wszystkim reżim Alijewa, żeby rozwiązywać problemy metodą zbrojną albo szantażu wojskowo-politycznego, tym bardziej we współpracy z faszystowskim reżimem Rosji.
(...)
– Dlaczego retoryka Paszyniana w ostatnim czasie się zmieniła?
– Ta zmiana retoryki spowodowana jest zmianą okoliczności. Armenia zauważyła konieczność zmiany swojego fundamentalnego podejścia do polityki bezpieczeństwa, polityki obronnej i zagranicznej. Ale Armenia nie była przekonana co do tego, na ile przyjaciele na Zachodzie są gotowi zrezygnować z „zaniepokojenia”, „głębokiego zaniepokojenia”, albo nawet „jeszcze głębszego zaniepokojenia”. Ten kurs wymaga określonego zabezpieczenia albo poduszek bezpieczeństwa na wypadek crash testu. Armenia zaczęła używać tej możliwości i będzie ją instytucjonalizować i formalizować pod postacią obowiązujących dokumentów prawnych. I to się dzieje – byliśmy świadkami tego podczas wizyty ministra obrony Francji w Erywaniu.
(...)
– Rosja nie dostarczyła Armenii żadnej pomocy po rozpoczęciu operacji wojskowej w Karabachu, chociaż i UE, i USA przekazały taką pomoc. Jak to jest odbierane w Armenii?
– To po prostu jest następstwo polityki Rosji. Rosja była współuczestnikiem brutalnej deportacji Ormian z Arcachu (ormiańska nazwa Górskiego Karabchu – red.). Dla nas, na przykład, nie jest zaskakujące, że Azerbejdżan też nie udzielił im żadnej pomocy. To kwestia jednej płaszczyzny.
W Armenii jest bardzo negatywne podejście do tej czarnosecinnej publiki, która jest bazą współczesnej Rosji. W Armenii jest normalne ludzkie podejście do tej części rosyjskiego społeczeństwa, która jest ofiarą tego wszystkiego. Całkiem imponująca liczba Rosjan, biorąc pod uwagę ludność Armenii, obecnie żyje i pracuje w Armenii. To praworządni, normalni ludzie. Od początku wojny minęły dwa lata. Jeśli by mieli jakiś dyskomfort, Rosjanie sami by o tym mówili.
belsat.eu