środa, 9 października 2024



Zygmunt Solorz jako główny akcjonariusz, posiadający ponad 62 proc. akcji Cyfrowego Polsatu uczestniczył w walnym zgromadzeniu zdalnie, towarzyszył mu prawnik. Solorz otworzył obrady i zaproponował wybór prowadzącego walne zgromadzenie. Na udostępnianej przez spółkę transmisji nie pojawił się już więcej.

W walnym uczestniczyli akcjonariusze posiadający niemal 418 mln akcji, przekładających się na 597 mln głosów -  prawie 73 proc. ogółu głosów na walnym.

W trakcie zgromadzenia akcjonariusze podjęli w głosowaniu uchwałę o odwołaniu syna Zygmunta Solorza - Tobiasa Solorza z rady nadzorczej, gdzie pełnił funkcję wiceprzewodniczącego. Uchwała zyskała poparcie 80 proc. głosów. Wcześniej odwołali z niej Jarosława Grzesiaka oraz zmniejszyli liczebność rady o dwie osoby - do sześciu. W związku z tym nie wybierano do niej nowych członków.

Wszystkie podjęte na zgromadzeniu uchwały oprotestowywał pełnomocnik Tobiasa Solorza prawnik Paweł Rymarz. Zgłaszał też inne wnioski, m.in. o sprawdzenie listy obecności przez specjalną komisję. Przyznał jednocześnie, że Kodeks spółek handlowych umożliwia wnioskowanie o to przez akcjonariusza z co najmniej jedną dziesiątą kapitału reprezentowanego na walnym, a tyle jego mocodawca nie ma. Wniosek został pozostawiony bez rozpatrzenia właśnie ze względu na tę okoliczność - poinformował prowadzący zgromadzenie Jerzy Kwaśniewski.

Składając sprzeciw wobec zmiany liczby członków rady nadzorczej, Rymarz argumentował, że statut spółki nie przewiduje tego w trakcie połączonej kadencji zarządu i rady. Na zakończenie zgromadzenia pełnomocnik Tobiasa Solorza, składając pisemny sprzeciw, oświadczył, że walne zostało zwołane nienależycie. Listy obecności nie sprawdzono, a uchwała o odwołaniu jego klienta ma wyłącznie na celu jego pokrzywdzenie i godzi w interes spółki.

(...)

Po zmianach w radzie nadzorczej zasiadają: przewodniczący Zygmunt Solorz, wiceprzewodnicząca Justyna Kulka oraz Józef Birka, Marek Grzybowski, Alojzy Nowak i Tomasz Szeląg.

W czwartek odwołanie Piotra Żaka i Tobiasa Solorza ze składu rady nadzorczej Netii potwierdziło PAP biuro prasowe spółki. Aktualnie w skład rady nadzorczej Netii wchodzą: Zygmunt Solorz (przewodniczący), Justyna Kulka, Wojciech Pytel, Maciej Stec i Tomasz Szeląg.

PAP zapytała również o zmiany w radzie nadzorczej spółki Polkomtel, która potwierdziła, że Piotr Żak i Tobias Solorz zostali z niej odwołani. W przesłanej PAP odpowiedzi poinformowano też, że ze składu rady nadzorczej odwołany został również Jarosław Grzesiak. Jak wynika z informacji zamieszczonej na stronie spółki obecnie w skład rady nadzorczej Polkomtela wschodzą: Zygmunt Solorz (przewodniczący), Justyna Kulka (wiceprzewodnicząca), Józef Birka, Aleksander Myszka, Wojciech Pytel, Maciej Stec i Tomasz Szeląg.

W poniedziałek walne zgromadzenie ZE PAK odwołało Tobiasa Solorza i Piotra Żaka z rady nadzorczej tej spółki. Zygmunt Solorz za pośrednictwem swojej spółki ma 65,98 proc. akcji ZE PAK. W datowanym na czwartek 26 września liście do pracowników Grupy Polsat Plus Solorz zapowiedział działania, których konsekwencją ma być odwołanie jego dzieci z władz spółek grupy. 

PAP


Podkreślę raz jeszcze, nie jest problemem, że sam Musk mówi, że jest całym sobą za Trumpem, a jeśli wygra Kamala Harris, to będzie skończony. Problem polega na tym, że nie jest jakimś tam miliarderem, ale jedną z najbogatszych osób na świecie, a zarazem najbardziej wpływowych. Do tego – będąc skrajnie stronniczym – jest właścicielem jednego z najważniejszych dla polityki na całym globie serwisu, czyli X (dawniej Twitter), i ani myśli wprowadzać tam zasady rzetelnego moderowania dyskusji. Sam podaje dalej deepfaki, fotomontaże i różne wytworzone przez AI treści polityczne, które wprowadzają odbiorców w błąd. Zawsze zasłania się wolnością wypowiedzi, atakuje tradycyjne media i oskarża lewicę o cenzorskie zapędy.

rp.pl


Kreml podobno zamierza znacząco zwiększyć liczbę rosyjskich weteranów wojny na Ukrainie, którzy zajmują ważne stanowiska w rosyjskich samorządach lokalnych i regionalnych. Źródła rosyjskie twierdziły 7 października, powołując się na poinformowane źródła, że ​​zastępca szefa Administracji Prezydenta Rosji Siergiej Kirijenko obiecał prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi, że co najmniej 50 rosyjskich weteranów wojny na Ukrainie zostanie burmistrzami i gubernatorami regionów w ramach programu reintegracji weteranów „Czas bohaterów” do 2026 r. 

Władze regionalne Rosji nadal znacząco zwiększają jednorazowe płatności dla rosyjskiego personelu kontraktowego, aby finansowo zachęcić do rekrutacji kontraktowej w celu wsparcia wysiłków kryptomobilizacji. Szef obwodu biełgorodzkiego Wiaczesław Gładkow ogłosił 7 października, że ​​jednorazowe płatności dla rosyjskich ochotników wojskowych i personelu kontraktowego wzrosną do trzech milionów rubli (około 31.103 USD) do 31 grudnia 2024 r. Władze regionalne Rosji znacznie zwiększają te jednorazowe płatności dla rosyjskiego personelu kontraktowego, ponieważ Kreml nadal opiera się na swoich zmagających się wysiłkach w zakresie rekrutacji dobrowolnej, aby uniknąć potencjalnej przyszłej fali częściowej mobilizacji. 

understandingwar.org


Amerykańska kampania prezydencka jeszcze potęguje pewność siebie Izraela. - Izrael ma teraz mandat do tego, żeby odpowiadać. Ma poczucie, że Amerykanie są po jego stronie. Dla Amerykanów to jest bardzo niedogodny moment, bo mają kampanię wyborczą. Ich sprawstwo jest mniejsze, gdyby nowa administracja została dopiero co wybrana - opowiada Marek Matusiak. Według niego to składa się na "okno możliwości", które widzi Izrael, by "wyjść z uścisku irańskiego". 

Niestety są to także okoliczności do zrealizowania się czarnego scenariusza dla tego konfliktu. - Irańczycy coraz bardziej obawiają się o eskalację. Mają poczucie, że są wewnętrznie osłabieni, popularność reżimu jest bardzo niska, mają problemy gospodarcze, a do tego ich sojusznicy w regonie są osłabieni. Mogą nabrać w pewnym momencie obawy, że walczą o przetrwanie. Wtedy będzie niebezpiecznie, bo rzeczywiście może ich to skłonić do desperackich kroków i wojny na wielką skalę - mówi nam Marek Matusiak.

Z drugiej strony wyhamowanie izraelskiego entuzjazmu może doprowadzić do deeskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie. Paradoks jest jednak taki, że aby to się stało, najpierw musi dojść do jeszcze większej eskalacji. Wskazuje na to analityk OSW.

- Izrael ma poczucie wiatru w żagle. Żył w cieniu ataku rakietowego Hezbollahu. Obawiał się, że gdy będzie chciał osłabić tę organizację, to będzie narażony na tysiące rakiet, które polecą w jego stronę. Jednak udało się osiągnąć sukcesy w zwalczaniu Hezbollahu relatywnie niskim kosztem, bo właściwie nie ma wielkich strat poza kilkoma żołnierzami, którzy zginęli w izraelskim ataku w Libanie. To zachęca go do pójścia dalej - opowiada Marek Matusiak. Podkreśla, że irańskie ostrzały nie miały wielkiego wpływu na Izrael. Gdyby jednak to się zmieniło, zmieni się też podejście Tel Awiwu.

- Gdyby Izraelczycy nagle poczuli koszt tego wszystkiego i skalę ryzyka, dynamika mogłaby się zmienić. Gdyby irańskie salwy rakietowe przyniosły większe zniszczenie po stronie Izraela, gdyby zginęli ludzi albo zostały trafione rafinerie, port, lotnisko czy bazy wojskowe, to wtedy Izraelczycy mieliby poczucie, że to bardzo ryzykowna gra i nie wyjdą z niej bez szwanku. Być może wtedy zmieniliby kalkulacje - zauważa w rozmowie z nami analityk OSW.

Innym czynnikiem, który może zmienić dynamikę tego konfliktu, są pieniądze. - Wojna dużo kosztuje. Izraelczycy nie mają niewyczerpanych zasobów finansowych i gospodarczych. Mają setki tysięcy rezerwistów, którzy są pod bronią i nie pracują. Nie uczą się i nie mają normalnego życia. To nie może się ciągnąć w nieskończoność. Izrael musi mieć poczucie, że sukces jest potrzebny szybko, ale nie chce też utrzymywać państwa w stanie permanentnego prowadzenia wojny na siedmiu frontach. Nawet dla państwa przyzwyczajonego do konfliktów zbrojnych jest to zbyt kosztowne i wyczerpujące - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Marek Matusiak. Puentuje to jednak zdaniem, że "ryzyk i znaków zapytania jest tyle, że trudno przewidywać przyszłość sytuacji na Bliskim Wschodzie".

gazeta.pl