środa, 6 kwietnia 2022


Putinflacja - tak część inflacji w Polsce określają ekonomiści banku Pekao. W swojej analizie wskazują, że według nich polityka Władimira Putina odpowiada za ponad 1/3 obecnej inflacji w Polsce. Chodzi o efekty przykręcenia kurka z gazem w połowie 2021 r. (pierwsze sygnały o tym były już pod koniec czerwca), co potęgowało presję kosztową w Europie. Zdaniem ekspertów z Pekao, to wtedy, a nie w momencie inwazji Rosji na Ukrainę i sankcji Zachodu na Rosję, rozpoczęła się wojna ekonomiczna na linii Rosja-Zachód.

Z wyliczeń ekonomistów z Pekao wynika, że gdyby nie czynniki geopolityczne, inflacja w Polsce wynosiłaby obecnie ok. 6 proc. (wobec 10,9 proc. w marcu, według najnowszych danych GUS). W najgorszym momencie - na przełomie 2021 i 2022 r. - tempo wzrostu cen w Polsce nie przekraczałoby 8 proc. Tymczasem w rzeczywistości wyniosło 8,6 proc. w grudniu 2021 r. i 9,4 proc. w styczniu 2022 r.

- Wzrost cen gazu na jesieni 2021 miał wiele źródeł, np. wzrost popytu (zwłaszcza z Azji), bezwietrzna pogoda we wrześniu... Jednak 70 proc. odpowiedzialności przypisujemy Putinowi, gdyż opróżniając rezerwy gazu w Europie, zadziałał na wyobraźnię i wywołał niemal panikę na rynku - wyjaśniają ekonomiści banku Pekao. Wskazują, że szantaż gazowy Putina widać nie tylko w cenach tego surowca. Wysokie ceny gazu zaczęły bowiem wymuszać czasowe zwiększenie zużycia węgla, mocno podbijając jego cenę. Ceny węgla, obok rosnących cen praw do emisji CO2, były główną przyczyną drożejącej energii elektrycznej. 

Wyższe ceny gazu to także wyższe ceny żywności oraz produktów, do których wytworzenia potrzeba dużo gazu czy prądu.

- Koszty gazu stanowią 60-80 proc. kosztów produkcji nawozów. Nawozy zaś stanowią 25-40 proc. kosztów produkcji zbóż i pasz. Naszym zdaniem koszty gazu odpowiadają za 50-80 proc. wzrostu cen żywności w ostatnich miesiącach. Częściowo przez kanał oczekiwań - piszą eksperci z Pekao. Zauważają też, że w marcu br. wpływ czynników geopolitycznych podbijał inflację jeszcze mocniej niż w poprzednich miesiącach - to oczywiście efekt wojny w Ukrainie, a szczególnie znaczącego wzrostu cen paliw.

gazeta.pl

To w Rosji tradycja, by tak kłamać?

W czasach Mikołaja I było zalecenie: o przeszłości Rosji można pisać tylko dobrze, o teraźniejszości bardzo dobrze, a zarazem zapewniać, że przyszłość będzie jeszcze lepsza. I tak też pisano. Elity reagowały z nieufnością, ale wielu przyjmowało to do wiadomości, bo skoro taka jest wola władzy, to byli posłuszni.

Dziś Kremla nie obchodzi reakcja Zachodu na oczywiste kłamstwa o rosyjskich - choć się do nich nie przyznają - zbrodniach wojennych?

Ławrowa nawet nie interesuje nasza reakcja na te oczywiste kłamstwa - ani reakcja Amerykanów, ani Europejczyków. Jest on zresztą wręcz nieprawdopodobnym cynikiem. To bezwzględny gracz. Kłamca taki jak Putin.

Dobry dyplomata jak na rosyjskie standardy?

Ależ bardzo dobry. Linia powrotu na pozycję wielkomocarstwową, której początki można datować na ok. 2000 r., gdy Putin został wybrany na prezydenta, jest utrzymywana. Putin i Ławrow są jej wierni. Są też skuteczni, choć Ukraina może być już kąskiem, którym Rosja się zadławi. Oby.

Pan miał okazję poznać Ławrowa?

W Polsko-Rosyjskiej Grupie ds. Trudnych czasami spotykaliśmy się i z nim. Rozmowy dotyczyły bardzo specjalistycznych rzeczy. Pytaliśmy go, dlaczego nie otwierają wszystkich archiwów i dlaczego nie możemy się doprosić całego szeregu materiałów ws. zbrodni katyńskiej, które z całą pewnością są w rosyjskich archiwach. Odpowiadał z kamienną twarzą, że wydał polecenie i kilka razy sprawdzał, że wszystkie materiały są już udostępnione i nic więcej nie ma. A to oczywiście kłamstwo.

W takich sprawach jak białoruska lista katyńska czy działania zespołów oprawców z NKWD, którzy masowo mordowali polskich jeńców wojennych, nic nie mogło zaginąć. W rosyjskim systemie, aby zniszczyć jakikolwiek papierek, musi być polecenie zwierzchności, bo każdy boi się odpowiedzialności - szczególnie w sprawach tak trudnych jak masowe zbrodnie.

Wracając do zbrodni w Ukrainie: kłamstwo o rzekomych "ukraińskich prowokacjach w Buczy" jest nie tylko kierowane do wewnątrz Rosji, bo Kreml chce zwołania posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ w tej sprawie.

Takimi zabiegami Rosjanie mówią: taka jest nasza wiedza, a my dobrze wiemy, jak było naprawdę. Jeśli sądzicie inaczej, to udowodnijcie, że było inaczej. Dlatego takie ważne jest, aby to społeczność międzynarodowa badała zbrodnie wojenne Rosjan - nie ukraińska, ale międzynarodowa. W przeciwnym razie Rosjanie będą mówić: Ukraińcy spreparowali tę zbrodnię, przecież neonaziści i banderowcy są zdolni do wszystkiego.

Rosjanie, nawet jeśli zwyczajnie kłamią, a ich zbrodnia jest oczywista, mówią: spróbujcie obalić naszą wersję.

Pan widzi analogie między dzisiejszymi kłamstwami Kremla a tymi czasów Związku Radzieckiego?

Cały system sowiecki był - a teraz rosyjski jest - oparty na kłamstwie. Pozwoliłem sobie te kłamstwa usystematyzować w książce "Pięć kłamstw Lenina". Pokój ludom - żaden pokój. Samostanowienie narodom - żadne samostanowienie. Władza proletariatowi - kłamstwo. Ziemia chłopom - absolutnie nieprawda. Równouprawnienie kobietom - teoretycznie tak, a praktycznie nie. Czas płynie, a w Rosji wszystko à rebours.

Sam system władzy też funkcjonuje w kłamstwie?

Systemy wertykalne są oparte na tym, że jedna osoba ma ogromną władzę i - przynajmniej z zewnątrz tak to wygląda - jest w stanie narzucić swoją wolę całemu państwu. Wyradzają się one z czasem, gdyż do tej osoby dopływa coraz mniej prawdziwych informacji. Bo jeśli ktoś przynosi złe informacje, to traci swoją pozycję. W ten sam sposób wyradzały się systemy faszystowski i leninowsko-stalinowski. A od 2000 r. wyradzał się putinizm, dziś więc obserwujemy wojnę wywołaną przez potwora. Dynamikę takich systemów można zatrzymać tylko siłą.

Nie jest ważne, czy porównamy Władimira Putina do Pol Pota, Adolfa Hitlera, Idi Amina czy Józefa Stalina. Istotne jest, że wszystkie systemy, które personifikowali, działały w podobny sposób i charakteryzowały się masowymi zbrodniami.

gazeta.pl

Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy przedstawił kolejne informacje z sytuacji na froncie po 41 dniach agresji Rosji, koncentrując się na stratach i problemach agresora, a także sukcesach armii ukraińskiej. 200. Brygada Zmechanizowana Floty Północnej miała utracić blisko 30% personelu (jedna batalionowa grupa taktyczna z tej brygady miała zostać zniszczona siłami obrońców, druga wycofana w celu odzyskania zdolności bojowej do obwodu biełgorodzkiego). Z kolei 236. Brygada Artylerii z 20. Armii Ogólnowojskowej Zachodniego Okręgu Wojskowego (OW) miała utracić blisko 20% żołnierzy i uzbrojenia. W Zachodnim OW ma być prowadzona skryta mobilizacja, a stany osobowe jednostek uzupełniane kadrą wojskowych placówek oświatowych. Siły Zbrojne Ukrainy miały wyprzeć nieprzyjaciela z trzech miejscowości w obwodzie chersońskim przy granicy z obwodem dniepropetrowskim, a także zestrzelić osiem rakiet skrzydlatych.

O sytuacji w rejonach walk ukraiński Sztab Generalny informuje oględnie. W komunikatach zwraca natomiast uwagę na rosnące zagrożenie wykorzystania do agresji przeciwko Ukrainie terytorium Naddniestrza (na lotnisku w Tyraspolu mają trwać przygotowania do przyjęcia samolotów) oraz możliwość pozostawienia przez Rosjan sił na Białorusi w celu wiązania jednostek ukraińskich na północy a tym samym uniemożliwienia wzmocnienia przez nie innych kierunków obrony. Przedstawiciele MSW Ukrainy zwracają uwagę na kluczowe znaczenie walk na wschodzie, których intensywność w ostatnich dniach miała się zmniejszyć, zaś wzmocnione zostały zgrupowania sił rosyjskich na kierunku Słowiańska. Zasugerowano również, że opracowany został plan wyzwolenia Chersonia.

Lokalne administracje wojskowo-cywilne informują, że na wschodniej i południowej Ukrainie toczone są ciężkie walki, agresor zwiększył intensywność uderzeń rakietowo-powietrznych na obiekty infrastruktury krytycznej. Trwa blokada, ostrzał i bombardowania Charkowa (nocą 6 kwietnia odnotowano 27 uderzeń, głównie na cele cywilne). Walki trwają na pograniczu obwodów charkowskiego i donieckiego, gdzie obrońcy mieli odeprzeć jeden wrogi atak oraz w rejonie Siewierodoniecka. Ogółem w Donbasie miało zostać odpartych dziewięć rosyjskich ataków. Miejscowości w których znajdują się pozycje ukraińskie są nieprzerwanie ostrzeliwane i bombardowane. W rejonach walk ma miejsce katastrofa humanitarna, gdyż nie ma możliwości ewakuacji pozostałych mieszkańców, ani dostarczenia im pomocy.

Z informacji docierających z obwodu mikołajowskiego wynika, że siły rosyjskie częściowo opuściły zajmowane tam wcześniej pozycje (prawdopodobnie w tym samym okresie, w którym wycofywały się z północnych obwodów Ukrainy) i skupiają się na ostrzale i bombardowaniach z pozycji w obwodzie chersońskim. Równocześnie w dalszym ciągu mają trwać walki na pograniczu obu obwodów. Do względnego uspokojenia sytuacji doszło na linii styczności wojsk w północno-wschodniej części obwodu zaporoskiego. W rejonie Odessy agresor ma prowadzić rozpoznanie powietrzne.

Wojska rosyjskie kontynuowały uderzenia rakietowo-powietrzne na obiekty infrastruktury krytycznej na całej Ukrainie, atakując głównie składy paliwa i węzły kolejowe. Strona ukraińska prowadzi blokadę informacyjną i o skutkach ataków informuje tylko w przypadku widocznych z daleka pożarów. Ze szczątkowych informacji wynika, że celami prawdopodobnie są przede wszystkim przewożone koleją cysterny z paliwem, ewentualnie z amunicją (o czym mogą świadczyć informacje o eksplozjach). Do ataków doszło na północy obwodu połtawskiego, w rejonie krzemienieckim obwodu tarnopolskiego, a także w rejonie m. Nowomoskowsk i Synelnykowe w obwodzie dniepropetrowskim (miały miejsce dwa ataki, drugi – nocny – został przeprowadzony przez lotnictwo agresora; poinformowano o zniszczeniu składu paliwa), Radziechowa w obwodzie lwowskim oraz Koziatyna w obwodzie winnickim.

5 kwietnia rząd Ukrainy rozszerzył listę rodzajów broni, które mogą być używane przez członków ochotniczych formacji wspólnot terytorialnych – uzupełnił ją o broń strzelecką (dotychczas obowiązywała zgoda na użycie prywatnej broni myśliwskiej). Najważniejszą zmianą jest potwierdzenie prawa do używania przez ochotników broni artyleryjskiej, kierowanych i niekierowanych pocisków rakietowych, granatników, miotaczy ognia, min oraz granatów. Wcześniej Rada Najwyższa zrównała ochotników obrony terytorialnej z weteranami wojennymi, przyznała im status kombatantów i osób niepełnosprawnych w wyniku działań wojennych.

Wycofanie wojsk rosyjskich z północnych obwodów spowodowało reakcję białoruskiego resortu obrony. W pobliżu granicy Białorusini rozmieścili jednostki piechoty zmechanizowanej, powietrzno-desantowe, artylerii i bezpilotowce. Objęły one ochroną szczególnie ważne obiekty infrastruktury krytycznej takie jak linie kolejowe, mosty, wiadukty itp. W ich pobliżu powstały stanowiska ogniowe dla piechoty i artylerii. Zadania realizowane są we współpracy z jednostkami służby granicznej oraz organami terenowymi Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Rosyjski okupant kontynuuje brutalne działania pacyfikacyjne na zajętych terenach, korzystając z pomocy lokalnych kolaborantów. Mer okupowanego Chersonia poinformował, że siły okupacyjne prowadzą działania mające prowadzić do zidentyfikowania lokalnych aktywistów i rodzin ukraińskich żołnierzy. Kolaboranci przejęli opuszczone przed zajęciem miasta bazy danych lokalnego SBU i policji, nie niszcząc przy tym nośników informacji. Rosyjska Gwardia Narodowa i FSB, wykorzystując posiadane informacje, dokonują rewizji i przesłuchań, rabując przy okazji mienie osób podejrzewanych o postawy antyrosyjskie.

W okupowanym Iziumie w obwodzie charkowskim rosyjscy żołnierze z premedytacją nie pozwalają na udzielenie pomocy humanitarnej i próbują zmusić mieszkańców do wyjazdu do obwodu biełgorodzkiego. Okupanci dysponują listami proskrypcyjnymi i wyłapują osoby, które walczyły w obronie terytorialnej lub w inny sposób wspierają armię ukraińską. W mieście nie funkcjonuje telefonia komórkowa i Internet. Do ludzi próbujących uciec z Iziumu otwierany jest ogień z broni automatycznej. Mer Rubiżnego w obwodzie ługańskim, który opowiedział się po stronie okupanta, przekazał informacje o osobach reprezentujących postawy proukraińskie. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy zatrzymała pod zarzutem zdrady szefa prokuratury rejonowej Mikołajowa. SBU ma dowody na to, że współpracował on z przedstawicielami rosyjskich sił bezpieczeństwa, przekazując im dane o sytuacji w regionie.

W ciągu 35 dni okupacji Hostomla w obwodzie kijowskim zaginęło ponad 400 osób. Zostały one najprawdopodobniej uprowadzone, a część została zabita. Według władz lokalnych Rosjanie przed wycofaniem z miasta mieli czas na zatarcie śladów swoich zbrodni.

Władze miejskie w Mariupolu poinformowały, że w częściowo okupowanym mieście zaczęły działać rosyjskie mobilne krematoria. Przypomniano, że tydzień temu ostrożne szacunki mówiły o 5 tys. zgonów, ale – jeśli wziąć pod uwagę wielkość miasta i czas trwania blokady – ofiarą okupantów mogły paść dziesiątki tysięcy mieszkańców miasta. Do niszczenia ciał zmarłych okupanci utworzyli specjalne brygady, obsadzone przez miejscowych kolaborantów i oddziałów tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. Pracę tych grup koordynuje współpracujący z Rosjanami samozwańczy mer miasta Konstantin Iwaszczenko.

Burmistrz Charkowa Ihor Terechow zaapelował do obywateli, aby nie wpadali w panikę z powodu informacji o zbliżającym się ataku rosyjskim. Podkreślił, że zwiększono zdolności obronne miasta a jego szturm przyniesie poważne straty siłom wroga. Ostrzegł, że Rosjanie w ramach operacji psychologicznej będą próbować wywoływać panikę wśród mieszkańców.

Jednostki Gwardii Narodowej Ukrainy weszły na teren elektrowni atomowej w Czarnobylu. Do głównych zadań gwardii należy ochrona i obrona obiektów elektrowni oraz ochrona materiałów rozszczepialnych.

Ministerstwo Finansów przyznało, że stworzone ochotnicze siły informatyczne skupiające specjalistów IT z Ukrainy i innych państw od początku agresji zaatakowały ponad 600 rosyjskich zasobów internetowych. Celem ataków jest sparaliżowanie funkcjonowania zasobów cyfrowych rosyjskich instytucji państwowych; dużych korporacji; operatorów łączności, banków i usługi elektronicznego podpisu cyfrowego.

Według stanu na 1 kwietnia wartość strat spowodowanych działaniami militarnymi Rosji szacowana jest na co najmniej 68 mld dolarów. Rząd Ukrainy ocenia, że od 24 lutego zniszczonych zostało ok. 26 tys. m2 powierzchni mieszkalnej, 533 placówek oświatowych, 196 zakładów opieki zdrowotnej, 300 przedszkoli, 8 lotnisk cywilnych, 10 lotnisk wojskowych, 129 fabryk i przedsiębiorstw, ponad 22 tys. km dróg, 226 mostów i wiaduktów. Straty pośrednie dla gospodarki szacowane są na 600 mld dolarów.

Gabinet Ministrów przeznaczył z funduszu rezerwowego budżetu państwa 32,8 mld hrywien (ok. 1,1 mld dolarów) na pilne potrzeby Sił Zbrojnych Ukrainy. Zdecydował też o przekazaniu SBU 1,45 mld hrywien (50 mln dolarów). Dodatkowe środki zostaną przeznaczone na wynagrodzenia, sprzęt, broń, paliwo i inne zaopatrzenie.

5 kwietnia korytarzami humanitarnymi ewakuowano 3846 osób, z czego 2216 osób przyjechało do Zaporoża z Mariupola i Berdiańska własnym transportem. Ponadto ewakuowano 1080 osób z obwodu ługańskiego. Kolumna siedmiu autobusów w eskorcie przedstawicieli Międzynarodowego Czerwonego Krzyża przeznaczona dla mieszkańców Mariupola, początkowo została przez wojska rosyjskie zablokowana, a potem zawrócona. Koleje Ukraińskie podały, że dziennie ewakuują ponad 8 tys. osób z Kramatorska i Słowiańska w obwodzie donieckim. 6 kwietnia uzgodniono jedenaście korytarzy humanitarnych z południowej Ukrainy do Zaporoża i Bahmutu. Władze mają nadzieję, że przy pośrednictwie Turcji uda się wywieźć z Mariupola dodatkowe grupy kobiet z dziećmi oraz rannych wraz z obywatelami tureckimi.

Agencja Rating opublikowała sondaż przeprowadzony w dniach 30–31 marca, według którego poparcie członkostwa Ukrainy w NATO, które na początku wojny wzrosło z 62% do 76%, uległo zmniejszeniu do 68%. Jednocześnie poparcie dla integracji z UE wynosi 91% (rekordowy poziom w historii badań), a jedynie 4% ankietowanych jest temu przeciwnych. 56% jest przekonanych, że Ukraina zostanie członkiem Unii w ciągu 1–2 lat, a kolejne 23%, że proces zajmie do pięciu lat. 85% badanych jest przekonanych, że Ukraina odniesie zwycięstwo w wojnie z Rosją, przeciwnego zdania był 1%.

Grupa organizacji pozarządowych zajmujących się prawami człowieka zaprotestowała przeciw odłączeniu od platformy cyfrowej kanałów telewizyjnych: Espreso, Priamyj i 5 kanał, co nastąpiło 4 kwietnia. Uznała takie działanie za ograniczenie wolności słowa i zwróciła się do prezydenta i władz o przywrócenie transmisji.

W obszernym wywiadzie dla ukraińskich mediów prezydent Zełenski uznał, że zwycięstwem Ukrainy będzie obronienie suwerenności i odzyskanie terytoriów kontrolowanych do 24 lutego. Stwierdził też, że żądania Rosji dotyczące denazyfikacji i demilitaryzacji zostały przez Kijów odrzucone. Zełenski tłumaczył kontynuację negocjacji po ujawnieniu rosyjskich zbrodni w Buczy tym, że w wyniku rozmów czasami udaje się osiągnąć porozumienie odnośnie kwestii humanitarnych. Ukraina prowadzi obecnie rozmowy z USA, Francją, Niemcami, Turcją, Wielką Brytanią, Polską, Izraelem i Włochami w sprawie otrzymania gwarancji bezpieczeństwa, nie jest to jednak ostateczna lista. Za najtrudniejszą kwestię w negocjacjach z Rosją prezydent uznał status Donbasu. UE i Ukraina miały osiągnąć porozumienie w sprawie powołania wspólnej komisji ds. zbrodni rosyjskich w obwodzie kijowskim.

Rosja podejmuje działania na arenie międzynarodowej mające zmniejszyć straty wizerunkowe po ujawnieniu zbrodni wojennej w Buczy. Minister Siergiej Ławrow uznał, że ukraińskie oskarżenia są spreparowane i stwierdził, że Ukraina chce w ten sposób zerwać negocjacje pokojowe. Przyznał zarazem, że Ukraina kategorycznie odmawia dyskusji o denazyfikacji, demilitaryzacji i statusie języka rosyjskiego. Podkreślił z naciskiem, że Rosja nie zgodzi się na natychmiastowe wycofanie swoich wojsk nawet po zawarciu układu pokojowego. Przedstawiane przez ukraińskich negocjatorów stanowisko o konieczności przeprowadzenia referendum w sprawie zawarcia umowy uznał za grę na czas. Podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ, na którym omawiano kwestię agresji na Ukrainę, oraz obrad Rady Stałych Przedstawicieli OBWE poświęconych masowym mordom cywilów w Buczy dyplomaci rosyjscy zaprzeczali udziałowi żołnierzy rosyjskich w zbrodniach, uznając „sprawę Buczy” za operację propagandową władz Ukrainy w celu zdyskredytowania Rosji.

Według informacji Straży Granicznej RP od początku wojny z Ukrainy do Polski wyjechało 2,523 mln osób, a 5 kwietnia – 21 tys. (wzrost o 13% względem dnia poprzedniego). W kierunku przeciwnym od 24 lutego granicę przekroczyło 485 tys. ludzi.

Komentarz

•  Sytuacja na południowo-wschodnim kierunku obrony armii ukraińskiej wskazuje, że skwapliwie korzysta ona z wycofania przeciwnika w obwodzie mikołajowskim i wchodzi z nim w kontakt ogniowy. Kwestią otwartą pozostaje brak zainteresowania oficjalnego przekazu ukraińskiego przynajmniej częściowym odblokowaniem Mikołajowa i postępem własnych wojsk na kierunku Chersonia, zwłaszcza w zestawieniu z drobiazgowym traktowaniem najmniejszych przejawów powodzenia na innych kierunkach działań.

•  Działania okupanta na zajętych terytoriach przybierają formę narastającej pacyfikacji. Ma ona na celu zidentyfikowanie i aresztowanie osób wykazujących aktywność we wspieraniu władz i armii ukraińskiej. Przypadki kolaboracji z okupantem nadal nie są masowe i w większości są efektem wywieranej presji i poczucia zagrożenia życia. Rosjanie nadal nie są w stanie zorganizować sprawnych struktur lokalnych i w miarę możliwości wywożą miejscową ludność do Rosji. Uznają bowiem, że jej pozostawienie w miejscu zamieszkania będzie rodziło trudności w kontrolowaniu okupowanego terytorium.

•  Decyzje rządu wskazują, że trwają przygotowania do obrony większych miejscowości, a plan wyposażenia ochotników w broń przeciwpancerną świadczy, że armia ukraińska posiada duże rezerwy lekkiego uzbrojenia.

•  Po rozpoczęciu agresji największe kanały telewizyjne (m.in. 1+1, ICTV, Inter i Ukraina 24) zaczęły prowadzić całodobową wspólną transmisję, relacjonującą przebieg wojny i działania władz. Dwa kanały należące do byłego prezydenta Petra Poroszenki (5 i Priamyj) oraz Espreso przez 12 godzin na dobę dołączały się do wspólnej transmisji, a resztę czasu antenowego poświęcało emisji własnych programów. Choć ich narracja była propaństwowa oraz unikały one bezpośredniej krytyki władz, to skupiały się również na promowaniu polityków z opozycyjnej Europejskiej Solidarności. Nie jest jasne, kto stoi za decyzją o odłączeniu tych stacji od platformy cyfrowej, jednak najprawdopodobniej jest to decyzja Biura Prezydenta, którego celem jest uzyskanie pełnego monopolu w przekazie informacyjnym. Transmisja tych trzech stacji nadal dostępna jest w serwisie YouTube.

osw.waw.pl

Kniazie-Wołkonskoje to miejscowość, w której żyje niecałe 10 tys. osób. Mieszkańcy zajmują się rolnictwem, górnictwem i pozyskiwaniem drewna. Mieszkańcy w internecie skarżą się, że nie wszystkie domy są podłączone do kanalizacji, przez co mieszkańcy muszą wynosić nieczystości do studzienki szamba, która znajduje się w centralnym punkcie miejscowości. Jednostkę wojskową 51460 można uznać za główną instytucję, która utrzymuje miejscowość. Dostępne w internecie relacje świadczą, że nie cieszy się ona dobrą sławą, a nad osadą zawisło jakieś fatum:

– To miejsce to naprawdę coś nienormalnego. Nie ma roku, żeby ktoś tam nie został zabity lub zgwałcony. Kiedy mieszkaliśmy w Kniaziach-Wołkonskich, nigdy nie wychodziłam sama wieczorami. A ile plotek usłyszałam od miejscowych… Raz na wioskę napadł ryś, raz zawędrował tam niedźwiedź ludożerca. Zdarzało się, że oficerowie z oddziału tracili rozum. Może to niedorzeczne, ale na pewno nagromadziły się tam siły zła! – tak w 2014 gazeta Amurskij Mierian cytowała wypowiedź byłej mieszkanki.

Zimą 2014 roku w Kniaziach-Wołkonskich doszło do serii napadów na kobiety i nastolatki. Miały miejsce też morderstwa. Potencjalne ofiary były podobno zaczepione przez “mężczyznę w mundurze wojskowym”, który proponował im podwiezienie.

Zabójcą okazał się kapitan armii rosyjskiej, Artiom Grabowoj. Gdy śledczy wpadli na jego trop, oficer powiesił się. Po nim samobójstwo popełnił jego przyjaciel, który służył w tej samej jednostce. Sugerowano, że mógł być współwinny.

Inny niezwykły przypadek z udziałem wojska miał miejsce w Kniaziach-Wołkonskich w grudniu 2015 roku. W tym czasie tuż przy punkcie kontrolnym jednostki wojskowej około 15 młodych żołnierzy pobiło mężczyznę na śmierć. Ofiarą był oficer rezerwy, który mieszkał w miasteczku. O mały włos nie zginął też przyjaciel zabitego, który próbował stanąć w jego obronie.

Według relacji ocalałego w pobiciu brali udział także oficerowie, a żandarmeria wojskowa jedynie obserwowała zajście. Według niektórych doniesień przyczyną konfliktu był zatarg między grupami etnicznymi.

(...)

Jednak morderstwa poza jednostkami wojskowymi to tylko wierzchołek góry lodowej. W okresie od stycznia do maja 2014 roku w jednostkach wojskowych w Kniaziach-Wołkonskichi sąsiedniej wsi Anastasiewka w tym samym czasie zginęło dziewięć osób. Oprócz wspomnianego kapitana było to pięciu szeregowych, dwóch młodszych sierżantów i jeden porucznik. Pięciu popełniło samobójstwo, trzech zginęło w wyniku eksplozji czołgu, a jeden w związku z naruszeniem zasad transportu osób.

Kontrola wykazała “naruszenia przepisów w zakresie zakwaterowania, warunków socjalnych, opieki medycznej dla żołnierzy, ochrony ich życia i zdrowia oraz zapewnienia porządku publicznego w jednostkach wojskowych 30632 i 51460, których dopuścili się oficerowie tych jednostek wojskowych, a także pracownicy wyższych organów administracji wojskowej”.

Jednak tylko jeden z dowódców “powieszonych” żołnierzy otrzymał prawdziwy wyrok, i to po latach nacisków ze strony fundacji Prawo Matki. Stwierdzono, że major Nikołaj Czabanow, “czując się bezkarnie, bił żołnierza, zmuszając go do noszenia kamizelki kuloodpornej i maski przeciwgazowej przez całą dobę, a na krótko przed śmiercią w bandycki sposób nakazał mu spłatę rzekomego długu, domagając się zakupu nowego komputera. Na ciele zmarłego stwierdzono liczne siniaki, a na podbródku ślad po trzonku plastikowej miotły, którą bił go major.

W 2014 roku w kraju chabarowskim zginęło 12 rosyjskich żołnierzy. Co najmniej jeden żołnierz został odesłany ze służby po brutalnym pobiciu, ponieważ była to dla niego “jedyna szansa na pozostanie przy życiu”.

Sprawą zajął się deputowany Siergiej Furgał, który zainicjował inspekcję w jednostkach wojskowych. Polityka, który został w 2018 roku wybrany na gubernatora kraju chabarowskiego, w 2020 aresztowano na polecenie Kremla. Wywołało to liczne i długotrwałe protesty w regionie. Obecnie toczy się jego proces.

belsat.eu

Miny przechodniów nie wyrażają żadnych radykalnych emocji. Nie ma gniewu ani strachu. Ale dostrzegam dwie wyraźnie wyczerpane twarze. Mężczyzna i kobieta w średnim wieku wychodzą z jednej z bocznych ulic. Razem z nimi jest jeszcze jedna kobieta w podobnym wieku, ale jej twarz wygląda zdecydowanie zdrowiej.

Pytam, czy czują się w Kijowie bezpiecznie. Potwierdzają skinięciem głową.

- A jak jest alarm bombowy? Chowacie się do schronów?

- Nie - mówi kobieta o zdrowszej twarzy, przeciągając wypowiadane słowa. - Jak jest alarm, nawet tutaj jakby był teraz, to po co nam biec do schronu na Majdan? Jak dobiegniemy, to syreny już nie wyją - dodaje i uśmiecha się.

Nie jest to takie oczywiste, bo syreny informują tylko o rozpoczęciu alarmu bombowego.

- A nie boicie się, że rakiety spadną?

- Ale alarmu mamy się bać? My jesteśmy z Mariupola, u nas nie było żadnych alarmów, tylko rakiety - mówi kobieta o wyczerpanej twarzy, a ja na chwilę zamieram.

- Kiedy przyjechaliście do Kijowa?

- Pięć dni temu.

Olga i Witalij to małżeństwo. Mieszkają teraz u swojej przyjaciółki. Udało im się wydostać z oblężonego miasta w konwoju humanitarnym. Pytam, jak tam teraz jest.

- Wszystko zniszczone. Wszystko. Tam już niczego nie ma. Oni strzelali w szkoły, przedszkola, do szpitali. Wszystko zburzone - kobieta jest przejęta, mówi bardzo szybko.

- A do ludzi strzelali? Rosyjscy żołnierze.

- A wy widzieliście co było w Buczy? - pyta. Potwierdzam. - To u nas tak było codziennie, cały czas. Strzelali, gdzie chcieli. Do ludzi na ulicy. Przed naszym blokiem przez tydzień leżało dziesięć trupów. Z działa do ludzi strzelali, w okna...

- Nie z działa, tylko z BTR-a - przerywa żonie Witalij, po czym zwraca się do mnie. - Wiecie co to BTR?

Kiwam głową na potwierdzenie. BTR to transporter piechoty. Na szczycie jego kadłuba montuje się wieżyczkę z działem o kalibrze najczęściej 30 mm. Naboje do takiego działa nie mieszczą się w dłoni.

- Na początku jak nie było prądu, to siedzieliśmy w domach. Mieliśmy latarkę, świeczki paliliśmy. Różnie ludzie wymyślali. Ale ruskie zrobili sobie zabawę i strzelali w okna, w których było widać światło. To potem siedzieliśmy tylko w piwnicy - mówi Witalij i teraz patrzy w ziemię.

- Strzelali cały czas. Dwa piętra nad nami mieszkała sąsiadka, jak tam trafili, to ją rozerwało. Leżała z urwaną głową - Olga patrzy na mnie, patrzy mi w oczy i trudno wytrzymać to spojrzenie. Jest w nim tyle smutku, tyle żalu. Te szare oczy widziały zło w najgorszej postaci.  

interia.pl

Rosyjska napaść na Ukrainę rozgrywa się daleko od granic Izraela i bezpośrednio go nie dotyka. Stanowi ona jednak dla władz w Jerozolimie bardzo poważny problem polityczny. Dzieje się tak przynajmniej z dwóch względów. Po pierwsze wojna odciąga uwagę światowej (a przede wszystkim amerykańskiej) opinii publicznej od zagrożenia irańskiego, które dla Izraela jest sprawą najistotniejszą (a równolegle decyduje się sprawa zawarcia nowego porozumienia nuklearnego z Iranem). Po drugie konfrontacja między Moskwą a Zachodem stawia Izrael wobec konieczności lawirowania między siłami, z których każdą uznaje on za – w pewnym zakresie – niezbędną dla zagwarantowania swoich interesów narodowych. W efekcie od 24 lutego kraj balansuje między oczekiwaniami swojego najważniejszego sojusznika – Stanów Zjednoczonych – a interesami Rosji, od której przychylności zależy bezpieczeństwo izraelskiej północnej flanki (Liban, Syria). W praktyce realizuje minimum polityki zachodniej (potępienie agresji, pomoc humanitarna itd.), lecz starannie unika jakichkolwiek działań mogących antagonizować go z Moskwą. Stosunki z samą Ukrainą, choć dobre i wielowątkowe, schodzą w tym kontekście na dalszy plan i – pomimo silnych sympatii do napadniętego kraju w izraelskim społeczeństwie – nie mają kluczowego wpływu na politykę państwa.

Pomimo szeregu zgrzytów w stosunkach z Waszyngtonem strategia ta z perspektywy władz w Jerozolimie wydaje się jak dotąd zdawać egzamin. Izrael nie wypadł z zachodniego „peletonu”, a relacje z Rosją nie ucierpiały wyraźnie. Należy się spodziewać, że także w przyszłości kraj będzie kształtował swoją politykę według tego samego klucza. Otwarte pozostaje jednak pytanie, na ile okaże się to możliwe w przypadku przedłużania się, a zwłaszcza eskalacji konfliktu.

Narastające na przestrzeni miesięcy napięcia wokół Ukrainy, w tym postępująca koncentracja rosyjskich wojsk, nie wywołały wyraźnej reakcji Izraela, z wyjątkiem regularnie powtarzanych ostrzeżeń przed podróżami do tego państwa i apelami o opuszczenie go. W obliczu inwazji i coraz wyraźniejszej konfrontacji między Rosją a Zachodem musiał on jednak zająć stanowisko wykraczające poza troskę o własnych obywateli i o los diaspory żydowskiej na Ukrainie. O ile krajowa opinia publiczna w istotnej części od początku wojny żywiołowo sympatyzuje z Ukraińcami, o tyle władze państwowe kształtowały swoje stanowisko w sposób ostrożny, w oparciu o dwa trudne do pogodzenia priorytety: starały się nie wypaść z głównego nurtu polityki Zachodu, wytyczanego przez USA, i nie znaleźć w ogniu krytyki za nie dość zdecydowaną postawę względem Rosji, a zarazem ograniczyć straty w relacjach z tą ostatnią do niezbędnego minimum, aby nie naruszyć istniejących między oboma krajami uzgodnień i formatów współpracy. W praktyce nawigowanie między tymi imperatywami wymagało od Izraela częstego modyfikowania stanowiska, a także przekładało się na „podział pracy” w ramach koalicji rządzącej – minister spraw zagranicznych Jair Lapid stał się w praktyce odpowiedzialny za utrzymanie „linii zachodniej”, natomiast premier Naftali Bennett te działania równoważył, poprzestając na niedrażniących Moskwy ogólnikach.

Kształtowanie się polityki państwa prześledzić można na kilku płaszczyznach – języka oficjalnych przekazów, posunięć na forum ONZ oraz postawy wobec sankcji. Komunikat wydany przez MSZ 23 lutego w odpowiedzi na uznanie przez Rosję niepodległości tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych stwierdzał, że „Izrael podziela zaniepokojenie wspólnoty międzynarodowej krokami podjętymi we wschodniej Ukrainie”. Enigmatyczne sformułowania niepozwalające zrozumieć, jakie kroki podjęto ani kto je podjął, pokazują wyraźnie, że władze w Jerozolimie chciały za wszelką cenę uniknąć bezpośredniego krytykowania Moskwy. Także pierwszy komunikat wydany 24 lutego rano mówił o „nowym i trudnym etapie wojny na Ukrainie”. Dopiero po południu tego dnia, kiedy w obliczu jedności świata zachodniego utrzymywanie podobnej ambiwalencji przestało być możliwe, Izrael potępił „rosyjski atak na Ukrainę” i nazwał go „poważnym naruszeniem porządku międzynarodowego”.

Polityczne lawirowanie widoczne jest również w działaniach na forum ONZ. 25 lutego, ku rozczarowaniu Waszyngtonu, Izrael odmówił dołączenia do grona 87 krajów popierających projekt rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ potępiającej agresję (ostatecznie nie został on przyjęty w wyniku weta samej Rosji). Kiedy jednak kilka dni później zwołano nadzwyczajną sesję Zgromadzenia Ogólnego, nie mógł sobie pozwolić, aby znaleźć się po innej stronie niż USA i zdecydowana większość państw świata (a w jednym obozie ze wstrzymującymi się od głosu Iranem, Kubą i Chinami). W konsekwencji aktywnie włączył się w poparcie wymierzonej w Rosję uchwały. Także w sprawie sankcji początkowo uchylał się od jakichkolwiek kroków, ale po krytyce ze strony Stanów Zjednoczonych (wskazującej, że do Izraela przyjeżdżają rosyjscy oligarchowie) minister Lapid 14 marca zapowiedział, iż kraj „nie będzie wykorzystywany do omijania sankcji”, i dodał, że MSZ współpracuje w tej sprawie z bankiem centralnym, resortami finansów, gospodarki i energii oraz administracją lotnisk.

Izrael nie wprowadza własnych sankcji, do czego – jak przekonuje – nie posiada „odpowiedniej infrastruktury prawnej”, ale ogranicza luki w swoich przepisach, które mogłyby być używane do obchodzenia restrykcji nałożonych przez USA, UE i Wielką Brytanię. Wprowadzono m.in. obostrzenie, zgodnie z którym krajowe porty zostały zamknięte dla jachtów należących do osób objętych sankcjami, a ich samoloty nie będą mogły pozostawać na izraelskich lotniskach dłużej niż 48 godzin. Zablokowano też możliwość przeprowadzania transferów finansowych między sankcjonowanymi bankami a rodzimym sektorem bankowym. Część firm wycofała się z Rosji z własnej inicjatywy, nie chcąc ryzykować konfliktu z reżimem sankcyjnym i narażać swych interesów na rynkach zachodnich. Zarazem jednak, mimo apeli Waszyngtonu, Izrael nie wprowadził ograniczeń handlowych ani restrykcji indywidualnych wymierzonych w rosyjskie elity państwowe i biznesowe.

Władze w Jerozolimie jako jeden z czynników uniemożliwiających zajęcie bardziej zdecydowanego stanowiska względem agresji przywołują swój status „mediatora”. Premier Bennett podjął się działań, które sugerowały, że występuje w takiej roli – po 27 lutego przeprowadził serię rozmów telefonicznych z Władimirem Putinem, Wołodymyrem Zełenskim i przywódcami zachodnimi, a 5 marca złożył wizytę w Moskwie. Stany Zjednoczone potwierdziły, że kroki te podejmowano za ich wiedzą, ale ton kolejnych wypowiedzi nie wskazywał, żeby Waszyngton wiązał z zaangażowaniem Izraela szczególne nadzieje. Amerykanie stwierdzili, że doceniają jego wysiłki – tak jak starania wszystkich innych państw biorących udział w poszukiwaniu rozwiązania dyplomatycznego.

Zaangażowanie Izraela (podobnie jak innych krajów) nie przyniosło wymiernych rezultatów i po pierwszych tygodniach wojny straciło na dynamice (ostatnia rozmowa telefoniczna Bennett–Putin miała miejsce 14 marca). Kontakty izraelsko-rosyjskie zapewniają raczej dodatkową linię komunikacji między Rosją a Ukrainą i Zachodem niż mediację pokojową. Zarazem władze w Jerozolimie wykorzystują je do omawiania kwestii dla siebie istotnych, takich jak sytuacja w Syrii, negocjacje w sprawie porozumienia nuklearnego z Iranem czy położenie żydowskiej diaspory w Rosji.

Rolę „mediacyjną” Izraela politycznie wykorzystała natomiast strona rosyjska – 16 marca minister Siergiej Ławrow stwierdził w wywiadzie, że Moskwa najprzychylniej patrzy na dyplomatyczne zaangażowanie takich państw jak Izrael i Turcja, które „odmówiły grania w rusofobiczną grę”, „są świadome przyczyn obecnego kryzysu, czyli zasadniczych i prawomocnych interesów narodowych Rosji” i nie przyłączyły się do „wojny sankcyjnej”.

Uzasadniając ostrożną postawę wobec napaści na Ukrainę, władze izraelskie powołują się na „specjalne położenie” swojego kraju. Za określeniem tym kryje się silna pozycji Rosji w jego sąsiedztwie. Po włączeniu się do wojny w Syrii jesienią 2015 r. Moskwa uratowała przed upadkiem swój sojuszniczy reżim Baszara al-Asada i stała się kluczowym rozgrywającym w tej części Bliskiego Wschodu, w dużej mierze zastępując w tej roli Stany Zjednoczone. Dla Izraela sytuacja ta oznacza, że w praktyce Rosja została jego północnym „sąsiadem”, a dzięki kontroli sprawowanej nad syryjską przestrzenią powietrzną – regulatorem konfliktu izraelsko-irańskiego na obszarze tego państwa. Przychylność Kremla pozwala Izraelowi na swobodne operowanie w syryjskiej przestrzeni powietrznej i likwidowanie celów związanych z Iranem. Ewentualny brak owej przychylności uniemożliwia to lub znacząco utrudnia, otwiera natomiast pole przeciwnikowi.

Na przestrzeni lat Izraelowi udało się – mimo kryzysów – wypracować dobre relacje z Rosją, pozwalające mu realizować interesy bezpieczeństwa bez istotnych przeszkód. Przełożyło się to także na intensyfikację kontaktów dwustronnych na najwyższym szczeblu i rozwój stosunków politycznych w innych obszarach. W efekcie władze w Jerozolimie zaprzestały publicznej krytyki Moskwy, a tym samym odstąpiły od uczestnictwa w wymierzonym w nią froncie Zachodu: nie przyłączyły się do sankcji związanych z trwającą od 2014 r. agresją przeciw Ukrainie, potępienia działań Rosji w Syrii ani wyrzucania rosyjskich dyplomatów po ataku chemicznym w Salisbury.

Dobre relacje z Moskwą wpisują się także w szerszą strategię rządzących zmierzającą do rozwijania stosunków z krajami spoza Zachodu, takimi jak Chiny, Indie czy właśnie Rosja. Jest to odpowiedź na wycofywanie się USA z regionu i rosnącą frustrację wynikającą z tego, że – mimo ogromnej pomocy politycznej i wojskowej – Waszyngton nie udziela Izraelowi dostatecznego wsparcia w neutralizowaniu zagrożenia płynącego z Iranu. To szczególnie istotny aspekt, gdyż początek inwazji na Ukrainę zbiegł się z negocjacjami w sprawie zawarcia nowego porozumienia nuklearnego z Iranem, które należy do priorytetów prezydenta Joego Bidena. Sukces pertraktacji nie jest przesądzony, lecz władze w Jerozolimie uważają umowę za coraz bardziej prawdopodobną i uznają jej spodziewany kształt – forsowany przez Stany Zjednoczone – za groźny dla swojego bezpieczeństwa. Z perspektywy Izraela USA oczekują od niego bardziej jednoznacznego stanowiska wobec Rosji, skutkującego pogorszeniem stosunków z nią, podczas gdy same dążą do sfinalizowania porozumienia, które on uznaje za zagrożenie.

Sytuacja ta zbliża podejście Izraela do postawy innych państw bliskowschodnich, takich jak Zjednoczone Emiraty Arabskie (ZEA) czy Arabia Saudyjska, które wykorzystują wojnę na Ukrainie do zamanifestowania Waszyngtonowi swojego niezadowolenia jego polityką w regionie, w tym brakiem adekwatnej reakcji na zagrożenie irańskie. Mimo długoletnich bliskich związków z USA państwa te nie tylko utrzymują dystans względem wydarzeń na Ukrainie i unikają potępiania Moskwy, lecz także otwarcie występują wbrew amerykańskim interesom, m.in. odmawiając zwiększenia wydobycia ropy naftowej czy – w przypadku ZEA – umożliwiając Rosji omijanie sankcji.

Jak podsumowała izraelska ekspertka ds. regionu Ksenia Swietłowa: „Izrael, pomimo że jest demokracją, patrzy na kryzys [na Ukrainie] z zupełnie innej perspektywy niż państwa zachodnie, a za to coraz bardziej jak większość państw Bliskiego Wschodu”, tzn. jak na konflikt toczący się daleko od jego granic.

Dodatkowym elementem, który łączy Izrael z Rosją i utrudnia mu przystąpienie do zachodniego reżimu sankcyjnego, jest to, że spora grupa najważniejszych rosyjskich oligarchów ma także izraelskie obywatelstwo. Paszportem tego kraju legitymują się m.in. objęci restrykcjami Roman Abramowicz, Wiktor Wekselberg, Michaił Fridman czy German Chan. Część z nich ma w Izraelu firmy, a wszyscy – efektowne nieruchomości. Od lat prowadzą tam również zakrojoną na szeroką skalę działalność dobroczynną, dzięki której pozyskali wpływowych przyjaciół wśród miejscowych elit. Przykładowo instytut Jad Waszem, który dwa dni przed rosyjską inwazją pochwalił się zawarciem „partnerstwa strategicznego” z Abramowiczem, zwrócił się do ambasadora USA, aby oligarchy ze względu na jego działalność filantropijną nie obejmować sankcjami, i dopiero 10 marca poinformował o zawieszeniu współpracy z nim „w świetle niedawnych wydarzeń”. Według informacji medialnych w ciągu pierwszej dekady marca w kraju wylądowało ponad 14 prywatnych samolotów z Rosji. Zwróciło to uwagę USA, które zaapelowały do Izraela, aby nie stawał się „ostatnim schronieniem dla brudnych pieniędzy zasilających wojny Putina”.

Determinacja władz w Jerozolimie do objęcia stosunków z Moskwą parasolem ochronnym skutkuje też milczeniem w kwestii rosyjskich manipulacji związanych z historią. Kreml, budując ideologiczne uzasadnienie napaści na Ukrainę, posługuje się retoryką, która stanowi obszar szczególnej wrażliwości Izraelczyków i diaspory żydowskiej. Putin nazywał władze ukraińskie „neonazistowskimi”, zarzucał im „ludobójstwo”, postulował „denazyfikację”, a rzekome szykany Rosjan na Zachodzie porównał do „antysemickich pogromów w Niemczech lat trzydziestych”. Żadne z tych stwierdzeń nie spotkało się z reakcją prezydenta, premiera ani ministra spraw zagranicznych Izraela. Jaskrawo kontrastuje to zarówno z dotychczasową polityką historyczną państwa, jak i z potępieniem, z jakim słowa Putina spotkały się ze strony szeregu najważniejszych instytucji badających i upamiętniających historię Zagłady. 24 lutego United States Holocaust Memorial Museum podkreśliło, że stwierdzenia prezydenta co do konieczności „denazyfikacji” demokratycznej Ukrainy są fałszywe i że Putin „wypaczył [misrepresented] i zawłaszczył [misappropriated] historię Holokaustu”. Oskarżenia władz ukraińskich o ludobójstwo nazwano zaś bezpodstawnymi i bezczelnymi [egregious]. Z kolei 25 lutego specjalna wysłannik Departamentu Stanu USA ds. Holokaustu Ellen Germain stwierdziła, że wypowiedź Putina to „najgorszy rodzaj zniekształcania prawdy o Holokauście”. Ponad 150 badaczy Zagłady z całego świata w liście otwartym określiło rosyjską retorykę jako „faktograficznie błędną, moralnie odstręczającą i głęboko uwłaczającą pamięci milionów ofiar nazizmu”. Izraelska reakcja na wspomniane manipulacje historyczne pojawiła się w czwartym dniu wojny, 27 lutego późnym popołudniem. Było to krótkie oświadczenie instytutu Jad Waszem (instytucji publicznej, ale nie rządowej) potępiające rosyjską inwazję oraz „trywializację i zniekształcanie faktów historycznych dotyczących Holokaustu”.

Daleko idąca powściągliwość strony izraelskiej względem manipulacji Moskwy stoi w jaskrawym kontraście z żywiołową reakcją klasy politycznej i opinii publicznej na analogie historyczne, jakimi posłużył się prezydent Zełenski w wystąpieniu przed Knesetem 20 marca. Sformułowania ukraińskiego przywódcy sugerujące, że Rosja dokonuje wobec Ukrainy „ostatecznego rozwiązania”, i odwołania do pomocy udzielanej Żydom przez Ukraińców w czasie II wojny światowej (w domyśle masowo) wywołały falę krytyki ze strony przedstawicieli całego spektrum politycznego włącznie z premierem Bennettem. Reprezentujący prawicową opozycję (w tym Likud) stwierdzili wręcz, że słowa Zełenskiego „graniczą z negowaniem Zagłady”.

osw.waw.pl

W trakcie przygotowań do wojny Rosja zgromadziła około 300 samolotów bojowych (w sumie ma ich 2800), co dało jej dużą przewagę liczebną nad potencjałem Ukrainy (110 samolotów bojowych). Mimo intensywnych działań na poziomie taktycznym lotnictwo wojskowe Rosji nie wyeliminowało większości celów o znaczeniu strategicznym, które były atakowane głównie za pomocą rakiet balistycznych i manewrujących. Rosji udaje się uzyskiwać jedynie kontrolę przestrzeni nad danym odcinkiem frontu, pozostawiając jednak zaplecze i potencjał ukraińskich obrońców w dużym stopniu nietknięte. Na skuteczność operacji Rosji wpływa też znikome wykorzystanie precyzyjnych bomb i rakiet lotniczych. Nawet nowoczesne bombowce Su-34 (operujące z Białorusi) korzystają z uzbrojenia niekierowanego i nieprecyzyjnego, którego celność zależy od warunków pogodowych. Jeszcze mniej skuteczne jest wykorzystanie śmigłowców, które są najbardziej narażone na lokalną i punktową obronę przeciwlotniczą. Poza południowym frontem samoloty uderzeniowe Rosji wydają się też działać bez dobrego rozpoznania oraz ścisłej koordynacji z operacjami wojsk lądowych i specjalnych.

Istnieje duża rozbieżność w szacunkach strat Rosji w pierwszym miesiącu wojny – według władz Ukrainy są to aż 123 samoloty i 127 śmigłowców, a według szacunków niezależnych (potwierdzonych zdjęciami) – 16 samolotów i 35 śmigłowców. Obrona przeciwlotnicza Ukrainy opiera się na sieci radarów, samolotach MiG-29 i Su-27 (przed wojną łącznie 71 sztuk) oraz naziemnych wyrzutniach rakiet przechwytujących i przenośnych systemach przeciwlotniczych (MANPADS). Lotnictwo Ukrainy operuje obecnie w warunkach ograniczonej liczby pocisków powietrze–powietrze i części zapasowych dla samolotów oraz niewystarczającej ilości paliwa. Ponosi też straty – źródła niezależne potwierdzają zniszczenie 12 samolotów i 3 lub 4 śmigłowców. Ciężar obrony przeciwlotniczej Ukrainy opiera się na systemach naziemnych dalekiego zasięgu – wyrzutniach S-300PS/PT i nielicznych przeciwrakietowych S-300W. Wokół Kijowa i innych miast mogą być też skoncentrowane systemy Buk i Newa. Te dwie najwyższe warstwy obrony przeciwlotniczej wciąż odstraszają Rosję od operacji na wysokich pułapach, zmuszając ją do operacji na niskich wysokościach. Rosyjskie statki powietrzne unikają w ten sposób systemów dalekiego zasięgu, ale mogą być rażone przez ukraińskie systemy obrony punktowej. Składają się na nią systemy Tunguska, Tor i Osa (krótki dystans) oraz zestawy MANPADS (najkrótsze dystanse). W te ostatnie uzbrojone są Wojska Lądowe i Obrona Terytorialna Ukrainy – są to wyrzutnie Igła i Strieła oraz znacznie skuteczniejsze Stinger, Piorun i Grom, przekazane przez państwa zachodnie. 

Trzon obrony przeciwlotniczej Ukrainy jest przestarzały (według standardów NATO), ale zapobiegł do tej pory uzyskaniu kontroli przestrzeni powietrznej przez Rosję. Jeśli Rosja nie zmieni swojej taktyki i nie wprowadzi do walki precyzyjnego uzbrojenia, sytuacja ta może wciąż działać na korzyść Ukrainy. W przypadku rozpoczęcia kontrofensywy przez siły Ukrainy zwiększy się ich zapotrzebowanie na mobilne zestawy przeciwlotnicze, które w praktyce mogą zapewnić rezultat podobny do mało realnej koncepcji strefy zakazu lotów lub transferu samolotów wielozadaniowych. Kilka krajów NATO już przekazało Ukrainie swoje poradzieckie systemy, w tym dużo MANPADS – min. 2000 zestawów Igła (choć są one przestarzałe). Poważnym wsparciem dla Ukrainy był transfer z krajów NATO około 2500 Stingerów, a nadal istnieją duże rezerwy, które mogą być źródłem kolejnych dostaw. Wielka Brytania dostarcza obecnie Ukrainie nowoczesne systemy krótkiego zasięgu Starstreak, które mogą zwiększyć skuteczność jej obrony przeciw samolotom i śmigłowcom Rosji. Biorąc pod uwagę znajomość obsługi Stingerów i wozów HMMWV przez ukraińskie siły zbrojne, USA mogłyby zdecydować o transferze wykorzystujących je mobilnych wyrzutni Avenger. Część członków i partnerów NATO wciąż dysponuje też zapasami poradzieckich pocisków dla wyrzutni typu Buk, Newa, Tunguska i Osa. Choć problematyczne jest przekazanie Ukrainie nielicznych systemów S-300, które są w posiadaniu Bułgarii, Grecji, Słowacji i USA, transfery zapasowych rakiet dla nich mogą być atrakcyjną i stosunkowo łatwą do realizacji opcją.

Dotychczasowa kampania lotnicza Rosji może jeszcze zostać zmieniona na bardziej intensywną (tak jak kampania ataków rakietowych). Działania rosyjskiego lotnictwa nie są w pełni reprezentatywne dla jej wcześniejszych ćwiczeń i scenariuszy operacji przeciwko NATO, które zakładały szerokie wykorzystanie precyzyjnego uzbrojenia jej samolotów i zdobycie przewagi w powietrzu nad regionem bałtyckim. Generalnie uprawniona jest wstępna ocena, iż siły powietrzne NATO górują nad lotnictwem Rosji w zakresie standardów posiadanego sprzętu i uzbrojenia, gotowości bojowej i wylatanych godzin, wyszkolenia i koncepcji operacyjnych. Atutami NATO są także sojusznicze zdolności do operowania na dużych dystansach, rozpoznania satelitarnego i walki radioelektronicznej, precyzyjnych uderzeń oraz tzw. zintegrowanej obrony powietrznej i przeciwrakietowej. Wojna Rosji z Ukrainą potwierdza jednak konieczność rozbudowy wielowarstwowej i nowoczesnej obrony przeciwlotniczej, zwłaszcza na wschodniej flance NATO. Osobną kwestią jest potrzeba nasycenia sił lądowych NATO dużymi ilościami mobilnych zestawów obrony punktowej i MANPADS w celu eliminacji zagrożeń ze strony śmigłowców Rosji.

pism.pl

Do zdarzenia doszło 13 marca w obwodzie charkowskim. Rosyjski żołnierz miał wtargnąć około północy do szkoły w Malaya Rohan, gdzie w piwnicy 40 mieszkańców schroniło się przed najeźdźcami. Wśród nich była 31-letnia Olha (imię zmienione) z matką, pięcioletnią córką i rodzeństwem.

Żołnierz, który miał przy sobie karabin szturmowy i pistolet, kazał jej iść z nim do klasy na drugim piętrze szkoły — relacjonuje Olha. Tam wycelował w nią pistolet i kazał jej się rozebrać.

— Powiedział mi, żebym uprawiała z nim seks oralny. Cały czas trzymał pistolet przy mojej skroni lub przystawiał mi go do twarzy. Dwa razy strzelił w sufit i powiedział, że to po to, aby dać mi więcej "motywacji" — mówi kobieta. Następnie, jak twierdzi, kilkakrotnie ją zgwałcił, pobił i pociął nożem szyję i policzek. Dopiero następnego dnia rano opuścił budynek szkoły — po tym, jak jego ofiara kupiła mu papierosy.

onet.pl