niedziela, 11 września 2016
Jak przypomina (portal) Quartz, rok temu „New York Times” przeprowadził dziennikarskie śledztwo na podstawie rozmów z setką byłych i obecnych pracowników koncernu. Wynikało z niego, że Amazon wyzyskuje pracowników, zmusza do pracy po godzinach oczekując nawet 80 godzin pracy tygodniowo i karze pracowników, gdy ich problemy osobiste wpływają na pracę zawodową. Amazon stanowczo wyparł się zarzutów, a sam Bezos zapewniał, że opisywane przez NYT przypadki to „nieistniejąca rzeczywistość”.
Zarzuty pod adresem Amazona pojawiają się także w Polsce. Związki zawodowe skarżą się, że Amazon zwalnia pracowników za to, że nie wyrabiają norm i wypowiada umowę nawet tym, którzy byli nieobecni w pracy z powodu choroby, traktując nieobecności usprawiedliwione zwolnieniami jako naruszenie obowiązków pracowniczych.
„Długotrwałe i powtarzające się nieobecności w pracy mogą stanowić podstawę zgodnego z prawem rozwiązania stosunku pracy. Tak jak większość firm, także Amazon ma określone wymagania dotyczące osiąganych przez pracowników wyników oraz ich obecności w pracy. Jeśli pracownik nie osiąga minimalnego poziomu produktywności, zapewniamy mu dodatkowe szkolenia i wsparcie. Takie przypadki zdarzają się jednak niezwykle rzadko” – mówił agencji PAP Steven Harman, dyrektor operacyjny Amazona na Europę kontynentalną. Podkreślił, że rozwiązanie umowy o pracę następuje tylko w razie braku poprawy wyników mimo szkoleń i wsparcia.
forsal.pl
Wielu czytelników, nawet jeśli nie miało styczności z ekonomią akademicką, zapewne zna bajkę o barterze. Otóż dawno, dawno temu, za siedmioma górami żyły ludy, które nie miały pieniądza. Ich życie było bardzo trudne, gdyż chęć nabycia jakiegoś produktu wiązała się z koniecznością dokonania wymiany na inny produkt. I tak, zbieracze jagód poszukujący prostych narzędzi do pracy musieli znaleźć rzemieślnika, który akurat miał apetyt na jagody. Wymiany między takimi producentami były bardzo żmudne i dokonywały się według pewnych ustalonych przeliczników (np. 20 kubeczków jagód za jeden pleciony koszyk). Z czasem te prymitywne ludy zmądrzały i stworzyły pieniądz (w postaci muszelek lub drogocennych kamieni), który znacznie ułatwił handel. Taki pieniądz był jednak w ograniczonej ilości. Oznaczało to, że nadal każda transakcja wymagała wyrzeczenia się. Aby zainwestować i móc nabyć np. proste narzędzia od ówczesnych rzemieślników, trzeba było najpierw powstrzymać się od konsumpcji jagód i odłożyć trochę pieniędzy.
Tyle, jeśli chodzi o bajki ekonomistów. Bo ta opowieść nie ma nic wspólnego z historią gospodarczą świata, ani z praktykami pieniężnymi dawnych ludów. Antropolodzy, archeolodzy i inni badacze realnych praktyk ludzkich (w odróżnieniu od ekonomistów), a wśród nich David Graeber, pokazują, że pieniądz pochodzi od długu! W pierwotnych zbiorowościach powstawały różne konwencje społeczne, które regulowały transakcje. Opierały się one na zaufaniu i na logice zobowiązania: jeżeli dzisiaj biorę, to za jakiś czas będę musiał oddać. Pieniądz stał się z czasem potwierdzeniem zaistnienia zobowiązania. Takie konwencje społeczne mają potężną moc: pozwalają bowiem nabywać produkty osobom, które nie posiadają wolnych środków pieniężnych.
(...)
Zgodnie z logiką ekonomii neoklasycznej, głównym problemem jest dostępność środków finansowych. Jeśli już uda się je zdobyć, to automatycznie, w cudowny sposób następuje wzrost gospodarczy. Tymczasem we współczesnej gospodarce jest dokładnie odwrotnie: pieniądz nieomal leży na ziemi (nie tylko w bankach, ale i w funduszach unijnych, czy venture capital) i wystarczy się po niego schylić. Problemem jest to, jak go spożytkować, aby służył gospodarce i szerszej społeczności. Zostawmy więc na boku oszczędności, a skupmy się na inwestycjach.
Decyzje inwestycyjne, podejmowane przez menadżerów i właścicieli firm, są zawsze trudne – obarczone niepewnością i wymagające wyrzeczenia się łatwej konsumpcji zysków. Dostępność finansowania (z kredytów bankowych, emisji akcji lub zatrzymanych zysków) jest tylko jednym z warunków realizacji inwestycji. Dwa pozostałe to odpowiednie bodźce i wystarczająca wiedza. Te pierwsze motywują decydentów w przedsiębiorstwach do podejmowania ryzyka w imię długookresowych korzyści, zamiast poszukiwania łatwiejszych ścieżek do zysku – np. poprzez cięcia płac, omijanie prawa podatkowego, czy zamianę działalności produkcyjnej w spekulację finansową. Natomiast wiedza pozwala tworzyć rentowne i konkurencyjne produkty, skutecznie współpracować z instytucjami badawczymi czy zarządzać rosnącą organizacją.
krytykapolityczna.pl
Marek (imię zmienione) zmarł pod koniec lipca. Po prostu upadł po wyjściu z palarni. W budynku TVP na placu Powstańców Warszawy. „Prokurator, policja, pogotowie ratunkowe w TVP. Godzinna reanimacja na placu niestety nie pomogła. Serce montażysty i pasjonata informatyki nie wytrzymało. Zostawił żonę i nastoletnią córkę” – napisała na Facebooku jedna ze znajomych Marka. Od wielu lat całkowicie zaangażowany w redakcyjną pracę. Montażysta, informatyk, człowiek wielu możliwości. Przyjaciele mówią, że słynął z żelaznych nerwów, umiejętności pracy pod presją czasu i ludzi. Niejeden raz na ostatnią chwilę ratował materiały, które z przyczyn technicznych nie miały prawa ukazać się na czas na antenie. Marka uratować się nie udało. „Pracy oddany bezgranicznie. Również wczoraj przyszedł do redakcji, mimo że od kilku dni wybierał się do lekarza. Zmarł na rękach kolegów” – napisali w słowach pożegnania koledzy z pracy.
Po śmierci Marka na placu Powstańców huczało od plotek, oskarżeń po adresem pracodawcy i powszechnie łamanego prawa pracy. Ktoś zarzucił, że to przez firmę. Że Marek się bał. Wiadomo, jaka sytuacja panuje w TVP. Zmiana za zmianą, końca nie widać. Nikt nie zna dnia ani godziny. Mówią, że Marek też się bał. Bał się, że i jego wyrzucą, jak tylko odpuści. Każde opuszczenie posterunku było odnotowywane. Na drugi dzień po śmierci Marka kilku pracowników TVP idzie w końcu do lekarza. Ktoś inny bierze zaległy urlop, który wciąż i wciąż odkładał ze strachu, że wymienią go na nowszy model. Ktoś w końcu stwierdza, że ma dość. Że dłużej po 15–18 godzin dziennie pracować nie będzie.
forsal.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)