sobota, 29 marca 2025



W Chinach, największym rynku samochodowym na świecie, przyszłość wygląda jeszcze gorzej. BYD, największy rywal Tesli, ma 15 proc. rynku, ponad trzykrotnie więcej niż amerykański producent samochodów. W lutym sprzedaż Tesli w Chinach spadła o 49 proc. rok do roku, podczas gdy sprzedaż BYD wzrosła o 161 proc. Spowolnienie Tesli mogło częściowo odzwierciedlać fakt, że chińscy klienci czekali na ulepszony Model Y dostępny od lutego. Ale od tego czasu BYD ją wyprzedził. 18 marca chińska firma zaprezentowała system ładowania, który według niej może zasilić pojazd elektryczny w pięć minut, czyli o połowę krócej niż infrastruktura ładowania Tesli. Niektórzy eksperci określili to jako "moment DeepSeek" w branży motoryzacyjnej.

BYD poddał również w wątpliwość inną ważną część strategii Tesli: technologię bez kierowcy. System wspomagania kierowcy, który Tesla przesadnie nazywa w pełni autonomiczną jazdą (FSD), jest tym, co inni nazywają poziomem drugim autonomii, co oznacza, że kierowcy muszą nadal trzymać ręce na kierownicy i zwracać uwagę [na drogę]. Marki Tesli postrzegają przejście na poziomy czwarty i piąty, co oznacza w pełni autonomiczną jazdę, jako kolejny etap w dążeniu firmy do zrewolucjonizowania transportu. Tom Narayan z RBC Capital Markets przypisuje prawie trzy czwarte swojej przewidywanej wyceny Tesli nadziejom, że firma opracuje floty tanich robotów (bez pedałów i kierownic), które podważyłyby opłacalność tanich przewozów.

Jednak pod koniec ubiegłego miesiąca BYD zaskoczył branżę motoryzacyjną, wprowadzając zaawansowaną technologię wspomagania kierowcy, zwaną "God's Eye" [ang. Oko Boga], bez dodatkowych kosztów. Zbiegło się to niemal dokładnie w czasie z wydaniem przez Teslę okrojonej chińskiej wersji FSD, która kosztuje około 9000 dol. [34 tys. zł] więcej za samochód (mniej więcej tyle samo, co najtańszy pojazd BYD). Strategia cenowa BYD, wraz z postępem technologicznym starszych producentów samochodów, skłoniła niektórych analityków z Wall Street do obniżenia długoterminowych prognoz Tesli. — W Chinach Tesla nie dyktuje już tempa. Tempo jest dyktowane jej — mówi Tu Le z Sino Auto Insights, firmy konsultingowej.

onet.pl/The Economist


Co ciekawe, Trump był już kiedyś w takiej sytuacji. W ciągu pierwszych kilku miesięcy swojej pierwszej kadencji prezydent stanął w obliczu podobnej presji zewnętrznej, aby zwolnić swojego ówczesnego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna, po tym, jak pojawiły się informacje, że okłamał ówczesnego wiceprezydenta Mike'a Pence'a i innych urzędników na temat rozmów z rosyjskimi urzędnikami w okresie przejściowym.

Trump uległ presji i usunął człowieka, którego postrzegał jako lojalnego żołnierza — tylko po to, by później tego żałować. Prezydent i niektórzy z jego doradców czuli, że poddając się, ugięli się przed narracją o Rosji, która będzie nękać resztę jego prezydentury.

Ale ta kadencja może być inna. — Jego supermocą jest to, że nie dba o prasę i nie reaguje na nią — mówi jedna z osób.

Jednak o ile tym razem uratowało to Waltza, następnym może być inaczej — dodaje źródło.

onet.pl/Politico


Produkcja gazu i ropy w Teksasie w pierwszym kwartale 2025 roku zanotowała lekki wzrost. Jednocześnie w górę poszły jednak koszty - zarówno materiałów, jak i eksploracji oraz eksploatacji złóż. W rezultacie delikatnie przyspieszył trend spadającej średniej rentowności firm sektora.  

Nowego złotego wieku na razie zatem nie widać.

To oczywiście żadne zaskoczenie - choć Trump obiecywał, że jego rewolucja przyniesie natychmiastowe owoce, to znaczne zwiększenie podaży ropy i gazu wymaga czasu. Dużo ważniejsze od tego, jak zmieniło się wydobycie na przestrzeni ostatnich paru miesięcy, jest to, jak kształtują się plany inwestycyjne - czyli to, jak sami zainteresowani oceniają przyszłe perspektywy sektora. Jako że opracowanie Dallas Fed opiera się na kwestionariuszu rozpowszechnianym wśród menedżerów wyższego szczebla w firmach wydobywczych, to stanowi świetne narzędzie dla wszystkich szukających odpowiedzi na to pytanie. I widać w nim doskonale, jak bardzo oczekiwania i obietnice Trumpa rozjeżdżają się z rzeczywistością.  

Hasło, które pojawia się najczęściej w opiniach przedstawicieli firm, to "niepewność":  
  • "Słowo-klucz opisujące pierwsze trzy miesiące tego roku to niepewność, jako że jesteśmy spółką akcyjną, to musimy mierzyć się z tym, że nasi inwestorzy nienawidzą niepewności (…). Jej przyczyną są sprzeczne ze sobą przekazy płynące z Białego Domu".
  • "Niepewność wynikająca z polityki handlowej i celnej rządu utrudnia planowanie".
  • "Niepewność we wszystkich możliwych aspektach wzrosła drastycznie w ciągu mijającego kwartału (…) Nasza zdolność planowania w jakiejkolwiek znaczącej perspektywie czasowej radykalnie się zmniejszyła".  
  • "Jedynym pewnikiem w tej chwili jest niepewność. W odpowiedzi nasze podejście opiera się na większej dyscyplinie finansowej i skupia się na wzmocnieniu odporności na szoki zewnętrzne".
  • "Ryzyko geopolityczne i niepewność gospodarcza zaciemniają nasze postrzeganie przyszłości".
  • "Światowy niepokój geopolityczny i niepewność gospodarcza związana z polityką celną rządu to dla nas sygnał, żeby wstrzymać inwestycje".  
  • "Chaos wywołany przez Biały Dom to absolutna katastrofa dla naszego sektora. "Wierć, maleńki, wierć" to nic tylko mit i populistyczna przyśpiewka. Polityka celna jest kompletnie nieprzewidywalna i nie opiera się na żadnej logice. Potrzebujemy więcej stabilności".  
Nastroje są tak fatalne, że zdaniem uczestnika badania Dallas Fed "w ciągu ponad 40 lat pracy w tym sektorze nigdy nie czułem takiej niepewności, jak w tej chwili". To wysoko postawiona poprzeczka. Wystarczy przypomnieć, że niecałe pięć lat temu, w połowie kwietnia 2020 roku, cena ropy na nowojorskiej giełdzie towarowej spadła do poziomu minus 38 dolarów za baryłkę - producenci mieli więcej ropy, niż byli w stanie magazynować, więc byli gotowi płacić nabywcom za to, żeby się jej pozbyć.

Niepewność to zresztą nie tylko obawa o przyszłość. Już teraz polityka handlowa Trumpa przekłada się na wyższe koszty działalności. Jeden z respondentów wspomniał, że po zapowiedzi wprowadzenia ceł w wysokości 25 procent na stal "nasi dostawcy rur natychmiast podnieśli ceny o jedną czwartą, mimo że sami kupili je jeszcze zanim cła weszły w życie". Pokazuje to doskonale, jak bardzo odklejona od rzeczywistości jest narracja Białego Domu, zgodnie z którą cła zostaną "zapłacone" przez eksporterów, bez szwanku dla konsumentów.  

Poza polityką celną przedstawiciele sektora mają też bardziej bezpośrednie powody do obaw związane z deklaracjami płynącymi z Białego Domu. Na początku marca Peter Navarro, jeden z najbliższych doradców gospodarczych prezydenta, zasugerował, że na potrzeby walki z inflacją ceny ropy powinny spaść z obecnego poziomu około 68 dolarów do 50 dolarów za baryłkę. Zdaniem cytowanego przez "Financial Times" analityka rynku surowców Paula Horsnella z banku Standard Chartered, przy poziomie cen oczekiwanym przez Biały Dom ogromna część producentów ropy w Teksasie miałaby problem z utrzymaniem jakiejkolwiek rentowności. Jak podkreślają menedżerowie w badaniu Dallas Fed, kłóci się to całkowicie z deklarowanym celem administracji, jakim jest radykalne zwiększenie wydobycia: 
  • "Płynące z Białego Domu groźby dotyczące spadku cen ropy do 50 dolarów za baryłkę sprawiło, że podjęliśmy decyzję o zmniejszeniu naszego budżetu na inwestycje w zwiększenie wydobycia na lata 2025-2026. "Wierć, maleńki, wierć" nie ma racji bytu przy tej cenie. Platformy wiertnicze zostaną porzucone, zmniejszy się zatrudnienie i spadnie produkcja".  
  • "Ceny ropy spadają, a nasze koszty rosną. Żeby zwiększyć wydobycie cena za baryłkę, musiałaby być na poziomie 75-80 dolarów".
  • "Przy 50 dolarach za baryłkę nastąpi natychmiastowy spadek amerykańskiego wydobycia - i to znaczący, o ponad 1 milion baryłek dziennie w perspektywie kilku kwartałów".  
gazeta.pl


Na przełomie lutego i marca był wręcz okres, kiedy na terytorium Ukrainy rosyjskie wojsko praktycznie nie zajmowało nowego terenu. Średnia liczba raportowanych przez Ukraińców ataków oscylowała w rejonie 100 dziennie na całym froncie, co oznaczało prawie dwa razy mniej niż w szczytowym okresie pod koniec 2024 roku.

Do dzisiaj sytuacja się zmieniła i Rosjanie ewidentnie wznawiają presję. Nawet nie licząc finału działań w obwodzie kurskim. Średnia liczba ataków według ukraińskich raportów wróciła do poziomu 150 dziennie i ciągle rośnie. Podobnie do normy z drugiej połowy 2024 roku spadła liczba zrzucanych przez Rosjan bomb naprowadzanych, sięgając poziomu 100-150 dziennie, po załamaniu w grudniu i styczniu do poziomu 50-100. Nie wydaje się więc, aby wcześniejszy dołek w ich aktywności był efektem jakiegoś skończenia się sił. Raczej była to pauza.

Największe zmiany w kontroli terenu w ciągu minionego miesiąca to oczywiście obwód kurski. Rosjanie zdołali tam na tyle ścisnąć siły ukraińskie, że wszystkie ich linie zaopatrzeniowe dostały się pod kontrolę dronów uderzeniowych. Doprowadziło to do sytuacji, kiedy dalsze utrzymywanie pozycji przez Ukraińców stało się praktycznie niemożliwe. Jedyną opcją na uniknięcie poważnych strat i okrążenia części pododdziałów było wycofanie się. To odbyło się w pierwszych dwóch tygodniach marca. Aktualnie Ukraińcy kontrolują jedynie niewielkie obszary tuż przy granicy, które Rosjanie zawzięcie atakują i ciągle zmniejszają. Miejscami weszli też na terytorium Ukrainy na głębokość kilku kilometrów.

Ze swojej strony Ukraińcy w połowie miesiąca zaczęli bardzo małą lokalną ofensywę kilkanaście kilometrów na południe, w rejonie dwóch niewielkich przygranicznych rosyjskich wsi Demidowka i Popowka. Skala działań jest bardzo ograniczona i walki toczą się mniej więcej na obszarze 5 na 5 kilometrów, choć Ukraińcy zaangażowali doń nawet ciężki sprzęt. Na nagraniach Rosjan widać między innymi uszkodzone i porzucone dwa amerykańskie bwp M2 Bradley czy niemiecki wóz inżynieryjny Wisent. Nie ma pewności, jaki jest cel działań Ukraińców. Jedyny łatwy do wyobrażenia, to próba związania rosyjskich sił, tak aby te uwolnione po zakończeniu operacji w obwodzie kurskim nie mogły w całości zostać przerzucone na front w Ukrainie.

W porównaniu do gwałtownych zmian opisanych powyżej, na dotychczas priorytetowych odcinkach w Donbasie, marzec był miesiącem względnej stabilizacji. Już od stycznia Rosjanie nie poczynili większych postępów w kierunku ważnego miasta Pokrowsk. W jego okolicach Ukraińcy zaczęli wręcz wyprowadzać lokalne kontrataki, które doprowadziły do zaciętych walk o takie wsie jak Piszczane, Kotline, Łysiwka czy Uspeniwka. Części ich ruin przechodzą regularnie z rąk do rąk. Ukraińcy nie odrzucają Rosjan od Pokrowska, ale też zablokowali ich postępy. Trwają walki pozycyjne. Dalej na wschód i południe od miasta Rosjanie mieli drobne postępy w marcu, ale daleko im do tempa z końca ubiegłego roku.

Podobnie względna stabilizacja panuje dalej na wschód od Pokrowska, w zrujnowanym Torecku i Czasiw Jarze. To pierwsze miasto Ukraińcy wydawali się stracić już w lutym, kiedy Rosjanie zajęli jego większość i wypchnęli przeciwnika na obrzeża, świętując sukces. Okazało się to jednak przedwczesne. Na przestrzeni ostatniego miesiąca Ukraińcy przeprowadzili szereg kontrataków i najwyraźniej nie utracili jednak wszystkich pozycji w centralnej części miasta. Sytuacja w Torecku jest niejasna i trudno z dużą pewnością określić co kto kontroluje. Rosjanie najpewniej większość, ale jest jednak ewidentne, że Ukraińcy nie stracili wszystkiego i nie dają się całkowicie wypchnąć. W Czasiw Jarze sytuacja nie zmieniła się istotnie od początku lutego. Ukraińcy co prawda kontrolują już tylko zachodni skraj ruin miasta, ale póki co Rosjanom nie udaje się ich stamtąd wyrzucić.

Największe sukcesy w obwodzie Donieckim Rosjanie mają na południu i południowym zachodzie. Zwłaszcza w rejonie zdobytej w styczniu Wiełykej Nowosiłki. Tam udało im się w marcu posunąć w kilku miejscach na kilka kilometrów naprzód. Jednak jak na miesiąc, są to sukcesy bardzo skromne.

Zauważalne zdobycze terenowe Rosjanie mają natomiast po raz pierwszy od bardzo dawna dalej na zachód w obwodzie zaporoskim, na południe od samego miasta Zaporoże, blisko brzegu niegdysiejszego zalewu za zaporą Kachowka. Od początku marca Rosjanie posunęli się w rejonie wsi Piaticzatki o kilka kilometrów naprzód na przestrzeni około 10 kilometrów i naciskają dalej. Wydaje się to być czymś więcej niż trwające już od ponad roku na Zaporożu ograniczone walki pozycyjne. Ze strony komentatorów po obu stronach pojawiły się sugestie, że to początek szerzej zakrojonej operacji wymierzonej w miasteczko Orichiw położone kilkanaście kilometrów na wschód. To ważny węzeł logistyczny i centralna pozycja dla znacznego odcinka ukraińskiego frontu w tym rejonie. Widoczne na mapie poniżej główne umocnienia Ukraińców są około 8 kilometrów od aktualnych pozycji Rosjan.

Równie zauważalne postępy Rosjanie mają na drugim końcu frontu, na północy, w rejonie od Łymania po Kupiańsk. W ostatnich dniach rosyjskie wojsko dokonało zaskakującego i głębokiego (jak na obecne standardy) uderzenia z rejonu wsi Iwaniwka, którą zajęli jeszcze na początku stycznia. Nagla, po ponad trzech miesiącach przerwy, na podstawie nagrań z dronów odkryto, że posunęli się naprzód o około 10 kilometrów polnymi drogami na północny zachód, dochodząc do rejonu wsi Nowe. Możliwe, że nie stało się to w ciągu dnia, tylko w nieco dłuższym okresie, ale dopiero teraz pojawił się potwierdzający to filmik. Nie jest przy tym pewne, że trwale kontrolują ten teren. Zajęli też resztę położonej niedaleko Iwaniwki wioski Terny, gdzie stali od końca grudnia. Dotarli też do położonej kilka kilometrów dalej na południe Jampoliwki.

80 kilometrów na północ w rejonie Kupiańska Rosjanie mają też drobny sukces w postaci kontroli wsi Dworiczna. To rejon, gdzie od grudnia przekraczają rzekę Oskił i walczą o rozszerzenie swojego przyczółka na zachodnim brzegu. Postępy mają powolne i skromne, ale Ukraińcy nie są w stanie ich całkowicie zablokować i odrzucić na drugi brzeg. Choć w pierwszej połowie marca udało im się odbić kilka najbardziej wysuniętych rosyjskich pozycji.

gazeta.pl


Prezydent Rosji Władimir Putin wzmaga wysiłki, aby przedstawić obecny rząd Ukrainy jako nielegalny i niezdolny do podjęcia negocjacji w celu zakończenia wojny na Ukrainie. Putin powtórzył długotrwałą, szablonową retorykę podczas wizyty w rosyjskim stanowisku dowodzenia okrętem podwodnym w obwodzie murmańskim 27 marca, twierdząc, że „naziści” i osoby o „neonazistowskich poglądach” mają znaczący wpływ na ukraiński rząd, a „neonazistowskie grupy” mają „rzeczywistą władzę w swoich rękach” na Ukrainie. Putin powtórzył twierdzenia, że ​​ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski jest nielegalny, ponieważ Ukraina nie przeprowadziła wyborów prezydenckich w 2024 r., a dodatkowo zarzucił, że wszystkie ukraińskie władze cywilne są nielegalne, ponieważ prezydent mianuje urzędników regionalnych. Konstytucja Ukrainy wyraźnie zabrania jednak wyborów w okresach stanu wojennego i inwazji wrogiego kraju. Putin twierdził, że „formacje neonazistowskie” rządzą Ukrainą w przypadku braku legalnego rządu ukraińskiego i kwestionował, w jaki sposób Rosja może negocjować z tymi grupami. Putin już wcześniej określał ukraiński rząd jako nielegalny, próbując w ten sposób usprawiedliwić niechęć Rosji do angażowania się w negocjacje w dobrej wierze w celu zakończenia wojny i konsekwentnie określał „denazyfikację” – określenie, którego Kreml używa do żądania odsunięcia ukraińskiego rządu i ustanowienia prorosyjskiego reżimu marionetkowego – jako cel swojej pełnoskalowej inwazji od lutego 2022 r.

Putin wielokrotnie oskarżał Zełenskiego o bycie nielegalnym przywódcą Ukrainy przed rozmową telefoniczną Putina z prezydentem USA Donaldem Trumpem 12 lutego, ale w ostatnich tygodniach wysuwał te oskarżenia znacznie rzadziej. Putin szczególnie wyraźnie implicite uznał Zełenskiego za legalnego prezydenta Ukrainy i przyszłego partnera negocjacyjnego Rosji po raz pierwszy pod koniec lutego 2025 r., a oświadczenie Putina z 27 marca wydaje się być ponownym zaostrzeniem jego oskarżeń, mającym na celu podważenie legalności Zełenskiego. ISW zauważył wcześniej, że trwające wysiłki Kremla mające na celu przedstawienie ukraińskiego rządu jako nielegalnego partnera negocjacyjnego rzucają poważne wątpliwości na chęć Kremla do negocjacji w dobrej wierze w sprawie rozstrzygnięcia wojny i ustanawiają informacyjne warunki umożliwiające Rosji naruszenie jakiegokolwiek osiągniętego porozumienia na tej podstawie, że ukraiński rząd nie miał prawnego prawa do jego zawarcia.

Putin powtórzył swoje żądanie wyeliminowania „przyczyn źródłowych” wojny na Ukrainie jako warunku wstępnego porozumienia pokojowego – odnosząc się do początkowych żądań wojennych Rosji, które bezpośrednio przeczą wysiłkom USA, Europy i Ukrainy zmierzającym do osiągnięcia sprawiedliwego i trwałego rozwiązania wojny. Putin twierdził, że Rosja jest zobowiązana zakończyć wojnę na Ukrainie, ale tylko wtedy, gdy porozumienie pokojowe zajmie się „przyczynami źródłowymi” wojny. Wysocy rangą rosyjscy urzędnicy wielokrotnie definiowali te przyczyny źródłowe jako rzekome naruszenie przez NATO zobowiązań do nieekspansji na wschód i rzekome naruszenia przez Ukrainę praw rosyjskojęzycznych mniejszości na Ukrainie. Żądania Kremla dotyczące zajęcia się tymi tak zwanymi „przyczynami źródłowymi” sprowadzają się do żądania całkowitej kapitulacji Ukrainy wraz z zainstalowaniem prorosyjskiego rządu na Ukrainie i zobowiązaniami do zachowania ukraińskiej neutralności – tych samych żądań, które Putin wysuwał jeszcze przed pełnoskalową inwazją.

Putin próbuje wtrącić nowe żądanie zgodne z długotrwałymi wysiłkami Kremla mającymi na celu podważenie legitymacji rządu ukraińskiego do dyskusji na temat rozwiązania wojny. Putin zaproponował, aby Organizacja Narodów Zjednoczonych (ONZ), Stany Zjednoczone i kraje europejskie zainstalowały tymczasową administrację na Ukrainie, która przeprowadziłaby demokratyczne wybory, aby doprowadzić do władzy „żywotny rząd cieszący się zaufaniem ludu”. Putin twierdził, że tymczasowy rząd ukraiński pozwoliłby Rosji „rozpocząć negocjacje [z nową administracją ukraińską] w sprawie traktatu pokojowego” i „podpisać legalne dokumenty, które będą uznawane na całym świecie”. Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego Białego Domu James Hewitt słusznie odrzucił propozycję Putina dotyczącą narzucenia tymczasowej administracji na Ukrainę, stwierdzając, że Konstytucja Ukrainy i naród ukraiński określają rządy Ukrainy. Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres również odrzucił propozycję Putina i stwierdził, że Ukraina ma legalny rząd, który należy szanować.

Nowe żądanie Putina dotyczące tymczasowego rządu na Ukrainie jako warunku wstępnego negocjacji pokojowych pokazuje, jak Kreml nadal trzyma negocjacje jako zakładników i próbuje wymusić dodatkowe ustępstwa od Zachodu po postępach w trwających negocjacjach o zawieszeniu broni. ISW nadal ocenia, że ​​Kreml pozostaje oddany swojemu celowi przedłużenia wszelkich negocjacji w sprawie tymczasowego zawieszenia broni na linii frontu lub stałego porozumienia pokojowego, aby kontynuować stopniowe zyski na polu bitwy i stworzyć sprzyjające warunki do dążenia do całkowitej kapitulacji Ukrainy.

(...)

Ukraiński państwowy operator gazowy Naftohaz poinformował 28 marca, że ​​nocne rosyjskie ataki uszkodziły zakłady produkcyjne gazu Naftohaz w nieokreślonych obszarach. Doradca ds. komunikacji prezydenta Ukrainy Dmytro Łytwyn poinformował wieczorem 27 marca, że ​​siły rosyjskie zaatakowały ukraińskie zakłady energetyczne co najmniej dwa razy w ciągu ostatniego dnia od 26 marca. Ukraiński Sztab Generalny i inni ukraińscy urzędnicy poinformowali 28 marca, że ​​rosyjskie drony Szahed zaatakowały infrastrukturę naftową i gazową w mieście Połtawa oraz inną infrastrukturę energetyczną w mieście Chersoń.

Źródła rosyjskie twierdziły, że siły ukraińskie przeprowadziły ataki dronów na infrastrukturę energetyczną w obwodach kurskim, briańskim i saratowskim w nocy z 27 na 28 marca. Rosyjskie Ministerstwo Obrony i inne źródła rosyjskie twierdziły, że siły ukraińskie przeprowadziły ataki dronów i HIMARS na stację pomiarową gazu Sudzha rano 28 marca i zaatakowały obiekt energetyczny w obwodzie briańskim po południu 28 marca. Gubernator obwodu saratowskiego Roman Busargin oświadczył, że siły rosyjskie zestrzeliły ukraińskie drony nad bazą lotniczą Engels i miastem Saratów w nocy, a źródła rosyjskie twierdziły, że siły ukraińskie miały na celu rafinerię ropy naftowej w Saratowie. Szef ukraińskiego Centrum Zwalczania Dezinformacji, porucznik Andrij Kowalenko oświadczył 28 marca, że ​​siły ukraińskie miały na celu amunicję i składy rakiet w bazie lotniczej Engels – legalny cel wojskowy nieobjęty moratorium na ataki na infrastrukturę energetyczną.

(...)

Radio Wolna Europa/Radio Liberty (RFE/RL) i ukraińska organizacja wywiadowcza typu open source Frontelligence Insight, powołując się na zdjęcia satelitarne i dane typu open source, poinformowały 25 marca, że ​​ukraińskie ataki na rosyjską infrastrukturę energetyczną w okresie od 1 września 2024 r. do 12 lutego 2025 r. spowodowały szkody o wartości co najmniej 60 miliardów rubli (658 milionów dolarów). RFE/RL i Frontelligence Insight poinformowały, że co najmniej 67 procent z 67 zweryfikowanych ukraińskich ataków dalekiego zasięgu w okresie od września 2024 r. do połowy lutego 2025 r. zakończyło się sukcesem, a wyniki pozostałych 33 procent ataków są niejasne. RFE/RL i Frontelligence Insight zauważyły, że projekt uwzględniał tylko zweryfikowane ataki ukraińskie i że siły ukraińskie mogły przeprowadzić ponad 67 ataków w ciągu tego sześciomiesięcznego okresu. RFE/RL i Frontelligence Insight poinformowały, że siły ukraińskie najczęściej atakowały rosyjskie obiekty wojskowe, w tym składy amunicji, na początku jesieni 2024 r., a później priorytetowo traktowały ataki na rosyjskie obiekty magazynowania i przetwarzania ropy naftowej i gazu. RFE/RL i Frontelligence Insight poinformowały, że siły ukraińskie atakowały rosyjskie obiekty produkcyjne ropy naftowej i gazu co najmniej 27 razy między wrześniem 2024 r. a połową lutego 2025 r. i zniszczyły 50 zbiorników magazynowych ropy naftowej i uszkodziły 47 kolejnych zbiorników.

understandingwar.org


W ostatnich tygodniach doszło do zaostrzenia przez Budapeszt krytyki polityki Unii Europejskiej wobec Kijowa. Podczas szczytów Rady Europejskiej 6 i 20 marca Węgry jako jedyne państwo członkowskie nie podpisały konkluzji dotyczących wsparcia dla Ukrainy. Coraz ostrzej sprzeciwiają się też akcesji tego kraju do UE, blokując otwarcie pierwszego klastra negocjacyjnego i podkreślając zagrożenia dla węgierskiej gospodarki i bezpieczeństwa. Premier Viktor Orbán zapowiedział zorganizowanie tzw. konsultacji narodowych w tej sprawie (do obywateli zostaną rozesłane kwestionariusze z pytaniami na ten temat).

Choć stanowisko Budapesztu pozostaje odosobnione, to grozi paraliżem decyzji UE dotyczących Kijowa. W kwestiach wsparcia finansowego czy wojskowego Ukrainy rozważane są wprawdzie rozwiązania umożliwiające pominięcie węgierskiego weta, lecz w przypadku negocjacji akcesyjnych wymóg jednomyślności sprawia, że Orbán będzie mógł blokować ten proces na wielu etapach (łącznie ponad 100 głosowań).

Komentarz
  • Od objęcia władzy przez Donalda Trumpa Węgry zintensyfikowały krytykę europejskiego podejścia do wojny rosyjsko-ukraińskiej. Budapeszt wydaje się ośmielony próbami normalizacji stosunków USA–Rosja i napięciami między Waszyngtonem a Kijowem. Rząd Orbána postrzega ostatnie działania amerykańskiej administracji jako zgodne z postulowanym przez niego dążeniem do osiągnięcia pokoju poprzez ustępstwa wobec Kremla i zaprzestanie pomocy Ukrainie. Tego też domaga się na forum UE, postępując w kontrze do głównego nurtu polityki europejskiej.
  • Zarazem postawa Budapesztu względem Kijowa pozostaje odosobniona. Choć podobną retorykę w kwestii wojny rosyjsko-ukraińskiej stosuje m.in. premier Słowacji Robert Fico, to jedynie Węgry wyłamują się ze wspólnego stanowiska UE, wetując rozpoczęcie negocjacji z Ukrainą i grożąc paraliżowaniem innych kluczowych decyzji. Od stycznia utrudniają m.in. przedłużanie sankcji przeciw Rosji, a także blokują wypłaty z Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju (EPF) za dostarczone Kijowowi uzbrojenie.
  • Ze względu na wymóg jednomyślności węgierskie weto oznacza zatrzymanie postępów akcesyjnych Ukrainy. Dąży ona do otwarcia wszystkich sześciu klastrów do końca br. Od lutego Węgry blokują rozpoczęcie negocjacji pierwszego z nich (warunek otwarcia pozostałych), obejmującego sprawy podstawowe. Budapeszt uzasadnia to zastrzeżeniami do sytuacji mniejszości węgierskiej na Ukrainie (obecne szacunki wskazują na maksymalnie 100 tys. osób). Formułuje przy tym zaporowe żądania cofnięcia tamtejszego prawodawstwa dotyczącego mniejszości narodowych do stanu sprzed 2015 r. Zmiany przepisów w tym zakresie – wprowadzone przez Kijów przed podjęciem przez UE decyzji o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych w grudniu 2023 r. (zob. Ukraina: kolejna zmiana przepisów o mniejszościach narodowych) – Komisja Europejska oceniła w ostatnim raporcie na temat przygotowań do członkostwa Ukrainy pozytywnie (zob. Okno z widokiem na członkostwo. Postępy Ukrainy i Mołdawii na drodze do UE).
  • Kijów postrzega podnoszenie przez Budapeszt kwestii mniejszości węgierskiej jako pretekst do blokowania negocjacji akcesyjnych. Deklaruje zarazem gotowość do dialogu wokół 11 warunków przedstawionych przez węgierskiego ministra Pétera Szijjártó w styczniu 2024 r. na spotkaniu w Użhorodzie. Podkreśla przy tym, że nie zrezygnuje z wymogu znajomości języka ukraińskiego przez przedstawicieli mniejszości i że w kontekście trwającej wojny konieczne jest podtrzymanie procesów derusyfikacji. Zaznacza też, że Ukraina zrealizowała rekomendacje KE w sprawie mniejszości narodowych, a obecne prawo umożliwia naukę w językach państw UE. Jednocześnie zabiega o konsolidację wsparcia i pozyskanie pomocy krajów członkowskich w przełamywaniu węgierskiego weta (konkluzje marcowych szczytów Rady Europejskiej – pomimo sprzeciwu Budapesztu – przyjęto jako stanowisko UE).
  • Kampania antyukraińska władz węgierskich służy do mobilizowania elektoratu Fideszu przed wyborami wiosną 2026 r. Ma na celu odwrócenie uwagi od bieżących, nagłaśnianych przez opozycję problemów (m.in. rosnących kosztów życia, złego stanu służby zdrowia i edukacji). W narracji rządzących Ukrainę przedstawia się jako państwo upadłe i prześladujące Węgrów, a wspierającą ją UE – jako stronę prącą do wojny (w przeciwieństwie do dążących do pokoju USA i Rosji). Zarazem – uwypuklając potencjalne koszty przyszłej akcesji tego kraju do Unii – władze odwołują się do lęków społecznych związanych z niepewną sytuacją gospodarczą. Sprofilowaniu debaty publicznej wokół tych tematów będą służyć zapowiedziane tzw. konsultacje narodowe. Choć rządzący określają je czasem mianem „referendum”, to stanowią one de facto narzędzie pozorujące demokrację bezpośrednią. W dotychczasowych 15 odsłonach podobnych konsultacji pytania formułowano w sposób tendencyjny, sugerujący odpowiedź zgodną ze stanowiskiem rządu (w przypadku bieżących konsultacji jeszcze ich nie ogłoszono). Choć formularze rozsyłane są do wszystkich obywateli w krajue, wypełnia je przeważnie jedynie ok. 10–20% z nich – głównie osoby należące do twardego elektoratu Fideszu.
osw.waw.pl