niedziela, 1 czerwca 2025



Władywostok, podobnie jak znaczne połacie całego Rosyjskiego Dalekiego Wschodu, leży na dawnych terenach mandżurskich. W XVII wieku prące na wschód Wielkie Księstwo Moskiewskie zetknęło się nad Amurem z Chinami. I zostało w swej ekspansji zatrzymane. W traktacie nerczyńskim (1689), wynegocjowanym pod okiem dwunastotysięcznej armii chińskiej, a więc w modelu dla Rosjan zrozumiałym, Moskwa musiała zgodzić się na wycofanie się z Nadamurza, czasem zwanego północną Mandżurią.

Rosjanie powrócili w połowie XIX wieku, wykorzystując osłabienie mandżurskich Chin spowodowane wojnami opiumowymi. Dzięki brawurze komandora Gienadija Newelskoja, rosyjskiej wersji konkwistadora, oraz dyplomatycznej zręczności kolonizatorów-imperialistów Mikołaja Murawjowa-Amurskiego i Mikołaja Ignatiewa, Cesarstwo Rosyjskie przyłączyło w 1858 roku do swoich terenów niemal milion kilometrów kwadratowych Nadamurza. A potem poszło za ciosem.

Ignatiew dwa lata później (1860) wymusił na pogrążonych w kryzysie Chinach zrzeczenie się ziem nad Ussuri, aż do granicy koreańskiej. To był już polityczny rozbój w biały dzień: tereny te nigdy nie należały do Rosji, nie toczył się o nie również spór, jak to miało miejsce z Nadamurzem. Wszystkie swoje sukcesy Rosja osiągnęła bez potrzeby wypowiadania wojny, prowadzenia działań zbrojnych, strat w ludziach i zasobach. Słowem, bez jednego wystrzału. Sun Zi, autor słynnej „Sztuki wojny”, byłby z nich dumny.

A to miał być dopiero początek. Na zdobytych terenach nad Ussuri założono w 1860 roku miasto Władywostok, czyli „Władcę Wschodu”. Nazwa była nieprzypadkowa: Rosja planowała dalszą ekspansję na Chiny, Koreę i pół Azji. Nie wyszło przez Japonię, która w 1905 roku dała łupnia Rosjanom, zatrzymując ich imperialistyczny pochód. Zdobyte od Chin nadamurskie i ussuryjskie ziemie, nazwane z czasem „Rosyjskim Dalekim Wschodem”, zamiast stać się forpocztą dalszej ekspansji, okazały się ostatnim bastionem Rosji wyrzuconym hen, na kresy imperium.

Symbolicznie dobrze to widać w drugim największym mieście Rosyjskiego Dalekiego Wschodu, Chabarowsku, nazwanym na cześć siedemnastowiecznego konkwistadora, Jewgienija Chabarowa. Na wzgórzu nad Amurem dumnie wznosi się tam monumentalny pomnik gubernatora Mikołaja Murawjowa, nazwanego „Amurskim” za swoją rolę w przyłączeniu Nadamurza. Zwrócony ku rzece kolonizator spogląda na chiński brzeg, sugerując następny krok. Ale ten nigdy nie nastąpił, a – parafrazując wypowiedziane w innym kontekście zdanie – jego „ślepe oczy wpatrzone w pustkę pozostają najbardziej wymownym pomnikiem wielkich nadziei z przeszłości i najtrafniejszym symbolem ich upadku”.

Patrząc na mapę, Rosyjski Daleki Wschód daje Rosji wyjście na Pacyfik. Bez niego Federacja Rosyjska byłaby większym Księstwem Moskiewskim z dołączoną syberyjską pustką, takim wielkim Turkmenistanem. Dostęp do wpadających do Pacyfiku mórz Ochockiego i Japońskiego daje Rosji strategiczną głębię i gospodarczy potencjał: możliwość podłączenia się do handlu azjatycko-pacyficznego i zbudowania w ten sposób bogactwa. Bo też Rosyjski Daleki Wschód powinien być miejscową wersją zachodnich wybrzeży w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie – motorów rozwoju. Ale Rosja nie jest USA ani Kanadą. Rosyjski Daleki Wschód to region biedny, zapóźniony i zdewastowany, borykający się z deindustrializacją, depopulacją i bezrobociem. Porównywany nie do Kalifornii czy Brytyjskiej Kolumbii, lecz do Korei Północnej.

(...)

Miasto zbudowano rękami azjatyckich gastarbeiterów. Po rosyjskich podbojach na te słabo do tej pory zaludnione tereny mandżurskie zaczęła się emigracja za chlebem Chińczyków i Koreańczyków przymierających głodem w swoich krajach. Znajdowali pracę przy powstawaniu nowych miast jak Władywostok, Chabarowsk czy Nikołajewsk nad Amurem, a także – niczym w USA, Kanadzie czy Australii – przy budowie kolei. Pod koniec XIX wieku prawie jedna trzecia wszystkich mieszkańców Rosyjskiego Dalekiego Wschodu pochodziła z Chin i Korei.

Rosjanom zaczęło to przeszkadzać, gdy z Zachodu dotarła do nich rasistowska koncepcja tak zwanego „żółtego zagrożenia”. To odwołująca się do najbardziej prymitywnych stereotypów spiskowa teoria głosząca perfidną chęć podboju przez rasę żółtą świata, a w wersji rosyjskiej – Syberii. Petersburg i Moskwa zaczęły więc stymulować słowiańską emigrację na te tereny, aż w końcu przyszedł Stalin i rozwiązał ten problem po swojemu: mordując albo zsyłając wszystkich wschodnich Azjatów do łagrów i na środkowoazjatyckie stepy. W efekcie, jak to ujęła pewna moskiewska badaczka, przez długie dekady ZSRR „w regionie było więcej Cyganów niż Chińczyków” (dziś pewnie napisałaby „Romów”).

Mit „żółtego zagrożenia” powrócił po upadku ZSRR. W warunkach chaosu terapii szokowej, chcąc ratować dalekowschodnich Rosjan od pustych półek w sklepach, wpuszczono Chińczyków, zezwalając na przygraniczny handel. W efekcie do Rosji ruszyły tysiące „mrówek”, kursujących w tę i z powrotem, sprowadzając tanią żywność, odzież i urządzenia RTV i AGD. Choć cel osiągnięto i chińskimi towarami złagodzono szok transformacji, to obudzono tym samym stare lęki. Dżin sinofobii został wypuszczony z butelki.

Dziesiątki tysięcy przebywających tymczasowo Chińczyków w rosyjskiej wyobraźni rozmnożyły się do setek tysięcy, a potem do milionów.

W połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku w Rosji zapanowała panika spod znaku „demograficznej ekspansji” Chin. Media, w tym najważniejsze (jak „Izwiestia”), straszyły rekonkwistą Syberii. Wrogą atmosferę napędzali politycy, od liberała Jawlińskiego po nacjonalistę Żyrinowskiego, straszący milionami Chińczyków na Syberii i utratą Rosyjskiego Dalekiego Wschodu na rzecz Chin. Na nic zdały się twarde dane, wyliczenia pokazujące, że Chińczyków w Rosji było (bo teraz już jest mniej) około pół miliona – na ponad 140 milionów obywateli Federacji Rosyjskiej – a na samym Rosyjskim Dalekim Wschodzie maksimum 200 tysięcy (dziś już mniej), na niecałe 8 milionów mieszkańców regionu (25 milionów, jeśli policzyć całą Syberię). Mit żył własnym życiem, aż przyszedł Putin i uciszył go metodami administracyjnymi.

Tymczasem najsłynniejszy fake news o Chińczykach na Syberii zreinkarnował się za granicą: na Zachodzie i zwłaszcza w Polsce, gdzie wciąż dominuje on w umysłach wielu ludzi. Łączy się on bowiem z innym popularnym, a błędnym przekonaniem: o chińskich planach rekonkwisty Syberii.

kulturaliberalna.pl