sobota, 23 lipca 2022


W ciągu jednego tygodnia orbanowskie władze zdążyły wysłać wiceszefa swojej dyplomacji do Ukrainy, gdzie rzeczony obiecał dopuścić transport broni przez terytorium Węgier. Zaraz potem rzecznik węgierskiego MSZ Mate Paczolay zdementował przytaczane przez media słowa wiceministra. Mówił, że od początku wojny w Ukrainie sprawa jest jasna: żadnej broni przez terytorium Węgier, bo to sprawi, że ucierpieć może żyjąca w Ukrainie mniejszość węgierska.

– Nie bardzo wiem, co mam o tym myśleć – mówi mi Laszlo Andras Sallai z tygodnika "Magyar Narancs". – Mamy na Węgrzech takie powiedzenie, że nie wie jedna ręka, co robi druga. Możliwe, że po prostu rzecznika nie poinformowano, że sytuacja się zmieniła – dodaje.

Janos Szeky, znany węgierski publicysta, dodaje z kolei, że z zaskakującą misją do Ukrainy udał się nawet głównodowodzący węgierskiej armii Romulusz Ruszin-Szendi. – Są znaki, że rząd Orbana w końcu zrozumiał, że Zachód nie zapomni im tego zakazu transportu broni – ocenia Szeky.

Dzień później, już sam minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjarto poleciał do Moskwy negocjować dostarczenie na Węgry większej ilości gazu. — Rosja "rozważy" prośbę Węgier o więcej gazu, bo chce rozwijać "strategiczne" więzi — poinformował MSZ Rosji po spotkaniu szefów resortów.

– Sam nie wiem, o co tu może chodzić – bezradnie rozkładał ręce Janos Szeky. – I nie bardzo wiadomo, co ten Szijjarto chce konkretnie negocjować, bo dostawy energii na Węgry nie są zakłócone, tylko że jakoś od roku gaz jest o wiele droższy niż dawniej. Są w każdym razie w panice, bo sztucznie zamrożone ceny energii zostaną we wrześniu radykalnie podniesione, a przecież niskie koszty to była do tej pory naczelna broń propagandowa władzy. Krótko mówiąc: mamy zamieszanie – podsumowuje.

No tak. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Orbanowskie Węgry – do tej pory stojące twardo niczym skała gibraltarska populizmu nad tradycyjnie skonfundowaną i niedogadaną europejską liberalną demokracją – zaczynają trzeszczeć.

Utrata wszystkich już właściwie sojuszników w Unii Europejskiej i NATO musi faktycznie boleć. Boli szczególnie popsucie relacji z pisowską Polską, z którą do tej pory – jak dwaj kowboje w salonie, walczący plecy w plecy z całą resztą stałych bywalców – wspierali się wzajemnie na unijnym forum.

(...)

Dodatkowo Unia Europejska jest już zmęczona wiecznymi unikami rządu Orbana w sprawie praworządności (system sądowniczy jest na Węgrzech o wiele bardziej politycznie sterowany niż np. w Polsce) czy korupcji (klan polityczno-ekonomiczny Orbana siedzi okrakiem na rządowych i unijnych pieniądzach i decyduje, kto będzie za nie realizował publiczne projekty, co nieustannie i aż do znudzenia wypominają premierowi te nieliczne węgierskie media, które nie zostały mu jeszcze shołdowane). Bruksela zapowiada zakręcenie kurka z pieniędzmi (już teraz fundusze unijne są obcinane), jeśli sprawy związane z praworządnością i politycznym dysponowaniem publicznymi środkami nie zostaną rozwiązane.

Sęk w tym, że i jedno i drugie stanowi oś fideszowskiego "nieliberalnego" systemu. Dzięki pieniądzom z UE system działa. Dzięki temu, że UE nie ma kontroli nad wydawaniem tych pieniędzy – system może trwać.

Dlatego Węgry stają się nerwowe. I grają coraz bardziej nerwowo. Dość zabawne stałe elementy węgierskiej gry, jak na przykład kampania plakatowa demonizująca w diabolicznym stylu George’a Sorosa jako zła stojącego za wszelkim rozpełzającym się po ziemi lewactwem, nikogo już nie zaskakują.

onet.pl

Grzegorz Sroczyński: Będzie dobrze czy źle?

Michał Bogusz: Będzie inaczej. Siedzę właśnie nad demografią chińską, bo wreszcie ogłosili wyniki spisu powszechnego. Nie wszystkie liczby są w pełni wiarygodne, dosypali tu czy tam, żeby lepiej wypaść, ale widać jedno: oni też zaczęli się starzeć. Tak jak Zachód i większość krajów rozwiniętych. Następuje zmiana grupy wiekowej, która będzie dominować i nadawać ton całemu światu.

Starzy?

Bardziej średniacy. Pięćdziesięciolatkowie.

Na początku XX wieku - z powodu poprawy warunków życia, wzrostu dzietności i przeżywalności przy porodzie - pojawiło się zjawisko o nazwie „młodzież". Wkroczyli na arenę dziejów jako siła pokoleniowa i przez cały ubiegły wiek dawali impet głównym wydarzeniom. Pierwszej wojny światowej by nie było, gdyby nie nacjonalistycznie nastawiona młodzież w kilku krajach, zdolna narzucić - z powodu liczebności - swój punkt widzenia społeczeństwom. Druga wojna to samo. To nie przypadek, że wybuchła 20 lat po zakończeniu pierwszej, to jest akurat czas potrzebny na odbudowanie populacji, kiedy kolejna grupa wchodzi w dorosłe życie. Podobnie rewolucja kulturowa 1968 roku, minęły 23 lata od wojny i kolejna fala wyżu pokoleniowego postanowiła postawić na swoim.

I co z tego wynika?

W XXI wieku tak już nie będzie. Odwrócenie piramidy demograficznej na świecie - nie tylko w Chinach, ale w większości krajów - spowoduje, że dominujące będzie pokolenie czterdzieści-pięćdziesiąt plus. Średnia wieku we Włoszech już teraz wynosi 45 lat. I moim zdaniem to jedno z ciekawszych zjawisk długofalowych: polityka, gospodarka i popkultura zostaną zdominowane przez ludzi w średnim wieku, którzy się starzeją. Tacy ludzie oczekują kompletnie innych rzeczy od życia, również od państwa. Dzięki rosnącej przewadze liczebnej będą zdolni te rzeczy wymusić.

Co wymuszą?

Młodość zaczyna tracić na znaczeniu, również jako siła nabywcza. Zobacz, jakie widać zmiany w reklamach, coraz częściej pojawiają się starsze modelki i modele. Jeszcze niedawno musiały to być same młode dziewczyny. Oglądając dane z chińskiego spisu powszechnego zacząłem sobie uświadamiać, że odwrócenie ról między młodym a średnim pokoleniem będzie przyspieszać. Piramida demograficzna wróci do normy w skali świata dopiero około 2130 roku. Mamy przed sobą sto lat rządów mentalnych emerytów.

Ale co z tego wynika poza dojrzałymi modelkami na plakatach?

Gdybyś chciał wytłumaczyć, dlaczego niemiecka polityka jest jaka jest - ugodowa w stosunku do Chin i do Rosji - to możesz spojrzeć na przeciętnego Niemca jako bezdzietnego 50-latka, który w pewnym sensie nie ma przyszłości, widzi przed sobą 20-30 lat, które chce w spokoju przeżyć. Ma jakieś rodzinne precjoza, które planuje zastawić u Chińczyków, a za tę kasę opłacić się rosyjskiemu gangsterowi, żeby mieć święty spokój. To pewnie zbyt prostackie przedstawienie bardziej złożonego obrazu, ale można na przyszłość świata w ten sposób spojrzeć.

"Żadnych zmian, panowie" - to będzie taki świat?

Tak. Spójrz na niemiecką politykę w Europie: status quo za wszelką cenę. Nawet jeśli wszyscy świetnie wiedzą, że status quo jest nie do utrzymania. Ono zresztą nigdy nie jest do utrzymania, to jakaś konserwatywna mrzonka, bo jeśli cokolwiek w świecie można uznać za pewnik, to że wszystko podlega zmianom. Tyle że ludzie w średnim wieku żyjący na pewnym poziomie dobrobytu łatwo popadają w ułudę, a przynajmniej chcą odłożyć zmiany w czasie, a nuż uda mi się wcześniej umrzeć. Fatalnie, że taka zmiana demograficzna dotyka świat akurat teraz.

Dlaczego?

Bo właśnie teraz potrzebujemy gigantycznych zmian, żeby sobie poradzić z katastrofą klimatyczną czy eksplozją nierówności. I przewaga liczebna średniego pokolenia to będzie główny spowalniacz. Wrócę do przykładu niemieckiego pięćdziesięciolatka - nawet jeśli on ma dzieci, to już nie ma wnuków. Na poziomie biologicznym jest osobą bez przyszłości, nie będzie skłonny do ustępstw, do poświęceń tu i teraz w imię przyszłych pokoleń, ludzkości, planety. To bardzo niebezpieczne. Zabrzmi to brutalnie, ale mamy przed sobą sto lat rządów egoistycznych staruchów. Nie wiem, w jakim stanie ludzkość przetrwa tę walkę średniego pokolenia o utrzymanie status quo. 

Na razie nic nie wskazuje, żeby groziło nam status quo. Raczej przeciwnie, przecież wszędzie mamy zjawiska w rodzaju Trumpa, wszędzie rosną populiści, którzy rozwalają status quo w polityce.

To pozory. Populiści tak naprawdę są świetnym przykładem, że mentalni emeryci zaczynają dominować. Co obiecywał Trump? Że trzeba dużo zmienić, żeby nic się nie zmieniło - jak w "Lamparcie" Giuseppe di Lampedusy. Wrócimy do wspaniałych lat 70., kiedy mieliście pracę w fabrykach i kopalniach, której Chińczycy wam nie zabierali, był węgiel, tanie paliwo, można było sobie jeździć chryslerem i palić 17 litrów na sto. Świat bez globalnego ocieplenia. I populiści dokładnie to mówią: nie musicie się zmieniać, możecie być egoistami, nie trzeba nic robić dla przyszłości. To jest oferta idealnie skrojona pod pokolenie 50-latków.

Jak sprawdzisz piramidę demograficzną w większości państw rozwiniętych, to ona dawno nie jest już piramidą, tylko słupem, który ma wybrzuszenie w środku. I to „wybrzuszenie" nie musi słuchać młodszego pokolenia.

Przecież na całym świecie mamy rosnącą świadomość zmiany klimatycznej, a narracja, że to jest wielki problem i trzeba szybko działać - wygrywa. Zieloną transformację zapowiada Europa, USA, Chiny.

Ale tylko w tym wymiarze, w którym jest to dobry biznes. Stany Zjednoczone nawet za Trumpa zredukowały emisje gazów cieplarnianych, ale to nie było spowodowane chęcią walki o przyszłość planety, tylko chęcią zarobku. Teraz jest tak samo. Te wszystkie zielone inwestycje to jest dobry interes, stawianie kolejnych wiatraków się opłaca i można na tym zarobić.

I to źle?

Nie o to chodzi. Żeby się uporać z kryzysem klimatycznym, trzeba będzie sporo poświęcić. Zrobić coś nie tylko z podażą, czyli sposobem, w jaki produkujemy energię, ale też z popytem, czyli z naszą nadmierną konsumpcją w krajach rozwiniętych. Owszem, pojawiła się mocna wola polityczna, żeby w inny sposób generować energię, ale nie ma zmian po stronie popytowej. A jeśli jakieś są, tylko tylko te nieuciążliwe: usprawnienia, docieplanie domów i tak dalej - czyli rzeczy, na których też można zarobić. Ale od zmiany mojego stylu życia - wara!

Bo styl życia to dla pięćdziesięciolatków świętość?

To jest czerwona linia, w pewnym wieku chcesz mieć wygodnie i już. Dlatego uważam, że zmiana demograficzna będzie utrudniać reakcję świata na zmiany klimatyczne.

Co do tego mają Chiny?

Już mówiłem: pokazali wyniki najnowszego spisu powszechnego i widać, że zmiana demograficzna będzie u nich jeszcze bardziej dynamiczna. Czy już zaczęli się starzeć, czy zaczną  dopiero za dwa lata - bo trochę podretuszowali liczby - to nie ma znaczenia, wyniki są zgodne z trendami. Sprężyna dzietności została u nich nakręcona w czasach maoistowskich, potem w latach 80. wystrzeliła w sposób niekontrolowany, w 1989 roku po masakrze na placu Tiananmen i nałożeniu gorsetu politycznego bunt tego pokolenia został skanalizowany w rozwoju gospodarczym. Można się spierać, czy w niektórych latach rzeczywiście mieli 14 procent wzrostu PKB, a nie na przykład 10 procent, ale jakie to ma znaczenie? Działała potężna energia młodego pokolenia, która zmieniła Chiny i zmieniła układ na świecie. Ta energia teraz się wyczerpała. Ich najnowszy spis powszechny jest jak scena z kreskówki, kiedy widzisz kojota, który wypadł z urwiska, jeszcze biegnie, przebiera nogami w powietrzu, ale zaraz spojrzy w dół i spadnie.

Mówisz o jakich danych?

Na przykład kurczenie się siły roboczej - to przyspiesza. W 2018 roku Chiny pierwszy raz odnotowały spadek siły roboczej o 0,15 procenta. Niby nic. W 2019 roku już o 0,25 procenta. W 2020 roku o 1,62 procenta. Procesy, które dziś wydają się powolne, za chwilę eksplodują. W 2050 roku przeciętny Chińczyk będzie starszy od Włocha. Prognozy mówią, że jeżeli USA nadal będą krajem imigracji, a sami Amerykanie nadal będą zapewniali przyzwoitą dzietność, to populacja USA w 2050 roku przekroczy 400 mln, a do końca stulecia może dobić do 500 mln. Populacja Chin w najlepszym razie skurczy się do miliarda, a według niektórych prognoz spadnie do 700 mln. Na koniec wieku przeciętny Chińczyk będzie starszy od przeciętnego Amerykanina o 20 lat, całkowicie zmieni się też proporcja: teraz Amerykanów jest trzysta milionów z hakiem, a Chińczyków miliard czterysta milionów, pod koniec wieku to może być 500 mln do 800 mln. Kompletnie inna rzeczywistość.

Czyli Amerykę uratują imigranci?

Jeżeli ich wpuszczą.

gazeta.pl

Ważniejszym czynnikiem czysto ludzkim było to, że partia rządząca w Chinach realizowała od marca 2021 kampanię przeciwko korupcji w północnych prowincjach (są one głównym zapleczem energetycznym Chin). W wyniku m.in. tych działań spadła w roku 2021 produkcja węgla o ok 30 mln ton i spadł także import węgla z Mongolii o ok 12 mln ton. Zapasy w elektrowniach chińskich były niskie już po poprzedniej zimie ale zmniejszyły się i do września 2021 już ich nie ma – w skali całego miliardowego kraju nie zadbano o odpowiedni poziom zapasów węgla.

Nie ma w pełni informacji z Chin dlaczego doszło do tej sytuacji – być może lokalne elity fałszowały dokumenty i kradły część przychodów a może także nie prowadziły dostatecznych inwestycji w kopalniach.  Nie wiadomo co było pierwotną przyczyną, ale pośrednie dane są zatrważające, np. od kwietnia 2021 spadł do zera transport węgla z północnych Chin do południowych.

Opisany powyżej czynniki nie byłyby tak groźne gdyby nie pogoda. Jesienne powodzie w Chinach zmniejszyły produkcję węgla w drugiej połowie roku 2021. 60 kopalń odkrywkowych zostało zalanych wodą na początku października i z tego powodu nie mogą produkować. Sytuacja polityczno-społeczna w Chinach robi się groźna, wiele rejonów kraju już teraz w październiku miało wyłączenia prądu na część dnia.  Wyłączano głównie zakłady przemysłowe, bo kierownictwo partii boi się na razie wyłączać energię elektryczną dla mieszkańców. Ze względu na fakt, że jedynym dodatkowym źródłem energii jest w Chinach gaz, kraj ten zaczął dokupować znaczące ilości LNG ostro zwiększając ceny na rynkach.

W końcu października, co powiększyło panikę, opublikowano prognozy na zimę w Azji, które wskazują na niezwykle silną zimę spowodowaną prądem El Nino. Rząd chiński na początku listopada ogłosił, iż ludność powinna gromadzić zapasy niezbędnych rzeczy i żywności. Zatem sytuacja jest tak zła, że nawet rząd to przyznaje.

Od początku 2021 praktycznie zamarł import do Chin węgla z Australii. Politycy chińscy chcieli ukarać  w ten sposób Australię za jej politykę w sprawie COVID-19. Pośrednio chodziło też o system „premiowania” importerów australijskiego węgla jaki stosowała od lat Australia (przyznawanie obywatelstwa, gratyfikacje itp.). Wskutek chińskich sankcji kopalnie australijskie okresowo musiały zmniejszyć produkcję czego teraz nie mogą odrobić - nie mają miejsca i urządzeń na składowanie węgla ani u siebie (w porcie) ani u odbiorców. Kopalnie i porty są zbudowane w Australii wyłącznie pod określony poziom produkcji tzn. nie mają „nadwyżki zdolności” do magazynowania, dodatkowego wydobycia czy dodatkowego (awaryjnego) zwiększenia wywozu do portu. Kolej australijska nie ma "zapasowych" zdolności do przewozu a w portach nie ma infrastruktury do magazynowania węgla, jest tylko do jego załadunku wprost z wagonów na statki (bo nikt nie zapłacił za zbudowanie takich rezerwowych miejsc składowania).

Rządzący Chinami a także chińskie lobby węglowe blokowało od lat sfinansowanie budowy linii kolejowej z Mongolii do centralnych Chin. Dałoby to możliwość dowiezienia nawet 30 mln ton transportem kolejowym ze złóż węgla w zachodniej części Mongolii. Byłaby to awaryjna droga dostaw właśnie w takich krytycznych sytuacjach. Jednakże byłaby to konkurencja dla kopalń chińskich, które mają coraz gorszy jakościowo węgiel oraz byłaby to konkurencja dla australijskich dostaw preferowanych przez zarządzających energetyką, zadowolonych z układów z Australijczykami. A rząd chiński nie zadbał o  rezerwowe zdolności dostawy węgla na czas nietypowych warunków pogodowych.

Z kolei po stronie rosyjskiej oligarchowie (powiązani z władzą) wykupili całość zdolności przewozowej na kolei transsyberyjskiej za stosunkowo niskie opłaty i to na wiele lat. Wskutek tego od lat Koleje Rosyjskie nie miały środków na rozbudowę tej linii o dwa nowe tory. W centralnej Syberii są złoża węgla, z których nie można wywieźć produkcji. Zatem nie da się awaryjnie przewieźć dodatkowego węgla do Władywostoku aby trochę poprawić sytuację po stronie chińskiej (wymagałoby to zresztą statków bo nie ma połączenia kolejowego dalej po stronie chińskiej).

Wojna w północnym Mozambiku zmniejszyła technicznie możliwość eksportu węgla z tego kraju co też wpłynęło na rynek. A ponadto są zagrożone inwestycje w terminale LNG do eksportu – na razie wstrzymano te inwestycje w oczekiwaniu aż opłaceni najemnicy uporają się z rebeliantami. Dodatkowo RPA także ma swoje problemy z kopalniami węgla i energetyką i to także wpłynęło na rynek w 2021. Dodatkowo właśnie w Indiach kończą się duże inwestycje  w nowe bloki węglowe a  zasoby węgla w Indiach są słabe i co do jakości i co do ilości. Zatem Indie zwiększają import węgla aby stworzyć zapasy przy każdej nowej elektrowni.

wysokienapiecie.pl

W przypadku organizmu leninowskiego, jakim jest ChRL, powinno się mówić raczej o percepcji świata przez partię komunistyczną niż o perspektywie państwa jako takiego. To interesy i bezpieczeństwo KPCh, a właściwie jej elit, definiują politykę zagraniczną Pekinu. Jeżeli we współczesnych Chinach dyskutuje się o stosunkach międzynarodowych, to w rzeczywistości – pomimo stosowania terminologii i ram znanych zewnętrznemu obserwatorowi (...) – debata dotyczy tego, jak twór niepaństwowy, jakim jest partia komunistyczna, może funkcjonować w otoczeniu zdominowanym przez państwa. Sama KPCh uważa siebie i ChRL za aktora jakościowo odmiennego od pozostałych podmiotów międzynarodowych i nieprzystającego do nich. Sytuacja ta rodzi poczucie zagrożenia i braku akceptacji oraz sprawia, że partia jest niezdolna do znalezienia dla siebie odpowiadającego jej aspiracjom i wymogom bezpieczeństwa miejsca w istniejącym porządku światowym, chociaż ChRL jest jego beneficjentem. Taka perspektywa określa także podstawowy cel polityki zagranicznej – przetrwanie i umocnienie reżimu. Interes KPCh wyznacza dążenia polityki zagranicznej państwa, a marksizm i typowy dla ruchów narodowowyzwoleńczych antyzachodni nacjonalizm zapewniają jej siatkę pojęciową w zakresie relacji międzynarodowych.

Na początku drugiej dekady XXI wieku w KPCh wygasły spory ideologiczne, łącznie z dyskursem dotyczącym relacji między państwami. Wydaje się, że ostateczną przewagę zdobyli „realiści”, którzy połączyli marksistowską teorię stosunków międzynarodowych z Hobbesowskim egoizmem państwowym. Z marksizmu zaczerpnęli oni przekonanie o doniosłej roli, jaką odgrywa w nich czynnik materialny, gospodarczy. Jeśli, jak głosi ta doktryna, relacje między państwami determinuje interes ekonomiczny, a nie abstrakcyjne idee prawa, to konfliktu komunistycznych Chin ze światem kapitalistycznym nie da się uniknąć. Przekonanie to wzmacnia rosnąca konkurencja z państwami rozwiniętymi o globalne rynki zaawansowanych produktów przemysłowych, a także o zasoby globalnego Południa. Z realizmu liderzy partyjni zaczerpnęli stanowisko, że nawet w przyjaznych, pokojowych relacjach dominacja strony silniejszej jest naturalna i „zgodna z porządkiem rzeczy”. KPCh co prawda postrzega się jako organizacja rewolucyjna, ale nie oznacza to już dążenia do światowej rewolucji, lecz implikuje rewizjonistyczny charakter polityki zagranicznej ChRL i jej aspiracje do przewodzenia państwom rozwijającym się.

Pod rządami sekretarza generalnego Xi Jinpinga (pełni tę funkcję od 2012 r.) w KPCh dojrzała wizja pożądanego przez Pekin porządku światowego, którą można zrekonstruować na podstawie rozproszonych fragmentów przemówień ścisłego kierownictwa do aktywu partyjnego. Punkt wyjściowy stworzonej przezeń analizy stanowi przekonanie o niekompatybilności ChRL i jej systemu politycznego z istniejącym porządkiem międzynarodowym. Partyjni ideolodzy i decydenci są przekonani, że ustanowiony po II wojnie światowej układ uprzywilejowuje państwa zachodnie z USA na czele, a klęska ZSRR w zimnej wojnie tylko utrwaliła niekorzystną dla globalnego Południa – za którego lidera i rzecznika uważa się KPCh – sytuację poprzez promocję modelu demokracji liberalnej, który ma utrzymywać państwa rozwijające się w zależności polityczno-ekonomicznej od Zachodu. Ich zdaniem Chiny nie zostaną uznane za równoprawne mocarstwo ze względu na leninowski charakter rządów i emancypacyjny program polityczno-gospodarczy. Z punktu widzenia ugrupowania demokratyzacja lub nawet częściowa liberalizacja reżimu nie tylko oznaczałaby utratę pozycji przez rządzące elity, lecz także zachwiałaby projektem chińskiej modernizacji i emancypacji, którego jedynym gwarantem powodzenia mają być komuniści.

Brak rzeczywistego uznania i akceptacji przez Zachód wagi oraz aspiracji ChRL przy równoczesnej – jak to widzi Pekin – presji społeczno-kulturowej i ideologicznej sprawia, że według partyjnych decydentów Chiny jako outsider mają ograniczoną zdolność do zmiany porządku globalnego w ramach istniejących zasad. Utrwala to ich konfrontacyjny charakter relacji z Zachodem i w ostatnich latach zaowocowało m.in. agresywną dyplomacją. W przeciwieństwie do okresu czterech dekad po otwarciu na świat na początku lat osiemdziesiątych XX wieku, obecnie Pekin nie widzi korzyści w dalszym rozwijaniu liberalnych instytucji międzynarodowych, traktując je coraz częściej jako ograniczenia narzucane przez Zachód. Elita KPCh rozwiązania upatruje w stworzeniu zdominowanego przez Chiny podsystemu światowego, na który składałby się też szereg państw Trzeciego Świata, które przyjęły lub przyjęłyby w przyszłości autorytarny model polityczny, głęboko powiązany gospodarczo z ChRL i wrogo nastawiony do Zachodu. W ten sposób wokół Chin powstałaby strefa buforowa, a zarazem blok państw pod ich przewodnictwem promujących alternatywny względem europejskiego i amerykańskiego model rozwoju.

Klucz do realizacji tej wizji to zdobycie niezależności technologicznej, osiągnięcie przewagi militarnej w Azji Wschodniej i wypchnięcie USA z regionu Indo-Pacyfiku, a także zmiana modelu rozwoju gospodarczego Chin. Stymulowana przez państwo konsumpcja wewnętrzna ma pozwolić na stworzenie autonomicznego wobec zewnętrznego świata motoru wzrostu. Kolejnym priorytetem jest suwerenność w dziedzinie high-tech. ChRL dąży również do budowy niezależnych od Zachodu struktur gospodarczych pozwalających na ścisłe powiązanie ekonomiczne i technologiczne z państwami rozwijającymi się, w tym z najbliższymi partnerami o ustroju autorytarnym. Odbywa się to m.in. poprzez regulowanie dostępu do rynku chińskiego, rozbudowę infrastruktury zorientowanej na ChRL czy dążenie do dominującej pozycji juana w rozliczeniach handlowych. Jednym z najważniejszych instrumentów w realizacji tej wizji jest także Inicjatywa Pasa i Szlaku, skierowana przede wszystkim do państw globalnego Południa.

Raport OSW - Oś Pekin-Moskwa