wtorek, 9 marca 2021


Dla władz ChRL kwestia pochodzenia pandemii COVID-19 ma przede wszystkim wymiar polityczny, dlatego kierownictwo KPCh rozpostarło ścisłą kontrolę nad badaniami dotyczącymi jej źródeł oraz związaną z tym współpracą międzynarodową, w tym odnośnie do tego, jakie dane i kiedy mogą być przekazywane zespołowi WHO. Jednocześnie Chiny kategorycznie odrzucają zarzuty o utrudnianie śledztwa. Po doświadczeniach z SARS z lat 2002–2003 rząd wprowadził nowy system zapobiegania rozprzestrzenianiu się chorób zakaźnych, który miał już nigdy nie dopuścić do wybuchu podobnej epidemii. Również zwrot autorytarny w ChRL pod rządami Xi Jinpinga jest w dużym stopniu usprawiedliwiany właśnie koniecznością zwiększenia sprawności systemu politycznego i zdolności państwa do reagowania w sytuacjach kryzysowych. W tej sytuacji uznanie Chin za źródło kolejnego światowego paraliżu zdrowotnego jest nie do zaakceptowania przez Pekin. Jak dotąd odmówiono WHO m.in.: (1) wglądu do surowych danych z początkowych tygodni pandemii w Wuhan, w tym z listopada 2019 r. – Pekin oficjalnie twierdzi, że do pierwszego zakażenia doszło na początku grudnia i odrzuca oskarżenia o zaniedbania w inicjalnej fazie pandemii; (2) przeprowadzenia wywiadów z pierwszymi chorymi; (3) dostępu do ok. 200 tys. próbek zebranych w mieście w kluczowym dla śledztwa okresie. Za promowaniem przez chińskie media i ekspertów tezy o przywleczeniu koronawirusa z zagranicy na mrożonkach stoi także presja polityczna.

Wstrzemięźliwe wnioski grupy eksperckiej wyrażone w czasie konferencji prasowej, ale też po wyjeździe z ChRL, wpisują się w oczekiwania Pekinu, co wydaje się podyktowane chęcią utrzymania chociaż częściowej kooperacji ze stroną chińską. W szeregu wywiadów prasowych podkreślano, że wyjazd do Wuhan miał charakter wstępny, a śledztwo epidemiczne wymaga jeszcze długich i drobiazgowych badań. Eksperci przyznają jednak również, że uzyskane w ChRL informacje nie pozwalają na odpowiedzi na podstawowe pytania, a zakres działań zespołu na miejscu był wyznaczony przez stronę chińską. Niemniej uznają wyjazd za sukces, ponieważ pozwolił on podtrzymać obustronną współpracę, co daje nadzieję na dalsze badania. Wszystko wskazuje na to, że eksperci WHO poszli na kilka ustępstw: (1) zgodzili się nie wykluczać hipotezy lansowanej przez Pekin o przywleczeniu wirusa z zagranicy na mrożonkach; (2) zredukowali prawdopodobieństwo hipotezy, że doszło do wydostania się patogenu z laboratorium w Wuhańskim Instytucie Wirusologicznym; (3) tylko w pośredni sposób wskazali, że pierwsze infekcje musiały wystąpić wcześniej niż na początku grudnia.

Duże upolitycznienie kwestii pochodzenia SARS-CoV-2 sprawia, że przeprowadzenie w przewidywalnej przyszłości rzetelnego śledztwa w tej sprawie nie będzie możliwe. Badanie źródeł pandemii COVID-19 może w najbardziej sprzyjających warunkach zająć klika lat i przynieść rezultaty tylko przy pełnej współpracy strony chińskiej oraz w przypadku otrzymania swobody działania na terytorium ChRL czy państw graniczących z nią. Źródło wirusa SARS-CoV-1, odpowiedzialnego za wybuch epidemii SARS w 2002 r., udało się poznać dopiero w grudniu 2017 r., kiedy eksperci z Wuhańskiego Instytutu Wirusologicznego przy współpracy z WHO zidentyfikowali w jednej z jaskiń w prowincji Junnan kolonię nietoperzy z rodziny podkowcowatych (Rhinolophidae) jako endemicznych nosicieli patogenu. W związku z obecną sytuacją wewnętrzną w ChRL oraz rosnącymi napięciami między nią a częścią państw zachodnich, z USA na czele, nie można jednak oczekiwać od strony chińskiej transparentności. Pekin aktualnie dysponuje także większymi wpływami na arenie międzynarodowej niż w okresie epidemii SARS. Już 12 lutego br. dyrektor generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus oświadczył, że „wszystkie hipotezy [dotyczące źródeł SARS-CoV-2] są na stole”. Dał w ten sposób do zrozumienia, że będzie dążył do uznania przypuszczenia o przywleczeniu koronawirusa do Wuhan z zagranicy za równoważne z główną hipotezą o jego endemicznym pochodzeniu – z regionu południowych Chin. W reakcji na tę wypowiedź liczni eksperci i politycy zachodni zaczęli podważać zdolność WHO do przeprowadzenia obiektywnego dochodzenia.

osw.waw.pl

Już nie tylko same Chiny fortyfikują oraz wzmacniają kontrolowane wyspy w spornych rejonach Azji Południowej i Wschodniej. Według Asia Maritime Transparency Initiative wojsko wietnamskie inwestuje w przygotowania obronne w rejonie Wysp Spratly. Według analityków wszystkie wietnamskie instalacje wojskowe w rejonie Wysp Spratly, Zachodniej Rafy i Wyspy Sin Cowe ulegają szybkim przeobrażeniom. Oczywiście nie można ukrywać, że tego rodzaju inwestycje obronne są skierowane wobec rosnącej presji polityczno-wojskowej. Strona wietnamska chce je tym samym przygotować do zagrożenia płynące z możliwości przeprowadzenia na nie wrogich desantów, ale też prób nałożenia blokady. Co więcej, sugeruje się również wzmacnianie zdolności odstraszania poprzez zapewnienie sobie na wspomnianych wyspach również elementów ofensywnych, pozwalających razić wrogie cele.

W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o możliwym ulokowaniu w spornym obszarze systemów artylerii rakietowej wyposażonych w izraelskie pociski EXTRA (EXTended Range Artillery). Wietnam, obok Azerbejdżanu i oczywiście samego Izraela ma być odbiorcą produktu oferowanego przez koncern IMI (Israeli Military Industries). Rakiety mają pozwalać na rażenie celów oddalonych o 130-150 km, za pomocą 120-125 kg głowicy bojowej. Przypomnieć należy, że Wietnamczycy trenować mieli również szybką dyslokację w sporne rejony wysp rosyjskich kompleksów K-300P Bastion-P, potrafiących razić cele nawodne na dystansie do 300 km. Rakietowe inwestycje Wietnamu mają pozwolić na blokowanie swobody operacyjnej strony chińskiej, zarówno jeśli chodzi o komponenty lądowe rozlokowane na wyspach kontrolowanych przez Pekin, ale też działania okrętów należących do Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.

Zauważono także, że Wietnamczycy zwiększyli liczbę stanowisk mogących służyć jako miejsca dyslokacji systemów obrony przeciwlotniczej. Sugeruje się, że na wyposażeniu strony wietnamskiej mają być w tym przypadku przede wszystkim starsze kompleksy S-125 Peczora-2TM (SA-3 Goa), które miały podlegać procesom modernizacyjnym prowadzonym w ostatnich latach. Pytaniem otwartym pozostaje nasycenie tamtejszych placówek oraz obiektów wojskowych bezzałogowymi statkami powietrznymi. Wietnamskie siły zbrojne miały dotychczas eksperymentować z BSP pochodzenia izraelskiego, białoruskiego, ale również próbując rozwijać własne konstrukcje w oparciu o kooperację ze wspomnianymi Białorusinami. 

Zgodnie z analizą dostępnych zdjęć satelitarnych, analitycy pracujący dla Asia Maritime Transparency Initiative zauważają, iż Wietnam rozpoczął szereg nowych prac infrastrukturalnych. Dotyczą one instalacji systemów obrony wybrzeża, a także schronów i bunkrów oraz tuneli podziemnych. Dodatkowo można zaobserwować rozwój budynków administracyjnych, zwiększających zapewne możliwości przyjęcia na wysepki większego kontyngentu żołnierzy wietnamskich. Sygnalizuje się także budowę wież, zapewne związanych z potrzebami coraz wydajniejszych narzędzi komunikacyjnych i wywiadu sygnałowego SIGINT. Wietnamskie wojsko dokonuje również prac nad zwiększeniem kamuflażu zbudowanych obiektów, poprzez rekultywację roślinności. Modernizacje i ulepszenia są odnotowywane nie tylko w przypadku wysp, ale też obiektów lokowanych na sztucznych platformach umocowanych na rafach (podobne platformy są w wykorzystaniu Chińczyków).

defence24.pl

Priorytetem polityki międzynarodowej władz KPCh jest przede wszystkim sprawa Tajwanu oraz eskalujące spory na Morzach Południowo- i Wschodniochińskim. Warto również mieć na uwadze nabierające kształtu porozumienie Indii, Japonii, Australii i USA, w ramach formatu Quadrilateral Security Dialogue (QUAD), konsolidujące się w celu powstrzymywania ekspansji chińskiej. Układ ten uderza w BRICS, ponieważ Indie są jego państwem rdzeniowym, co osłabia organizację tworzoną z inicjatywy Chin. Ponadto powstanie tak silnej struktury może usztywnić stanowisko Japonii w sporze o wyspy Senkaku/Diaoyu. Niemniej jednak, coraz bardziej asertywna postawa Pekinu najpewniej będzie przybierała na sile, wykładniczo wraz ze wzrostem potęgi, bowiem zgodnie z założeniami paradygmatu realistycznego, a przede wszystkim zgodnie z doktryną Legizmu, która zajmuje bardzo ważną rolę w kulturze strategicznej Państwa Środka, każde państwo świadome wzrostu swojej siły stara się poszerzać wpływy geopolityczne. Natomiast, chaos charakteryzujący współczesne środowisko międzynarodowe wyraźnie niepokoi Pekin, bowiem chińska gospodarka osiągała największy wzrost w okresie „jednobiegunowej chwili”, czyli dominacji USA. Ogólnie rzecz ujmując, zjawisko chaosu w filozofii politycznej Chin, stanowi antytezę pożądanej harmonii. I jeśli przyjmiemy tezę, że „z chaosu wyłania się nowy porządek”, który określiłby „liderów” na arenie międzynarodowej, co byłoby pożądane przez Pekin, to w przypadku porażki w konfrontacji z hegemonem (USA), KPCh mogłaby utracić władzę w państwie. W długich dziejach Chin, okresy chaosu poprzedzały zmianę dynastii, a za taką należy uznać KPCh, która w 1949 r. zjednoczyła państwo. Utrata władzy często równoznaczna jest z utratą terytoriów, a tych „jedność” w kulturze chińskiej jest elementem dumy narodowej.

instytutboyma.org

W najbardziej radykalnych komunach kolektywowi trzeba było oddać prywatne działki, ciężkie narzędzia i zwierzęta hodowlane. Często nie pozwalano ludziom zatrzymać nic poza podstawowymi, niezbędnymi rzeczami. Li Jingquan, przywódca Syczuanu, oznajmił: „Nawet gówno należy skolektywizować!”. W odpowiedzi chłopi starali się uratować tyle swojej własności, ile się dało. Zabijali zwierzęta, ukrywali ziarno i sprzedawali majątek. Na samym początku ruchu Hu Yongming, rolnik z wilgotnej, pagórkowatej północno-wschodniej części Guangdongu, zabił cztery kurczaki, a następnego dnia trzy kaczki. Potem przyszła pora na trzy suki, a po jakimś czasie także szczenięta. W końcu zjedzono również kota. Wielu rolników robiło to samo – zjadali drób i zwierzęta domowe. W wioskach w Guangdongu najpierw jedzono kurczaki i kaczki, potem zaś świnie i krowy. Miejscowi urzędnicy, zainteresowani liczbami, wyliczyli, że wraz z nastaniem komun spożycie samej tylko wieprzowiny i warzyw wzrosło o sześćdziesiąt procent, ponieważ w obawie przed kolektywizacją chłopi zjadali produkty ze swych prywatnych działek. W Guangdongu krążyło powiedzenie: „Co zjesz, to twoje, czego nie zjesz, to każdego”.

Podobny scenariusz zdarzał się w miastach, choć próby stworzenia komun miejskich na ogół zarzucano i powrócono do nich dopiero po paru latach. W pierwszych tygodniach października 1958 roku w jednej tylko dzielnicy Kantonu w bankach podjęto ponad pół miliona juanów. W Wuhanie doszło do bankowej paniki: w ciągu dwóch dni od powołania komuny Wschód podjęto jedną piątą wszystkich oszczędności. Niektórzy robotnicy w niewielkich przedsiębiorstwach sprzedawali nawet maszyny
do szycia, od których zależało ich utrzymanie, inni zrywali w domach podłogi i sprzedawali jako drewno opałowe. Obawiając się konfiskaty oszczędności, skąpi niegdyś ludzie zaczynali oddawać się hojnej konsumpcji. Zwykli robotnicy kupowali kosztowne gatunki papierosów i inne towary luksusowe; niektórzy wydawali ekstrawaganckie bankiety. Plotki podsycały zbiorowe lęki: mówiono, że w niektórych wioskach każdemu wolno mieć jedynie koc, a wszystko poza tym jest wspólne: „nawet ubrania mają numery”.

W dążeniu do zwiększenia produkcji i realizacji wyższych zadań produkcyjnych konfiskowano także domy; komuna potrzebowała przecież cegieł na planowane na papierze stołówki, zbiorowe sale sypialne, żłobki i domy starców. Jak widzieliśmy, w Machengu najpierw burzono domy na nawóz, a tendencja ta pogłębiła się z nadejściem komun ludowych. W całym kraju mieszkańcy wsi musieli zacząć mieszkać wspólnie po kilka rodzin, a część trafiła do prowizorycznych szop. Niechętnym rolnikom mówiono, że „ci, którzy się nie wyprowadzą, nie otrzymają przydziału ziarna”. W niektórych wsiach wyburzanie starych domów uzasadniono wspaniałymi wizjami nowoczesności. W komunie Guishan zburzono trzydzieści domów, by zrobić miejsce na utopijny plan, zgodnie z którym brukowane ulice i wieżowce miały zastąpić polne drogi i lepianki. Nie zbudowano ani jednego nowego domu, więc część rodzin musiała zamieszkać w dawnych chlewach lub opuszczonych świątyniach, gdzie deszcz padał do środka przez dziurawy dach, a wiatr wiał przez szpary w ścianach wykonanych ze słomy i gliny. „Zniszczenie mego domu jest jeszcze gorsze niż wykopanie kamienia nagrobnego mego przodka!”, płakał pewien rolnik. Mało kto jednak odważył się narzekać. Większość stała w milczeniu, czasami we łzach, gdy lokalny kierownik przechodził, nie mówiąc ani słowa i tylko wskazując palcem domy do wyburzenia.

W powiecie Dianjiang w Syczuanie jedenastoosobowa grupa chodziła po wsiach, podpalając setki słomianych chat. Głoszone wówczas hasło brzmiało: „Zniszczyć słomiane domy w jeden wieczór, zbudować dzielnice mieszkaniowe w trzy dni, zbudować komunizm w sto dni”. Niektóre wsie całkowicie opustoszały, choć jakoś nigdzie nie udało się wyjść poza etap destrukcji. Domy burzono także dlatego, by oddzielić mężczyzn od kobiet w wielkim dążeniu do ścisłego zdyscyplinowania wsi. W Jingningu w Gansu podczas Wielkiego Skoku na rozkaz szefa prowincji Zhang Zhonglianga zniszczono około dziesięciu tysięcy domostw. Pozbawieni dachu nad głową ludzie najczęściej trafiali nie do sal sypialnych, jak przewidywały modelowe komuny, ale na ulice, bez środków do życia.

Frank Dikotter - Wielki głód