poniedziałek, 12 czerwca 2017


Z jednej strony sondaże wciąż dają Władimirowi Putinowi ponad 80 proc. poparcia. Z drugiej w Rosji narastają nastroje protestacyjne, czego przykład widzieliśmy w marcu. Jak wyjaśnić tę sprzeczność?

Do sondaży należy podchodzić ostrożnie. Obywatele komunikują się z socjologami tak, jak to robili w czasach Związku Radzieckiego. „Popiera pan Putina?” „Tak, tak, popieram, odczepcie się ode mnie.” Stąd te 85 proc. Z drugiej strony polityka Putina była na tyle brutalna, że w rozumieniu obywateli nie ma obecnie alternatywnej kandydatury, która mogłaby go zastąpić. A i propaganda działa, tłumacząc, że jesteśmy otoczeni wrogami, w państwie działa piąta kolumna, grozi nam chaos i rozlew krwi. Ludzie nie widzą, kto poza Putinem może dać im stabilność. Nie kochają go, ale nie wierzą w alternatywę. Jest i druga sprawa. Jeśli mówimy o poparciu dla polityka, należy patrzeć na wyniki wyborów. Po wyborach prezydenckich 2012 r., do których nie dopuszczono kandydatów realnej opozycji, wśród politologów toczyła się dyskusja, na ile poparcie dla Putina jest realne. Jeszcze na tydzień przed wyborami sondaże dawały mu 48–51 proc. A oficjalnie wyszło 64 proc. Wątpliwości pozostały, a ja im wierzę. Jedyny raz, kiedy Putin stanął do prawdziwych wyborów, miał miejsce w 2000 r. Zdobył wtedy 53 proc. I mniej więcej takie poparcie utrzymuje do dziś, choć zmieniają się grupy, które go popierają.

Czy nie jest tak, że rosyjska machina elekcyjna z wyborów na wybory radzi sobie coraz lepiej z gwarantowaniem oczekiwanego przez władze rezultatu, więc opozycja z każdym rokiem ma coraz mniejsze szanse na jakkolwiek rozumiany sukces?

Owszem. Pokazały to ubiegłoroczne wybory parlamentarne. Sondaże na tydzień przed głosowaniem dawały mojej partii PARNAS 8 proc. poparcia. Potem telewizja pokazała film, na którym działacze PARNAS zostali przedstawieni jako zwolennicy ukraińskich faszystów, co zilustrowano zdjęciami rozstrzeliwań z czasów II wojny światowej. Do tego doszły fałszerstwa. Mamy doniesienia z komisji wyborczych, w których kupki głosów oddanych na PARNAS przekładano na kupkę za kremlowską Jedną Rosję albo usuwali ze stołu. I zamiast 8 proc. dostaliśmy 0,7 proc.

forsal.pl